Konrad

«I cóż wypłaczemy?…

Płakałem, pomnisz, kiedy się wydarłem

Na wieki wieków z twojego objęcia;

Gdy dobrowolnie dla szczęścia umarłem,

Ażeby krwawe spełnić przedsięwzięcia.

Już uwieńczone zbyt długie męczeństwo!

Teraz stanąłem u życzeń mych celu,

Mogę się zemścić na nieprzyjacielu:

A ty mi przyszłaś wydzierać zwycięstwo!…

Odtąd jak znowu z okna twej wieżycy

Spojrzałaś na mnie: w całym kręgu świata

Znowu nic nie ma dla mojej źrenicy,

Tylko jezioro i wieża, i krata…

Wkoło mnie wszystko wre wojny rozruchem:

Śród trąb odgłosu, śród oręża szczęku,

Ja niecierpliwym, wytężonym uchem

Szukam ust twoich anielskiego dźwięku,

I dzień mój cały jest oczekiwaniem,

A gdy wieczornej doczekam się pory,

Chcę ją przedłużyć rozpamiętywaniem:

Ja życie moje liczę na wieczory!

Tymczasem Zakon spoczynkowi łaje

[56]

,

O wojnę prosi, własnej żąda zguby,

I mściwy Halban wytchnąć mi nie daje:

Albo dawniejsze przypomina śluby,

Wyrżnięte sioła i zniszczone kraje;

Albo, gdy nie chcę skargi jego słuchać,

Jednym westchnieniem, skinieniem, oczyma,

Umie przygasłą chęć zemsty rozdmuchać…

Wyrok mój zda się przybliżać do końca,

Nic już Krzyżaków od wojny nie wstrzyma.

Wczoraśmy z Rzymu odebrali gońca,

Z różnych stron świata niezliczone chmury

Pobożny zapał w pole nagromadził,

Wszyscy wołają, abym ich prowadził

Z mieczem i krzyżem na wileńskie mury…

A przecież — wyznam ze wstydem ! — w tej chwili,

Kiedy się ważą narodów wyroki,

Myślę o tobie, wynajduję zwłoki,

Żebyśmy jeszcze dzień jeden przeżyli…

Młodości! jakże wielkie twe ofiary!

Jam miłość, szczęście, jam niebo za młodu

Umiał poświęcić dla sprawy narodu,

Z żalem lecz z męstwem! — a dzisiaj, ja stary,

Dzisiaj powinność, rozpacz, wola boża

Pędzą mię w pole: a ja siwej głowy

Nie śmiem oderwać od tych ścian podnóża,

Ażeby twojej nie stracić — rozmowy!…»

Umilknął. Z wieży słychać tylko jęki.

W milczeniu długie przeciekły godziny;

Noc rozrzedniała

[57]

i promyk jutrzenki

Już zarumienił lica cichej wody;

Pomiędzy liściem drzemiącej krzewiny

Ze szmerem ranne przewiewały chłody,

Ptaszęta cichym ozwały się pieniem,

Umilkły znowu — i długim milczeniem

Znać dają, że się zbudziły za wcześnie.

Konrad powstaje, wzniósł ku wieży czoło,

Długo na kratę poglądał boleśnie.

Słowik zanucił. Konrad na około

Spojrzał: już ranek; opuścił przyłbicę,

W szerokie zwoje płaszcza twarz obwinął,

Skinieniem ręki żegna pustelnicę

I w krzakach zginął.

Tak duch piekielny od wrót pustelnika

Na odgłos dzwonu porannego znika.

IV

                      Uczta

Był dzień patrona, uroczyste święto.

Komtury z braćmi do stolicy jadą;

Białe chorągwie na wieżach zatknięto:

Konrad rycerzy ma uczcić biesiadą.

Sto białych płaszczów powiewa za stołem,

Na każdym płaszczu czerni się krzyż długi:

To byli bracia; a za nimi kołem

Młodzi giermkowie stoją dla posługi.

Konrad na czele. Po lewicy tronu

Wziął miejsce Witołd ze swymi hetmany,

Dawniej był wrogiem, dziś gościem Zakonu,

Przeciwko Litwie sojuszem związany.

Już Mistrz powstawszy daje uczty hasło:

«Cieszmy się w Panu!» Wnet puchary błysły

[58]

,

«Cieszmy się w Panu!» tysiąc głosów wrzasło,

Srebra zabrzmiały, strugi wina trysły.

Wallenrod usiadł i na łokciu wsparty

Słuchał z pogardą nieprzystojnych gwarów;

Umilkła wrzawa, ledwie ciche żarty

Gdzieniegdzie przerwą lekki dźwięk pucharów.

«Cieszmy się — rzecze. — Cóż to, bracia moi,

Także rycerzom cieszyć się przystoi?

Zrazu wrzask pjany, a teraz szmer cichy…

Mamyż ucztować jak zbójce lub mnichy?

Inne zwyczaje były za mych czasów,

Kiedy na pełnym trupów bojowisku,

Śród gór kastylskich lub finlandzkich lasów,

Przy obozowym piliśmy ognisku.