– Jeszcze jedno… Oddał pan ten tysiąc funtów i oddał pan czek. Skąd pan teraz weźmie pieniądze dla brata?

– Nie wiem… – Davis rozłożył ręce. – Nie chcę myśleć o tym. Muszę to jakoś znieść. Może matka też to zniesie. Ale nie mogę. Teraz, kiedy pan Drummond nie żyje, nie mógłbym wyjechać tam… To by było jak zdrada… W końcu ja też jestem naukowcem… angielskim naukowcem. Zdaję sobie sprawę z tego, co te badania oznaczają. Gdyby nie panika, nigdy bym tego nie zrobił. Później to co innego. Kiedy to się zakończy. Nie. Nie ma wyjścia. Ale tego nie mogę zrobić.

– Mogę panu pożyczyć tysiąc funtów na przeciąg dwu tygodni, jeżeli inspektor Parker nie ma nic przeciwko temu – powiedział Alex.

– Ja? – Parker rozłożył ręce. – Dopóki ten pan jest na wolności, ma pełne prawo otrzymywać czeki od każdego. To prawdopodobnie nagroda za to, że nie uderzył cię mocniej?

– Tak – Alex wyjął swoją książeczkę i wypisał czek. Odeśle mi je pan na to samo konto bankowe – powiedział.

Filip Davis wyciągnął ku niemu rękę.

– Gdyby pan wiedział… – Nie mógł powiedzieć ani słowa więcej.

– Niech pan idzie teraz do swojego pokoju, a potem zapuka do pani Lucji Sparrow i zapyta, czy napisała ten list dla pana. Jeżeli tak, chcę, żeby mi go pan przyniósł.

– W tej… w tej sytuacji nie mogę przecież…

– Młody człowieku… Niech pan nie zapomina, że to pan każe mi wierzyć w swoje opowiadanie. Fakty mówią, że był pan w tym pokoju w czasie, kiedy mogło być popełnione zabójstwo, że zabrał pan z kasy pieniądze, że nie powiadomił pan nikogo o tym, co pan zobaczył, że później uderzył pan w głowę ciężkim przedmiotem obecnego tu pana Alexa i uciekł pan na górę, nie interesując się nawet tym, czy go pan nie zabił, i próbując zacierać za sobą ślady. Może pan być równie dobrze mordercą, jak nim nie być. Szczerze mówiąc pośród osób w tym domu znam kilka, które mają lepsze alibi niż pan. A w tym domu było w noc zabójstwa osób bardzo niewiele. Osiem, ściśle biorąc. Jest pan nadal w czołówce tego wyścigu. Niech pan lepiej robi to, o co pana proszę.

– Tak, proszę pana… Zaraz postaram się to… załatwić… – Filip Davis wstał i wyszedł.

– Szefie! – Jones stanął w drzwiach i rozłożył ręce. – Żadnej plamy na żadnym bucie, chyba na tych, które miał na nogach. Ale trudno mu było zaglądać pod pięty.

– W porządku… – Parker odprawił go ruchem ręki. Podszedł do Alexa. – Zdaje się, że on mówi prawdę… ten szachista… ten układacz rebusów na wiele ruchów z góry… Potworny gaduła… Czy powiedział ci coś ciekawego?

– Tak. – Alex skinął głową. – Wydaje mi się, że bardzo.

– I mnie – powiedział Parker – i mnie.

– Pan Davis, szefie! – powiedział Jones.

Filip Davis wszedł i zbliżywszy się do inspektora podał mu kopertę.

– Powiedział pan, oczywiście, że to policja żąda tego listu?

– Ja… Nie mówił pan ani słowa o tym, że nie wolno mi tego zrobić…

– Nie mówiłem. Co powiedziała pani Sparrow?

– Powiedziała, że w końcu panowie już wiecie ode mnie, co tam jest w środku, więc to nie ma znaczenia, jeżeli ja sobie tego życzę.

– Dobrze. Dziękuję panu.

Davis stał niezdecydowanie.

– Słusznie – powiedział Parker. – Niech pan nie odchodzi. Proszę mi pokazać podeszwę pańskiego lewego buta… tak… a teraz prawego. Ten list zatrzymam chwilowo, a potem zwrócimy się do pani Sparrow. Jest nam potrzebny w zupełnie innym celu niż łamanie tajemnicy korespondencji. Dziękuję panu za pana trudy, młody człowieku, a w przyszłości niech pan szybciej działa mózgiem, a wolniej przyciskami do bibuły.

Davis otworzył usta, ale wyszedł bez słowa.

XIII. Szklanka

Parker położył na stoliku kopertę zawierającą list Lucji Sparrow i sięgnął do portfela. Wyjął stamtąd drugi list. Alex pochylił się nad obydwoma papierami.

– Nie muszę gwałcić tajemnicy korespondencji pani Sparrow – powiedział inspektor – żeby zrozumieć, że oba te dokumenty są napisane na jednej i tej samej maszynie.

Czy widzisz literę „a”? Jest obniżona. „O” jest natomiast trochę powyżej linii. Oczywiście to wymaga jeszcze potwierdzenia ekspertyzy, ale jestem przekonany, że… O, zobacz, „f” ma spłaszczony i trochę skrzywiony łebek, jak gdyby drobny defekt. I tu, i tu… Jones!

– Tak, szefie?

– Masz tu te papierki, wyślij je natychmiast autem do Londynu i niech zrobią ekspertyzę porównawczą. Czekaj! – Wyrwał z notesu kartkę i nakreślił na niej kilka słów. – Zabierz to.

– Tak, szefie!

– Osobiście nie mam żadnych wątpliwości, że list, który otrzymaliśmy przed dwoma tygodniami, napisany był na maszynie Sary Drummond – powiedział Parker – a to znaczy bardzo wiele.

Alex przytaknął.

– Ale to nie zbija mojej hipotezy – szepnął nie poruszając się. – Na razie nic jej nie zbija… Słuchaj, Ben. Czy ty wiesz, że ja wczoraj zacząłem pisać książkę, w której Ian… w której Ian miał być zabity?

– Jak to? – Parker spojrzał na niego z niekłamanym zdumieniem – Ian?

– Tak… To znaczy, nie. Chcę ci o tym opowiedzieć. Otóż miałem jeszcze w Londynie koncepcję książki. Nie plan, ale koncepcję, że ktoś zostaje zabity, a śledztwo utrudnia pewien sposób, w jaki… – zawahał się. – Czekaj, zaraz do tego dojdę. Otóż kiedy przyjechałem tutaj, żeby napisać w spokoju tę książkę, zrozumiałem, że to idealne miejsce dla jej akcji: odcięty od świata dom, grupka ciekawych, niecodziennych charakterów, konflikty pomiędzy ludźmi utajone, ale istotne, zagrożenie z zewnątrz w związku z badaniami. Zmieniłem, oczywiście, zawód ludzi i opis posiadłości, ale pozostawiłem mniej więcej to samo towarzystwo, bo łatwiej mi było operować realiami. To bardziej pobudza fantazję. Otóż założyłem, że zabity zostaje gospodarz. Wszyscy są równie niewinni… Ślady gmatwają się prawie tak jak tu. Ludzie byli u niego o różnych porach. Istnieje problem alibi i motywu…

– Czekaj – powiedział Parker – Joe, czekaj, na miłość boską, przecież tu…

– Daj mi dokończyć – Joe powstrzymał go ruchem ręki. – Otóż śledztwo przebiega mniej więcej jak tu… Ślady okazują się błędne, odciski palców gmatwają tylko sprawę… Trzeba myśleć. I detektyw odnajduje zabójcę przy pomocy odnalezienia motywu… rozumiesz… Motyw cały czas jest ukryty w mroku, a detektyw nie może go odnaleźć, chociaż go wyczuwa i wie, że całe to piekielne nieporozumienie musi mieć jakiś klucz to, coś ty określił mówiąc, że fakty muszą obrócić się na swojej osi i ukazać zupełnie inne oblicze. Na razie wszystko się zgadza. W tej mojej książce zabójcą jest…

– Stój! – Parker podszedł do niego i położył palec na ustach. – Nie mówmy o tym. Nie sugerujmy się książkami Joe, ani niczym, co nam obciąża głowę. Zobaczymy. Nie chcę mówić tobie, co myślę, ani ty mi nie mów tego, co myślisz. Chcę, żebyś był przy mnie. Chcę, żebyś nie wpływał na mnie ani ja na ciebie. Mamy jeszcze całą masę zupełnie niezrozumiałych faktów. Przesłuchanie nie jest jeszcze skończone.

– Tak – powiedział Joe – ale to przerażające. Może mam obsesję tego, co napisałem. Ale każdy nowy fakt potwierdza to. Początkowo nie zwracałem na to żadnej uwagi. Ale teraz…

– Teraz przesłuchamy pana Roberta Hastingsa, profesora uniwersytetu Pensylwania. Albo nie. To straszne, Joe. Przecież Ian nie żyje, a ja jestem głodny… Od wczoraj nie jadłem. Joe, musimy teraz napić się kawy, bo i ty nic nie miałeś dziś w ustach. Musimy zjeść parę kanapek.

– Zapomniałem o tym zupełnie… – powiedział Joe.

– Tak. I ja… Jones!

– Tak, szefie!

– Poproś, żeby nam zrobiono mocną kawę i parę kanapek.

– Tak, szefie!

– Myślę, że pani Drummond nie będzie miała nic przeciwko temu – powiedział Parker – że trochę bezceremonialnie zarządzamy jej zapasami? Idź do niej i zapytaj, czy będziemy mogli z nich skorzystać?

– Tak, szefie!

Alex i Parker siedzieli w milczeniu, wpatrując się w chustkę, pod którą leżał nóż i mały rubinowy wisiorek. Potem Parker wstał, podszedł do drzwi laboratorium i zajrzał przez nie.