Mogło być tak… – cześć 2
Alternatywne zakończenia do części 2
[SPLASH]
Roztrzęsiona wróciła do domu i pierwsze, co zrobiła, to usiadła do komputera i wklepała notkę na błoga. Wiedziała, że oni tam gdzieś przed ekranami swoich pecetów zrozumieją. Zawsze rozumieli. Byli tak daleko, a ona czuła, jakby byli obok i głaskali ją po głowie w najtrudniejszych chwilach. Cokolwiek napisała, już kilka godzin później znajdowała skomentowane. Mądre rady, zabawne komentarze albo po prostu ciepłe słowo zastępujące uścisk. Magda nigdy nie rozumiała, jak jej mogą wystarczać tacy przyjaciele na odległość, ale Magda po prostu nigdy nie prowadziła błoga.
Kiedyś znalazła w Internecie stronę, na której można było przygotować quiz o sobie, który można później dać innym do wypełnienia. Pomyślała, że to może być dobry sposób na sprawdzenie, jak uważnie czytają jej „wypociny”, jak sama zwykła nazywać swojego błoga. Wstyd powiedzieć, ale na niektóre pytania nawet Magda nie umiała odpowiedzieć. A oni? Wszyscy mieli powyżej sześćdziesięciu procent, a najlepsza była Empty Skies, której udało się zdobyć aż dziewięćdziesiąt. Magda w wielkich bólach zdobyła siedemdziesiąt. A pytania były proste: który z pięciu wymienionych aktorów jej się nie podoba, który zespól uwielbia itp. I to właśnie oni najlepiej wiedzieli, mimo że byli wirtualni.
Dlatego teraz to im najpierw chciała powiedzieć o tym szantażu.
Wezwano mnie dzisiaj na uczelnię. Pani w dziekanacie wcisnęła mi do ręki kartkę z numerem komórki T. i kazała do niego zadzwonić. Nogi się pode mną ugięty i w ogóle nie wiedziałam, co robię. Kupiłam kartę i zamiast udać się do budki, napiłam się kawy na rynku. Myślałam, że już dawno mi minęło to uczucie, ale widać nie do końca. W ogóle nie wiedziałam, co on może chcieć ode mnie. Przecież ostatni raz rozmawialiśmy kilka miesięcy temu i miał się więcej nie odzywać. W końcu zmusiłam się do wykręcenia jego numeru… Glos miał taki sam jak dawniej…Powiedział mi, że jakiś doktorant ukradł pracę jego magistranta…i on się o tym dowiedział… i nie mógł na to pozwolić… i powiedział, że wie, że on tę pracę ukradł, a tamten… wtedy… wyjął nasze wspólne zdjęcia… i zagroził, że powie dziekanowi… i jego żonie… l on chciał się ze mną skontaktować, by mi powiedzieć, że nie może tak żyć i sam chce im o tym powiedzieć. Nie wiem, co teraz będzie. Strasznie się boję. Znów to poczułam. Myślałam, że to minęło. Przecież to ja go wyrzuciłam ze swojego życia. A jednak on w nim pozostał… zepchnięty gdzieś w głąb mojego serca czekał na lepsze czasy… i teraz one chyba nadeszły… Teraz znów nasze drogi splótł zaskakujący los…
Pół godziny później znalazła na blogu pokrzepiające słowa od Empty Skies. Wiedziała już, że cokolwiek się stanie, nie będzie sama. Oni zawsze będą obok, służąc radą i ramieniem do wypłakania się.
Następnego dnia nie miała zajęć. Jakoś w tym semestrze udało jej się tak ułożyć plan, by wykroić jeden dzień wolny. Co prawda środę, więc nie przedłużało to weekendu, ale dawało chwilę wytchnienia w środku tygodnia. Teraz ten wolny dzień pozwolił jej przygotować się na nadchodzące wydarzenia. Kiedy w czwartek pojawiła się na wydziale, koleżanka z grupy podeszła i takim dziwnym, oficjalnym tonem powiedziała, że Martyna ma się stawić u dziekana. Na drugie piętro schodziła, jakby szła po wyrok. Zapukała.
Domyślam się, że pani Zienkiewicz? Dziękuję, że tak szybko się pani zjawiła. Zapewne zna pani powód, dla którego panią tu poprosiłem? Oczywiście, że znała… Chociaż nie do końca wiedziała, co się teraz stanie.
Otrzymałem informacje, które mają ścisły związek z pani osobą. Chodzi o pewnego profesora naszej uczelni, zresztą również mojego przyjaciela. Co pani ma do powiedzenia na ten temat? Oczywiście zdaje pani sobie sprawę, że ja nie mogę tolerować takich rzeczy na moim wydziale? Tomasz powiedział mi, że wszystko między wami skończone, mimo to nie wiem, co dalej z tym fantem powinienem zrobić. Może pani ma jakiś pomysł?
Stała jak sparaliżowana i wiedziała, że wtedy kłamała, że nie poradzi sobie sama, że dziekan wcale nie jest po jej stronie.
W jego oczach dostrzegła coś dziwnego, coś, czego w pierwszej chwili nie umiała zidentyfikować. Zapytał, czy ona pamięta, że pod koniec semestru zdaje u niego egzamin z fonetyki. A później powiedział coś, czego ona do końca życia nie zapomni, coś, co sprawiło, że chciała zapaść się pod ziemię ze wstydu, bólu, upokorzenia.
Powiedział, że skoro spalam z Tomaszem, to na pewno na ocenie z fonetyki zależy mi równie mocno. Podszedł do mnie i chciał mi położyć rękę na pośladku. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło, ale po prostu uderzyłam go w twarz i wybiegłam. I wiecie, gdybym miała to zrobić jeszcze raz, nie zawahałabym się. Jak on nawet mógł pomyśleć, że ja… Potraktował mnie jak zwykłą dziwkę. Jakbym z Tomaszem była tylko dla wyników na studiach, jakby to wszystko nic nie znaczyło…
Biegła korytarzem, co chwilę na kogoś wpadając. Starała się tłumić Izy, chociaż wiedziała, że to nie ma sensu, bo i tak tam więcej nie wróci. Nie ma tam po co wracać. Spaliła za sobą wszystkie mosty. Gdy tylko znalazła się na tyle daleko od wydziału, że mogła spokojnie się rozpłakać, wygrzebała z torebki pomiętą kartkę z jego numerem i swoją komórkę. Nie miała siły szukać budki, poza tym potrzebowała go teraz jak nikogo innego. Wystukała numer i z niecierpliwością czekała na sygnał.
Tym razem jego glos byt zmieniony. Brzmią! jakby był chory albo porządnie zmęczony. Nie mogła wydusić z siebie stówa i po prostu zaszlochała w słuchawkę. Poznał od razu, że to ona.
Marty…? To ty? Kochanie, co się stało? Uspokój się. Proszę, powiedz mi, co się stało.
Udało jej się opanować plącz na tyle, by wydusić z siebie kilka sensownych zdań. Byt zaszokowany tak samo jak ona. Ledwo mógł w to uwierzyć. Powiedział, że jeśli da mu półtorej godziny, to on wsiądzie w samochód i przyjedzie ją utulić. Czekała w tej kawiarni co zawsze. Zdołała się trochę uspokoić. Po drodze znalazła zaciszną kafejkę, w której zostawiła część swojego bólu na ekranie komputera.
Przyjechał. Wyglądał jakoś inaczej. Nieogolony, zszarzała twarz, podkrążone oczy. Znała go na tyle, by wiedzieć, że i dla niego ostatnie dni nie były łatwe. Okazale się, że żona nie potrafiła zrozumieć. Zażądała rozwodu i wyrzuciła go z domu.
Spał w hotelu, a raczej nie spal, tylko nocował, bo od dwóch dni nie zmrużył oka. Siedzieli w tej kawiarni od kilku godzin, nie widząc świata poza sobą i nawet nie zauważyli, że od piętnastu minut byli w niej już tylko oni i właściciel, który niechętnym wzrokiem spoglądał w ich stronę i miał nadzieję, że zrozumieją, że on się spieszy, że walka bokserska trwa już od 10 minut i jeśli szybko nie zamknie, to nie zdąży nawet na ostatnią rundę. A oni tak siedzieli i rozmawiali. O wydarzeniach ostatniego dnia, ostatnich tygodni i miesięcy. W tej malej kawiarence starali się nadrobić każdą straconą sekundę, każdą chwilę, gdy nie byli razem. I ona już wtedy wiedziała, że los dal im drugą szansę, że nie może jej zmarnować. I kiedy on nieśmiało zapytał, czy nie chciałaby z nim zamieszkać, dzielić wszystkiego, co dwoje ludzi może dzielić, ona bez wahania odpowiedziała, że chce.
[MARIUSZ MAKOWSKI]
Znów usłyszała jego głos, zauroczenie powróciło. Wszystko, o czym zapomniała przez tych kilka miesięcy. Chwile szczęścia, które opłaciła już przepłakanymi nocami, domagały się większej zapłaty. Dlaczego?
Chciała o tym nie myśleć. Usiadła przy stoliku, zamówiła kawę. Nic się nie stało, on sobie poradzi, nie pozwoli przecież na to, by jakiś głupi szantaż zmarnował mu życie. Nie martwiła się o siebie, ona też nie zamierzała wypierać się tych zdjęć. Co się stanie z jego małżeństwem? Dziwne. Właśnie teraz po raz pierwszy zadała sobie to pytanie. Ogarnęło ją poczucie winy.
Próbowała znaleźć jakieś rozwiązanie, ale jedyne co mogła zrobić, to czekać. Udawać, że nic się nie stało.
Magdę oczywiście cała sprawa niewiele obeszła. Przynajmniej robiła takie wrażenie.
Martyna, weź się obudź. Takie rzeczy zdarzają się w tanich romansach. On teraz powinien się upić, a ty otruć. Skąd on wytrzasnął tego doktoranta? Faceci są żałosni, wbij to sobie do głowy: Wiesz, co robią, gdy pewnego dnia zauważają, że te sztuczki, na które nas nabierali, przestają działać? Biorą nas na litość. Wiesz, tak mi jest bez ciebie źle, mam straszny problem i tylko ty możesz mi pomóc.
To nie tak. On niczego ode mnie nie chce. Po prostu musiał mi to powiedzieć.
Żałosne. Kogo tak naprawdę obchodzą wasze wspólne zdjęcia? Chyba tylko jego żonę. Ale to już nie twój problem. Jest przecież tak bardzo dorosły i cholernie mądry. Zdawał sobie sprawę z konsekwencji, nawet jeśli ty nie. Ten kawałek o tym, że się utożsamia z tymi zdjęciami, byt naprawdę dobry.
Wiesz co, Magda. Jako mój głos rozsądku potrafisz nieźle mnie wkurzyć.
I dlatego mnie kochasz.
Nie chciała do niego dzwonić, tłumaczyła sobie, że ta sprawa jej nie dotyczy. To nie uczucie do niej sprawiło, że teraz wyzna wszystko swojej żonie. Ale umierała z niepokoju, czuła się źle, wszystko ją drażniło. Przeanalizowała każdy możliwy wariant rozwoju sytuacji, każdy następny wydawał się gorszy od poprzedniego, nie umiała stwierdzić, czego pragnęła. A jeśli jego małżeństwo się rozpadnie i powie, że chce być ze mną? Bata się tego, a jednocześnie czuła, że nie umiałaby odmówić, gdyby ją o to poprosił. A przecież nie chciała go już kochać, była tego pewna. Przez tych kilka miesięcy prawie o nim zapomniała, już prawie nie płakała, gdy w bezsenne noce wspominała chwile z nim spędzone.
Następnego dnia po przyjściu do domu zastała Magdę siedzącą przed komputerem. Oglądała zdjęcia. Ich zdjęcia!
Jezus! Co to jest?
Strona internetowa kochanego szantażysty. Widać byt przygotowany na odpowiedź profesorka.
Magda! To są nasze zdjęcia…
Przecież widzę.