– No to postaraj się o tym nie zapominać. – Pułkownik Cathcart po chwili odwrócił się niechętnie, jakby nie do końca przekonany, i znowu zaczął się przechadzać po pokoju ugniatając w palcach swoją długą cygarniczkę. – Skończmy z nim – wskazał kciukiem na Yossariana. – Ja wiem, co chciałbym z nim zrobić. Chciałbym wyprowadzić go na dwór i zastrzelić. Oto, co chciałbym z nim zrobić. Tak by z nim postąpił generał Dreedle.
– Ale generał Dreedle odszedł od nas – przypomniał pułkownik Korn – i nie możemy wyprowadzić Yossariana na dwór i zastrzelić.
– Teraz, kiedy spięcie między nim a pułkownikiem Cathcartem zostało rozładowane, pułkownik Korn znowu rozsiadł się swobodnie i stukał rytmicznie nogą w biurko pułkownika Cathcarta. – A więc zamiast tego odeślemy was do kraju – zwrócił się do Yossariana. – Zajęło to nam trochę czasu, ale wreszcie wymyśliliśmy cholerny plan wyprawienia was w taki sposób, aby nie wywołać zbyt wiele niezadowolenia wśród waszych kolegów, którzy tu zostaną. Czy to was satysfakcjonuje?
– Co to za plan? Nie jestem pewien, czy mi się spodoba.
– Wiem, że się wam nie spodoba – roześmiał się pułkownik Korn, znowu z zadowoleniem splatając dłonie na czubku głowy. – Wzbudzi w was odrazę. Jest rzeczywiście wstrętny i niewątpliwie będzie obrazą dla waszego sumienia. Ale zgodzicie się na niego bardzo prędko. Zgodzicie się, ponieważ umożliwi wam znalezienie się w kraju cało i zdrowo za dwa tygodnie, a także dlatego, że nie macie wyboru. Albo to, albo sąd polowy. Jedno z dwojga.
– Niech pan przestanie blefować, pułkowniku – żachnął się Yossarian. – Nie możecie mnie sądzić za dezercję w obliczu nieprzyjaciela. Postawiłoby to was w niekorzystnym świetle, a ja zostałbym najpewniej uniewinniony.
– Ale teraz możemy was oskarżyć o dezercję z jednostki, bo polecieliście do Rzymu bez przepustki. Potrafimy to zrobić bez pudła. Jeżeli się choć przez chwilę zastanowicie, to zrozumiecie, że nie mamy innego wyjścia. Nie możemy pozwolić wam chodzić sobie swobodnie, nie karząc was za jawną niesubordynację, bo wszyscy pozostali lotnicy również odmówiliby dalszego latania. Nie, możecie mi wierzyć. Jeżeli odrzucicie naszą propozycję, oddamy was pod sąd polowy, nie bacząc na fakt, że pociągnie to za sobą masę kłopotów i stanie się wielką plamą na honorze pułkownika Cathcarta.
Pułkownik Cathcart drgnął przy słowach “plama na honorze" i zupełnie nieoczekiwanie cisnął wściekle swoją wysmukłą cygarniczką z onyksu i kości słoniowej o drewniany blat biurka.
– Jezu Chryste! – krzyknął niespodziewanie. – Jak ja nie cierpię tej cholernej cygarniczki! – Cygarniczka odskoczyła od biurka, odbiła się rykoszetem od ściany, przeleciała przez parapet okna i spadła na podłogę niemal u jego stóp. Pułkownik Cathcart spoglądał na nią z gniewnym grymasem. – Zastanawiam się, czy ona rzeczywiście na coś mi się przydaje.
– Przydaje ci blasku w oczach generała Peckema, ale kompromituje cię w oczach generała Scheisskopfa – poinformował go pułkownik Korn z figlarnie niewinną miną.
– A któremu z nich powinienem się przypodobać?
– Obu.
– Jak mogę przypodobać się obu? Przecież oni się nawzajem nienawidzą. Jak mogę zyskać w oczach generała Scheisskopfa nie tracąc w oczach generała Peckema?
– Defilując.
– Tak, defilując. To jedyny sposób, żeby zyskać jego uznanie.
– Pułkownik Cathcart skrzywił się ponuro. – Też mi generałowie! Kompromitują mundur. Jeżeli tacy ludzie jak ci dwaj mogą zostać generałami, to nie rozumiem, jak mnie się to może nie udać.
– Masz przed sobą wielką przyszłość – zapewnił go pułkownik Korn z całkowitym brakiem przekonania, a jego pogardliwe rozradowanie wzrosło jeszcze na widok nieprzejednanej wrogości i podejrzliwości na twarzy Yossariana, do którego zwrócił się z chichotem.
– I tu jest pies pogrzebany. Pułkownik Cathcart chce zostać generałem, a ja chcę zostać pułkownikiem i dlatego musimy odesłać was do kraju.
– A dlaczego on chce zostać generałem?
– Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego ja chcę zostać pułkownikiem. Cóż innego możemy robić? Wszyscy nas uczą, że należy dążyć do rzeczy wyższych. Generał to coś wyższego niż pułkownik, a pułkownik to coś wyższego niż podpułkownik. Obaj więc dążymy. I powiem wam, Yossarian, macie szczęście, że tak jest. Trafiliście na idealny moment, sądzę zresztą, że uwzględniliście to w swoich wyliczeniach.
– Nic nie wyliczałem – odpowiedział Yossarian.
– Muszę przyznać, że podoba mi się to, jak kłamiecie – odpowiedział pułkownik Korn. – Czy nie będziecie dumni, że wasz dowódca dostanie awans na generała i że służyliście w jednostce, w której lotnicy mieli najwięcej lotów bojowych? Czy nie pragniecie, aby wasza jednostka była częściej wymieniana w rozkazach dowództwa i otrzymała więcej liści dębowych do Medalu Lotnika? Gdzie jest wasz esprit de corps? Czy nie chcecie wzbogacać tej wspaniałej kroniki i latać nadal? Macie ostatnią szansę odpowiedzieć: tak.
– Nie.
– A więc przypieracie nas do muru – powiedział pułkownik Korn bez cienia urazy.
– Powinien się wstydzić!
– …i musimy odesłać was do kraju. Zrobicie tylko dla nas parę rzeczy i…
– Jakich rzeczy! – przerwał mu wojowniczo Yossarian, pełen najgorszych obaw.
– Och, parę drobnych, nieistotnych rzeczy. Prawdę mówiąc, nasza oferta jest niezwykle hojna. My wydamy rozkaz przenoszący was do Stanów, naprawdę to zrobimy, a wy w zamian będziecie musieli tylko…
– Co? Co będę musiał? Pułkownik Korn zaśmiał się krótko.
– Polubić nas. Yossarian zamrugał.
– Polubić was?
– Polubić nas.
– Polubić was?
– Tak jest – potwierdził pułkownik Korn kiwając głową, niezmiernie uradowany nie udawanym zdumieniem i oszołomieniem Yossariana.
– Polubić nas. Przyłączyć się do nas. Być naszym kumplem. Mówić o nas dobrze tutaj i po powrocie do Stanów. Należeć do naszej paczki. Nie wymagamy chyba zbyt wiele, prawda?
– Chcecie po prostu, żebym was polubił? I to wszystko?
– To wszystko.
– To wszystko?
– Po prostu postarajcie się nas polubić.
Yossarian, przekonawszy się ku swojemu zdumieniu, że pułkownik Korn mówi poważnie, miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
– To nie będzie takie łatwe – zadrwił.
– O, będzie to o wiele łatwiejsze, niż myślicie – odpowiedział równie ironicznie pułkownik, nie zrażony złośliwością Yossariana.
– Sami będziecie zdziwieni, jak wam to łatwo przyjdzie, skoro raz zaczniecie. – Pułkownik Korn podciągnął swoje za luźne, obszerne spodnie. Głębokie czarne bruzdy oddzielające jego kwadratowy podbródek od policzków wygięły się powtórnie w grymas szyderczej, nieprzyzwoitej wesołości. – Widzicie, Yossarian, będziecie mieli jak u Pana Boga za piecem. Damy wam awans na majora, a nawet jeszcze jeden medal. Kapitan Flume przygotowuje już płomienne komunikaty opisujące wasze bohaterstwo nad Ferrarą, waszą głęboką i niewzruszoną lojalność w stosunku do swego oddziału oraz wasze bezgraniczne poświęcenie przy wykonywaniu obowiązków. Notabene wszystko to są autentyczne cytaty. Będziemy was gloryfikować i wrócicie do kraju jako bohater odwołany przez Pentagon w celach propagandowo-reklamowych. Będziecie żyć jak milioner. Będą was traktować jak gwiazdora. Będziecie przyjmować defilady na swoją cześć i wygłaszać przemówienia zachęcające do kupowania obligacji pożyczki wojennej. Z chwilą gdy zostaniecie naszym kumplem, otwiera się przed wami cały nowy luksusowy świat. Czy to nie cudowne?
Yossarian przyłapał się na tym, że z zainteresowaniem słucha tych fascynujących szczegółów.
– Wolałbym nie wygłaszać przemówień – powiedział.
– No to dajmy spokój przemówieniom. Najważniejsze jest to, co powiecie ludziom tutaj. – Pułkownik Korn pochylił się i powiedział poważnie, już bez uśmiechu: – Nie chcemy, aby ktokolwiek w grupie dowiedział się, że odsyłamy was do kraju dlatego, że odmówiliście dalszego udziału w lotach. Nie chcemy też, żeby generał Peckem albo generał Scheisskopf przewąchał coś o jakichś tarciach między nami. Dlatego właśnie musimy zostać tak dobrymi kumplami.