Изменить стиль страницы

Nie mogło. A tak przecz się dalej masz frasować?

Owszem, umysł swój utwierdź, odejm się swej woli,

A szczęściu na złość nie bądź dłużej w tej niewoli.

Trudno nagle porzucić miłość zastarzałą,

Trudno, lecz się już na to udaj myślą całą.

To samo zdrowie twoje, na tym wszytko tobie:

Możno abo nie możno, przełom to na sobie.

Panie, jeśli należy Tobie się zmiłować,

A możesz i w ostatnim zginieniu ratować,

Wejrzy na mię, smutnego, a jeśli cnotliwy

Żywot mój, oddal ten wrzód ode mnie szkodliwy23,

Który, wkradszy się, jako gnuśność, w skryte kości,

Wygnał mi wszytki prawie z serca me radości.

Już nie o to ja stoję, by mię miłowała,

Albo, co niepodobno, cnotliwą być chciała,

Sam zdrów być pragnę, a ten ciężki wrzód położyć.

Panie, za mą pobożność chciej mi to odłożyć!

Do Kachny

Choć znasz uczynność moję i chęć prawą czujesz,

Przedsię ty mnie szpetną twarz, Kachno, ukazujesz.

Do Kachny

Po sukni znam żałobę, znam i po podwice24.

Kasiu, to nie żałoba — ubielone lice25!

Do kaznodzieja

Za twym długim kazaniem, księże kaznodzieja,

Gody chciał mieć gospodarz, ale go nadzieja

Omyliła, bo obiad nie chciał pojąć żony26;

Owa wieczerza przedsię i obiad zjedzony.

Do kogoś

Już to, jako to kiedyś zdrów, a pijesz do mnie,

Podobnoć i ja mogę podpić sobie skromnie.

Ale kiedy ty puszczasz krew, czemu ja piję?

A nie obeszło mię to, ażem nalał szyję.

Do Lubomira

Idąc mimo libraryją27,

Kędy mądre księgi biją,

Lubimir28 miedzy tytuły

Przeczytał: Bitwa u Huły29.

Zlękł się i padł. Hej, panowie,

Moskiewscy bohatyrowie,

Dla Boga, nie zabijajcie,

Raczej żywo poimajcie!

Do Łask30

Wam swe nieszczęsne rymy, wam swe smutne strony,

Zgodne Łaski, oddawam, żalem zwyciężony.

Taki upad w mym sercu miłość uczyniła,

Że mię tylko cień został, samego zniszczyła.

Do Magdaleny

Ukaż mi się, Magdaleno, ukaż twarz swoje, Twarz, która prawie wyraża różą oboje31.

Ukaż złoty włos powiewny, ukaż swe oczy,

Gwiazdom równe, które prędki krąg nieba toczy.

Ukaż wdzięczne usta swoje, usta różane,

Pereł pełne, ukaż piersi miernie wydane

I rękę alabastrową, w której zamknione

Serce moje. O głupie, o myśli szalone!

Czego ja pragnę? O co ja, nieszczęsny, stoję?

Patrząc na cię, wszytkę władzą straciłem swoję;

Mowy nie mam, płomień po mnie tajemny chodzi,

W uszu dźwięk, a noc dwoista oczy zachodzi.

Do Mikołaja Firleja

Mało na tym, że moje fraszki masz pisane,

Lecz je chcesz, Mikołaju, mieć i drukowane;

Ku ćci czy hańbie mojej? — Cóż, nie wierzysz temu

Żeś i sam w nich? Ba, jesteś, już wierz słowu memu

A tak rozmyśl się na to, trefno li to będzie,

Gdy we fraszkach kasztelan32 drukowany siędzie?

Jać wytrwam, choć mię będą fraszkopisem wołać,

Bom nie mógł ani bojom, ani mężom zdołać.

Do Mikołaja Wolskiego33

Owa jedziesz precz od nas, mieczniku drogi!

Gdzież to mnie też mieć było życzliwsze bogi,

Żebych był towarzystwa twego mógł zażyć,

Przy tobie i do Kolchów śmiałbym się ważyć

Przez morskie Symplegady34 płynąć, gdzie śmiały

Jazon ledwe mógł uwieść swój korab35 cały.

Przy tobie ja, cnotliwy starosto, mogę

Wszytkę Lartijadego objechać drogę,

Trący ją, Lotofagi i jednookie

Cyklopy, i możnego dwory wysokie

Eola, Antyfata, i jędzę zioły

Możną ludzi przetwarzać to w psy, to w woły;

Piekło, syreny, Scyllę, Charybdę srogą

I czabany słoneczne, potrawę drogą,

Nimfy morskie, tyrany szerokowładne,

Wszytko to rzeczy wytrwać przy tobie snadne.

Ale mnie (czego taić zgoła nie mogę)

Niewiasta smutna trzyma, której gdy drogę

Wspomionę, wnet twarz blednie, oczy łzy leją,

A mnie patrząc i serce, i członki mdleją,

Że już ani w omacmie pruć się brzytwami,

Ani pomyślę szachów grać z Sybillami.

A tak jedź sam w dobry czas, mnie zostawiwszy,

A potym, świat wedle swej myśli zwiedziwszy,

Bodaj w sławie i w dobrym zdrowiu do Polski

Przyjechał, dobrych ojców cnotliwy Wolski!

Do miłości

Długoż masz, o Miłości, frasować me lata?

Czy podobno przed czasem chcesz mię zgładzić z świata?

Nie tegoć zasłużyły wdzięczne rymy moje,

Które od umarzłego morza imię twoje

Rozniosły aż do brzegu murzyńskiej granice36

Gdzie wieczny znój panuje i wieczne cieplice.

A ty mię za to zabij, o rozbój ca srogi,

Aby nie tylko Orfeus wysławiając bogi

Był piorunem trozębym z wysoka przerażon37,

Ale i ja od ciebie za swoję chęć skażon.

Jednak: abo nie każda krwawa twoja rana,

Abo znośna niewola u wdzięcznego pana.

Tak li ty chcesz, tak li to niesie szczęście moje,

Nie chcę przeć; mam czym cieszyć smutne serce swoje.

A ty, przebóg, nie zajrzy; gniew li to twój czuję,

Łaskę li, niech do śmierci tę jednę miłuję!

Do miłości

Gdzie teraz ono jabłko i on klinot drogi,

Który mógł zahamować nieścignione nogi

Pierzchliwej Atalanty38? Gdzie taśma szczęśliwa39,

Która serca i myśli upornych dobywa?

Ciebie na pomoc wzywam, ciebie, o Miłości.

Której z wieku używa świat dobrotliwości,

Która spornych żywiołów gniew spinasz łańcuchem,

Dna morskiego i nieba sięgasz swoim duchem,

Lwom srogość odejmujesz i żubrom północnym,

Użyte serce dajesz bohatyrom mocnym.

Ty mię ratuj, a swoją strzałą uzłoconą

Ugodź w serce, a okróć myśl nieunoszoną

Zapamiętałej dziewki, której ani skokiem

Człowiek dogonić może, ledwe zajźrzeć okiem.

Do miłości

Jam przegrał, ja, Miłości! — Tyś plac otrzymała,

Tyś mię prawie do zimnej wody40 już dognała.

Widzę swój błąd na oko i próżne nadzieje,

A przed wstydem i żalem serce prawie mdleje.

Ku temuś mię kresowi swym pochlebstwem wiodła,

Abyś mię czasu swego tak haniebnie zbodła.

Zbodłaś mię, a ten zastrzał twój nielitościwy

Mnie być pamiętny musi, pókim jedno żywy.

Acz i żywot w twych ręku, a jeśli litości

Twej nade mną nie będzie, jam zginął, Miłości!

Zginąłem, a łzy moje dokonać mię mają

Które mi z oczu płynąć nigdy nie przestają.

Postaw słup marmurowy41, znak zwycięstwa twego,

Na nim zawieś zewłoki poimania swego42,

Zewłoki, jakie widzisz, i korzyść ubogą,

Bo w tyraństwie twym ludzie zbogacieć nie mogą.

Cokolwiek jest, twój łup jest: weźmi naprzód z głowy

Na poły już przewiędły wieniec fijołkowy.

Potym lutnią, a przy niej pieśni żałościwe,

Na jakie się zdobyło serce nieszczęśliwe;

To też nocny przewodnik, świeca opalona,

I broń w późnych przygodach nieraz doświadczona.

Jest co więcej? Facelet43 łzami napojony,

W nim obrączka ze złota, upominek płony,

A nawet mieszek próżny; toć wysługa moja,

A na ten czas, Miłości, ze mnie korzyść twoja,

Na której przestań, proszę, a mnie nieszczęsnego

Z uszyma puść do domu, jako z targu złego44!