HANS: Powiedzmy…

DEAN: Przed kilkuset milionami lat nastąpiła, katastrofa… Na skutek zachwiania równowagi przemian jądrowych Proxima rozrosła się do ogromnych rozmiarów. Temperatura jej podniosła się tak, iż rozgrzane silnie gazy i pary atmosfery Nokty zaczęły z gwałtowną prędkością ją opuszczać. Wobec niedużej siły ciążenia atmosfera uciekła niemal całkowicie, zanim temperatura opadła, i znów zapanował kosmiczny mróz. Od chwili katastrofy nie następowały na powierzchni planety żadne zmiany, poza uderzeniami meteorytów, zresztą kiedyś znacznie liczniejszymi niż dziś. Wiecie, że zaczynam się do tej hipotezy przekonywać.

HANS: Za wcześnie. Istnieje „ale”, które ją burzy.

DEAN: Jakie „ale”?

HANS: Najpierw pewne sprostowanie: Wzrost temperatury nastąpił, jak wynika z ostatnich dokładniejszych obliczeń, nie przed kilkuset milionami; lecz zaledwie przed dwoma tysiącami lat.

DEAN: Ciekawe… Występuje więc zbieżność w czasie dwóch faktów: wzrostu temperatury i zmiany orbit planet Temy i Nokty.

HANS: Tak, ale to nie usuwa innych obiekcji. Po pierwsze trudno przypuścić, że Proxima jest Nową.[16] Przeżyła ona wstrząs tylko jeden raz. A przecież gwiazdy Nowe rozbłyskują cyklicznie. Natomiast nigdzie na tej planecie nie stwierdziliśmy wcześniejszego działania wyższych temperatur. Ponadto Proxima jest czerwonym, a nie białym karłem.

DEAN: A może jednak istnieją gwiazdy tego typu? Mogą być różne drogi ewolucji. Tak samo nie u wszystkich zaobserwowanych Nowych stwierdzono ponowną eksplozję. Co prawda cykle mogą być bardzo długie. Ale któż zaręczy, że przed dwoma tysiącami lat nie nastąpił pierwszy lub przynajmniej najsilniejszy wzrost jasności Proximy?

MARY: Niestety…

HANS: Istnieje kolejne „ale”, które wyklucza, że był to wstrząs zbliżony chociaż do typu Nowej.

DEAN: Jakież znów „ale”?

HANS: Na wszystkich planetach Układu Proximy pozostała powłoka gazowa lub lodowa. Znikła tylko na… ostatniej, najdalszej.

DEAN: Rzeczywiście. Ale ze mnie… Chociaż… Może jednak zdecydował tu fakt, że jest to planeta o masie sto razy mniejszej od Ziemi. Siła ciążenia była tu zbyt słaba, aby utrzymać rozpaloną atmosferę. Jak oceniacie maksymalną temperaturę w punkcie podsłonećznym w tym okresie?

MARY: Do 450 stopni.

DEAN: Na Primie byłoby więc ponad dwa i pół tysiąca stopni. Prima ma ogromną masę, ale wykluczone, aby Tema i Urpa utrzymały atmosferę. One krążą przecież jeszcze bliżej.

HANS: Fakty jednak pozostają faktami. Nokta przeżyła dwa tysiące lat temu gwałtowny przypływ temperatury z zewnątrz. Mówią o tym ślady.

DEAN: A przecież przyczyną tego mogła być tylko Proxima. Nie widzę innego źródła ciepła…

MARY: Musimy więc odwrócić zagadnienie: Dlaczego na innych planetach jest lód? Więcej — przecież na niektórych obszarach Temy obecnie istnieje roślinność.

DEAN: Jeśli Proxima zwiększyłaby swój promień czterdziestokrotnie, Tema znalazłaby się całkowicie w jej wnętrzu. Nic się nie zgadza.

HANS: Przesada. Po prostu brak nam jeszcze elementów do zbudowania właściwej hipotezy.

DEAN: A gdyby przyjąć, że przyczyna zmiany orbity Nokty i wzrostu temperatury była jedna?

HANS: To znaczy?

DEAN: Załóżmy, że Nokta przeszła dwa tysiące lat temu obok Proximy. Mogła po drodze wpłynąć na zmianę orbity Temy… Nie! Masa jej jest chyba za mała, aby nastąpiło tak duże zniekształcenie orbity Temy. Gdyby nie ta mała masa, nic nie stałoby na przeszkodzie, aby później, pod wpływem przyciągania Umbry, nastąpiło przekształcenie wydłużonej orbity Nokty w obecną orbitę. Można to zresztą sprawdzić matematycznie.

HANS: A jak wytłumaczysz rozbicie planety X?

DEAN: Niestety… Masz rację. Hipoteza ta w ogóle nie ma sensu.

HANS: Tego bym nie powiedział. Nasunęła mi się w tej chwili nowa myśl, tylko nie wiem, czy słuszna. Może właśnie dzięki planecie X twoja hipoteza nabierze cech prawdopodobieństwa.

DEAN: Dzięki planecie X?

HANS: Załóżmy, że Nokta pierwotnie nie była planetą, lecz księżycem planety X.

DEAN: Świetny pomysł! Ta właśnie planeta X, przechodząc wraz z Nokta blisko Proximy, spowodowała zmianę orbity Temy! Potem planeta X uległa zagładzie, a Nokta pod wpływem Umbry…

MARY: Za bardzo się śpieszycie. Po pierwsze hipoteza Hansa musi upaść, i to bezapelacyjnie. Po prostu Nokta nie utrzymałaby atmosfery w temperaturze koniecznej do. istnienia życia. Ma za małą masę, podobnie jak ziemski Księżyc. A przecież zarówno meteoryt Włada, jak i odkrycia ekipy Igora wskazują na istnienie kiedyś życia na planecie X. Niemożliwe więc, aby na księżycu tej planety panowały w tym czasie warunki odpowiadające Neptunowi czy Plutonowi, czyli temperatura poniżej 200 °C.

HANS: Masz słuszność. Zupełnie o tym zapomniałem. Powiedziałaś jednak „po pierwsze”. A co „po drugie”?

MARY: Po drugie trzeba najpierw spróbować wytłumaczyć przyczyny katastrofy planety X i „zwichrowania”, jak mówi Renę, Układu Proximy. Nie czytaliście najnowszego biuletynu. Otóż Andrzej poddaje krytyce szereg własnych i cudzych hipotez.

DEAN: Nic nie wiedziałem o biuletynie.

MARY: Przyszedł po waszym odlocie. Dziś rano. Są też notatki Suzy dla Daisy.

MAKROCHONDRY

(Fragmenty notatek Suzy dla Daisy)

II księżyc Primy, 7 czerwca 2535

Choć już trzeci tydzień krążymy wśród rodzinki księżyców Primy, dopiero dziś przystąpiłam do sporządzania dzienniczka, o który mnie prosiłaś.

W poniedziałek opuściliśmy statek Argo, lądując labdźetem na najbliższym księżycu tego kolosa planetarnego. Księżyc nazwaliśmy Liliputem.

Miniaturowy glob, na którym się znajdujemy, ma 80 km średnicy i jest niemal zupełnie okrągły. Brak poważniejszych wzniesień i w ogóle jakiejś ciekawszej rzeźby terenu nasuwa porównanie z kulą bilardową, oczywiście w odpowiednim powiększeniu.

Sam widok olbrzymiej Primy, zwanej również Proximą B, już się nam, nieastronomom, nieco znudził. Zasłania sobą niemal pół nieba, co sprawia przytłaczające wrażenie. Patrząc w jej tarczę, chwilami, zwłaszcza w czasie pełni, można ulec złudzeniu, że gigantyczny krąg planety olbrzymieje w oczach i że zaraz wpadniemy w kipiel jej mroźnego kociołka. Prima jest kulą zbudowaną niemal w całości z wodoru, który w jej wnętrzu pod wpływem kolosalnego ciśnienia przeszedł w fazę metaliczną. Dopiero wokół tego stałego jądra rozciąga się ocean ciekłych gazów. Zewnętrzna atmosfera to głównie amoniak i metan. Zresztą wyraźną granicę między stanem ciekłym a gazowym trudno tu ustalić.

Argo, 10 czerwca

Dziś wyruszyliśmy w drogę ku dalszym regionom układu księżyców Primy.

Co prawda trudno ten orszak nazwać rodziną, księżyce różnią się bowiem pochodzeniem. Liliput jest autentycznym księżycem i okrąża planetę prawie od początku jej istnienia. To samo można powiedzieć o sześciu innych satelitach Primy, z których dwa są większe od Marsa.

Reszta — to prawdopodobnie schwytane planetoidy. Co do kilku mamy zupełną pewność ze względu na wydłużone orbity oraz nieregularne kształty tych ciał kosmicznych.

Labdżet A-2, 11 czerwca

Po paru minutach pracy silnika — cisza. Mam spokój na dwie godziny, więc piszę. Lecimy w składzie: Igor, Czin i ja. Za doraźny cel obraliśmy jeden z księżyców, niewątpliwie planetoidalnego pochodzenia. Właściwie trudno określić — jeden czy dwa. Badania pantoskopowe z odległości kilku milionów kilometrów każą przypuszczać, że są to dwie oddzielne bryły „przylepione” do siebie siłami wzajemnego przyciągania, bardzo zresztą nikłymi, zważywszy drobne ich rozmiary. Planetoida obraca się wolno wokół osi. Gdyby obrót był szybki, nie utrzymałaby się w tej postaci.

Piszesz o Waszych badaniach Nokty, o pracach Mary, Hansa, Deana i Zoe, a nie wspominasz ani słowem, co robi Wład. Jeśli milczysz na ten temat dlatego, aby mnie nie denerwować, to się mylisz. Jestem twarda jak skała i zimna jak Urpa.