Изменить стиль страницы

– To prawda, tak? – spytał.

– Nic nie powie – wtrąciła Hester Crimstein.

– Tak, prawda – potwierdziła Bonnie.

– Ale nie wiedziałaś, co się z nią stało. Zawahała się.

– Wtedy nie.

– Co ci powiedział Clu?

– Że ją również przekupili – odparła. – Tak jak policjantów. Że zapłacili jej za milczenie. Myron skinął głową. To by się zgadzało.

– Nie rozumiem jednego – powiedział. – Kilka lat temu o zniknięciu Lucy Mayor zrobiło się głośno. Na pewno widziałaś jej zdjęcie w gazetach.

– Tak.

– Nic nie skojarzyłaś?

– Nie. Żeby skojarzyć, musisz kogoś pamiętać. A ja widziałam ją tylko ten jeden raz. Znałeś Billy'ego Lee. Co wieczór inna dziewczyna. Ja i Clu siedzieliśmy z przodu. Ona miała inny kolor włosów. Była wtedy blondynką. Więc nie rozpoznałam jej.

– Clu również.

– Tak.

– Ale w końcu poznałaś prawdę.

– W końcu.

– Hola! – wtrąciła Hester Crimstein. – Nic z tego nie rozumiem. Co wypadek drogowy sprzed lat ma wspólnego z zamordowaniem Clu?

– Wszystko – odparł Myron.

– Niech pan to wyjaśni. A przy okazji, jak w tę sprawę została wciągnięta Esperanza?

– Przez pomyłkę.

– Co?

– To nie ją chciano wrobić, tylko mnie.

38

Yankee Stadium kulił się wieczorem, garbiąc nisko, jakby chciał uciec przed łuną własnych świateł. Myron wjechał na parking czternasty, gdzie stały samochody zarządu klubu i graczy. Tym razem były zaledwie trzy. Nocny strażnik w wejściu dla prasy przekazał mu, że Mayorowie spotkają się z nim na boisku. Myron zszedł z dolnej kondygnacji i przeskoczył murek blisko bazy – mety. Światła się paliły, lecz ani żywej duszy. Stanął na murawie, zrobił głęboki wdech – nawet w Bronksie baseballowy diament pachniał swoiście – obrócił się w stronę ławki drużyny gości, przesunął wzrokiem po niższych lożach i odnalazł miejsca, na których tyle lat temu siedzieli on i jego brat. Dziwne, co człowiekowi zostaje w pamięci. Po szeleszczącej pod stopami trawie przeszedł do stanowiska miotacza, przysiadł na białej gumie i czekał. Domena Clu. Jedyne miejsce, gdzie Clu Haid zawsze był spokojny.

Powinni go tu pochować, pomyślał. Tu, skąd rzucał.

Objął spojrzeniem tysiące krzesełek, pustych jak oczy nieboszczyka, stadion bez widzów – ciało bez duszy. Białe linie były brudnawe, zatarte. Jutro, przed meczem, miano je odnowić.

Powiadają, że baseball to metafora życia. Patrząc na linię główną, Myron uznał, że coś w tym jest. Że linia oddzielająca dobro od zła niewiele się różni od tej na boisku. Zrobiona z substancji tak nietrwałej jak wapno, z upływem czasu zanika. Wciąż trzeba ją poprawiać. Gdy przejdzie po niej odpowiednio wielu graczy, rozmazuje się i zaciera tak bardzo, że to, co prawidłowe, zmienia się w przekroczenie i vice versa – podobnie w życiu, też czasem nie sposób odróżnić dobra od zła.

– Powiedział pan, że znalazł moją siostrę – przerwał ciszę głos Jareda Mayora. Myron spojrzał w kierunku ławki graczy.

– Skłamałem – odparł.

Po betonowych schodach zstępowali Jared z matką. Myron wstał. Jared zaczął coś mówić, ale Sophie położyła mu rękę na ramieniu. Szli jak para trenerów na rozmowę z miotaczem, który zmienia poprzednika.

– Pańska siostra nie żyje – dodał. – O czym oboje wiecie. Szli dalej.

– Zginęła w wypadku samochodowym. W chwili zderzenia.

– Być może – odparła Sophie.

– Być może? – zdziwił się Myron.

– Może w chwili zderzenia, a może nie. Clu Haid i Billy Lee Palms nie byli lekarzami, tylko głupimi pijanymi baseballistami. Lucy mogła być jedynie ranna. Może żyła. Jakiś lekarz mógłby ją uratować.

– Niewykluczone – przyznał Myron.

– Niech pan mówi – zachęciła. – Chcę posłuchać, co pan ma do powiedzenia.

– Bez względu na stan faktyczny pani córki po wypadku Clu i Billy Lee byli pewni, że nie żyje. Clu się przeraził. Już sama jazda po pijanemu była poważnym przestępstwem, a co dopiero spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Coś takiego nie upiecze się nikomu, choćby nie wiem jak świetnie podkręcał piłki. Clu i Billy Lee wpadli w popłoch. Nie znam szczegółów tej historii. Zna je zapewne Sawyer Wells. Domyślam się, że ukryli zwłoki. Ta droga była rzadko uczęszczana, ale i tak nie mieli dość czasu, żeby pogrzebać Lucy przed przyjazdem policji i karetki. Tak więc najpewniej schowali ją w krzakach. A kiedy się uspokoiło, wrócili i ją zakopali. Jak wspomniałem, nie znam szczegółów. Wątpię, czy mają większe znaczenie. Ważne, że Clu i Billy Lee pozbyli się ciała.

– Nie ma pan na to żadnych dowodów – oświadczył Jared, stając naprzeciwko Myrona. Myron zareagował, cały czas wpatrując się w Sophie Mayor.

– Mijają lata. Lucy dawno nie ma. Ale nie w głowach Clu Haida i Billy'ego Lee Palmsa. Być może nadinterpretuję, może oceniam ich zbyt łagodnie. Niemniej to, co zrobili tamtej nocy, zdecydowało o całym ich życiu. O skłonnościach obu do samodestrukcji. O narkotykach…

– Ocenia pan ich zbyt łagodnie – powiedziała Sophie Mayor. Czekał na dalszy ciąg.

– Niech pan nie przypisuje im wyrzutów sumienia – dodała. – To nikczemnicy.

– Być może ma pani rację. Niepotrzebnie wdałem się w analizę. Lecz to nic nie zmienia. Clu i Billy Lee sami stworzyli sobie piekło, ale nie aż takie, jak cierpienie, którego doświadczyła pani rodzina. Mówiła mi pani, jak straszną udręką jest to, że się nie zna prawdy, życie z tą świadomością na co dzień. Odkrycie, jak zginęła i została pogrzebana córka, wzmogło udrękę.

Sophie Mayor wciąż trzymała głowę wysoko. Ani drgnęła.

– Wie pan, jak dowiedzieliśmy się wreszcie, co się stało z Lucy? – spytała.

– Od Sawyera Wellsa – odparł Myron. – Jego ósma zasada brzmi: „Wyznaj coś o sobie przyjacielowi, coś strasznego, czego za nic nie chciałeś zdradzić nikomu. Poczujesz się lepiej. Przekonasz się, że zasługujesz na miłość”. Wells zajmował się narkomanami w Rockwell. Billy Lee był tam pacjentem. Domyślam się, że Wells przyłapał go w trakcie odwyku. Zapewne w momencie, kiedy majaczył i szalał. Billy zrobił to, czego zażądał terapeuta. Przyznał się do najgorszego, do tej chwili w życiu, która przesądziła o wszystkich innych. Wells dostrzegł w tym dla siebie wygraną, loteryjny los do zdobycia rozgłosu. Bogatą rodzinę Mayorów, właścicieli firmy Mayor Software. Zgłosił się więc do pani i męża i podzielił się z wami tym, co usłyszał.

– Nie ma pan na to żadnych dowodów! – powtórzył Jared. Sophie znów uciszyła go gestem.

– Niech pan mówi, Myron. Co dalej?

– Dzięki tej informacji odszukaliście ciało córki. Nie wiem, czy znaleźli je wynajęci prywatni detektywi, czy może wasze pieniądze i wpływy zamknęły władzom usta. Dla kogoś z waszą pozycją to nic trudnego.

– No dobrze, ale skoro to wszystko jest prawdą, dlaczego tego nie ujawniłam? Dlaczego nie wniosłam oskarżenia przeciwko Clu i Billy'emu Lee… albo panu?

– Bo nie miała pani podstaw.

– Jak to?

– Zwłoki leżały w ziemi przez dwanaście lat. Nie było żadnych dowodów. Samochód dawno przepadł, więc też nie mógł być dowodem. W protokole policji stwierdzono, iż badanie alkomatem wykazało, że Clu nie był pijany. Czym pani dysponowała? Bredzeniem ćpuna po nagłym odstawieniu narkotyków? Sawyer Wells prawdopodobnie wymusił na Billym Lee wyznanie, a jeśli nawet nie wymusił, co z tego? Twierdzenie Palmsa o przekupieniu policji opierało się wyłącznie na pogłosce, bo przecież nie był świadkiem wręczenia łapówki. Zdawała pani sobie z tego sprawę, prawda?

Sophie Mayor milczała.

– Oznaczało to, że wymierzenie sprawiedliwości, to, czy Gary i pani pomścicie śmierć córki, zależy od was. – Myron urwał, spojrzał na Jareda i znów na Sophie. – Powiedziała mi pani o pustce. Że woli pani wypełnić ją nadzieją.

– Tak.

– A kiedy nadzieja przepadła, sczezła po odkryciu szczątków waszej córki, pani i mężowi pozostało wypełnić tę pustkę czym innym.

– Tak.