Изменить стиль страницы

– Tak, cóż. – Cal wbił ręce w kieszenie. – To działa.

– Nie należę także do kobiet, które rozczulają się na widok bukietu kwiatów lub postrzegają je jako przeprosiny czy też preludium do seksu.

– Po prostu je zobaczyłem i pomyślałem, że ci się spodobają. Koniec kropka. Muszę wracać do pracy.

– Jednak – ciągnęła, podchodząc do niego – nie wiem dlaczego, ale żadne z tych zastrzeżeń nie dotyczy obecnej sytuacji. Są zabawne. – Wspięła się na palce i pocałowała Cala w policzek. – I piękne. – Pocałowała go w drugi. – Pomyślałeś o mnie. – I w usta. – Dziękuję.

– Bardzo proszę.

– Chciałbym dodać, że… – Przesunęła dłońmi po jego koszuli. – Jeśli mi powiesz, o której dzisiaj kończysz, to na górze w sypialni będzie czekała na ciebie butelka dobrego wina i naprawdę wyjątkowa niespodzianka.

– Jedenasta – odpowiedział natychmiast. – Mogę być tutaj o jedenastej pięć. Ja… och, cholera. Bal Zakochanych w kręgielni, do północy. Coroczna impreza. Żaden problem, dojdziesz.

– Taki mam plan. – Uśmiechnął się szeroko, a Quinn przewróciła oczami. – Ach, mówisz o tańcach. W kręgielni. Bal Zakochanych w Bowl – a – Rama. Boże, brzmi cudownie. Ale nie mogę zostawić Layli samej, nie w nocy.

– Ona także może przyjść… na tańce. Teraz naprawdę przewróciła oczami.

– Cal, żadna kobieta nie chciałaby wlec się z parą na tańce w Dzień Świętego Walentego. Równie dobrze mogłaby wymalować sobie wielkie Ż jak żałosna na czole, a to potem tak cholernie trudno zmyć.

– Fox może z nią pójść. Prawdopodobnie. Sprawdzę to.

– To jest jakiś pomysł, zwłaszcza jeśli pójdziemy tam dla zabawy. Ty sprawdź, ja też i zobaczymy. Ale tak czy siak. – Schwyciła go za koszulę. – Moja sypialnia, pięć po dwunastej.

Layla siedziała na nowiutkim materacu z wyprzedaży, podczas gdy Quinn buszowała w jej ubraniach, które właścicielka dopiero co powiesiła do szafy.

– Quinn, doceniam, że o mnie pomyślałaś, naprawdę, ale postaw się w mojej sytuacji. Na pozycji trzeciego koła u roweru.

– Nie ma nic niewłaściwego w pozycji trzeciego koła, jeśli istnieje także czwarte. Fox idzie z nami.

– Bo Cal go poprosił, żeby zlitował się nad biedną walentynką bez pary. Pewnie mu kazał, przekupił go albo…

– Masz rację. Na pewno musiał wykręcić Foxowi rękę, żeby poszedł na tańce z taką brzydką jędzą jak ty. Za każdym razem gdy na ciebie patrzę, mam ochotę zakumkać: kum, kum, co za ropucha. Poza tym… Och, jaka cudowna marynarka! Masz fantastyczne ciuchy, ale ten żakiet jest absolutnie wystrzałowy. Mmm. – Quinn pogłaskała materiał jak kota. – Kaszmir.

– Nie wiem, dlaczego ją spakowałam. Nie wiem, czemu zabrałam połowę z tych rzeczy, po prostu złapałam, co miałam pod ręką. A ty próbujesz odwrócić moją uwagę.

– Niezupełnie, ale to korzystny efekt uboczny. O czym to ja mówiłam? Ach, tak. Poza tym to nie jest randka, tylko rozrywka grupowa – powiedziała, a Layla parsknęła śmiechem. – Po prostu idziemy we czwórkę na kręgielnię, na litość boską, posłuchać lokalnej kapeli i trochę potańczyć.

– Pewnie. Po czym ty powiesisz szalik na klamce sypialni. Chodziłam do college'u, Quinn, mieszkałam ze współlokatorką. Właściwie z nimfomanką, która miała niewyczerpany zapas szalików.

– Czy to ci przeszkadza? – Quinn na chwilę przestała myszkować w szafie, by obejrzeć się przez ramię. – Cal i ja po drugiej stronie korytarza?

– Nie, nie. – Czyż teraz nie poczuła się głupia i małostkowa? – Myślę, że to fantastyczne. Naprawdę. Każdy widzi, że iskrzycie jak przewody elektryczne, gdy tylko znajdziecie się dwa metry od siebie.

– Naprawdę? – Teraz Quinn całkiem odwróciła się od szafy. – Bo iskrzymy.

– Bzyyy, bzyyy. On jest super, to iskrzenie super. Ja tylko czuję, że… – Layla wzruszyła ramionami – zawadzam.

– Nie zawadzasz. Nie mogłabym zamieszkać tu bez ciebie. Jestem dość zrównoważona, ale nie mogłabym sama zamieszkać w tym domu. Tańce to nic wielkiego. Nie musimy iść, ale myślę, że wszyscy będziemy się dobrze bawić. I mamy szansę zrobić coś zupełnie normalnego, co odwróci naszą uwagę od tego wszystkiego, co jest kompletnie anormalne.

– Dobry argument.

– No to się ubieraj. Wskakuj w coś wesołego, może trochę seksownego i lecimy robić furorę w kręgielni.

Zespół, lokalna grupa o nazwie Wygi z Hollow, właśnie zaczął grać. Często występowali na weselach, przyjęciach firmowych i w kręgielni, bo ich repertuar rozciągał się od starych standardów do hip – hopu. Muzyka z gatunku „coś – dla – każdego” sprawiała, że parkiet był pełen, a ci, którzy nie tańczyli, mogli pogawędzić przy otaczających salę stolikach, popijać drinki lub pogryzać lekkie przekąski ustawione na bufetach ustawionych pod ścianami.

Cal doszedł do wniosku, że ten bal nie bez powodu jest jedną z najbardziej popularnych imprez w kręgielni. Jego matka stanęła na czele grupy dekoratorów i wszędzie były kwiaty i świece, wisiały białe i czerwone girlandy, błyszczące czerwone serca. Ludzie mieli okazję, żeby wystroić się w środku ponurego lutego, wyjść z domu i spotkać z przyjaciółmi, posłuchać muzyki i popisać umiejętnościami tanecznymi, jeśli je posiadali. Albo, jak Cy Hudson, nawet jeśli nie.

Bal Zakochanych stanowił mały, jasny punkt na koniec zimy i kręgielnia zawsze była wypełniona po brzegi.

Cal tańczył z Essie przy dźwiękach melodii „Fly Me to the Moon”.

– Twoja matka miała rację, posyłając cię na te lekcje tańca.

– Strasznie się tego wstydziłem – powiedział Cal – ale wyszło na dobre.

– Kobiety zwykle tracą głowę dla dobrych tancerzy.

– Niejeden raz wykorzystałem tę kobiecą słabość. – Uśmiechnął się do partnerki. – Wyglądasz ślicznie, babciu.

– Wyglądam dostojnie. Były czasy, gdy wielu chłopców nie mogło oderwać ode mnie oczu.

– Ja wciąż nie mogę.

– A ty zawsze będziesz moim najsłodszym wnukiem. A mówiąc o… – Kiwnęła głową w stronę podwójnych drzwi. – One dopiero przyciągają spojrzenia.

Cal spojrzał. Zauważył Laylę, ale zobaczył tylko Quinn. Niesforną masę blond włosów upięła w elegancki kok, czarny żakiet nałożyła na coś koronkowego – kaftan, przypomniał sobie, tak to się nazywało i niech Bóg błogosławi tego, kto to wymyślił.

W jej uszach i na nadgarstkach lśniła biżuteria, ale Cal mógł myśleć tylko o tym, że na szyi miała najseksowniejszy naszyjnik, jaki w życiu widział i już nie mógł się doczekać, aż zdejmie go zębami.

– Zaraz zaczniesz się ślinić, Caleb.

– Słucham? – Skupił uwagę z powrotem na Essie. – O, rany.

– Wygląda jak z obrazka. Zostaw mnie przy stoliku i idź do niej. I przyprowadź obie do mnie, żebyśmy się przywitały, zanim wyjdę.

Zanim Cal do nich dotarł, Fox porwał już dziewczyny do przenośnego baru i otworzył butelkę szampana. Quinn odwróciła się do Cala z kieliszkiem w dłoni i podniosła głos, żeby przekrzyczeć muzykę.

– Jest fantastycznie! Kapela ekstra, szampan zimny, a sala wygląda jak z filmu.

– Spodziewałaś się paru bezzębnych staruszków z tarą i banjo, kwaśnego cydru i kilku plastikowych serc?

– Nie. – Roześmiała się i dźgnęła go palcem. – No może trochę. To moja pierwsza potańcówka w kręgielni i jestem pod wrażeniem. Och, popatrz! Czy tam skacze jego wysokość burmistrz?

– Z kuzynką żony, która jest dyrektorką chóru Pierwszego Kościoła Metodystów.

– A czy to nie twoja asystentka, Fox? – Layla wskazała na stolik.

– Tak. Na szczęście facet, z którym się całuje, to jej mąż.

– Wyglądają na kompletnie zakochanych.

– Chyba są. Nie wiem, co bez niej zrobię. Za kilka miesięcy wyprowadzają się do Minneapolis. Chciałbym, żeby wzięła w lipcu kilka tygodni wolnego zamiast… – Zreflektował się. – Żadnej rozmowy o interesach dziś wieczór. Znajdziemy stolik?

– Będzie można oglądać ludzi – orzekła Quinn i obróciła się w stronę zespołu. – „In the Mood”!

– Ich popisowy kawałek. Tańczysz? – zapytał Cal.

– No pewnie. – Popatrzyła na niego z błyskiem w oku. – A ty?

– Zobaczmy, na co cię stać, Blondasku. – Złapał ją za rękę i pociągnął na parkiet.