Изменить стиль страницы

Edith Metlock patrzyła na wojskowy i naukowy sprzęt z mroku tylnego siedzenia samochodu. Jej serce tonęło w rozpaczy. Czy to wszystko poszło na marne? Czy Jacob umarł na próżno? Ciemność stała się teraz jeszcze silniejsza, w dalszym ciągu nic nie mogło zniszczyć jej siły. Starała się z nim skontaktować, ale straciła chyba swoją moc jako medium, nic już więcej do niej nie przyszło, nie słyszała już żadnych głosów, nie miała żadnych wizji. Czuła, że cienka zasłona dzieląca ją od świata ducha zmieniła się w barierę nie do przebycia. Pewnie dlatego, że utraciła wiarę.

Peck zobaczył, że nadjeżdża ich samochód i wyszedł na środek ulicy, machając do nich ręką. Schylił się do okna, kiedy Jessica zahamowała.

– Znajdzie pani miejsce do parkowania kawałek dalej, panno Kulek – powiedział, następnie zwrócił się do Bishopa: – Czy moglibyście z panią Metlock pójść ze mną?

Wysiedli z samochodu, Jessica pojechała dalej, w poszukiwaniu wolnego miejsca.

– Jak ona się czuje? – spytał Peck, wskazując głową odjeżdżający pojazd.

– Zaczyna uważać, że śmierć jej ojca na nic się nie zdała. Tym ciężej to przeżywa – odpowiedział Bishop.

Peck westchnął w duchu. Przypomniał sobie, jak parę tygodni temu znalazł ich na dachu wieżowca, przemarzniętych, kompletnie wyczerpanych. Świtało już, kiedy na czele kilku wozów policyjnych dotarł do wysokiego budynku. Tylko dzięki uporowi jednego z mieszkańców dowiedzieli się, gdzie jest Kulek. Lokator ten próbował przez całą noc połączyć się z policją, dzwoniąc co godzinę, ale ponieważ linię zalewała fala zgłoszeń, wiadomość przyjęto dopiero przed świtem. Peck i jego ludzie dotarli do piątego piętra, sprawdzając po drodze każde ciało, nie tracąc czasu na zajmowanie się rannymi, kiedy spotkali schodzącego Bishopa. Był oszołomiony i kompletnie wyczerpany, zarówno fizycznie, jak psychicznie. Powiedział im, że obie kobiety są wciąż na dachu, a Jacob Kulek nie żyje. Dopiero, kiedy wszyscy znaleźli się bezpiecznie na dole, Peck dowiedział się, że Kulek rozmyślnie skoczył; Edith powiedziała, że śmierć Kuleka rozwiąże zagadkę Ciemności. Pani Metlock nie histeryzowała, mówiła cicho i spokojnie. Chyba udało jej się przekonać córkę Kuleka, chociaż widać było, że dziewczyna bardzo cierpi. Gdy Peck, obszedłszy budynek, znalazł zgruchotane ciało Kuleka, ogarnęła go wściekłość. Niewidomy mężczyzna został ciężko ranny, gdy rozbił się samochód policyjny, doznał obrażeń zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Na pewno majaczył, zanim skoczył, powinni byli to zauważyć. A teraz medium kreuje go na nowego mesjasza, który poniósł śmierć dla dobra ludzkości. Peck odwrócił się od zdeformowanego ciała, i nie próbując ukryć gniewu, podszedł do czekających na niego osób. Niewidomy siłą uderzenia został wyrzucony z samochodu, dowlókł się po schodach na dziesiąte piętro, ścigany przez tłum żywych trupów i szaleńców, a później spadł z dachu; cóż chwalebnego może być w takiej śmierci? Nawet Bishop uwierzył w zwariowane zapewnienia medium. Ale upłynęły już trzy tygodnie i nie zdarzyło się nic, co zmniejszyłoby siłę Ciemności. Okrutnie się pomylili i Peck może im tylko współczuć.

– Zabiorę was na miejsce – powiedział do Bishopa i Edith – osobisty sekretarz ministra chciał się z wami bezzwłocznie zobaczyć.

Poszli za inspektorem, uważnie przechodząc przez grube kable elektryczne i omijając techników w białych kombinezonach, którzy dokonywali ostatnich poprawek w aparaturze. Zbliżał się zmrok i zapalono już wiele mniejszych świateł. Bishop spojrzał z niedowierzaniem na Pecka, gdy zobaczył przygotowany do akcji teren. W miejscu, gdzie kiedyś było Beechwood, wykopano olbrzymi dół, w którym umieszczono cztery gigantyczne prostokątne urządzenia świetlne; ich pleksiglasowe powierzchnie skierowane były w niebo. Podobne, ale znacznie mniejsze urządzenia rozstawiono wokół dołu. Dalej, nieco z tyłu, na wyrównanym terenie, na którym był kiedyś dom sąsiadujący z Beechwood, stał zbudowany ze stalowych elementów barak; przez całą jego długość ciągnęło się zaciemnione okno, wychodzące na miejsce akcji. Po przeciwnej stronie znajdował się generator, zasilający całą aparaturę.

– Tym razem wolą nie ryzykować – wyjaśnił Peck w drodze do baraku. – Mają generatory, światła i tyle straży, że mogą pokonać całą armię. Nawiasem mówiąc, elektrownie są też pilnie strzeżone. Nie ma możliwości, żeby ktoś powtórzył wyczyn tego szaleńca sprzed trzech tygodni. Trzymał się kilka godzin, zanim go dopadli.

Doszli właśnie do przysadzistego budynku o metalowych ścianach, z którego wyłonił się Sicklemore, a za nim mężczyzna w okularach na nosie i w podkoszulku; Bishop od razu rozpoznał w nim głównego doradcę rządu do spraw naukowych – to przecież on na konferencji w Birmingham odrzucił możliwość powiązania ostatnich tragicznych wydarzeń ze zjawiskami paranormalnymi.

– Pan Bishop, pani, aa… Metlock – szybko przypomniał sobie Sicklemore. – Mam nadzieję, że obecność państwa przyniesie nam dzisiaj więcej szczęścia.

– Nie bardzo rozumiem dlaczego – odpowiedział szorstko Bishop.

Sekretarz przyjrzał mu się uważnie.

– Ani ja, panie Bishop, ale tak pan poprzednio uważał. Pamięta pan profesora Marinkera? Uczony z niechęcią skinął im głową.

– Może przedstawi pan szczegóły dzisiejszej operacji, Marinker? – zaproponował Sicklemore, od siebie dając do zrozumienia, że nie ma już zamiaru dłużej znosić drażliwości tych, jak to określił naukowiec „cholernych czubków”.

– Wasze zadanie jest proste – zaczai gburowatym tonem Marinker – róbcie to samo co trzy tygodnie temu. Osobiście nie rozumiem, dlaczego Ciemność miałaby powrócić tylko dlatego, że wy tu jesteście. To nie ma najmniejszego sensu, ale taką podjęto decyzję. – Spojrzał znacząco na Sicklemore’a. – Mimo że Ciemność wydaje się być czymś urojonym, udało nam się wykryć obszary zwiększonej gęstości w jej punkcie centralnym, coś w rodzaju jądra. Uważamy, że substancje chemiczne, które oddziałują na inne wybrane substancje, obecne w układzie limbicznym mózgu, są najsilniejsze w obrębie tego ośrodka. Nasze intensywnie przeprowadzane testy na żywych ofiarach wykazały niezbicie, że zakłócenia występują w tym właśnie obszarze mózgu. Dalsze testy ujawniły, że nawet niewielkie promieniowanie rozprasza te substancje. Niestety promieniowanie, nawet w małych dawkach, uszkadza komórki mózgu do tego stopnia, że ofiara nie może tego przeżyć.

Bishop potrząsnął głową, uśmiechając się ponuro.

– Chce pan powiedzieć, że te eksperymenty zabijają ludzi.

– Nie mamy wyboru, musimy być brutalni w naszych testach. Ci ludzie i tak nie żyliby długo – wtrącił pospiesznie Sicklemore.

Marinker, bez słowa komentarza, mówił dalej:

– To tłumaczy, dlaczego Ciemność działa tylko w nocy, dlaczego promienie słoneczne powodują jej znikanie. Spychają ją do ziemi, jeśli pan woli.

– Powiedział pan, że jest to substancja chemiczna. Jak mogłaby reagować w ten sposób, jeśli nie jest żywym organizmem? Lub czymś takim?

– Posługuję się tą terminologią dość dowolnie, panie Bishop, tak aby była zrozumiała dla laika. Pewne substancje chemiczne reagują negatywnie na przeciwne właściwości. Mamy już pewność, że to promienie ultrafioletowe są niebezpieczne dla tej substancji chemicznej – potwierdzają to testy na ofiarach. Poddani działaniu słabego nawet światła ultrafioletowego, natychmiast próbowali się ukryć, zasłonić oczy. Widzieliście nasze urządzenia świetlne, ustawione w wykopie i wokół niego. Na nieszczęście fale ultrafioletowe szybko zanikają, ale te maszyny zostały specjalnie przez nas skonstruowane i posiadają ogromną moc. Dzięki nim cały teren będzie całkowicie nasycony ultrafioletem. Poza tym na helikopterach zamontowano podobne, oczywiście mniejsze światła, które zostaną skierowane na ziemię. Grawitacja wydłuży długość fal, więc helikoptery mogą latać na znacznej wysokości i będą bezpieczne. Oczywiście, promienie gamma lub promienie rentgenowskie byłyby bardziej skuteczne, ale stanowiłyby ogromne zagrożenie dla osób przebywających w najbliższym otoczeniu.