Изменить стиль страницы

Minton zgłosił sprzeciw, znowu twierdząc, że pytanie wykracza poza kompetencje świadka. Ponownie powołałem się na zdrowy rozsądek, a sędzia ponownie uchyliła sprzeciw.

– Jeżeli napastnik stał przodem do niej, musiał ją uderzyć z lewej, chyba że zadał cios wierzchem dłoni, z bekhendu. Wtedy możliwe, że uderzył prawą ręką.

Skinął głową, wyraźnie zadowolony z siebie. Był przekonany, że pomaga oskarżeniu, ale wszystko wskazywało na to, że pomaga raczej obronie.

– Sugeruje pan, że osoba, która zaatakowała panią Campo, mogła spowodować tak rozległe obrażenia, uderzając ją trzykrotnie wierzchem dłoni?

Pokazałem fotografię na stojaku. Metz wzruszył ramionami, zdając sobie sprawę, że chyba nie przysłużył się oskarżeniu.

– Wszystko jest możliwe – oświadczył.

– Wszystko jest możliwe – powtórzyłem. – Czy sądzi pan, że można wytłumaczyć powstanie takich obrażeń w inny sposób niż tym, że zostały spowodowane ciosami lewej ręki napastnika?

Metz znów wzruszył ramionami. Nie był zbyt błyskotliwym świadkiem, zwłaszcza występując po dwojgu funkcjonariuszach i dyżurnym z centrali, którzy wykazali się w zeznaniach dużą precyzją.

– A gdyby pani Campo sama uderzyła się w twarz? Czy zrobiłaby to prawą…

Minton zerwał się z miejsca, gwałtownie protestując.

– Wysoki sądzie, to oburzające! Przypuszczenie, że ofiara sama wyrządziła sobie taką krzywdę, jest nie tylko zniewagą dla sądu, ale dla wszystkich ofiar brutalnych przestępstw. Pan Haller zniża się…

– Świadek powiedział, że wszystko jest możliwe – przerwałem, starając się strącić Mintona z ulubionego konika. – Próbuję tylko zbadać, czy…

– Podtrzymuję – ucięła Fullbright. – Panie Haller, proszę nie posuwać się do takich sugestii, jeśli zamierza pan tylko przeanalizować hipotetyczne przyczyny.

– Tak, wysoki sądzie – odrzekłem. – Nie mam więcej pytań.

Usiadłem, zerkając na przysięgłych, a z ich twarzy wyczytałem, że popełniłem błąd. Skuteczna w zamyśle kontra trafiła w próżnię. Zamiast zwrócić uwagę na fakt, że napastnik musiał być leworęczny, przysięgli gwałtownie zareagowali na sugestię, że ofiara mogła sama uszkodzić sobie twarz. Trzy kobiety wydawały się szczególnie wzburzone moim wystąpieniem.

Starałem się mimo wszystko skupić na pozytywnym aspekcie.

Dobrze było poznać opinie ławy na temat już teraz, zanim miejsce dla świadków zajmie Campo, którą zamierzałem spytać o to samo.

Roulet nachylił się i szepnął:

– Co to, kurwa, miało być?

Zbywając jego pytanie milczeniem, odwróciłem się do niego plecami i rozejrzałem po sali. Była prawie pusta. Lankford i Sobel nie wrócili, reporterów też już nie było. Pozostała niewielka grupka widzów składająca się z różnych osób – emerytów, studentów prawa i prawników, którzy wpadli tu odpocząć przed swoimi rozprawami w innych salach. Liczyłem jednak na to, że wśród widzów siedzi wtyczka z prokuratury. Być może Ted Minton występował solo, ale przypuszczałem, że szef znalazł sposób, by mieć oko na niego i sprawę. Wiedziałem, że występuję nie tylko przed przysięgłymi, ale także przed wtyczką Smithsona. Przed końcem procesu musiałem wysłać sygnał alarmowy na drugie piętro i postarać się, żeby dotarł do Mintona. Trzeba było sprowokować młodego prokuratora do desperackiego kroku.

Popołudnie dłużyło się niemiłosiernie. Minton musiał się jeszcze sporo nauczyć o tempie prowadzenia rozprawy i metodach pracy z ławą, a taką wiedzę zdobywa się tylko po latach doświadczeń procesowych. Patrzyłem na przysięgłych – prawdziwych sędziów – którzy zdradzali wyraźne oznaki znudzenia, wysłuchując zeznań kolejnych świadków dodających następne szczegóły do prokuratorskiej relacji z przebiegu wydarzeń szóstego marca. Zadawałem niewiele pytań, starając się mieć taką samą minę, jakie widziałem u członków ławy.

Było jasne, że Minton zostawia najcięższy oręż na drugi dzień.

Chciał wezwać prowadzącego śledztwo detektywa Martina Bookera, który miał zebrać szczegóły w jeden spójny obraz, a potem ofiarę, Reginę Campo, która miała przemówić do serc przysięgłych. Był to wypróbowany sposób – zakończyć mocnym akcentem i zaapelować do emocji – który sprawdzał się w dziewięćdziesięciu procentach wypadków, ale przez to pierwszy dzień rozprawy toczył się w tempie dostojnie sunącego lodowca.

Coś się ruszyło dopiero po wezwaniu ostatniego świadka, jaki miał tego dnia zeznawać. Minton poprosił Charlesa Talbota, człowieka, który poderwał Reginę Campo w barze „Morgan's” i poszedł do niej wieczorem szóstego marca. To, co Talbot miał wnieść do dowodów oskarżenia, było zupełnie nieistotne. Przyszedł na salę w zasadzie tylko po to, by zeznać, że gdy wychodził, Campo była cała i zdrowa. Nic więcej. Ale jego przybycie na salę sądową pozwoliło uratować rozprawę przed osunięciem się w otchłań nudy, ponieważ Talbot prowadził skrajnie odmienne życie niż przysięgli, którzy zawsze chętnie zaglądali w mroczne zakątki półświatka.

Talbot miał pięćdziesiąt pięć lat i tlenione włosy, których kolor nie mógł zwieść nikogo. Na jego obu przedramionach widniały wyblakłe marynarskie tatuaże. Od dwudziestu lat był rozwiedziony i prowadził całodobowy sklepik o nazwie „Kwik Kwik”. Dzięki interesowi żył wygodnie i dostatnio – miał mieszkanie w Warner Center, miał najnowszy model corvette i bogate życie nocne, którego istotnym elementem było korzystanie z usług przeróżnych profesjonalistek oferujących płatny seks.

Minton ustalił te fakty już na początku przesłuchania. Powietrze w sali niemal wyczuwalnie znieruchomiało, gdy przysięgli bez reszty skupili uwagę na Talbocie. Prokurator zaczął pytać o wydarzenia wieczoru szóstego marca i Talbot zeznał, że spotkał się z Reggie Campo w barze „Morgan's” na Ventura Boulevard.

– Czy znał pan panią Campo przed spotkaniem w barze tamtego wieczoru?

– Nie, nie znałem.

– Jak doszło do tego spotkania?

– Po prostu do niej zadzwoniłem i powiedziałem, że chcę się z nią zobaczyć, a ona zaproponowała „Morgan's”. Znałem lokal, więc się zgodziłem.

– Jak pan do niej zadzwonił?

– Normalnie, telefonem.

Kilku przysięgłych parsknęło śmiechem.

– Przepraszam. Domyślam się, że skorzystał pan z telefonu.

Chciałem zapytać, skąd pan wiedział, jak się z nią można skontaktować.

– Widziałem jej ogłoszenie na stronie internetowej, spodobało mi się, to zadzwoniłem i umówiliśmy się. Po prostu. Jej numer jest w ogłoszeniu.

– I spotkał ją pan w „Morgan's”.

– Tak, mówiła, że tam się zawsze umawia na randki. No i wypiliśmy parę drinków, pogadaliśmy, spodobaliśmy się sobie i tyle. Potem do niej poszedłem.

– Kiedy był pan w jej mieszkaniu, uprawialiście seks?

– Jasne. Po to tam poszedłem.

– I zapłacił pan jej za to?

– Czterysta dolców. Warto było.

Zobaczyłem, jak twarz jednego z przysięgłych oblewa się purpurą. Wiedziałem już, że trafiłem bez pudła podczas ustalania składu ławy. Zależało mi na nim, bo przyniósł ze sobą Biblię i czytał ją w trakcie rozmów z pozostałymi kandydatami. Minton tego nie zauważył, skupiając się na przesłuchaniach kandydatów. Ale ja zobaczyłem Biblię, a kiedy nadeszła pora rozmowy z jej właścicielem, zadałem mu niewiele pytań. Minton zaakceptował jego kandydaturę, ja też. Uznałem, że łatwo go będzie nastawić przeciwko ofierze, kiedy się dowie, czym zajmuje się Campo. Krwisty rumieniec na jego policzkach potwierdził moje przypuszczenia.

– O której godzinie opuścił pan jej mieszkanie? – pytał dalej Minton.

– Zdaje się, że za pięć dziesiąta – odrzekł Talbot.

– Mówiła panu, że spodziewa się następnej wizyty?

– Nie, nic takiego nie powiedziała. Właściwie zachowywała się tak, jakby na ten wieczór już skończyła.

Wstałem, zgłaszając sprzeciw.

– Nie sądzę, żeby pan Talbot był kompetentną osobą, aby oceniać zachowanie i zamiary pani Campo.

– Podtrzymuję sprzeciw – oznajmiła sędzia, zanim Minton zdążył wygłosić ripostę.

Prokurator kontynuował przesłuchanie.