Изменить стиль страницы

– Jak posuwają się sprawy? Lewis pokręcił przecząco głową.

– Ona udzieli wam informacji – odparł.

– A nie mógłbyś zdradzić nam co nieco? – poprosił sędzia.

– Słuchajcie, tu rządzi Olivia. To jej show i jak dotąd wszystko idzie zgodnie z tym, co sobie wyobrażała. Dlaczego miałbym spieprzyć jej interes?

– Przecież nikomu to nie zaszkodzi. Lewis wzruszył ramionami.

– Przepraszam, ale nie.

– Co w tym jest takiego? – nie ustępował sędzia. – Wszystko, o co pytam, to czy sprawy posuwają się do przodu. Chyba mógłbyś powiedzieć, czy tak, czy nie. Spójrz na nas. Tkwimy tu bez kontaktu z kimkolwiek, poza wami. Nie widzę, komu mógłby zaszkodzić fakt, że da się nam odrobinę nadziei.

– Przykro mi. Już powiedziałem, że nie. Proszę dać temu spokój. – Rozejrzał się dokoła, jakby upewniając się, czy są sami, i wyszeptał: – Słuchajcie, ona mówi, że wszystko idzie jak trzeba, myślę, że zbliżamy się do końca. Ale to wszystko, co wiem, więc musicie się tym zadowolić.

Sędzia skinął głową.

– Wydaje mi się nie fair trzymać nas w tej ciemnicy tyle czasu, a zwłaszcza chłopca.

– Samo życie jest nie fair.

– Mówisz zupełnie jak ona, a przecież ty jesteś inny, prawda?

– Nie rozumiem.

– Co tu jest do rozumienia. Po prostu nie jesteś taki jak ona.

– Z całą pewnością jestem taki sam. Sędzia pokręcił głową przecząco.

– Jestem, jestem! – protestował Lewis. – Zawsze taki byłem, odkąd spotkaliśmy się.

– A kiedy to było?

– Dawno, w sześćdziesiątym piątym. Parę lat przed powstaniem Brygady Feniksa. Odtąd zawsze byliśmy razem. To jest solidarność, rozumiesz?

– Ale przecież ona poszła do więzienia.

– Jasne, a twoja córka i syn stali się bogaci. Ja musiałem przejść do podziemia.

– Na długo?

– Wciąż w nim jestem – odpowiedział Bill Lewis, jakby chełpliwie.

– No, ale… – zaczął sędzia, lecz w tej samej chwili zamilkł.

– Ale co?

– Nie, nie… Nic. Tyle że…

– Co?

– Że musiał być chyba jakiś moment, kiedy uznałeś, że już przestali cię szukać. Na nikogo nie polują przez całe życie.

– A jakże. Daj spokój, sędzio…

Lewis rozwalił się na łóżku. Wyglądało na to, że ma ochotę pogadać. Tommy patrzył na niego, skubiąc suchego, twardego sandwicza, z każdym kęsem trudniej mu było przełykać. Karuzela w głowie zdawała mu się zataczać szersze kręgi, za chwilę obejmie całe ciało. Nie teraz! – krzyknął w duchu. Spokój! Jednakże emocje już zaczęły nim miotać i czuł, że powoli lecz nieuchronnie odpływa w dal.

– Sędzio, powinieneś wiedzieć, co to znaczy żyć w podziemiu. Przychodzi wreszcie taki straszliwy moment, że już nie wiadomo, czy przestali cię poszukiwać, czy nie. I to właśnie jest najgorsza chwila. Wiesz, że ciągłe uciekanie jest nie do zniesienia. Ciągle skacze adrenalina, człowiek zawsze musi się mieć na baczności, w pogotowiu, przygotowany na wszystko. Jest tak jakby się było na takim cholernym amfetaminowym haju. To jest najlepsza strona bycia, jak ty mówisz, kryminalistą. Nerwy masz ciągle napięte – na początku jest to podniecające, a nawet sprawia przyjemność. Ale po jakimś czasie, po paru latach, może po dziesięciu, zaczyna się mieć tego dość. Świat się zmienia, tylko nie ty. Nawet jeśli pracujesz, uczysz matmy na uniwersytecie albo budujesz domy – robiłem to kiedyś; albo zasuwasz na platformie naftowej w Zatoce Meksykańskiej – ciężka orka. Nawet jeśli to robisz, gdzieś w środku czujesz, że wszystko jest kłamstwem. Że to tylko ucieczka. A to jest okropne. Bo nie masz pojęcia, czy wciąż jeszcze ktoś cię szuka. Bez anonimowych informatorów i tajniaków z FBI podziemie by nie istniało. Nie miałoby racji bytu. Tak więc zastanawiasz się, czy i ty nie stracisz nagle racji bytu. Nie zmarnujesz swego życia po to tylko, by stać się przypisem w jakiejś kretyńskiej pracy doktorskiej z nauk politycznych.

– I co ci się przydarzyło?

– Kiedy to zrozumiałem, Ramon i ja byliśmy razem. Uznałem, że właściwie nie ma sposobu, by się przekonać, czy jeszcze na mnie polują. Tak więc zrobiłem następny krok.

– Mianowicie?

– Skontaktowałem się z Olivią.

– Nie pojmuję – powiedział sędzia.

– Widziałeś ją, sędzio. Nic ci to nie daje do myślenia? Oni zawsze będą obserwować Olivię. Zawsze będą na nią polować. Ona ma w sobie coś takiego, czego władze nienawidzą i czego się boją, dlatego zawsze będą jej nienawidzić. Pomyśl: gdyby stanęła przed tobą, na przykład oskarżona o nieostrożne przechodzenie przez jezdnię albo o śmiecenie, jaki byś wydał na nią wyrok?

Sędzia odparł bez wahania:

– Maksymalny.

Bill Lewis odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno.

– Ja też! Ja też!

Obaj mężczyźni umilkli na chwilę.

– Widzisz – podjął w końcu Bill Lewis – to właśnie dała mi ona. Powrót do prawdziwego życia. Znowu czuję, że żyję. Robię coś. Nie tylko wędruję z miejsca na miejsce, zawsze w napięciu, przyglądając się, jak ludzie budują swoją małą egzystencję, podczas gdy moje życie skończyło się dawno temu, w przeszłości.

Sędzia Pearson pokiwał głową w zamyśleniu. Nie bardzo wiedział, ku czemu ta rozmowa zmierza, spróbował więc zgadnąć.

– I wtedy skontaktowałeś się…

– Napisałem do niej list.

– List?

– Serio. Władze więzienne to tępaki, sędzio. Nie potrafią rozszyfrować najprostszego kodu. Pamiętam pierwsze linijki: "Droga Olivio, dzięki za twój liścik. Kuzyn Lew istotnie wyzdrowiał. Bill też ma się już dobrze. Chcieliby, żebyś do nich napisała…" Lew-is-totnie i Bill. Nie musiała długo myśleć, kto do niej napisał.

– I przedstawiłeś jej ten plan?

– Pozostaliśmy w kontakcie.

– Nie wyglądasz na faceta, który wpakowałby się w tego rodzaju sprawy.

– Ha, ha. To pokazuje, jak mało pan wie.

– Cóż, mogę zrozumieć jej nienawiść – spędziła tyle lat za kratkami. Ale ty byłeś na wolności i…

Sędzia zawiesił głos widząc, że twarz rozmówcy zmienia się niebezpiecznie.

Bill Lewis gwałtownie się wyprostował. Zbudowany był jak koszykarz, wyrósł nad nimi jak wieża. Nieoczekiwanie pochylił się do przodu, twarzą niemal dotykając twarzy sędziego. Sędzia Pearson odsunął się jakby zadano mu cios. Grymas wykrzywił twarz Lewisa, sztuczny szyderczy uśmieszek mieszał się niepokojąco z ledwie kontrolowaną wściekłością.

– To przez twoje pieprzone dzieciaczki, ty Świnio! Kosztowały mnie tyle samo co ją. Myślisz, że moje więzienie było czymś innym? Myślisz, że ciągłe uciekanie i ukrywanie się to coś lepszego niż życie za kratkami? Wiesz, kto tam zginął, na tej pieprzonej ulicy w Lodi? Była również moją miłością. Była moją żoną! I obydwoje kochaliśmy Olivię! A Duncan spieprzył wszystko, a ja zapłaciłem za to moją przyszłość. Niech go wszyscy diabli! Moje całe życie, sędzio, całe życie! Wiesz, że brakowało mi tylko jednego rozdziału do skończenia doktoratu z inżynierii lądowej? Mógłbym być konstruktorem. Byłbym kimś w nowym świecie, gdyby tylko ten sukinsyn nie stchórzył i nie zostawił nas. I musiałem uciekać, sędzio, od chwili kiedy on zabił naszą przyszłość, aż do dziś. A teraz zbieram haracz za wszystkie przebyte kilometry.

Pod wpływem wspomnień szrama na szyi Lewisa poczerniała, machał zaciśniętymi pięściami nad głowami chłopca i sędziego.

Tommy w pierwszej chwili się cofnął, po czym rzucił ku dziadkowi.

Sędzia oprzytomniał po początkowym zaskoczeniu. Siedział sztywno, bez jednego mrugnięcia, słuchając tyrady Lewisa. Czuł wściekłość, wypełniający go gniew i myśli, jakie nim owładnęły. Pamiętał setki takich chwil, kiedy ludzie na ławie oskarżonych pod wpływem wydanego wyroku wybuchali wściekłością. Mierzył wzrokiem tych wszystkich kryminalistów bez litości i tak samo patrzył na Billa Lewisa, z taką samą stanowczością z jaką uciszał tysiące podobnych wybuchów na sali sądowej. Zdawał sobie sprawę, że oczy mu się zwężają, że zaciska szczęki, a było to trochę tak, jakby odnajdywał na dnie schowka ulubione stare kapcie i z lubością wsuwał w nie stopy. Olivia mówiła, że Lewis jest narwany. Ale wyraźnie nie doceniła sędziego.