Изменить стиль страницы

Jeśli się chce ocalić swój dom, trzeba go chronić i pilnować przed światem. Tyle zła dookoła. Wystarczyło obejrzeć dziennik albo otworzyć gazetę. Małżeństwo będzie dobre, jeśli będzie otoczone dobrymi związkami. A ile ich było, tak dobrych jak jego związek? Czyż go nie ocalił od rozpadu?

Kawa wystygła. Tak zatopił się w myślach, że zapomniał o niej, a przecież nie znosił zimnej kawy. Czy coś się między nimi popsuło? I kiedy?

Przeżyli też wspólnie trudne chwile. Kiedy Maria powiedziała, że jest w ciąży, próbował się cieszyć, choć widział, co dzieci robią z małżeństwem. Jak kobiety przestają być żonami, a stają się wyłącznie matkami. Ale Maria była taka szczęśliwa.

Kiedy znalazł ją na podłodze w kuchni nieprzytomną i zakrwawioną, obok jeszcze wilgotnej białej firanki i przewróconego stołka, myślał, że oszaleje z bólu. Ale był przy niej cały czas, w karetce i w szpitalu. Wszędzie. Z wyjątkiem sali operacyjnej, na którą zawieźli Marię natychmiast.

Marii trudno było wrócić do normalnego życia. Pogodzić się z faktem, że już nigdy nie będą mieli dzieci. Płakała całymi dniami. Dopiero jak jej wytłumaczył, że on się nie martwi, właściwie to się nawet cieszy, Maria przestała płakać. A on nie oddałby jej za żadne najcudowniejsze na świecie dziecko, nawet za chłopca, który nosiłby jego nazwisko. Nigdy więcej nie widział Marii płaczącej. Czy to nie dziwne, że dopiero teraz to sobie uświadomił?

Pamięta tamten swój strach o Marię. Stojąc pod salą operacyjną, modlił się o Marię, nie o nie. Ono. Minęło tyle lat, a nie potrafił myśleć o nim inaczej. Ono umarło. Nie chciał mieć więcej dzieci. Kiedy wyszedł do niego lekarz i powiedział, że musi podpisać zgodę na operację, że ciąża zaczęła się zachowywać jak nowotwór, zaśniad groniasty – bez chwili wahania podpisał. Zrobiłby wszystko, żeby ratować życie Marii. I w karetce bezradnie szeptał: „Mario, nie, proszę, zaczekaj”. To był jedyny moment, kiedy stracił panowanie nad sobą.

Jego miłość była wieczna jak trawa. Nie opierała się na ulotnej namiętności czy pożądaniu. Była potrzebą serca i o tym nigdy nie zapominał. Oczywiście, była też namiętność między nimi. Kochali się przecież, choć ani on, ani Maria nie należeli do tych, co to dyszą w sposób nieprzyzwoity czy wydają z siebie jęki. A jednak dłonie Marii były delikatne jak tajemnica jej wnętrza, pod wpływem jej dotyku jego serce topniało i zapadał się w niebyt. Całował ją delikatnie i oplatał sobą w miłosnym rytmie, pilnując, aby jej zawsze było dobrze.

Mieli przecież udane życie. Byli dobrym małżeństwem. Najlepszym, jakie znał. Ich znajomi rozchodzili się i schodzili, zdradzali i wybaczali, kłócili i godzili – oni jedni trwali nieprzerwanie przez te wszystkie lata.

***

Ale rzeczywiście, coś było nie w porządku. To, że Marii nie ma dzisiaj, to nie przypadek. Może coś mu chce dać do zrozumienia? Tylko że przecież mogli o tym porozmawiać. Przekonał ją wiele lat temu, że tylko rozmowa… Że ich związek przetrwa, jeśli będzie poza wszelką manipulacją. Ale… Maria rzeczywiście ostatnio była inna. Coś się w niej zmieniało. Może nie dość jej okazywał uczuć? Może się boi, że mąż już jej tak nie kocha? Postarzeli się oboje, ale przecież najpiękniejsze chwile mogą być jeszcze przed nimi. Teraz będą mieli mnóstwo czasu dla siebie. Wyjadą gdzieś… Od dawna odkładany wyjazd będzie możliwy. Musiał coś przeoczyć… Zawsze czekała na niego z ciepłym obiadem, potem… No właśnie, potem ona zmywała, on odpoczywał po pracy, a potem… Zawsze było coś do zrobienia w domu, zresztą często przynosił do domu robotę. Przepisy tak szybko się zmieniały, trzeba być na bieżąco. Dziś księgowość to nie to, co kiedyś… Zresztą najważniejsze było utrzymanie domu na pewnym poziomie. Żeby Maria miała zawsze to, co chce…

No więc, kiedy coś się zmieniło? Prowadzili dość samotne życie, ale przecież mieli siebie. I Maria się z tym zgodziła. Więc? Na pewno nie chodzi o dzieci, dzieci już by wyfrunęły z gniazda, też byliby już dwojgiem samotnych starzejących się ludzi… Po ślubie? Po ślubie określili swoje priorytety i trzymali się tego przez następne lata… A może. Może nie powinien się godzić na… Tak! Nigdy nie powinien był się zgodzić, żeby Maria była, tak jak chciała, Marią. W tym nie było czułości ani intymności, a przecież to właśnie chciał dać Marii. To się musi zmienić. Wszystko będzie inaczej. Ileż razy miał ochotę powiedzieć Marysiu, Marylko, Marysieńko, ale pamiętał jej ton „Jestem Maria, nie Mania, Marysia, Majka. Maria”. Jak mógł sobie na to pozwolić? To jej zdanie wpłynęło tak naprawdę na ich życie!

Wylał zimną kawę i przepłukał filiżankę. Sięgnął po ściereczkę, dokładnie wytarł i odstawił do szafki. Nawet przestał myśleć o jedzeniu.

Musi odpocząć.

Wszedł do sypialni.

Pod kocem, odwrócona do niego tyłem, leżała Maria. Serce podskoczyło mu w piersiach. Bał się, że zemdleje. Maria! Boże, ona nie żyje!

Przypadł do łóżka i chrapliwym szeptem zaczął żarliwie powtarzać:

– Boże, nie, Bożenie!

Maria poruszyła się i podniosła rękę do czoła.

– Zasnęłam? – zapytała, a jej głos rozniósł się po pokoju zapachem konwalii. Bogu niech będą dzięki!

Potem jej powie, jak się czuł, kiedy zobaczył, że nie czekała na niego. Teraz ma ważniejsze rzeczy na głowie. Serce uspokajało się. Zaczął mówić:

– Wszystko rozumiem, wszystko. Mario, to wszystko można zmienić. Zaczniemy od nowa. Przecież życie przed nami. I nie będę do ciebie mówił Mario, nie zgadzam się, będę do ciebie mówił tak, jak zawsze chciałem, a ty mi na to nie pozwoliłaś, tyle lat, tyle lat – szeptał do jej odwróconej głowy. – Marysiu, Marysieńko moja. Wszystko zmienimy. Będziesz najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Tak cię kocham, Marysiu – powtarzał z lubością zdrobnienie jej imienia, którego nigdy nie miał odwagi wymówić.

Usłyszał łkanie i położył uspokajająco rękę na jej głowie. Był naprawdę wzruszony. Wszystko można zacząć od nowa. Niech płacze, niech sobie nareszcie przy nim popłacze.

Maria strąciła jego rękę.

Przez ułamek sekundy widział jej twarz. Ale musiało potrwać, zanim dotarło do niego, że Maria nie płacze. Maria się śmiała. I zanim zdążyła zakryć rękami twarz, błysnął mu obcy grymas jej ust.