Изменить стиль страницы

— Również piękna Małgorzata?

Hubertyn spojrzał na mnie.

— Pamiętasz, że była piękna, prawda? Była piękna, powiadano, i wielu tamtejszych panów pragnęło wziąć ją za żonę, by uratować od stosu. Ale nie chciała, umarła nie skruszona wraz ze swoim nie skruszonym kochankiem. I niechaj będzie z tego dla ciebie nauka, strzeż się wszetecznic Babilonu, nawet jeśli przybierają kształty stworzeń najpowabniejszych.

— Ale teraz powiedz mi coś, ojcze. Dowiedziałem się, że klucznik klasztoru, i może też Salwator, spotkali Dulcyna i poniekąd przystali doń…

— Milcz i nie wypowiadaj sądów zuchwałych. Poznałem klucznika w pewnym klasztorze minorytów. Co prawda już po wydarzeniach związanych z historią Dulcyna. W owych latach wielu duchowników, nim jeszcze postanowiliśmy znaleźć schronienie w zakonie Świętego Benedykta, wiodło żywot niespokojny i musiało opuścić swoje klasztory. Nie wiem, gdzie był Remigiusz, nim go spotkałem. Wiem, że zawsze był dobrym bratem, przynajmniej gdy chodzi o prawość wiary. Co do reszty, niestety, ciało jest słabe…

— Co masz na myśli?

— Nie są to sprawy, o których powinieneś wiedzieć. Chociaż właściwie, skoro i tak mówiliśmy o tym i trzeba, byś umiał odróżnić dobro od zła… —zawahał się jeszcze —powiem ci, że słyszałem, jak tutaj w opactwie szepcze się, iż klucznik nie potrafi oprzeć się pewnym pokusom… Ale to plotki. Ty musisz nauczyć się nie myśleć nawet o tych sprawach. —Przyciągnął mnie znowu do siebie i wskazał na posąg Najświętszej Panny. —Ty musisz wtajemniczyć się w miłość bez skazy. Oto Ta, w której kobiecość uwzniośliła się. Dlatego o Niej możesz powiedzieć, że jest piękna, jak kochanka z Pieśni nad Pieśniami.W niej —rzekł, a w jego twarzy było uniesienie płynące z wewnętrznej radości, zupełnie tak samo, jak poprzedniego dnia w twarzy opata, kiedy mówił o klejnotach i złocie naczyń —w Niej nawet wdzięk ciała staje się znakiem piękności niebiańskich i dlatego rzeźbiarz przedstawił ją ze wszystkimi powabami, którymi niewiasta winna być ozdobiona. —Wskazał drobne piersi Panny wzniesione wysoko i sterczące pod gorsetem związanym pośrodku sznurówką, którą igrały drobne rączki Dzieciątka. —Widzisz? Pulchra enim sunt ubera quae paululum supereminent et tument modice, nec fluitantia licenter, sed leniter restricta, repressa sed non depressa [83] Czegóż doświadczasz w obliczu tej słodkiej wizji?

Zarumieniłem się gwałtownie, czując, że trawi mnie jakby wewnętrzny ogień. Hubertyn musiał to spostrzec, a może zauważył żar moich policzków, bo zaraz dodał:

— Lecz musisz nauczyć się odróżniać ogień miłości nadprzyrodzonej od rozkoszy zmysłów. Jest to trudne nawet dla świętych.

— Lecz jak rozpoznaje się miłość dobrą? —spytałem drżąc cały.

— Czym jest miłość? Nie masz niczego na świecie, ni człeka, ni diabła, ni żadnej rzeczy, którą miałbym za równie podejrzaną jak miłość. Z tej przyczyny, jeśli dusza nie ma oręża, który nią kieruje, wali się przez miłość w ogromną ruinę. I wydaje mi się, że gdyby nie uwodzicielski czar Małgorzaty, Dulcyn nie skazałby się na potępienie, i gdyby nie zuchwałość i przemieszanie żywota na Łysej Górze, nie tak wielu poddałoby się urzeczeniu jego buntem. Bacz, nie mówię ci tych rzeczy tylko o miłości występnej, przed którą naturalnie wszyscy winni uciekać jako przed rzeczą diabelską, lecz mówię to, i z wielkim strachem, także o miłości dobrej, która ustanawia się między Bogiem a człekiem, między człekiem a jego bliźnim. Często zdarza się, że dwoje albo troje mężczyzn lub kobiet kocha się nader gorąco, żywią jedni ku drugim osobliwy afekt i chcą nie rozłączać się nigdy, a gdy jedno z nich pożąda, drugie takoż. I wyznam ci, że uczuć tego rodzaju doznawałem dla niewiast cnotliwych, jak Aniela i Klara. Owóż to nawet jest raczej naganne, choć dzieje się w sposób duchowy i dla chwały Boga… Albowiem nawet miłość, jaką odczuwa dusza, jeśli nie ma się na baczności i wita ową miłość żarliwie, upada potem lub też działa w nieładzie. Och, miłość ma rozmaite właściwości, dusza najpierw roztkliwia się przez nią, potem staje ułomna… Ale później czuje prawdziwy żar miłości Boskiej i krzyczy, i płacze, i czyni się kamieniem włożonym do pieca, by rozpadł się w wapno, i trzeszczy liźnięta płomieniem…

— I ta jest godziwa?

Hubertyn pogładził mnie po głowie i kiedy spojrzałem na niego, zobaczyłem, że oczy zaszły mu łzami rozczulenia.

— Tak, ta jest wreszcie miłością godziwą. —Cofnął rękę obejmującą moje ramiona. —Ale jakże trudną —dodał —jakże jest bowiem trudno odróżnić ją od tamtej. I czasem, kiedy twoją duszę kuszą demony, czujesz się niby ktoś powieszony, kto trwa tak na szubienicy, z rękami związanymi na plecach, oczyma zasłoniętymi, i wirując w pustce żyje wszak, lecz bez żadnej pomocy, żadnego wsparcia, żadnego lekarstwa…

Jego twarz była teraz nie tylko zalana łzami, lecz i zroszona potem.

— Idź już —powiedział pospiesznie —powiedziałem ci to, co chciałeś wiedzieć. Z jednej strony chór anielski, z drugiej gardziel piekła. Idź i niechaj pochwalony będzie Pan Nasz.

Z powrotem rzucił się na kolana przed Najświętszą Panną i usłyszałem, jak łka cicho. Modlił się.

Nie wyszedłem z kościoła. Rozmowa z Hubertynem rozpaliła mi w duszy i w trzewiach dziwny ogień i niewypowiedziany niepokój. Być może przez to stałem się skłonny do nieposłuszeństwa i postanowiłem ruszyć do biblioteki. Nawet nie wiedziałem, czego tam szukam. Chciałem samotnie zwiedzić nieznane miejsce, urzekała mnie myśl, że rozeznam się bez pomocy mojego mistrza. Wspiąłem się tam niby Dulcyn na górę Rubello.

Miałem ze sobą kaganek (czemu zabrałem go ze sobą? może już przedtem powziąłem ten sekretny plan?) i wszedłem do ossuarium prawie z zamkniętymi oczyma. Raz dwa znalazłem się w skryptorium.

Musiał to być wieczór zgubny, bo kiedy szperałem z zaciekawieniem między stołami, spostrzegłem rże na jednym z nich spoczywa otwarty manuskrypt, który jeden z mnichów w tych dniach przepisywał. Natychmiast przyciągnął mój wzrok tytuł: Historia fratris Dulcini Heresiarche.Zdaje się, że był to stół Piotra z Sant’Albano, o którym powiedziano mi, że pisze monumentalną historię herezji (po tym wszystkim, co zdarzyło się w opactwie, naturalnie już jej nie pisze —lecz nie uprzedzajmy wydarzeń). Nie było więc nic niezwykłego w tym. że ten tekst tu się znalazł, a były też inne traktujące o pokrewnym temacie, o patarenach i biczownikach. Ale przyjąłem tę sposobność jako nadprzyrodzony znak, nie wiem jeszcze, niebiański czy diabelski, i pochyliłem się, by czytać chciwie to, co tam napisano. Tekst nie był zbyt długi i w pierwszej części mówił, ze znacznie większą ilością szczegółów, których nie pamiętam, to samo, co powiedział mi już Hubertyn. Była tam również mowa o wielu zbrodniach popełnionych przez dulcynian w czasie wojny i oblężenia. I o końcowej bitwie, która była bardzo okrutna. Ale znalazłem tam również rzeczy, o których Hubertyn mi nie mówił, i opowiedziane przez kogoś, kto najwyraźniej je widział i jeszcze miał nimi rozpaloną wyobraźnię.

Dowiedziałem się więc, jak to w marcu 1307 roku, w Wielką Sobotę, Dulcyn, Małgorzata i Longin, wreszcie ujęci, doprowadzeni byli do miasta Biella i oddani biskupowi, który czekał na postanowienie papieża. Papież zaraz, jak poznał nowinę, przekazał ją królowi Francji Filipowi pisząc: „Doszły do nas wieści wielce pożądane, płodne w radość i wesele, albowiem ten diabeł siewca zarazy, ten syn Beliala i szpetny herezjarcha Dulcyn, po wielu niebezpieczeństwach, trudach, rzeziach i częstych najazdach, wraz ze swoimi zwolennikami trafił do naszych lochów przez zasługę naszego czcigodnego brata Raniera, biskupa z Vercelli, schwytany w dniu Świętej Wieczerzy Pana, a liczni ludzie, którzy byli z nim, dotknięci zarazą, padli zabici tegoż dnia.” Papież był bez litości dla więźniów i polecił biskupowi skazać ich na śmierć. Tak więc w lipcu tegoż roku, pierwszego dnia miesiąca, heretycy oddani zostali ramieniu świeckiemu. I kiedy rozdźwięczały wszystkie dzwony, wprowadzono ich między oprawcami na wóz, za którym szła milicja i który jechał przez całe miasto, a na każdym rogu szarpano rozpalonymi cęgami ciała winowajców. Małgorzatę spalono najpierw, przed Dulcynem, któremu nawet nie drgnął żaden mięsień na twarzy, tak jak nie wydał z siebie jęku, kiedy cęgi kąsały mu ciało. Potem wóz jechał dalej, i po drodze oprawcy zanurzali swoje żelaza w naczyniach pełnych rozżarzonych głowni. Dulcyn przeszedł inne jeszcze męki i przez cały czas był niemy, poza momentem, kiedy odcinali mu nos, gdyż skulił nieco ramiona, i kiedy wyrywali mu członek męski, gdyż w tym momencie wydał przeciągłe westchnienie, jakby skowyt. Ostatnie słowa, jakie wyrzekł, świadczyły o braku skruchy, i ostrzegł, że zmartwychwstanie trzeciego dnia. Potem został spalony, a jego prochy rozrzucono na cztery wiatry.

вернуться

83

Pulchra enim… —Piękne bowiem są piersi nieco sterczące i umiarkowanie pełne, i nie swobodnie falujące, lecz łagodnie podtrzymane, ściągnięte, lecz nie ściśnięte