- Mozna miec zastrzezenia do teorii Eltibalda, do interpretacji przepowiedni. Ale nie sposób podwazyc faktu wystapienia potwornej mutacji wsród dziewczat urodzonych krótko po zacmieniu.

- Cóz sprawia, ze nie mozna tego podwazyc? Slyszalem cos zupelnie przeciwnego.

- Bylem przy sekcji jednej z nich - powiedzial czarodziej. - Geralt, to, co znalezlismy wewnatrz czaszki i rdzenia, nie dawalo sie jednoznacznie okreslic. Jakas czerwona gabka. Wewnetrzne organy przemieszane, niektórych w ogóle brak. Wszystko pokryte ruchliwymi rzeskami, sinorózowymi strzepkami. Serce o szesciu komorach. Dwie praktycznie w atrofii, ale jednak. Co ty na to?

- Widzialem ludzi majacych zamiast rak orle szpony, ludzi z wilczymi klami. Ludzi o dodatkowych stawach, dodatkowych organach i dodatkowych zmyslach. Wszystko to byly efekty waszego babrania sie w magii.

- Widziales rózne mutacje, powiadasz - uniósl glowe czarnoksieznik. - A ile z nich zatlukles za pieniadze, zgodnie ze swoim wiedzminskim powolaniem? Co? Bo mozna miec wilcze kly i poprzestawac na szczerzeniu ich do dziewek w oberzy, a mozna miec jednoczesnie wilcza nature i atakowac dzieci. A tak wlasnie bylo w przypadku dziewczynek urodzonych po zacmieniu, u których stwierdzono wrecz niepoczytalna sklonnosc do okrucienstwa, agresji, gwaltownych wybuchów gniewu, a takze wybujaly temperament.

- U kazdej baby mozna stwierdzic cos takiego - zadrwil Geralt. - Co ty mi tu pleciesz? Pytasz, ile mutantów zabilem, dlaczego nie ciekawi cie, ile z nich odczarowalem, wyzwolilem od klatwy? Ja, pogardzany przez was wiedzmin. A co uczyniliscie wy, potezni czarnoksieznicy?

- Zastosowano wyzsza magie. Nasza, jak równiez kaplanska, w róznych swiatyniach. Wszystkie próby zakonczyly sie smiercia dziewczynek.

- To swiadczy zle o was, nie o dziewczynkach. A wiec mamy juz pierwsze trupy. Rozumiem, ze tylko te sekcjonowano?

- Nie tylko. Nie patrz tak na mnie, wiesz dobrze, ze byly i dalsze trupy. Poczatkowo postanowiono eliminowac wszystkie. Usunelismy kilka... nascie. Wszystkie sekcjonowano. Jedna wiwisekcjonowano.

- I wy, sukinsyny, osmielacie sie krytykowac wiedzminów? Ech, Stregobor, przyjdzie dzien, kiedy ludzie zmadrzeja i dobiora sie wam do skóry.

- Nie sadze, zeby predko przyszedl taki dzien - rzekl cierpko czarodziej. - Nie zapominaj, ze dzialalismy wlasnie w obronie ludzi. Mutantki utopilyby we krwi cale krainy.

- Tak twierdzicie wy, magicy, zadarlszy nosy do góry, ponad wasz nimb nieomylnosci. Jesli juz o tym mowa, nie bedziesz chyba twierdzil, ze w waszym polowaniu na rzekome mutantki nie pomyliliscie sie ani razu?

- Niech ci bedzie - rzekl Stregobor po dluzszej chwili milczenia. - Bede szczery, chociaz nie powinienem, we wlasnym interesie. Pomylilismy sie, i to wiecej niz jeden raz. Ich selekcja byla nader trudna. Dlatego tez zaprzestalismy je... usuwac, zaczelismy izolowac.

- Wasze slynne wieze - parsknal wiedzmin.

- Nasze wieze. To byl jednak kolejny blad. Nie docenialismy ich i sporo nam ucieklo. Wsród królewiczów, zwlaszcza tych mlodszych, co to niewiele mieli do roboty, a jeszcze mniej do stracenia, zapanowala jakas oblakancza moda na uwalnianie wiezionych slicznotek. Wiekszosc, na szczescie, poskrecala karki.

- O ile wiem, uwiezione w wiezach szybko marly. Mówiono, ze bez waszej pomocy sie nie obeszlo.

- Klamstwo. Rzeczywiscie jednak szybko popadaly w apatie, odmawialy jedzenia... Co ciekawe, krótko przed smiercia zdradzaly dar jasnowidzenia. Kolejny dowód mutacji.

- Co dowód, to mniej przekonywajacy. Nie masz ich wiecej?

- Mam. Silvena, pani na Naroku, do której nigdy nie udalo sie nam nawet zblizyc, bo przejela wladze bardzo szybko. Teraz dzieja sie w tym kraju okropne rzeczy. Fialka, córka Evermira, uciekla z wiezy za pomoca sznura uplecionego z warkoczy i obecnie terroryzuje Pólnocny Velhad. Bernike z Talgaru uwolnil idiota królewicz. Teraz oslepiony siedzi w lochu, a najczesciej zauwazalnym elementem krajobrazu w Talgarze jest szubienica. Sa i inne przyklady.

- Pewno ze sa - rzekl wiedzmin. - W Jamurlaku, na przyklad, panuje staruszek Abrad, ma skrofuly, nie ma ani jednego zeba, urodzil sie chyba ze sto lat przed tym zacmieniem, a nie usnie, jesli kogos nie zakatuja w jego przytomnosci. Wyrznal wszystkich krewnych i wyludnil polowe kraju w niepoczytalnych, jak to okresliles, napadach gniewu. Sa i slady wybujalego temperamentu, podobno w mlodosci przezywano go nawet Abrad Zadrzykiecka. Ech, Stregobor, byloby pieknie, gdyby okrucienstwa wladców mozna bylo wytlumaczyc mutacja lub klatwa.

- Posluchaj, Geralt...

- Ani mysle. Nie przekonasz mnie do swoich racji, ani tym bardziej do tego, ze Eltibald nie byl zbrodniczym wariatem. Wrócmy do potwora, który jakoby ci zagraza. Po wstepie, jaki zrobiles, badz swiadom, ze historia mi sie nie podoba. Ale wyslucham cie do konca.

- Nie przeszkadzajac zlosliwymi uwagami?

- Tego nie moge obiecac.

- Cóz - Stregobor wsunal dlonie w rekawy szaty - tym dluzej to bedzie trwalo. A zatem, historia zaczela sie w Creyden, malym ksiestewku na pólnocy. Zona Fredefalka, ksiecia Creyden, byla Aridea, madra, wyksztalcona kobieta. Miala w rodzie wielu wybitnych adeptów kunsztu czarnoksieskiego i zapewne w drodze dziedzictwa przejela dosc rzadki i potezny artefakt, Zwierciadlo Nehaleni. Jak wiesz, Zwierciadla Nehaleni sluzyly glównie prorokom i wyroczniom, bo bezblednie, choc zawile, przepowiadaja przyszlosc. Aridea dosc czesto zwracala sie do Zwierciadla...

- Ze zwyczajowym pytaniem, jak sadze - przerwal Geralt. - "Kto jest najpiekniejszy na swiecie?" Jak wiem, wszystkie Zwierciadla Nehaleni dziela sie na uprzejme i na rozbite.

- Mylisz sie. Aridee bardziej interesowaly losy kraju. A na jej pytania Zwierciadlo przepowiedzialo paskudna smierc jej samej i calego mnóstwa ludzi z reki badz z winy córki Fredefalka z pierwszego malzenstwa. Aridea postarala sie, aby wiadomosc o tym dotarla do Rady, a Rada wyslala do Creyden mnie. Nie musze dodawac, ze pierworodna Fredefalka urodzila sie krótko po zacmieniu. Obserwowalem mala dyskretnie krótki czas. W tym to czasie zdazyla zameczyc kanarka i dwa szczeniaki, a takze trzonkiem grzebienia wylupila oko sluzebnicy. Przeprowadzilem kilka testów za pomoca zaklec, wiekszosc potwierdzila, ze mala byla mutantem. Poszedlem z tym do Aridei, bo Fredefalk swiata poza córka nie widzial. Aridea, jak mówilem, byla nieglupia kobieta...

- Jasne - przerwal znowu Geralt - i zapewne nie przepadala za pasierbica. Wolala, by tron dziedziczyly jej wlasne dzieci. Dalszego ciagu sie domyslam. Ze tez nie znalazl sie tam wówczas ktos, kto ukrecilby jej szyje. I tobie przy okazji tez.

Stregobor westchnal, uniósl oczy ku niebu, na którym tecza wciaz mienila sie wielobarwnie i malowniczo.

- Ja bylem za tym, by ja tylko izolowac, ale ksiezna zadecydowala inaczej. Poslala mala do lasu z wynajetym zbirem, lowczym. Znalezlismy go pózniej w zaroslach. Nie mial na sobie spodni, nietrudno bylo wiec odtworzyc przebieg wypadków. Wbila mu szpilke od broszki w mózg, przez ucho, zapewne wtedy, gdy uwage mial zaprzatnieta zupelnie czyms innym.

- Jezeli sadzisz, ze mi go zal - mruknal Geralt - to jestes w bledzie.

- Urzadzilismy oblawe - ciagnal Stregobor - ale po malej slad zaginal. Ja zas musialem w pospiechu opuscic Creyden, bo Fredefalk zaczal cos podejrzewac. Dopiero po czterech latach otrzymalem wiesci od Aridei. Wytropila mala, zyla w Mahakamie z siedmioma gnomami, których przekonala, ze bardziej oplaca sie lupic kupców na drogach niz zapylac sobie pluca w kopalni. Powszechnie nazywano ja Dzierzba, bo pojmanych zywcem lubila nabijac na zaostrzone kolki. Aridea kilkakrotnie wynajmowala morderców, ale zaden nie wrócil. Potem zas trudno bylo znalezc chetnych, mala byla juz dosc slawna. Mieczem nauczyla sie robic tak, ze malo który mezczyzna mógl stawic jej czolo. Wezwany, przybylem potajemnie do Creyden, po to tylko, by sie dowiedziec, ze ktos otrul Aridee. Powszechnie uwazano, ze to sam Fredefalk, który upatrzyl sobie mlodszy i jedrniejszy mezalians, ale ja sadze, ze to Renfri.