– Tak – powiedział Parker. – Wobec tego opowiedział jej pan o swoich kłopotach.
– Tak! Właśnie. Sam nie wiem, jak do tego doszło. A ona odpowiedziała, że mąż na pewno za chwilę wróci i z pewnością mi pożyczy tę sumę na kilka tygodni. A gdyby nie miał, to ona postara się wszystko załatwić. Kamień mi spadł wtedy z serca. Prosiła tylko, abym w wypadku, gdybym musiał skorzystać z jej pomocy, nie mówił o tym absolutnie nikomu. To było właśnie to, o co ja ją chciałem prosić, i drugi kamień spadł mi z serca zaraz po pierwszym. Kazała mi czekać w moim pokoju.
– Ale to się nie skończyło tak łatwo? – zapytał Parker. – Coś się musiało stać?
– Ach, proszę pana… – Filip Davis złożył ręce. – Gdybym wiedział… Poszedłem do swojego pokoju i usiadłem czekając na pana Sparrowa i myśląc o tym, jakim aniołem jest…
– Jego żona. Wiem. Potem poszedł pan do niego, a on panu odmówił?
– Tak. Odmówił mi od razu. Miałem wrażenie, jak gdyby nawet nie bardzo wiedział, o co go proszę. Ale nie mogłem zostać, więc wyszedłem. Było mi przykro…
– Rozumiem. Poszedł pan do swojego pokoju i czekał pan na to, co zrobi Lucja Sparrow. Co było dalej?
– Pani Sparrow zapukała. Powiedziała, że wie o odmowie męża. Powiedziała, że zaraz napisze list do swego radcy prawnego, który dysponuje jej pieniędzmi, gdyż posiada prawie wszystko w akcjach. Powiedziała, że właśnie przed chwilą pożyczyła w tym celu maszynę i papier. Papier trzymała w ręce. W poniedziałek o dziesiątej moja siostra będzie mogła odebrać od tego radcy pieniądze. Ale ja musiałem mieć te pieniądze o ósmej rano. Wobec tego pani Sparrow poradziła mi, żebym zszedł do pana Drummonda i pożyczył je od niego na czterdzieści osiem godzin pod jakimkolwiek pretekstem. Tak krótki termin to przecież nie pożyczka, ale uprzejmość. Zgodziłem się z tym i podziękowałem jej. Mówiliśmy szeptem, bo pani Sparrow przez cały czas stała w progu. Nie chciała oczywiście wchodzić do męskiego pokoju o tej porze, będąc w szlafroku. Byłem bardzo zażenowany, ale równocześnie bardzo wdzięczny za tyle trudu, widząc, że w dodatku boli ją ręka. Kiedy poszła, usiadłem i zacząłem obmyślać ten pretekst. Trwało to parę minut. W końcu wymyśliłem, że moja siostra ma szansę kupić urządzenie do gabinetu dentystycznego okazyjnie od kogoś, kto je w poniedziałek rano sprzedaje, a ja we wtorek oddam pieniądze. Wiedziałem, że pan Drummond ma w kasie jakąś większą sumę pieniędzy, bo widziałem je w pokoju podczas pracy. Kasa jest zawsze otwarta wtedy, bo trzymamy w niej papiery, jak w szafie. Wierzyłem, że pożyczy mi tysiąc funtów na dwa dni bez żadnej trudności. Imponowało mi to nawet, że mogę poprosić o tak poważną pożyczkę na tak krótki termin… Mój Boże… Wyszedłem więc z pokoju i poszedłem na dół…
– Tak… – powiedział Parker. – A która była wtedy godzina?
– Pani Sparrow przyszła do mnie o jedenastej, wiem, bo czekając patrzyłem cały czas na zegarek. Stała w progu może trzy minuty, a później zastanawiałem się może dziesięć, może dwanaście… Jak to, przecież pamiętam! Kiedy wychodziłem z pokoju, spojrzałem na zegarek. Byłem tak otumaniony, że wydało mi się nagle, że jest o wiele później. To czekanie tak mi się dłużyło…
– Więc która była godzina, kiedy pan zszedł na dół?
– Piętnaście po jedenastej. Może czternaście, nie wiem. Zszedłem i otworzyłem drzwi.
– Czy były zamknięte?
– Tak. Otworzyłem drzwi. Pan Profesor Drummond siedział za stołem. Zamknąłem drzwi po wejściu i powiedziałem: Przepraszam, panie profesorze… – a wtedy zobaczyłem…
– Tak. I co pan zrobił?
– Podszedłem i otworzyłem usta, żeby krzyknąć, ale zobaczyłem jakiś ruch i spojrzałem. Ale to tylko kropla krwi oderwała się od fotela i upadła na ziemię. Potem upadła druga… – Spojrzał w stronę fotela i odwrócił głowę. – Teraz jest tam cała plama… – Opanował się. – Wiedziałem od razu, że pan Drummond nie żyje. Patrzyłem w jego oczy. Mogą panowie mi nie wierzyć, ale pomyślałem nagle o mojej matce… że w związku z tym nie dostarczę pieniędzy i Christoph pójdzie do więzienia, a ona… Rozejrzałem się. Pieniądze leżały w kasie. W ogóle nie myślałem chyba wtedy albo to był jakiś szok. Porwałem pieniądze i uciekłem z pokoju.
– Czy zamknął pan za sobą drzwi?
– Co?… Tak… Na pewno tak. Kiedy dostałem się na górę, wpadłem do siebie i zamknąłem drzwi na klucz. Położyłem pieniądze na stole i od razu zrozumiałem, co zrobiłem. Ogarnęło mnie okropne przerażenie. Wtedy zrobiłem drugą rzecz, której nie rozumiem do tej chwili. Wstałem, otworzyłem drzwi i zapukałem cicho do profesora Hastingsa, którego pokój sąsiaduje z moim. Nie spał jeszcze. Wpuścił mnie. Powiedziałem, że pojadę do Ameryki, kiedy on zechce, ale muszę mieć zaraz tysiąc funtów. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale bez słowa wyjął książeczkę czekową i wypisał czek. Wtedy przypomniałem sobie, że zostawiłem uchylone drzwi, a na stole u mnie leży ta paczka banknotów. Wziąłem czek i wybiegłem. Wróciłem do pokoju. Zamknąłem drzwi i ogarnęło mnie jeszcze większe przerażenie, jeżeli to było możliwe. Hastings na pewno dostrzegł, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie puka się przecież do ludzi tak późno i nie mówi się takim tonem. Widziałem zresztą, że jest zaskoczony moją zgodą. Musiałem coś zrobić. Przede wszystkim zejść i włożyć z powrotem do kasy tamten tysiąc bez względu na to, co się stanie. Ale najpierw pan Hastings wyszedł i wrócił po kilku minutach. Słyszałem zamykanie jego drzwi. Wreszcie wstałem, wsunąłem paczkę banknotów do kieszeni i ostrożnie wyjrzałem. I właśnie wtedy posłyszałem jakieś kroki na schodach… Były bardzo ciche, ale usłyszałem je… W nocy każdy szelest jest głośniejszy. Cofnąłem się.
– Która była wtedy godzina?
– Pół do pierwszej. Cały czas patrzyłem na zegarek. Pamiętam każdą upływającą minutę.
– A potem co?
– Potem siedziałem jeszcze przez pewien czas. Byłem pewien, że osoba wchodząca na górę obudzi kogoś i doniesie o zabójstwie. Ale widocznie to był ktoś, kto nie wracał z gabinetu. Pomyślałem, że może ktoś uczuł głód i zszedł do kredensu. Po półgodzinie, tuż przed pierwszą postanowiłem zejść. Było cicho. Na palcach zszedłem po schodach. Bałem się tak strasznie, jak jeszcze nigdy w życiu. Wszedłem tu, stanąłem z ręką na klamce i równocześnie usłyszałem, że ktoś otwiera i zamyka drzwi na górze. Podbiegłem do kontaktu, zgasiłem lampę i rzuciłem na stół pieniądze. Ktoś schodził po schodach. Stałem obok stołu i kurczowo ściskałem coś, co okazało się przyciskiem. Nie myśląc, co robię, cofnąłem się na palcach za drzwi. Ten ktoś wszedł. To był mężczyzna. Zapytał: Ianie? A ja wiedziałem, że Ian Drummond nie odpowie, i wtedy pan Alex, bo poznałem go po głosie, zacznie szukać kontaktu, zapali światło i znajdzie mnie obok ukrytego w ciemności trupa. Wtedy nic mnie nie uratuje… Ja tego wszystkiego właściwie nie myślałem, ale to było we mnie. Uniosłem rękę i uderzyłem go w głowę, a potem skoczyłem do drzwi i zamknąłem je cicho. Widziałem, że upadł. W połowie schodów zrozumiałem, że trzymam w ręce ten przycisk. Dopadłem mojego pokoju i zatrzymałem się. Otarłem przycisk, żeby nie zostawić odcisków palców, i położyłem go na parapecie okna. A potem wszedłem do siebie, chwyciłem leżący na stole czek pana Hastingsa i wsunąłem mu go pod drzwi. Później zamknąłem swoje drzwi, rozebrałem się i leżałem pod kołdrą do chwili, póki nie zapukała do mnie policja. Myślałem, że to po mnie, ale… To jest wszystko, absolutnie wszystko, co wiem.
– Tak… – Parker kiwnął głową. – A dlaczego otarł pan przycisk, a nie pomyślał o tym, że zostawia pan ślady na klamce? I na kontakcie elektrycznym? Na szczęście dla pana opowieść pana pasuje na razie do faktów. Jeszcze jedno… Czy… czy ta krew kapała szybko?
– Krew… nie. Kropla… później znowu kropla… w długich odstępach.
– Czy spojrzał pan na podłogę, tam gdzie opadały?
– Nie. Tam był mrok. One padały w cień za stołem. Tu kończyła się granica światła lampy… Właśnie to było okropne, że one tak ginęły i nie wydawały żadnego dźwięku. – Wzdrygnął się.