Изменить стиль страницы

Ricky bawił się włosami, okręcając je na palcach jak dziecko. Myronowi wydał się mniejszy.

– Wreszcie ją odnalazłem.

– Gdzie?

– Szła przez kampus.

– Gdzie konkretnie?

– W samym środku. Na trawniku.

– Dokąd zmierzała?

– Na południe – odparł Ricky po krótkim namyśle.

– Szła od strony domów dla pracowników uczelni?

– Tak.

Wyszła od dziekana Gordona, pomyślał Myron.

– Mów.

– Podszedłem do niej. Zawołałem po imieniu. Myślałem, że ucieknie. Było ciemno, noc. Odwróciła się i spojrzała na mnie. Nie była przestraszona. Stała i na mnie patrzyła. Przeprosiłem ją za wszystko. Nie odpowiedziała. Oddałem jej majtki. Powiedziałem, że może ich użyć jako dowodu. Powiedziałem nawet, choć nie planowałem, że złożę zeznanie. Tak wyszło. Wzięła majtki i odeszła. Bez jednego słowa.

– Wtedy widziałeś ją po raz ostatni?

– Tak.

– W co była ubrana?

– Ubrana?

– Kiedy widziałeś ją po raz ostatni.

Ricky podniósł oczy w górę, próbując sobie przypomnieć.

– Chyba na niebiesko – odparł.

– Nie na żółto?

– Nie. Na pewno nie.

– Nie przebrała się po gwałcie?

– Nie. Na pewno była w tym samym ubraniu.

Myron ruszył do drzwi.

– Będziesz potrzebował nie tylko nowego agenta, Ricky. Będziesz potrzebował również dobrego adwokata – powiedział.

40

Kiedy Myron i Win weszli do poczekalni, zastali Jake’a. Wstał na ich widok.

– Masz chwilę? – spytał.

– Porozmawiamy w gabinecie – odparł Myron.

– W cztery oczy.

Win bez słowa odwrócił się na pięcie i wyszedł.

– Nic do niego nie mam, ale na jego widok cierpnie mi skóra – wyjaśnił Jake.

– Wejdź. – Myron przystanął przy biurku Esperanzy. – Dodzwoniłaś się do Chaza? – spytał.

– Jeszcze nie. Wręczył jej kopertę.

– W środku jest zdjęcie. Pojedź do Lucy i sprawdź, czy zna tego gościa.

Skinęła głową.

Myron wszedł za Jakiem do gabinetu. Klimatyzacja była nastawiona na maksimum. Jak przyjemnie.

– Co cię sprowadza do miasta, Jake? – spytał.

– Sprawdzałem coś u Johna Jaya.

– W laboratorium kryminalistyki?

– Tak.

– I znalazłeś coś?

Jake nie odpowiedział. Pochylony do przodu, mrużąc oczy, przyjrzał się zdjęciom klientów Myrona na ścianie.

– O niektórych słyszałem – rzekł – ale nie masz tu supergwiazd.

– Zgadza się.

– Nikogo kalibru Christiana Steele’a.

Myron usiadł i zarzucił nogi na biurko.

– Wciąż podejrzewasz, że zabił Nancy Serat? – spytał.

Jake’owi drgnęły ramiona. Być może nimi wzruszył.

– Powiedzmy, że Christian przestał być głównym podejrzanym.

– A kto nim został?

Jake odsunął się od ściany ze zdjęciami sportowców.

– Zajrzałem do akt sprawy zabójstwa Adama Culvera i znalazłem coś interesującego. Policja skupiła się wyłącznie na miejscu zbrodni i najbliższej okolicy. Nie mieli powodu sprawdzać niczego poza tym. Byli pewni, że Culver padł ofiarą przypadkowego rozboju. Ja poszedłem innym tropem. Zasięgnąłem języka w sąsiedztwie domu Culverów w Ridgewood. Miłe miasteczko. Bielusieńkie. Żadnych czarnych braci. Na pewno tam byłeś.

Myron skinął głową.

– No i pogadałem z gościem, który mieszka dwa domy od Culverów. Powiedział, że wieczorem w dniu śmierci Adama wyszedł na spacer z psem. Nie może podać dokładnej godziny, ale było około ósmej. Twierdzi, że u Culverów trwała ostra kłótnia. Awantura na całego. W życiu takiej nie słyszał. Darli takie koty, że o mało co nie wezwał policji, ale nie chciał wyjść na wścibskiego. Byli sąsiadami od dwudziestu lat. Więc darował sobie.

– Czy wie, o co poszło?

– Nie. Słyszał tylko podniesione głosy. Adama i Carol.

Usadowiony wygodnie w fotelu Myron zamilkł. A więc na parę godzin przed śmiercią Adama Culverowie się pokłócili. Próbował dopasować to do tego, co wiedział. Po raz pierwszy szczegóły zaczęły układać się w spójną całość.

– Odkryłeś coś jeszcze? – spytał.

– W sprawie Culvera? Nic.

Myron znowu zamilkł.

– Na miejscu zbrodni w domu Nancy Serat znaleziono kilka włosów. Przy zwłokach, a konkretnie, w jej zaciśniętej dłoni.

Myron usiadł prosto.

– Czyżby wydarła je mordercy?

– Możliwe. Zbadaliśmy te włosy u siebie, a dziś nasze wyniki potwierdziło laboratorium college’u Johna Jaya. Nie ma żadnych wątpliwości. Są to włosy Kathy Culver.

Myron skamieniał. Nie mógł wydusić słowa.

– Zachowaliśmy kilka jej włosów. Z tamtej sprawy. Na wypadek znalezienia zwłok. Zdjęliśmy je ze szczotki w akademiku. Oba laboratoria przeprowadziły wszelkie testy porównawcze i są pewne, że to włosy Kathy.

Myronowi zakręciło się w głowie. „To nie ma żadnego sensu” – pokrzykiwał mu w niej wciąż od nowa robot z Zagubionych w kosmosie.

– Masz jakieś domysły na ten temat? – spytał Jake.

– Takie same jak ty.

– W związku z tym, co powiedział Christian?

– „Czas, żeby siostry znów się połączyły” – zacytował Myron.

– To zyskuje całkiem nowe znaczenie.

– Ale w dalszym ciągu niczego nie wyjaśnia. Przyjmijmy, że Kathy Culver żyje. Przyjmijmy, że Nancy Serat o tym wie. Po co Kathy miałaby ją zabijać?

Jake wzruszył ramionami.

– Może kompletnie jej odbiło. Najpierw ta dziwna przeszłość. Potem zakochuje się w chłopaku. Pada ofiarą szantażu i zbiorowego gwałtu. A na koniec odwraca się od niej dziekan. Dziewczyna pęka. Załamuje się. Ucieka. Być może kontaktuje się z Nancy. Ta w każdym razie odkrywa, że Kathy żyje. I organizuje – zapewne w tajemnicy – niespodziewane spotkanie sióstr. Kathy zjawia się u niej wcześniej i nie podoba jej się taka niespodzianka.

– Dlatego ją zabija?

– Kto wie. Kathy ma nierówno pod sufitem. Nie chce, żeby ją znaleziono. Pewnie z tego samego powodu zabiła swojego starego. To wariatka. Może z jakiejś przyczyny postanowiła się zemścić – na ojcu, najlepszej przyjaciółce, a nawet na Christianie, dziekanie Gordonie i wszystkich, którym wysłała to pisemko.

Myron nie mógł w to uwierzyć.

– No, a co z wielką kłótnią Adama z Carol? – spytał. – Jak ona ma się do tego?

– Cholera wie – odparł Jake. – Wymyślam to na poczekaniu. Może ta kłótnia to przypadek. Może Adam był zdenerwowany, bo właśnie miał się spotkać z córką. A może matka Kathy wie więcej, niż mówi.

Myron stropił się. Ostatni domysł Jake’a był sensowny. Carol Culver niemal na pewno mówiła mniej, niż wiedziała. Domyślał się nawet, co ukrywa.

Była pora złożyć jej wizytę.

41

Podjechał pod znajomy wiktoriański dom przy Heights Road w Ridgewood i się zawahał. Powinien był powiedzieć o tej wizycie Jessice. Wiedział jednak, że są sprawy, które kobieta chętniej ujawni komuś znajomemu niż córce. Tak mogło być w tym przypadku.

Carol Culver, w fartuchu i gumowych rękawicach, uśmiechnęła się na jego widok, ale nie oczami.

– Witam, Myron – powiedziała.

– Dzień dobry, pani Culver.

– Jessiki nie ma w domu.

– Wiem. Chciałem porozmawiać. Poświęci mi pani chwilę? Nie przestała się uśmiechać, ale przez jej twarz przemknął cień.

– Wejdź – powiedziała. – Napijesz się czegoś? Może herbatki?

– Z przyjemnością.

Wszedł do środka. Kiedy on i Jessica byli razem, nieczęsto tu wpadali. Raz czy dwa, od wielkiego dzwonu. Nie lubił tego domu. Dusił się w nim, jakby powietrze było w nim za ciężkie, by swobodnie oddychać.

Usiadł na kanapie twardej jak ławka w parku. Salon był urządzony świątobliwie. Pełen dewocjonaliów. Licznych Matek Boskich, krucyfiksów, świętych obrazków, aureoli i uduchowionych twarzy z oczami wzniesionymi w niebo.

Carol pojawiła się po dwóch minutach z herbatą i ciasteczkami na maśle, ale bez fartucha i rękawic. Córki nie były do niej podobne, ale obu przekazała niektóre ze swych cech. Jessice prostą postawę. Kathy nieśmiały uśmiech.