Garry milczał przez chwilę, która wydawała się trwać całe wieki, a potem zapytał tylko:
– Chyba żartujesz?
Maura i Lee wiedzieli, kiedy Garry wpada w furię, widywali go w takim stanie wielokrotnie i oboje cofnęli się, gdy zbiegał ze schodów. Odpychając stojącego mu na drodze Abula, rzucił sie na Bena i chwycił go za gardło. Benny dostanie dobrą nauczkę od tego furiata i może zrozumie wreszcie, że zawsze może trafić na groźniejszego niż on sam pomyleńca, pomyślała Maura.
– Ty pojebany popaprańcu! Coś ty, kurwa, narobił!
Garry jeszcze kontrolował głos, ale w jego oczach i ruchach widać było wściekłość.
– Nauczę cię posłuchu, zobaczysz! Nie będziesz odgrywał ważniaka. On był naszym dojściem do Joliffa, a ty go sprzątnąłeś bez chwili zastanowienia. Ty sukinsynu!
Gdy zaczął kopać Bena, Maura wyszła z piwnicy. Miała tego wszystkiego dość. Tonny Dooley otworzył przed nią drzwi samochodu, wsiadła do mercedesa i zapaliła papierosa.
Nie musiała patrzeć, jak Benny dostaje cięgi, choć szczerze się z tego cieszyła. Nie było to na wyrost. Należało chwycić go w cugle i dobrze, że Gal wziął się za niego. Garry przerażał wszystkich, zawsze tak było, nawet jako osiemdziesięciolatek wciąż będzie budził strach. Teraz był po sześćdziesiątce i ludzie nadal panicznie się go bali. W jego twarzy i zachowaniu wyczuwało się coś niepokojącego nawet w chwilach, kiedy był miły i przyjazny. Tak naprawdę był wtedy jeszcze bardziej przerażający.
Przyszło jej nagle do głowy, że mogłaby robić w życiu ciekawsze rzeczy niż sprzątać po braciach. Po tej dzisiejszej wpadce bardziej niż kiedykolwiek była przekonana, że przy najbliższej nadarzającej się sposobności powinna wydostać się z tego gówna.
Mogłaby wyprowadzić się stąd i osiąść w Liverpoolu. Zostawić ich, niech sobie radzą sami. Zamieszkałaby z Tommym Rifkindem. Uznała, że to rzeczywiście świetny pomysł. Tommy był wprawdzie płotką – choć nigdy by mu tego nie dała do rozumienia – ale miała już dość gangsterskich baronów.
– Maura, wszystko w porządku?
Tonny Dooley Junior chciał być tylko uprzejmy, jak zawsze. Nie pozwoliłby sobie na dociekliwe pytania.
– Tak, Tony, wszystko układa się wspaniale. Nie mogłoby być lepiej. Co lepszego mogło mi się dzisiaj zdarzyć niż facet, który wyzionął ducha ze strachu?
Uznał, że lepiej zostawić ją sam na sam z jej myślami. Wyglądała na rozeźloną i nie zamierzał ustawiać się na jej celowniku, kiedy miała muchy w nosie. Nauczył się już tego.
Maura wylądowała w końcu u matki. Sarah zadzwoniła do niej i wręcz błagała, żeby wpadła. W rodzinnym domu, z kawałkiem ciasta i filiżanką herbaty w dłoni, patrząc na pełną energii starą matkę, Maura uspokajała się powoli. Dom pachniał jak dawniej. Brakowało jedynie zapachu potu chłopaków, unoszącego się niegdyś w powietrzu. Ale aromat pieczonego ciasta, zapach matczynej wody lawendowej i woń stęchłych dywanów były takie same.
– Co mogę dla ciebie zrobić, mamo?
Zabrzmiało to dość oficjalnie. Obie z matką próbowały budować porozumienie, ale nie było to łatwe. Zbyt wiele wody upłynęło przez te lata.
– Chodzi o Carlę. Martwię się o nią, niemal odchodzę od zmysłów.
Maura zdziwiła się. Carla zawsze była dla Sarah niebieskooką dziewczynką. Słyszała wprawdzie, że doszło między nimi do wielkiej awantury, ale o tym nie wspomniała.
– Co się z nią dzieje? – zapytała, starając się mówić obojętnym tonem.
– Ona nie jest w porządku, a ten jej Joey… Czy nie sądzisz, że on może być… trochę… no wiesz…
Maura uśmiechnęła się, widząc wyraźne zmieszanie matki.
– Gejem?
Sarah kiwnęła głową.
– Myślę, że spokojnie możemy przyjąć, że tak. Sądząc po jego zachowaniu, byłabym raczej zdziwiona, gdyby tak nie było.
– To takie okropne…
Maurę bawiło zakłopotanie matki.
– Jeżeli jest gejem, to nie on pierwszy w tej rodzinie, prawda?
Oczy Sarah zwęziły się z gniewu. Słowa córki uznała za zniewagę, potwarz rzuconą pod adresem jej syna i wnuka. Maurze nagle zrobiło się żal matki; była z innej epoki, żyła w innym wymiarze.
– Słuchaj, mamo. Takie rzeczy nie mają teraz znaczenia. I tak powinno być. To, co ludzie robią w swoich domach, jest ich prywatną sprawą. Jeśli czują się szczęśliwi, co to komu przeszkadza?
Sarah rozzłościła się teraz nie na żarty. Jej chudziutkie ciało dygotało z emocji.
– Zacznijmy od tego, że to grzech przeciwko Bogu.
– Wszystko można uznać za grzech, jeśli się zechce. Biblia mówi, że fałszywi prorocy, na przykład media i niektórzy ludzie są źli, prawda? Że powiedzą dziewięć prawdziwych rzeczy, a dziesiąta będzie kłamstwem. I to właśnie ona sprowadzi na ciebie kłopoty. Wiesz to wszystko, prawda? A jednak nie powstrzymało to ciebie i Pat Johnston od chodzenia do Kościoła Spirytystycznego. Bo chciałaś nawiązać kontakt z Michaelem, tatą, Anthonym i Bennym… – i pewnie jeszcze z królem Arturem. A wracając do Joeya: jest taki, jaki jest, i ani ty, ani nikt inny go nie zmieni. Biblia ma dwa tysiące lat. Teraz wszystko wygląda inaczej i trzeba iść z duchem czasu.
– Nie ja – odparła Sarah.
Powiedziała to z typową dla Ryanów butą, wypływającą z poczucia, że są inni niż wszyscy. Maura westchnęła.
– Cóż, mamo, to wszystko, co mogę na ten temat powiedzieć – Życzę Joeyowi wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że jest szczęśliwy, bo to najważniejsze w życiu.
Sarah usłyszała smutek w głosie córki i przytuliła ją mocno do swojej kościstej piersi. Idealna fryzura została zwichrzona, ale Maura poczuła się szczęśliwa. Odwzajemniła uścisk, łzy cisnęły jej się do oczu.
Sarah odepchnęła ją ze śmiechem, mówiąc:
– Zrobię jeszcze herbaty.
Maura kiwnęła tylko głową, żeby głos nie zdradził jej wzruszenia.
– Myślę, że masz rację, jeśli chodzi o Joeya. Rzeczywiście jestem dinozaurem. Chciałabym, żeby wszystko było jak dawniej. Chciałabym, żeby wróciły czasy, kiedy byliście dziećmi, ja byłam całym waszym światem, a to był wasz wszechświat. – Sarah wyciągnęła ręce w stronę kuchni. – Czasy, kiedy prowadziłam was wszystkich na mszę, odświętnie ubranych i tak pięknie wyglądających, i szłam z wysoko uniesioną głową, chcąc krzyczeć: „Patrzcie na moje dzieci! Czyż nie są wspaniałe?”.
– To było dawno temu, mamo.
Sarah posmutniała.
– Wiem, kochanie. Ale co się z nami stało? Co noc, leżąc w łóżku, rozmyślam o tym i staram się zrozumieć. Odmawiam różaniec i nie śpię, myśląc o was wszystkich. Najczęściej o tobie i Michaelu. O moim kochanym synu i kochanej córeczce, pierworodnym i najmłodszej. Was dwojga pragnęłam bardziej niż któregokolwiek innego z moich dzieci. Zastanawiam się, czy nie spotyka mnie kara za to, że was dwoje, Boże wybacz mi, uwielbiałam tak bezgranicznie.
Maura wiedziała, że matka mówi prawdę.
– Ja jestem tu z tobą, mamo, i trudno mi się pogodzić z tym, że już nie masz Michaela. Kochał cię bardziej niż kogokolwiek innego na świecie. Czcił ziemię, po której stąpałaś.
Sarah uśmiechnęła się z zadowoleniem. Oczy miała smutne ale jej głos był mocny.
– Wiem – odparła. – Czasami czuję, że jest przy mnie. On chce, żebyśmy się znowu przyjaźniły. Chce, żebyśmy były sobie bliskie jak dawniej, i ja też tego chcę. Brakuje mi ciebie. Wierz lub nie wierz, lecz bardzo mi ciebie brakuje. Tak nienawidziłam cię, ale jednocześnie kochałam. Moją najmłodszą, moją jedyną córeczkę.
Maura nie mogła powstrzymać się od cynicznej refleksji, że ten nagły zwrot może mieć coś wspólnego z tym, że Sarah poróżniła się z Carlą, więc teraz, gdy Janine nie żyje, a Sheila się oddaliła, zabrakło jej kobiety, którą mogłaby rządzić. Bo taka właśnie była jej matka. Mając jak najlepsze intencje, wchodziła ludziom na głowę.
Jednak patrząc na Sarah krzątającą się w dużej, luksusowej kuchni, Maura mimo wszystko poczuła do niej cień dawnego uczucia. Z własnego doświadczenia wiedziała, jak ciężko przeżywa się utratę dziecka, a Sarah pochowała tylu synów. Wszyscy zginęli gwałtowną śmiercią, bo taką się parali robotą. Teraz Maura była głównodowodzącą tego biznesu. Brukowce nazywały ją królową londyńskiego podziemia, dopóki najlepszy prawnik, jakiego dało się kupić za pieniądze, nie położył temu kresu.