Изменить стиль страницы

– Był gliną i w dodatku nieprzyjaźnie nastawionym. Przykro mi, Maura, ale ludzie nie ufali ci już, odkąd się z nim związałaś. Chyba musiałaś to zauważyć, kochanie? Taka mądra babka jak ty…

Garry wstał. Patrząc z góry na siedzącego na krześle Kenny’ego, ryknął:

– Za kogo ty się, kurwa, uważasz, i czy wiesz, do kogo mówisz, co? Pieprzyć cię, moja rodzina dawała ci przez lata nieźle zarobić i nigdy nie przyłożyliśmy ręki do zapudłowania choćby jednej osoby. Jedzą nam z ręki sędziowie i gliniarze, a w swoim czasie wyciągnęliśmy z mamra niejednego recydywistę. Swoje opinie zachowaj dla siebie i trzymaj się tego, co jest na rzeczy.

Maura musiała odciągnąć od niego brata siłą i Kenny zdał sobie sprawę, że ociera się o śmierć.

– Pozwól mnie i Benowi zająć się nim, Maws. Daj nam tego czereśniaka – nalegał Garry.

Na myśl o Bennym Ryanie, Królu Airfixa, jak go nazywano, Kenny poczuł się jeszcze gorzej. Jeśli to w ogóle możliwe. Ale nie spuścił z tonu.

– Nie waż mi się grozić, Garry Ryanie. Uczestniczyłem w tej grze, gdy ty jeszcze czyściłeś swojemu bratu buty. Nie boję się ciebie. Miałem do czynienia z różnymi, od starych mistrzów po młodych gnojków, nie zapominaj o tym!

Wstał, pieniąc się ze złości. Niemal czuł jej smak w ustach.

– Pieprzony Super Glue i cholerne groźby! Czy myślicie, że jesteście pierwszymi twardzielami, jacy chodzą po tych zasranych ulicach? Powiedzieć ci coś, czego nauczyłem się dawno temu, Garry? Zawsze znajdzie się ktoś twardszy od ciebie, kto sięgnie po to, co masz, i zrobi wszystko, żeby ci to zabrać. Fortuna kołem się toczy. Ale nikt nigdy dotąd nie tykał żon ani rodziny. To zawsze było święte…

– I tak jest dotąd. – Głos Maury nadal był spokojny. – Siadajcie obydwaj, bo zabiorę wam piłkę i nie będziecie mieli o co się bić. Zachowujecie się jak dwa dzieciaki.

Obaj mężczyźni usiedli zawstydzeni, a ona kontynuowała tym samym spokojnym tonem:

– Kenny, przysięgam na grób Michaela, że ani ja nie miałam nic wspólnego ze śmiercią Lany, ani nikt z naszych, OK? A teraz chciałabym się dowiedzieć, dlaczego ludzie myślą, że to robota Ryanów. U kogo zasięgałeś języka i kto cię poinformował, że to my za tym stoimy. Chcę to wiedzieć natychmiast, tej nocy, żebyśmy mogli pojechać do nich i uciąć sobie z nimi przyjacielską pogawędkę. Złapać byka za rogi.

Kenny nic jej na to nie odpowiedział.

Ruchem głowy nakazała bratu, żeby ich zostawił, więc wyszedł z ociąganiem. Potem nalała jeszcze dwie brandy i jedną wręczyła Kenny’emu. Gdy sączyli drinki, odniosła wrażenie, że napięcie powoli opada.

– Naprawdę bardzo mi przykro, Kenny – powiedziała.

Teraz, kiedy zostali sami, jej głos był cieplejszy.

Zwiesił dużą ogoloną głowę na piersi, tak że nie widziała jego twarzy, tylko czoło z sinobiałą blizną, która równiutko dzieliła na pół jedną z jego brwi.

– Ona była w porządku, moja Lana, cokolwiek ludzie gadali. Dobra z niej była dziewczyna.

W jego głosie był przejmujący żal.

– A teraz, kurwa, moje biedne dziecko…

Nie mógł skończyć zdania.

Maura chwyciła jego dłoń i ścisnęła ją.

– Wiem, że przechodzisz piekło, Kenny, ale musisz uwierzyć, że nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Ani ze śmiercią żony Joliffa. Kryje się za tym jakaś brudna intryga, a ja i moi ludzie znaleźliśmy się pod obstrzałem. Muszę to rozwikłać, i to szybko. Chyba mnie rozumiesz, prawda? I potrzebuję twojej pomocy, Kenny. Bardziej niż kiedykolwiek.

Kiwnął głową

– Wierzę ci. Zawsze byłaś wobec mnie w porządku.

I naprawdę jej wierzył. Nos mu podpowiadał, żeby jej zaufać, a on zawsze polegał na swojej intuicji. Dlatego nadal był wśród żywych, mimo tylu lat na pierwszej linii frontu.

Maura dolała mu brandy.

– A więc, Ken, skąd miałeś te informacje?

– Od Rebekki Kowolski. Znasz ją pod panieńskim nazwiskiem. Goldbaum.

Na dźwięk tego nazwiska Maura poczuła zawrót głowy, zemdliło ją. Przywodziło na pamięć koszmarny epizod z jej życia, o którym chciałaby zapomnieć, choć nieraz powracał w złych snach.

– A skąd ona to wiedziała?

– Od swojego starego, oczywiście. To drobny trybik w dużej machinie. Pracuje dla Joego Żyda, w firmie, która wywodzi się z Silvertown.

– Znam Joego bardzo dobrze. Dlaczego miałby wplątywać się w coś takiego? To dla niego za poważna sprawa. Ze mną by nie zaczynał.

Kenny znowu wzruszył ramionami.

– Co mogę ci powiedzieć, jestem wyrocznią delficką czy jak? Joe jest teraz na fali. Prowadzi interesy z większością tutejszych grup. Może załatwić dowolną licencję, od pubów po mecze bokserskie. Dobrze się ustawił.

– A jaką rolę gra w tym Rebekka?

Skończył drinka i wystawił szklankę po więcej brandy, zanim odpowiedział.

– Z tego co wiem, ona jest tam mózgiem. Kocha narkotyki a w każdym razie je sprzedaje. Jest przebiegła i ma głowę do interesów, za to jej mąż to pieprzona marionetka. A ona ma do ciebie urazę, prawda? O ile dobrze pamiętam, załatwiliście z Michaelem jej staruszka?

Maura ponownie napełniła szklanki. W głowie miała zamęt, ścigała ją przeszłość, ale nie ta, do której by chciała wracać.

Drzwi gwałtownie się otworzyły i do pokoju wparował Garry z twarzą czerwoną ze złości.

– Ktoś pobił mamę!

Popatrzyli na niego zszokowani.

– Co?

Maura nie wierzyła własnym uszom.

– Jest w szpitalu, jakiś gliniarz właśnie zadzwonił na moją komórkę. Dała mu mój numer, wyobrażasz sobie?

– Pieprzyć twoją komórkę, Gal. Co z mamą?

– Nic strasznego, ale jest w szoku. Złapię Roya i powiem mu, żeby do niej pojechał. Do Lee odezwał się jakiś weteran i Lee uznał, że to gra warta świeczki, więc pojechał na spotkanie. A my co, wychodzimy gdzieś dzisiaj czy nie?

Maura kiwnęła głową.

– Poczekaj, aż się dowiesz dokąd, Gal. Obudzimy upiory przeszłości.

Kenny obserwował ich z rezerwą. Ktokolwiek porwał się na nich, musi być szaleńcem, pomyślał. I jeśli nie Ryanowie, to kto był winny śmierci jego żony? Tylko to chciał wiedzieć. Kiedy się dowie kto, Ryanowie nie będą mu potrzebni.

– Jadę z wami – zaofiarował się.

Maura spojrzała na niego chłodno.

– I tak miałeś jechać, ale dziękuję, że sam to zaproponowałeś. Dopóki nie będziemy pewni, że powiedziałeś nam wszystko, co wiesz, będziemy cię trzymać jak psa na smyczy.

Niczego innego się nie spodziewał.

Rozdział 4

Roy patrzył, jak matce zakładają opatrunki. Miała podbite oko i zwichnięty nadgarstek. Gdy widział ją w takim stanie na szpitalnym łóżku, wściekłość wręcz go rozsadzała. Zawsze na widok jej bezradności przypominały mu się różne rzeczy z dzieciństwa. Jak dbała o to, by zawsze byli nakarmieni i porządnie ubrani, nie mając prawie żadnej pomocy ze strony ojca – faceta, dla którego picie i hazard były o wiele ważniejsze niż rodzina. Kiedy pięć lat temu Benjamin Ryan Senior rozstał się wreszcie z życiem na podłodze kantoru jakiegoś bukmachera w Kilburn, Roy i jego bracia nie ukrywali ulgi. Chyba tylko Maura żałowała starego sukinsyna – no i mama oczywiście. Miał ochotę objąć ją teraz i pocieszyć, tak jak ona go pocieszała, kiedy był dzieckiem.

Wydawała mu się taka krucha – dopóki nie poczęstowała go jedną ze swoich tyrad. Przymknął oczy z nieukrywaną irytacją.

– Nie patrz tak na mnie! To was obarczam za to winą. Ją, waszą siostrę, tę dziwkę o kamiennym sercu. Założę się, że to ona za tym stoi.

Pielęgniarka z trudem powstrzymywała się od śmiechu i Roy nagle zdał sobie sprawę, że jego despotyczna matka odbierana jest przez ludzi jako postać komediowa. Chciałby odbierać ją tak samo.

Młoda policjantka ze zdziwieniem uniosła brwi i zaciągnęła zasłonę oddzielającą część sali przeznaczoną dla ofiar wypadków. Widać było, że jest zaskoczona sceną rozgrywającą się na jej oczach. Ryanowie słynęli z bezwzględności, a oto jeden z nich potulnie znosił wrzaski i obelgi z ust matki. Na komisariacie mówiło się, że szef jest opłacany przez tę rodzinę. Że robi to, co mu każą, włącznie z blokowaniem normalnych awansów i nadawaniem wyższych stopni tylko tym, którzy są powolni Ryanom. Był pośmiewiskiem całego komisariatu. Kiedy wyjechał na urlop, ktoś puścił w obieg dowcip, że wylądował w szpitalu gdzie odcinają mu stołek od dupy. Był patentowanym leniem! A to, że wspomniany trzytygodniowy urlop spędził w pięciogwiazdkowym hotelu na Florydzie, też wywołało komentarze.