– W bocznym korytarzu nie będziemy mieli żadnej osłony – powiedział, podejrzewając, że za rogiem czai się strzelec. – Lepiej się rozdzielmy. Pan niech idzie naprzód wzdłuż lewej burty. Ja pójdę przy prawej. I trzeba się pospieszyć, żebyśmy nie wylądowali po złej stronie linii demarkacyjnej.
Dirk skinął głową.
– Do zobaczenia na mostku – szepnął.
Przebiegł przez pokład rufowy, wysunął się ostrożnie zza rogu przy lewej burcie i ruszył naprzód. Przez hałas silników docierały dalekie strzały na lądzie, ale Dirk nasłuchiwał odgłosów na jachcie. Dotarł do schodów. Mostek był już prawie w zasięgu, tylko jeden poziom wyżej i dziesięć metrów dalej. Dirk spojrzał w górę. Nagle zabrzmiał głośny terkot broni automatycznej. Dirkowi skoczyło tętno, ale po chwili uświadomił sobie, że strzały padły przy prawej burcie jachtu.
Gutierrez czekał na atak przeciwnika. Posuwał się wzdłuż prawej burty i trzymał nisko przy pokładzie. Kiedy dotarł do schodów, wspiął się po stopniach cicho jak kot. Ledwo postawił stopę na górze, nad jego głową zagwizdały pociski. Ogień otworzył strzelec ukryty na skrzydle mostka.
Gutierrez omal nie dostał. Seria poszła za wysoko, bo jacht nagle zwolnił i przechylił się w skręcie do wąskiego kanału wychodzącego z zatoki. Komandor zbiegł kilka stopni w dół, potem się odwrócił i uniósł pistolet. Zaczekał cierpliwie kilka sekund, aż znów zobaczy błysk z lufy przeciwnika. Pociski podziurawiły tekowy pokład centymetry od jego głowy i poczuł na twarzy ukłucia drzazg. Wycelował spokojnie w ciemność i nacisnął spust. Rozległ się krótki stłumiony krzyk, potem broń ukrytego strzelca znów błysnęła ogniem. Ale tym razem seria poszła w niebo i po chwili zapadła cisza, gdy śmiertelnie ranny przeciwnik runął martwy na pokład.
Przy lewej burcie jachtu Dirk usłyszał, że strzały umilkły. Zastanawiał się, czy Gutierrez żyje. Wspiął się na schody. Pokonał dwa stopnie i zamarł na dźwięk cichego trzasku za plecami. Odwrócił głowę i zorientował się, że odgłos doszedł z bocznej kabiny u stóp schodów. Cofnął się cicho na dół i podkradł do wejścia. Zacisnął prawą dłoń na kolbie sig sauera, a lewą ręką delikatnie obrócił do oporu mosiężną klamkę. Wziął głęboki oddech i gwałtownie pchnął drzwi.
Spodziewał się, że otworzą się na oścież, ale zablokowała je masa ludzkiego ciała. Omal nie stracił równowagi i stanął twarzą w twarz z zaskoczonym muskularnym ochroniarzem. Zobaczył na jego brodzie głęboką bliznę w kształcie litery L i skrzywiony po złamaniu nos. Mięśniak stał w wejściu i zmieniał magazynek w AK-74. Lufa była skierowana w dół, ale ochroniarz błyskawicznie zamachnął się bronią do góry. Dirk odskoczył do tyłu, żeby strzelić, ale karabin uderzył go z prawej strony, nim zdążył wycelować. Nacisnął spust i pocisk utkwił w ścianie. Dirk przechylił się w bok i zadał cios lewą pięścią. Trafił mięśniaka sierpowym w szczękę. Ochroniarz zatoczył się do tyłu, wpadł na kosz z praniem i runął na plecy.
Dirk dopiero teraz zauważył, że kabina to mała pralnia. Pod tylną ścianą stały pralka i suszarka, przy drzwiach rozłożona deska do prasowania. Dirk wycelował w pierś przeciwnika i nacisnął spust.
Nie usłyszał huku wystrzału i nie poczuł szarpnięcia broni. Rozległ się tylko metaliczny trzask iglicy trafiającej w pustą komorę nabojową. Dirk skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę, że zużył cały trzynastonabojowy magazynek. Mięśniak uśmiechnął się drwiąco i podniósł na kolana. W prawej dłoni wciąż trzymał pełny magazynek. Wcisnął go z wprawą do karabinu szturmowego. Dirk wiedział, że nie zdąży załadować sig sauera. Kątem oka dostrzegł lśniący przedmiot i sięgnął w tamtym kierunku po ostatni środek obrony.
Chromowane żelazko na desce do prasowania nie było gorące ani nawet włączone. Ale musiało wystarczyć. Dirk chwycił je i cisnął przed siebie. Ochroniarz właśnie unosił załadowany karabin i nawet nie próbował się uchylić. Żelazko trafiło go płaską stroną w głowę jak kowadło. Rozległ się trzask pękającej czaszki i karabin upadł na podłogę. Strzelec przewrócił oczami i poszedł w ślady swojej broni.
Dirk usłyszał, że silniki znów nabierają wysokich obrotów. Jacht pokonał kanał i wypłynął na rzekę. Był dużo szybszy od czekającej łodzi wsparcia sił specjalnych. Jeśli Dirk i Gutierrez mieli go zatrzymać, musieli zadziałać natychmiast. Ale ilu jeszcze przeciwników jest na pokładzie? I co ważniejsze, gdzie jest Gutierrez?
65
Gutierrez tkwił przykucnięty na szczycie schodów przy sterburcie i szukał wzrokiem cieni. Martwy przeciwnik leżał na górnym pokładzie obok sterowni. Komandor nie widział wokół żadnego ruchu i nikt do niego nie strzelał, przynajmniej w tej chwili. Uznał, że nie ma sensu czekać na posiłki. Poderwał się, wbiegł na skrzydło mostka, przeskoczył nad leżącym ciałem i wpadł przez otwarte drzwi do sterowni.
Spodziewał się całej hordy uzbrojonych ochroniarzy czekających na niego z wycelowanymi lufami. Ale w przestronnym pomieszczeniu było tylko trzech ludzi. Spojrzeli na niego z lekceważeniem. Za sterem stał tęgi mężczyzna o wyglądzie starego wilka morskiego, bez wątpienia kapitan. Prowadził jacht w kierunku środka rzeki Han-gang. Przy lewych drzwiach pełnił wartę ponury ochroniarz. Trzymał karabin szturmowy gotowy do strzału i patrzył wyczekująco na komandosa SEAL. Z tyłu z pogardliwą miną siedział w skórzanym fotelu kapitańskim Kang we własnej osobie. Gutierrez znał go ze zdjęć, które widział na odprawie. Potentat miał na sobie ciemnoczerwony jedwabny szlafrok. Nocował na jachcie, żeby w każdej chwili być gotowy do ucieczki.
Kiedy cztery pary oczu obserwowały się nawzajem, zadziałał refleks Gutierreza. Wyszkolony komandos szybko wycelował broń w wartownika i nacisnął spust sekundę wcześniej, niż zareagował przeciwnik. Strzelił krótką serią i trzy pociski trafiły ochroniarza w pierś prawie bez rozrzutu. Wartownik został odrzucony do tyłu na przegrodę, ale instynktownie zacisnął palec wokół spustu. W kierunku Gutierreza poszybowały pociski. Komandor przez moment stał bezradnie wśród nadlatującego ołowiu, dopóki ochroniarz nie osunął się martwy na podłogę.
Gutierrez otrząsnął się w ułamku sekundy. Jeden pocisk trafił go w udo. Komandor poczuł ciepłą strużkę krwi spływającą po nodze do buta. Drugi pocisk omal nie utkwił mu w brzuchu, ale odbił się od jego pistoletu maszynowego. Roztrzaskał zamek MP5K i wyłączył broń z akcji.
Dwaj pozostali mężczyźni na mostku zauważyli to. Tęgi kapitan zostawił ster i rzucił się na rannego w nogę Gutierreza. Komandor miał zachwianą równowagę i nie zareagował na atak. Przeciwnik złapał go jak niedźwiedź i przycisnął do koła sterowego. Gutierrezowi zabrakło powietrza w płucach. Obawiał się, że pękną mu żebra. Ale nadal trzymał w prawej dłoni pistolet maszynowy. Zamachnął się nim i zdzielił kapitana w tył czaszki. Ku swemu zaskoczeniu, bez efektu. Przeciwnik ścisnął go jeszcze mocniej. Gutierrez zobaczył wszystkie gwiazdy, gdy w jego krwi spadł poziom tlenu. Ranną nogę przeszywał ostry ból, pulsowało mu w skroniach. Znów zadał cios pistoletem maszynowym, ale z takim samym skutkiem jak wcześniej. Był na granicy omdlenia. W desperacji zaczął okładać kapitana po głowie raz za razem. Poczuł, że upada. Pomyślał, że traci przytomność. Ocknął się, kiedy uderzył w coś ciałem.
Seria ciosów w końcu zwaliła przeciwnika z nóg i obaj runęli na pokład. Nieprzytomny kapitan wciąż trzymał Gutierreza w niedźwiedzim uścisku. Gdy rozluźnił chwyt, komandor zaczerpnął powietrza, podniósł się na kolana i zaczął głęboko oddychać.
– Imponujący pokaz. Niestety twój ostatni – rozległ się jadowity głos Kanga. Potentat celował z glocka w głowę Gutierreza.
Komandos szukał wzrokiem jakiegoś środka obrony, ale żadnego nie było. AK-74 tkwił w rękach martwego ochroniarza po drugiej stronie sterowni,
MP5K nie nadawał się do użytku. Na kolanach, osłabiony postrzałami i walką z kapitanem, Gutierreznie mógł nic zrobić. Z buntowniczą miną spojrzał w górę na Kanga i pistolet wycelowany w swoją twarz.