Изменить стиль страницы

Rozdział 104

Kiedy jechaliśmy do domu Davisów z brązowym spanielem w białe łaty, usłyszeliśmy przez krótkofalówkę:

– Dwaj podejrzani osobnicy płci męskiej. Idą w kierunku Las Olas Boulevard. Zauważyli nas! Prowadzimy pogoń.

Byliśmy kilka przecznic od dzielnicy handlowej. Dotarliśmy tam w kilka minut. Cocker spaniel szczekał na tylnej kanapie. Radiowozy policji z Fort Lauderdale i sedany FBI już utworzyły ciasny krąg wokół sklepu odzieżowego GaPa. Dojeżdżały kolejne radiowozy, noc rozbrzmiewała wyciem syren. Ulica była zatłoczona ludźmi i miejscowa policja miała problem z zatrzymywaniem pieszych.

Mahoney podjechał do blokady. Opuściliśmy szybę, żeby pies miał czym oddychać. Wyskoczyliśmy z wozu i pobiegliśmy w kierunku GaPy. Mieliśmy na sobie kamizelki kuloodporne, a w rękach broń krótką.

W sklepie paliło się światło. Widziałem ludzi w środku. Ale nie Wilka. Ani jego ochroniarza.

– Uważamy, że to on – powiedział nam jeden z agentów, kiedy zbliżyliśmy się do sklepu.

– Ilu uzbrojonych w środku? – spytałem.

– Widzieliśmy tylko dwóch. Dwóch, o których wiemy. Ale może być ich więcej. Jest spore zamieszanie.

– Święta prawda – przyznał Mahoney. – Też odniosłem takie wrażenie.

Przez następne kilka minut nie wydarzyło się nic sensownego poza tym, że zjawiło się więcej radiowozów i uzbrojony po zęby oddział SWAT w kamizelkach kuloodpornych i hełmach. Pojawił się też negocjator do rozmów z porywaczami. Dwa śmigłowce stacji telewizyjnych zawisły nad magazynem GaPy i otaczającymi go sklepami.

– Cholera, w środku nikt nie podnosi telefonu – zgłosił nam negocjator. – Dzwoni i dzwoni.

Mahoney spojrzał na mnie pytająco.

Wzruszyłem ramionami.

– Nawet nie wiemy, czy to oni tam są. Negocjator podniósł megafon.

– Tu policja Fort Lauderdale. Macie zaraz wyjść. Nie zamierzamy prowadzić negocjacji. Wychodzić z rękami do góry. Ktokolwiek jest w środku, ma wyjść!

Ten ton wydał mi się niewłaściwy. Zbyt konfrontacyjny. Podszedłem do negocjatora.

– Jestem funkcjonariuszem FBI, nazywam się Alex Cross. Czy musimy przyciskać go do muru? To porywczy człowiek. I bardzo niebezpieczny.

Negocjator był potężnie zbudowanym mężczyzną z sumiastym wąsem. Miał na sobie kamizelkę kuloodporną, ale nawet nie raczył jej zapiąć.

– Spierdalaj! – wrzasnął mi w twarz.

– To sprawa federalna! – odpowiedziałem mu natychmiast tym samym tonem. Wyrwałem mu megafon. Negocjator rzucił się na mnie z pięściami, Mahoney jednak obalił go na ziemię. Dziennikarze widzieli zajście, ale do diabła z nimi. Mieliśmy robotę do wykonania.

– Tu FBI! – powiedziałem przez megafon. – Chcę rozmawiać z Paszą Sorokinem.

Potem wydarzyła się najdziwniejsza rzecz tej nocy, a już wydarzyło się mnóstwo dziwnych rzeczy. Ledwo wierzyłem własnym oczom.

Frontowymi drzwiami sklepu wyszło dwóch mężczyzn. Zasłaniali sobie twarze dłońmi, może przed kamerami, a może przed nami.

– Położyć się na ziemi! – krzyknąłem do nich. Nie posłuchali. Ale rozpoznałem ich – to był Sorokin i jego ochroniarz.

– Jesteśmy nieuzbrojeni! – zawołał Sorokin na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli. – Jesteśmy niewinnymi obywatelami. Nie mamy broni.

Nie wiedziałem, czy mu wierzyć. Nikt z nas nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Telewizyjny śmigłowiec niebezpiecznie zmniejszył wysokość.

– Co on robi? – spytał mnie Mahoney.

– Nie wiem… Na ziemie! – krzyknąłem znowu.

Wilk i ochroniarz nadal szli w naszym kierunku. Wolno i ostrożnie.

Mahoney i ja wysunęliśmy się przed policjantów. Mieliśmy broń w rękach. Czy to był jakiś trik? Co tamci szykowali? Przecież celowało w nich wiele strzelb, karabinów i pistoletów.

Kiedy Wilk mnie zobaczył, uśmiechnął się.

Do diabła, czemu on się śmieje?, pomyślałem.

– No więc złapaliście nas! – zawołał. – Też mi coś! Wiesz, że to bez znaczenia. Mam dla ciebie niespodziankę, panie FBI. Gotów? Nazywam się Pasza Sorokin. Ale nie jestem Wilkiem. – Roześmiał się głośno. – Jestem tylko zwykłym facetem robiącym zakupy w GaPie. Zamoczyłem sobie ubranie. Nie jestem Wilkiem, panie FBI. Śmieszne, nie? Cieszysz się? Bo ja tak. I Wilk też się ucieszy.

Rozdział 105

Pasza Sorokin nie był Wilkiem! Czy to możliwe? Nie mieliśmy jak sprawdzić tej informacji. W ciągu następnych czterdziestu ośmiu godzin otrzymaliśmy potwierdzenie, że zatrzymani na Florydzie to faktycznie Pasza Sorokin i Rusłan Fiederow. Należeli do czerwonej mafii, ale obaj twierdzili, że nigdy nie spotkali prawdziwego Wilka. Mówili, że „grali wyznaczone role”, że zostali podstawieni. Teraz byli gotowi iść na współpracę i zawrzeć z nami układ.

Nie za bardzo wiedzieliśmy, co jest prawdą, a co nie, ale układy ciągnęły się przez dwa dni. Biuro lubiło układy. Ja nie. Nawiązano łączność z wtykami w czerwonej mafii i zrodziły się wątpliwości, czy Pasza Sorokin to Wilk. W końcu znaleziono pracowników CIA, którzy przeszmuglowali Wilka z Rosji, i przyprowadzono ich do celi Paszy. Powiedzieli, że to nie człowiek, któremu pomogli się wydostać ze Związku Sowieckiego.

Potem Sorokin wskazał nam człowieka, na którym nam zależało, a kiedy się dowiedzieliśmy, kto to jest, przeżyłem szok, wszyscy przeżyliśmy szok.

Wskazał nam Sfinksa.

Następnego rana cztery zespoły agentów FBI czekały przed domem Sfinksa. Chcieliśmy go dopaść, kiedy będzie wychodził do pracy. Ustaliliśmy, że nie aresztujemy go w domu. Nie miałem serca tego zrobić. Po prostu nie miałem.

Wszyscy uznaliśmy, że Lizzie Connolly i jej córki wycierpiały już wystarczająco dużo. Nie musiały oglądać aresztowania Brendana Connolly’ego, Sfinksa, w ich rodzinnym domu w Buckhead. Nie musiały dowiadywać się straszliwej prawdy w taki sposób.

Siedziałem w granatowym sedanie dwie przecznice dalej, ale widziałem dobrze duży dom w kolonialnym stylu. Czułem się jak sparaliżowany. Pamiętałem moją pierwszą wizytę w tym miejscu. Przypominałem sobie rozmowę z dziewczętami, a potem z Brendanem Connollym w jego gabinecie. Jego smutek wydał mi się płynący z serca, był tak autentyczny jak rozpacz córek.

Oczywiście nikt nie mógł podejrzewać, że oszukał swoją żonę, że sprzedał ją komuś innemu że Sorokin poznał Elizabeth na przyjęciu w domu Connolly’ego. Pożądał jej, a Brendanowi Connolly’emu nie zależało na żonie. Sędzia od lat miewał romanse. Elizabeth przypominała Sorokinowi modelkę Claudię Schiffer, królującą na billboardach w całej Moskwie, kiedy był tam gangsterem. Tak więc zawarto przerażającą umowę. Mąż sprzedał w niewolę własną żonę; pozbył się jej w najgorszy sposób, jaki tylko można było sobie wyobrazić. Jak mógł tak bardzo nienawidzić Elizabeth? I jak ona mogła go kochać?

Ned Mahoney był ze mną w samochodzie. Czekaliśmy na dalszy rozwój wypadków, na aresztowanie Sfinksa. Skoro na razie nie mogliśmy dorwać Wilka, Sfinks był drugi na naszej liście, był naszą nagrodą pocieszenia.

– Zastanawiam się, czy Elizabeth wiedziała o drugim życiu męża – zamruczał Mahoney.

– Może coś podejrzewała. Rzadko sypiali ze sobą. Kiedy byłem w ich domu, Connolly zaprosił mnie do gabinetu. Stało tam łóżko. Z rozrzuconą pościelą.

– Myślisz, że wyjdzie dziś do pracy? – spytał Mahoney. Gryzł spokojnie jabłko. Opanowany partner.

– Wie, że aresztowaliśmy Sorokina i Federowa. Wyobrażam sobie, że będzie ostrożny. Pewnie będzie rozgrywał to tak, jakby nic się nie stało. Trudno powiedzieć.

– Może powinniśmy aresztować go w domu. Co o tym myślisz? – Gryzł dalej jabłko. – Alex?

Pokręciłem głową.

– Nie mogę tego zrobić, Ned. Nie mogę tego zrobić jego rodzinie.

– W porządku. Tylko pytam, stary.

Czekaliśmy. Kilka minut po dziewiątej Brendan Connolly w końcu wyszedł z domu frontowymi drzwiami. Podszedł do srebrzystego porsche boxtera, stojącego na podjeździe. Miał na sobie niebieski garnitur, niósł czarną sportową torbę. Pogwizdywał.