Изменить стиль страницы

Generał Peckem, gdy tylko dostał medal, zaczął domagać się większej władzy. Generał Peckem reprezentował pogląd, iż wszystkie jednostki liniowe europejskiego teatru działań wojennych winny być podporządkowane Służbie Specjalnej, na czele której stał właśnie generał Peckem. Jeżeli zrzucanie bomb na przeciwnika nie jest służbą specjalną, rozmyślał często na glos z męczeńskim uśmiechem dobrotliwej racjonalności, który towarzyszył mu wiernie we wszystkich dysputach, to należy się zastanowić, co w takim razie jest służbą specjalną. W uprzejmej formie odrzucił propozycję objęcia stanowiska w wojskach liniowych pod komendą generała Dreedle.

– Udział w akcjach bojowych pod komendą generała Dreedle to niezupełnie to, o czym myślałem – wyjaśnił pobłażliwie, z łagodnym uśmiechem. – Myślałem raczej w kategoriach objęcia stanowiska generała Dreedle albo czegoś powyżej generała Dreedle, gdzie mógłbym mieć pod sobą również wielu innych generałów. Widzicie, moje najcenniejsze zalety przejawiają się w kwestiach administracyjnych. Posiadam rzadki dar godzenia zupełnie różnych ludzi.

– Ma rzadki dar godzenia zupełnie różnych ludzi co do tego, jaki z niego kutas – szepnął nienawistnie pułkownik Cargill do byłego starszego szeregowego Wintergreena, mając nadzieję, że ten rozpowszechni niekorzystną opinię w całym dowództwie Dwudziestej Siódmej Armii. – Jeżeli ktokolwiek zasługuje na to stanowisko, to ja. To był nawet mój pomysł, żeby wystąpić o medal.

– I naprawdę chce pan pułkownik uczestniczyć w akcjach bojowych? – spytał były starszy szeregowy Wintergreen.

– W akcjach bojowych? – zdumiał się pułkownik Cargill. – Nie, nie zrozumieliście mnie. Oczywiście nie mam nic przeciwko uczestniczeniu w akcjach bojowych, ale moje najcenniejsze zalety przejawiają się w kwestiach administracyjnych. Ja również mam rzadki dar godzenia zupełnie różnych ludzi.

– Ma rzadki dar godzenia zupełnie różnych ludzi co do tego, jaki z niego kutas – zwierzył się ze śmiechem były starszy szeregowy Wintergreen Yossarianowi, przyleciawszy na Pianosę, żeby się dowiedzieć, czy to prawda, co mówią o Milu i egipskiej bawełnie. – Jeżeli ktoś tu zasługuje na awans, to tylko ja.

Sprawa wyglądała tak, że były starszy szeregowy Wintergreen dochrapał się już stopnia byłego kaprala, awansując błyskawicznie zaraz po przeniesieniu go do sztabu Dwudziestej Siódmej Armii na stanowisko kancelisty, ale zdegradowano go do szeregowca za głośne wypowiadanie złośliwych uwag na temat przełożonych. Odurzający smak sukcesu podniósł go jeszcze bardziej na duchu i rozpalił w nim aspiracje do jeszcze większych osiągnięć.

– Może kupisz zapalniczki Zippo? – spytał Yossariana. – Kradzione, prosto od kwatermistrza.

– Czy Milo wie, że handlujesz zapalniczkami?

– A co go to obchodzi? Milo chyba nie prowadzi zapalniczek?

– Właśnie że tak – powiedział Yossarian. – I jego nie są kradzione.

– Tak ci się tylko wydaje – odpowiedział były starszy szeregowy Wintergreen z lakonicznym parsknięciem. – Ja swoje sprzedaję po dolarze sztuka, a ile on bierze?

– Dolara i jednego centa.

Były starszy szeregowy Wintergreen zarżał zwycięsko.

– Zawsze jestem lepszy – tryumfował. – Słuchaj, a co z tą egipską bawełną, z którą został na lodzie? Ile on tego kupił?

– Wszystko, co było.

– Wszystko? Niech mnie drzwi ścisną! – Były starszy szeregowy Wintergreen aż zapiał ze złośliwej uciechy. – Co za frajer! Byłeś z nim w Kairze. Czemuś do tego dopuścił?

– Ja? – odparł Yossarian wzruszając ramionami. – Ja nie mam na niego wpływu. Wszystko przez te dalekopisy, które tam mają w każdej lepszej restauracji. Milo nigdy nie widział dalekopisowej informacji giełdowej i kiedy poprosił kierownika sali o wyjaśnienia, podawano właśnie notowanie egipskiej bawełny. “Egipska bawełna?" – spytał Milo z tym swoim błyskiem w oku. “Po ile?" I zanim się zorientowałem, kupił całoroczny zbiór. A teraz nie może się tego pozbyć.

– Bo nie ma wyobraźni. Mogę upłynnić sporo tego na czarnym rynku, jeżeli wejdzie ze mną w spółkę.

– Milo zna dobrze czarny rynek. Nie ma najmniejszego popytu na bawełnę.

– Ale za to jest popyt na środki opatrunkowe. Można owinąć bawełną wykałaczki i sprzedać jako waciki dezynfekcyjne. Myślisz, że mi odstąpi bawełnę po dobrej cenie?

– Nie odstąpi ci po żadnej cenie. Ma do ciebie żal, że robisz mu konkurencję. Prawdę mówiąc, ma żal do wszystkich o to, że zhańbiliśmy dobre imię jego stołówki tą epidemią biegunki w zeszłym tygodniu. Słuchaj, ty możesz nas uratować – schwycił go nagle za ramię Yossarian. – Czy nie mógłbyś na swoim powielaczu odbić jakiegoś fałszywego rozkazu i uwolnić nas od tej akcji na Bolonię?

Były starszy szeregowy Wintergreen odsunął się od niego powoli z wyrazem pogardy.

– Oczywiście, że mógłbym – wyjaśnił z dumą. – Ale ani mi się śni.

– Dlaczego?

– Bo to jest wasz obowiązek. Każdy z nas musi spełnić swój obowiązek. Moim obowiązkiem jest opylić z zyskiem te zapalniczki i kupić od Mila trochę bawełny. Waszym obowiązkiem jest zbombardować składy amunicji w Bolonii.

– Ale mnie zabiją nad tą Bolonią – błagał Yossarian. – Zginiemy tam wszyscy.

– No to będziecie musieli zginąć – odpowiedział były starszy szeregowy Wintergreen. – Dlaczego nie pogodzisz się z losem tak jak ja? Jeżeli moim przeznaczeniem jest opylić z zyskiem te zapalniczki i kupić tanio bawełnę od Mila, to tak się stanie. Jeżeli twoim przeznaczeniem jest zginąć nad Bolonią, to i tak zginiesz, umrzyj więc przynajmniej jak mężczyzna. Z przykrością muszę stwierdzić, że ostatnio stajesz się chronicznym malkontentem.

Clevinger zgodził się z byłym starszym szeregowym Wintergreenem, że zadaniem Yossariana jest zginąć nad Bolonią, i zsiniał z oburzenia, kiedy Yossarian przyznał mu się, że to on przesunął linię na mapie powodując odwołanie akcji.

– A dlaczego nie? – warknął Yossarian, rzucając się w spór szczególnie agresywnie, gdyż sam podejrzewał, że nie ma racji. – Czy mam sobie dać odstrzelić dupę tylko dlatego, że jakiś pułkownik chce zostać generałem?

– A co z żołnierzami tam na froncie? – spytał nie mniej podekscytowany Clevinger. – Czy mają im nastrzelać do dupy tylko dlatego, że tobie nie chce się lecieć? Ci ludzie mają prawo do wsparcia lotniczego!

– Ale niekoniecznie do mojego. Słuchaj, im jest zupełnie wszystko jedno, kto rozwali te składy amunicji. Lecimy tam tylko dlatego, że ten bydlak Cathcart zgłosił nas na ochotnika.

– Wiem o tym – zapewnił go Clevinger. Jego chuda twarz pobladła, a piwne oczy napełniły się łzami szczerości. – Ale faktem jest, że składy amunicji stoją nietknięte. Wiesz bardzo dobrze, że mam do pułkownika Cathcarta równie krytyczny stosunek jak ty. – Wargi mu drżały, zawiesił głos dla większego nacisku, a potem miękko uderzył pięścią w śpiwór. – Ale nie do nas należy ustalanie, jakie cele niszczyć, kto to ma robić i…

– I kto ma zginąć przy wykonywaniu zadania? l dlaczego?

– Tak, nawet to. Nie mamy prawa kwestionować…

– Jesteś nienormalny!

– …nie mamy prawa kwestionować.

– Czy naprawdę uważasz, że troskę o to, jak: dlaczego zostanę zabity, powinienem pozostawić pułkownikowi Carthcartowi? Naprawdę tak myślisz?

– Tak – upierał się Clevinger już z mniejszym przekonaniem.

– Są ludzie, którym powierzono wygranie tej wojny i którzy o wiele lepiej od nas wiedzą, jakie cele należy bombardować.

– Mówimy o dwóch różnych sprawach – odpowiedział Yossarian znużonym głosem. – Ty mówisz o stosunku wojsk lotniczych do piechoty, a ja mówię o moim stosunku do pułkownika Cathcarta. Ty mówisz o tym, że trzeba wygrać wojnę, a ja o tym, że trzeba wygrać wojnę i pozostać przy życiu.

– Otóż to – przerwał mu tryumfalnie Clevinger. – I jak ci się wydaje, co jest ważniejsze?

– Dla kogo? – odciął się Yossarian. – Czas spojrzeć prawdzie w oczy, Clevinger. Nieboszczyka guzik obchodzi, kto wygrał wojnę. Clevinger siedział przez chwilę jak spoliczkowany.