Изменить стиль страницы

Myron uściskał ojca i jak zawsze pocałował go w policzek, wciąż cudownie szorstki, choć skóra na nim straciła jędrność. W powietrzu unosił się leciutki zapach wody Old Spice, pokrzepiający jak kubek gorącej czekolady w chłodny dzień. Tata oddał Myronowi uścisk, wypuścił go z objęć i uścisnął jeszcze raz. Nikt nie dostrzegł tej manifestacji uczuć, takie sceny nie były tu bowiem rzadkością. Usiedli. Na papierowych podkładkach pod nakrycia widniał schemat pola golfowego z osiemnastoma dołkami i ozdobnym B pośrodku, logo klubu. Tata wziął gruby ołówek, ołówek golfowy, żeby – zgodnie z tradycją – wypisać zamówienie. Menu nie zmieniło się od lat trzydziestu. W dzieciństwie Myron zamawiał albo sandwicza Monte Christo, albo sandwicza Reubena. Dziś poprosił o bajgiel z łososiem i serkiem śmietankowym. Tata zapisał to.

– I co? – zagadnął. – Zdążyłeś się zaaklimatyzować po powrocie?

– Chyba.

– Paskudna sprawa z tą Esperanzą.

– Nie zrobiła tego.

Al Bolitar skinął głową.

– Mama mówi, że dostałeś wezwanie do sądu.

– Tak. Ale ja nic nie wiem.

– Posłuchaj ciotki Clary. To mądra kobieta. Zawsze taka była. Już w szkole była najmądrzejsza w klasie.

– Posłucham.

Podeszła kelnerka. Tato wręczył jej zamówienie.

– Zbliża się koniec miesiąca – powiedział do Myrona. – Do trzydziestego muszę wypełnić minimum dziadka. Szkoda, żeby składka się zmarnowała.

– Klub jest niczego sobie.

Wyraziwszy grymasem odmienne zdanie, Al Bolitar wziął kromkę chleba, posmarował ją masłem, odepchnął od siebie i poprawił się w fotelu. Myron przyglądał się mu. Tata do czegoś zmierzał.

– A więc się rozstaliście, ty i Jessica? – spytał. Przez wszystkie lata, gdy Myron z nią chodził, tata nie ciągnął go za język w sprawie ich związku, ograniczając się do uprzejmych pytań. To nie było w jego stylu. Pytał, jak Jessica się miewa, co zamierza, kiedy wyjdzie jej następna książka. Był uprzejmy, przyjacielski, serdecznie jej gratulował, nigdy jednak nie zdradzał, co tak naprawdę o niej myśli. Mama wyrażała swoje poglądy na ten temat bez ogródek: Jessica nie była wystarczająco dobra dla jej syna, no, ale któraż kobieta sprostałaby jej wymogom. Tata zachowywał się jak prezenter wiadomości, gość, który zadaje pytania, nie dając niczym poznać widzowi, co prywatnie sądzi na konkretny temat.

– Myślę, że to koniec – odparł Myron.

– Z powodu… – tata urwał, spojrzał w bok i znowu na syna – Brendy?

– Nie jestem pewien.

– Nie palę się do dawania rad. Wiesz o tym. A może powinienem. Przeczytałem poradniki, które ojcowie dedykują dzieciom. Widziałeś je?

– Tak.

– Jest tam wszystko, wiedza na każdy temat. W rodzaju: raz w roku obejrzyj wschód słońca. Tylko po co? A jeśli ktoś lubi sobie pospać? Albo: przy śniadaniu daj suty napiwek kelnerce. A jeżeli jest gburowata? Jeżeli jest do niczego? Może dlatego nigdy nie dawałem rad. Zawsze widziałem ich rewers.

Myron uśmiechnął się.

– Ale jednego nauczyłem się na mur. Jednego. Dlatego wysłuchaj mnie, bo to ważne.

– Dobrze.

– Najważniejszą decyzją w życiu jest to, kogo poślubisz. Choćbyś zsumował wszelkie inne decyzje, jakie podjąłeś, i tak nie dorównają ważnością tej jednej. Przypuśćmy, że wybrałeś sobie niewłaściwy zawód. Jeśli masz właściwą żonę, to nie problem. Zachęci cię ona do zmiany zajęcia, pocieszy cię, choćby nie wiem co. Rozumiesz?

– Tak.

– Zapamiętaj to sobie, dobrze?

– Dobrze.

– Musisz kochać ją bardziej niż cokolwiek na świecie. Ale ona musi kochać cię równie mocno. Najważniejsze powinno być dla ciebie jej szczęście, a dla niej twoje. Niełatwo jest troszczyć się o kogoś bardziej niż o siebie samego. Nie patrz więc na nią jak na obiekt pożądania ani jak na partnerkę do rozmowy. Dojrzyj codzienne życie z tą osobą. Dojrzyj płacenie wspólnych rachunków, wychowywanie dzieci, mieszkanie w dusznym pokoju bez klimatyzacji i płaczące niemowlę. Wyrażam się jasno?

– Tak. – Myron uśmiechnął się i splótł dłonie na stole. – Czy tak jest z tobą i mamą? Czy mama jest dla ciebie tym wszystkim?

– Tym wszystkim – potwierdził tata – i skaraniem boskim. Myron zaśmiał się.

– Jeśli przyrzekniesz, że nic jej nie powiesz, zdradzę ci małą tajemnicę.

– Jaką?

Tata nachylił się ku niemu i rzekł konspiracyjnym szeptem:

– Kiedy twoja matka wchodzi do pokoju, gdyby, powiedzmy, przeszła teraz koło nas, to mimo że przeżyłem z nią tyle lat, na jej widok moje serce tańczy two stepa. Rozumiesz, co mówię?

– Myślę, że tak. To samo czułem przy Jess. Tata rozłożył ręce.

– W takim razie wystarczy.

– Chcesz powiedzieć, że Jessica jest tą osobą?

– Nie mnie o tym decydować.

– Myślisz, że popełniam błąd? Al Bolitar wzruszył ramionami.

– Znajdziesz na to odpowiedź, Myron. Polegam na tobie w pełni. Może dlatego nie udzielałem ci rad. Może zawsze sądziłem, że masz dość rozumu beze mnie.

– Bzdura.

– Może łatwiej mi było ojcować, czy ja wiem.

– Albo dawałeś mi przykład – rzekł Myron. – Łagodnie mną kierowałeś. Pokazywałeś, zamiast mówić.

– Tak, tak.

Zamilkli. Paplające kobiety wokół nich tworzyły biały szum.

– W tym roku kończę sześćdziesiąt osiem lat – powiedział tata.

– Wiem.

– Już nie jestem młody.

– Ani nie stary.

– Owszem. Znów zamilkli.

– Sprzedaję interes – oznajmił Al Bolitar.

Myron zamarł. Przed oczami stanął mu magazyn w Newark, miejsce, w którym ojciec pracował od zawsze. W szmatkes biznes – w tym przypadku, w przedsiębiorstwie bieliźnianym. Wyobraził go sobie z kruczoczarnymi włosami, w oszklonym kantorze, jak z podwiniętymi rękawami koszuli wydaje polecenia, a Eloise, wierna sekretarka, przynosi mu wszystko, co potrzeba, zanim się tata połapie, że tego potrzebuje.

– Jestem już na to za stary – ciągnął. – Więc się wycofuję. Rozmawiałem z Artiem Bernsteinem.

Pamiętasz Artiego?

Myron zdobył się na skinienie głową.

– To łobuz, od lat marzył, żeby mnie wykupić. W tej chwili daje marne grosze, ale czyja wiem, chyba się zgodzę.

Myron zamrugał oczami.

– Sprzedajesz interes?

– Tak. A mama chce ograniczyć pracę w kancelarii prawnej.

– Nie rozumiem.

Ojciec położył dłoń na jego ramieniu.

– Jesteśmy zmęczeni, synu.

Myron poczuł, jak dwie wielkie ręce gniotą mu klatkę piersiową.

– Poza tym kupujemy mieszkanie na Florydzie.

– Na Florydzie?

– Tak.

– Przenosicie się na Florydę?

Teoria Myrona na temat Żydowskiego Życia na Wschodnim Wybrzeżu brzmiała: dorastasz, żenisz się, płodzisz dzieci, przenosisz się na Florydę, umierasz.

– Czy ja wiem, może tylko na część roku. Mama i ja zamierzamy trochę więcej podróżować. – Tata urwał. – Tak więc prawdopodobnie sprzedamy dom.

W domu tym Myron spędził całe życie. Spojrzał na stół. Wziął | z koszyka zawiniętego krakersa i zerwał z niego celofan.

– Nic ci nie jest? – spytał tata.

– Nic – odparł, ale nie czuł się dobrze i nawet sobie samemu nie chciał się przyznać dlaczego. Kelnerka przyniosła zamówienie. Tata wziął sałatkę z twarożkiem. Nie znosił twarożku. Jedli w milczeniu. Myrona – głupia sprawa – piekły oczy od łez.

– Jest coś jeszcze – odezwał się tata. Myron podniósł wzrok.

– Co?

– Nic wielkiego. Nie chciałem ci o tym mówić, ale mama uznała, że powinienem. Wiesz, jaka z nią dyskusja. Jak się przy czymś uprze, to sam Bóg…

– O co chodzi, tato?

Ojciec utkwił wzrok w Myronie.

– Wiedz, że nie ma to nic wspólnego z tobą ani z twoim wyjazdem na Karaiby.

– Co, tato?

– Kiedy cię nie było… – Ojciec wzruszył ramionami i zamrugał. Odłożył widelec, dolna warga drżała mu leciutko. – Chwyciły mnie bóle w piersi.

Myronowi zatrzepotało serce. Stanął mu przed oczami kruczowłosy tata na stadionie Jankesów. Ujrzał, jak czerwienieje na twarzy, słuchając jego opowieści o brodaczu, a potem wstaje i pędzi jak burza, żeby pomścić synów.