Изменить стиль страницы

– Nie… to znaczy, chciałbym tylko sprawdzić, gdzie zrobiono to zdjęcie. Czy mogę na chwilkę otworzyć okno?

Otrzymawszy pozwolenie, wyciągnął przed siebie rękę z fotografią. Teraz wiedział dokładnie, gdzie stała Harriet. Jeden z dwóch drewnianych domów widocznych za jej plecami został zastąpiony toporną budowlą z cegły. W tym, który przetrwał, w 1966 roku mieścił się sklep papierniczy. Dzisiaj sąsiadowały tam ze sobą sklep ze zdrową żywnością i solarium. Mikael zamknął okno, podziękował i przeprosił za kłopot.

Już na ulicy zatrzymał się w miejscu, w którym uwieczniono Harriet. Okno na piętrze sklepu z konfekcją i drzwi do solarium stanowiły świetny punkt odniesienia. Mikael odwrócił głowę, próbując podążyć za spojrzeniem dziewczyny. O ile dobrze ocenił, patrzyła na róg budynku mieszczącego Sundstróms herrmode. Zwykły róg domu, za którego węgłem ginęła wąska przecznica. Co tam zobaczyłaś, Harriet?

MIKAEL SCHOWAŁ zdjęcie do torby i poszedł do parku przy dworcu kolejowym, gdzie usiadł w kawiarnianym ogródku i zamówił caffe latte. Nagle poczuł się głęboko poruszony.

Po angielsku nazywa się to new evidence, co brzmi zupełnie inaczej niż szwedzkie „nowy materiał dowodowy". Mikael nagle dojrzał coś zupełnie nowego, na co nikt nie zwrócił uwagi w śledztwie drepczącym w miejscu przez trzydzieści siedem lat.

Problem polegał na tym, że Mikael nie był pewien wartości swojego odkrycia, jeżeli w ogóle przedstawiało jakąś wartość. A jednak przeczuwał, że to coś ważnego.

Ten wrześniowy dzień, kiedy zginęła Harriet, był dramatyczny na wiele sposobów. W Hedestad świętowano na ulicach, w mieście bawiło się kilka tysięcy starszych i młodszych osób. Na wyspie odbywał się coroczny zjazd rodziny Vangerów. Już te dwa wydarzenia stanowiły odstępstwo od codziennej rutyny. A ukoronował je wypadek na moście, przesłaniając wszystko inne.

Komisarz Moreli, Henrik Vanger i pozostali, którzy próbowali rozwikłać zagadkę, skupiali się na wydarzeniach w Hedeby. Moreli nawet sam napisał, że nie może pozbyć się podejrzeń co do związku między wypadkiem a zaginięciem Harriet. Naraz Mikael uświadomił sobie, że to kompletnie błędne rozumowanie.

Splot wydarzeń nie zaczął się na wyspie, tylko wiele godzin wcześniej – w Hedestad. Widok czegoś albo kogoś wystraszył Harriet tak bardzo, że natychmiast wróciła do domu i poszła prosto do Henrika, który niestety nie miał czasu na rozmowę. A później doszło do wypadku na moście. Jeszcze później wkroczył morderca.

MIKAEL ZROBIŁ krótką przerwę. Po raz pierwszy świadomie sformułował przypuszczenie, że Harriet została zamordowana. Po nieznacznym wahaniu zrozumiał, że dzieli teraz przekonanie starca. Harriet nie żyje, a on poszukuje mordercy.

Wrócił do dokumentacji śledztwa. Pośród tysięcy stron zaledwie ułamek traktował o godzinach spędzonych w Hedestad. Harriet była tam z trzema koleżankami, które później przesłuchano, każdą z osobna. Spotkały się w przydworcowym parku o dziewiątej rano. Jedna z dziewcząt chciała kupić dżinsy, a pozostałe towarzyszyły jej w poszukiwaniach odpowiedniej pary. Wypiły kawę w restauracji domu towarowego EPA, a później poszły na stadion, gdzie powłóczyły się trochę wśród straganów i innych atrakcji wesołego miasteczka i gdzie od czasu do czasu spotykały szkolnych znajomych. Po dwunastej wróciły do centrum, żeby zdążyć na świąteczny korowód. Na kilka minut przed drugą Harriet nagle oznajmiła, że musi jechać do domu. Rozstały się na przystanku autobusowym przy Jarnvagsgatan.

Żadna z koleżanek nie zauważyła wtedy nic nadzwyczajnego. Natomiast jedna z nich, Inger Stenberg, zwróciła uwagę na zmianę w zachowaniu Harriet w ciągu ostatniego roku i opisała koleżankę jako „bezosobową". Powiedziała, że Harriet przez cały dzień była małomówna i tylko bezwolnie robiła to, co reszta.

Komisarz Moreli rozmawiał ze wszystkimi osobami, które zetknęły się tego dnia z Harriet, nawet jeżeli w grę wchodziło tylko przelotne spotkanie. Gdy uznano ją za zaginioną, we wszystkich lokalnych gazetach opublikowano jej zdjęcie. Wielu mieszkańców Hedestad skontaktowało się z policją, informując o tym, że widzieli ją w ciągu dnia. Nikt jednak nie zauważył niczego niepokojącego.

MIKAEL POŚWIĘCIŁ wieczór rozmyślaniom, zastanawiając się, jak rozwinąć pomysł, który właśnie przyszedł mu do głowy. Nazajutrz spotkał się z Henrikiem przy śniadaniu.

– Wspomniałeś, że rodzina Vangerów ciągle jeszcze ma wpływy w „Hedestads-Kuriren".

– Tak, to prawda.

– Potrzebny mi dostęp do archiwum fotograficznego gazety. Z 1966 roku.

Henrik odłożył szklankę z mlekiem i wytarł górną wargę.

– Mikael, co takiego znalazłeś?

Mikael spojrzał starcowi w oczy.

– Nic konkretnego. Ale myślę, że popełniliśmy błąd w interpretacji przebiegu zdarzeń.

Pokazał zdjęcie i opowiedział o swoich wnioskach. Henrik siedział przez dłuższą chwilę w milczeniu.

– Jeżeli mam rację, to powinniśmy skupić się na tym, co wydarzyło się tego dnia w Hedestad, a nie tylko na wyspie – powiedział Mikael. – Nie wiem, jak to się robi po tak wielu latach, ale przecież musi istnieć masa nieopublikowanych zdjęć z lokalnych obchodów Dnia Dziecka. No i właśnie te zdjęcia chciałbym obejrzeć.

Henrik skorzystał z telefonu stojącego w kuchni. Zadzwonił do Martina, wyjaśnił swoją sprawę i zapytał, kto obecnie jest szefem działu foto w „Hedestads-Kuriren". W ciągu dziesięciu minut zlokalizowano odpowiednią osobę i wydano pozwolenie.

SZEFOWA DZIAŁU fotograficznego w „Hedestads-Kuriren" nazywała się Madeleine Blomberg, miała około sześćdziesięciu lat i przydomek Maja. W swojej karierze zawodowej Mikael nigdy wcześniej nie spotkał kobiety na tym stanowisku; jak gdyby sztuka fotografii w dalszym ciągu było zarezerwowana dla mężczyzn.

W sobotę w redakcji nie było żywej duszy. Na szczęście Maja Blomberg mieszkała pięć minut od archiwum i powitała Mikaela przy wejściu. Pracowała w lokalnej gazecie większą część swojego życia. Zaczęła w 1964 roku jako korektorka, by później spróbować sił jako laborantka fotograficzna. Spędziła w ciemni parę lat, jednocześnie pełniąc funkcję dodatkowego fotografa, wysyłanego w teren w razie potrzeby. Z biegiem czasu została redaktorką, a dziesięć lat temu, gdy jeden z ówczesnych szefów odszedł na emeryturę, objęła jego stanowisko. Maja Blomberg nie miała pod sobą wielkiego imperium. Połączony jakiś czas temu z działem ogłoszeń dział foto zatrudniał sześć osób, które na zmianę wykonywały swoje obowiązki.

Mikael zapytał o organizację archiwum fotograficznego.

– Prawdę mówiąc, panuje tu spory bałagan. Od czasu wejścia komputerów i fotografii cyfrowej archiwum znajduje się na płytach CD. Mieliśmy tu praktykanta, który zeskanował ważniejsze zdjęcia, ale tylko jakiś nikły procent wszystkich fotografii jest skatalogowany w ten sposób. Pozostałe leżą chronologicznie w skoroszytach z negatywami i są albo tutaj w redakcji, albo na strychu.

– Interesują mnie głównie zdjęcia z obchodów Dnia Dziecka w 1966 roku, ale też wszystkie inne zrobione w tamtym tygodniu.

Kobieta przyjrzała się bacznie Mikaelowi.

– Chodzi o ten tydzień, w którym zginęła Harriet Vanger?

– Zna pani tę historię?

– Nie można, pracując tutaj całe życie, nie wiedzieć o tej sprawie, a gdy w dodatku Martin Vanger dzwoni do mnie w sobotę rano, kiedy mam wolne, to wnioski nasuwają się same… W latach sześćdziesiątych robiłam korektę tekstów o Harriet. Dlaczego zaczyna pan grzebać w tej historii? Czy wyszło na jaw coś nowego?

Maja Blomberg z pewnością też miała nosa do newsów. Mikael pokręcił z uśmiechem głową i wyciągnął z kieszeni swoją cover story.

– Nie. I wątpię, czy kiedykolwiek dowiemy się, co się naprawdę stało z tą dziewczyną. To nie do końca oficjalne, ale po prostu zajmuję się autobiografią Henrika Vangera. Historia zniknięcia Harriet to odrobinę osobliwy rozdział, ale trudno go zbyć milczeniem. Szukam zdjęć ilustrujących ten dzień, szukam fotografii zarówno Harriet, jak i jej koleżanek.