Изменить стиль страницы

– Mężczyzna, którego kochała, nazywał się Peter Samuelsson i był zatrudniony w koncernie, w księgowości. Zdolny chłopak. Teraz pracuje w ABB. Gdyby Cecilia była moją córką, byłbym dumny z takiego zięcia. Ale oczywiście miał mankament.

– Nie mów, że chodzi o to, co podejrzewam.

– Harald mierzył jego głowę, sprawdził drzewo genealogiczne czy coś takiego i odkrył, że chłopak jest w jednej czwartej Żydem.

– Boże ty mój…

– Od tamtej pory nazywał ją kurwą.

– Wiedział, że Cecilia i ja mamy…

– Przypuszczalnie wie o tym cała osada, może oprócz Isabelli, dlatego że nikt o zdrowych zmysłach nie opowiedziałby jej czegokolwiek, a poza tym, dzięki Bogu, ma do bry zwyczaj zasypiania o ósmej wieczorem. Harald śledził zapewne każdy twój krok.

Mikael usiadł z nie najmądrzejszą miną.

– A więc twierdzisz, że wszyscy wiedzą…

– Naturalnie.

– I nie masz nic przeciwko temu?

– Drogi Mikaelu, to naprawdę nie moja sprawa.

– Gdzie jest Cecilia?

– Skończył się rok szkolny. W sobotę poleciała do Londynu odwiedzić siostrę, a później miała pojechać na urlop… hmmm, wydaje mi się, że na Florydę. Wróci za jakiś miesiąc.

Mikael czuł się coraz bardziej głupio.

– Że tak powiem… odłożyliśmy nasz związek na półkę.

– Rozumiem, ale to w dalszym ciągu nie moja sprawa. Jak ci idzie praca?

Mikael nalał sobie kawy z termosu Henrika. A później spojrzał na starca.

– Znalazłem nowy materiał i myślę, że muszę pożyczyć od kogoś samochód.

MIKAEL POŚWIĘCIŁ dłuższą chwilę na sprawozdanie z ostatnich odkryć. Wyciągnął z torby iBooka i przedstawił Henrikowi serię zdjęć ukazujących reakcję Harriet na Jarnvagsgatan. Pokazał też parę z aparatem i samochód z naklejką „Fabryka mebli w Norsjó". Po prezentacji poprosił Mikaela o ponowne pokazanie całości.

Kiedy oderwał wzrok od ekranu komputera, pobladł. Mikael, wystraszony, położył mu rękę na ramieniu. Henrik pomachał dłonią w odmownym geście i siedział przez chwilę w milczeniu.

– Do jasnej cholery, dokonałeś rzeczy niemożliwej! Odkryłeś coś nowego! Co zamierzasz robić dalej?

– Muszę znaleźć tę fotografię, jeżeli w ogóle jeszcze istnieje.

Nie wspomniał nic o twarzy w oknie i o podejrzeniu, że chodzi o Cecilię Vanger. Co zapewne świadczyło o tym, że daleko mu do obiektywizmu prywatnego detektywa.

GDY MIKAEL wyszedł z domu Henrika, nie zobaczył już Haralda, który najprawdopodobniej zaszył się z powrotem w swojej norze. Skręcając za rogiem, zauważył odwróconą do niego plecami postać. Kobieta siedziała na ganku jego domku i czytała gazetę. Przez ułamek sekundy wydało mu się, że to Cecilia, ale natychmiast zrozumiał, że to tylko złudzenie. Kiedy podszedł bliżej, momentalnie rozpoznał ciemnowłosą dziewczynę.

– Cześć, tato – powiedziała Pernilla Abrahamsson. Mikael przywitał córkę serdecznym uściskiem.

– Jakim cudem? Skąd się tutaj wzięłaś?

– Z domu oczywiście. W drodze do Skelleftea. Zamierzam u ciebie przenocować.

– A jak znalazłaś drogę?

– Mama wiedziała, gdzie jesteś. Zapytałam o twój dokładny adres w tej kawiarni przy moście. Skierowano mnie tutaj. Rozumiem, że jestem mile widziana?

– Jasne! Wejdź do środka! Mogłaś mnie uprzedzić, kupiłbym wtedy trochę lepszej wałówki albo coś takiego.

– Zatrzymałam się zupełnie spontanicznie. Chciałam cię przywitać na wolności, po wyjściu z więzienia, ale nigdy się nie odezwałeś.

– Wybacz mi.

– Nie ma sprawy. Mama mi opowiadała, że zwykle chodzisz zagłębiony we własnych myślach.

– Mówi o mnie takie rzeczy?

– Mniej więcej. Ale to nie ma znaczenia. I tak cię kocham.

– Ja też cię kocham, ale wiesz…

– Wiem. Myślę, że jestem dość dorosła…

MIKAEL ZAPARZYŁ herbatę i nakrył do podwieczorku. Nagle zdał sobie sprawę, że jego córka ma rację. Nie jest już małą dziewczynką, niedługo skończy siedemnaście lat i wkrótce stanie się dorosłą kobietą. Musi przestać ją traktować jak dziecko.

– No więc, jak ci było?

– Gdzie?

– W więzieniu.

Mikael zaśmiał się.

– Uwierzysz mi, jak powiem, że było mi jak na płatnym urlopie i że miałem czas na myślenie i pisanie?

– Oczywiście. Nie sądzę, żeby była jakaś większa różnica między więzieniem a zakonem, a ludzie zawsze szli do zakonu, żeby się rozwijać.

– No dobrze, tak też można na to spojrzeć. W każdym razie mam nadzieję, że nie miałaś problemów z tego powodu, że twój ojciec był klientem zakładu karnego.

– Absolutnie nie. Jestem z ciebie dumna i przy każdej okazji chwalę się, że siedziałeś za to, w co wierzysz.

– Wierzę?

– Widziałam Erikę Berger w telewizji.

Mikael pobladł. Nie poświęcił swojej córce ani jednej myśli w związku z planowaną przez Erikę strategią, a ona najwyraźniej uwierzyła, że jej ojciec jest niewinny jak pierwszy śnieg.

– Pernilla, to nieprawda, że jestem niewinny. Przykro mi, że nie mogę ci zdradzić szczegółów, ale nie zostałem niewinnie skazany. Na podstawie informacji dostępnych w trakcie procesu sąd wymierzył mi taką karę, na jaką zasługiwałem.

– Ale ty nigdy nie opowiedziałeś własnej wersji.

– Ponieważ nie potrafię niczego udowodnić. Zrobiłem ogromny błąd i musiałem skończyć w więzieniu.

– Okej. Ale odpowiedz mi na pytanie: czy Wennerstróm jest draniem, czy nie?

– To jeden z największych drani, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia.

– To mi wystarczy. Mam dla ciebie prezent.

Wyciągnęła z torebki płaską paczuszkę. Mikael wyłuskał z niej płytę The best of Eurythmics i ponownie uścisnął córkę, która pamiętała o jego starym ulubionym zespole. Bezzwłocznie włożył krążek do kieszonki komputera, by razem z Pernillą wysłuchać Sweet dreams.

– Co cię sprowadza do Skelleftea? – zapytał.

– Szkoła biblijna w ramach letniego obozu zorganizowanego przez zbór o nazwie „Światło życia" – odpowiedziała, jak gdyby chodziło o najzwyklejszą rzecz pod słońcem.

Mikael poczuł, że włosy na karku stają mu dęba.

Nagle uświadomił sobie ogromne podobieństwo córki do Harriet Vanger. Harriet też miał szesnaście lat, gdy zniknęła. Obie miały nieobecnych ojców. Obie czuły pociąg do osobliwych religijnych sekt; Harriet do miejscowej parafii zielonoświątkowców, Pernilla do odmiany czegoś mniej więcej równie szalonego, jak Livets ord [§§]. Mikael nie wiedział, jak traktować nagłe przebudzenie religijne córki. Bał się, że wejdzie w jej życie z butami, że zakwestionuje jej prawo do wyboru drogi. Jednocześnie uważał „Światło życia" za jedną z tych sekt, o których bez wątpienia mógłby napisać paszkwil i opublikować go w „Millennium". Postanowił przy najbliższej okazji porozmawiać o tym z matką Pernilli.

UŻYCZYWSZY SWOJEGO łóżka córce, Mikael spędził noc na kuchennej ławie. Obudził się ze sztywnym karkiem i obolałymi mięśniami. Pernilla chciała jak najszybciej ruszyć w dalszą podróż, więc zaraz po wczesnym śniadaniu pojechali na dworzec. Ponieważ mieli jeszcze trochę czasu, usiedli z kawą na końcu peronu i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Kilka minut przed nadejściem pociągu Pernilla zmieniła temat.

– Nie podoba ci się moja podróż do Skellefte? – zapytała ni stąd ni zowąd.

Nie wiedział, co odpowiedzieć.

– To nic groźnego. Ale ty nie jesteś chrześcijaninem, prawda?

– Nie jestem. W każdym razie nie jestem dobrym chrześcijaninem.

– Nie wierzysz w Boga?

– Nie, nie wierzę w Boga, ale szanuję twoją wiarę. Każdy człowiek musi w coś wierzyć.

Gdy pociąg wjechał na peron, jeszcze długo trwali w uścisku. W końcu Pernilla wspięła się na stopień wagonu. W ostatniej chwili odwróciła się, mówiąc:

– Tato, nie będę nikogo nawracać. Jeżeli chodzi o mnie, możesz wierzyć, w co ci się żywnie podoba. I tak cię kocham. Ale uważam, że powinieneś kontynuować swoje studia biblijne.

– Co masz na myśli?

– Te cytaty, które wiszą u ciebie na ścianie. Tylko dlaczego takie ponure i neurotyczne? Buziaki! Cześć!