Изменить стиль страницы

33

Win nadjechał kilka minut później.

– Pięknie – rzekł, patrząc na dwa ciała.

Myron nie odpowiedział.

– Czegoś dotykałeś?

– Zdążyłem wszystko wyczyścić.

– Mam prośbę.

Myron spojrzał na przyjaciela.

– Kiedy następnym razem w podobnych okolicznościach wypali broń, natychmiast się odezwij. Powiedz, na przykład: „Żyję”.

– Następnym razem – przyrzekł Myron.

Opuścili dom i pojechali do pobliskiego całodobowego supermarketu. Myron zaparkował taurusa i wsiadł z Winem do jaguara.

– Dokąd? – spytał Win.

– Słyszałeś, co powiedział Wickner?

– Tak.

– I co myślisz?

– Wciąż to przetrawiam. Ale odpowiedź znajduje się bez wątpienia na Farmie Bradfordów.

– Brenda pewnie też.

Win skinął głową.

– Jeśli jeszcze żyje.

– No, to jedźmy tam.

– Na ratunek księżniczce uwięzionej w wieży?

– Wcale nie ma pewności, że tam jest. Zresztą nie możemy tam wparować, waląc z pistoletów. Ktoś mógłby wpaść w popłoch i ją zabić. – Myron sięgnął po komórkę. – Arthur Bradford chce być informowany na bieżąco. Przekażę mu więc wiadomość. Osobiście.

– A jeśli spróbują cię zabić?

– To wkroczysz.

Win uśmiechnął się.

– Byczo.

Tak brzmiało jego słowo tygodnia.

Wjechali na drogę 80 i skierowali się na wschód.

– Pozwól, że odbiję od ciebie kilka myśli – powiedział Myron.

Win skinął głową. Przywykł do gry w umysłowego squasha.

– Oto, co wiemy. Na Anitę Slaughter napadnięto. Trzy tygodnie potem stała się świadkiem samobójstwa Elizabeth Bradford. Mija dziewięć miesięcy. Anita ucieka od Horace’a. Opróżnia konto bankowe, zabiera córkę i ukrywa się w Holiday Inn. Dalszy ciąg tej historii jest niejasny. Wiemy, że byli tam Chance Bradford i Sam. Wiemy, że zabrali stamtąd ranną Anitę. Wiemy również, że jakiś czas przedtem Anita zadzwoniła do Horace’a i kazała mu odebrać Brendę… – Myron urwał i spojrzał na Wina. – O której?

– Słucham?

– Anita zadzwoniła do Horace’a, żeby zabrał Brendę. Zrobiła to na pewno przed przyjazdem Sama, tak?

– Tak.

– W tym sęk. Horace powiedział Mabel o telefonie Anity. Może skłamał. No bo po co Anita by do niego dzwoniła? To bez sensu. Ucieka od niego. Zabiera wszystkie pieniądze. Po co dzwoniłaby i zdradzała, gdzie jest? Mogła zadzwonić, na przykład, do Mabel, ale do niego? Nigdy.

Win skinął głową.

– Mów dalej.

– Przypuśćmy… że w tej sprawie kompletnie się mylimy. Zapomnijmy na moment o Bradfordach. Spójrzmy na to oczami Horace’a. Wraca do domu. Znajduje list Anity. Być może odkrywa, że ograbiła go z pieniędzy. Wścieka się. Jakimś swędem wpada na jej trop i jedzie do Holiday Inn odzyskać córkę i pieniądze.

– Odzyskać siłą.

– Tak.

– Zabija Anitę?

– Nie. Ale ją masakruje. A być może zostawia, sądząc, że ją zabił. W każdym razie zabiera Brendę i pieniądze. Później dzwoni do siostry i mówi, że Anita kazała mu zabrać dziecko.

Win zmarszczył brwi.

– A potem? Anita ukrywa się przed Horace’em przez dwadzieścia lat, godzi się, by sam wychował córkę, bo się go boi?

Myron stropił się.

– Może – odparł.

– I wtedy raptem odkrywa, że Horace jej szuka. To ona go zabija? W ostatecznym starciu? Kto w takim razie porwał Brendę? I dlaczego? A może Brenda działa w zmowie z matką? Jaką rolę odgrywają w tym wszystkim Bradfordowie, których odstawiłeś na bok? Co za interes mieliby w ukryciu przestępstwa Horace’a Slaughtera? A przede wszystkim, co robił tamtego wieczoru w Holiday Inn Chance Bradford?

– Hipoteza ma luki – przyznał Myron.

– Luki ogromne jak przepaście – sprostował Win.

– Nie rozumiem jeszcze jednego. Skoro Bradfordowie cały czas podsłuchiwali telefon Mabel, dlaczego nie wytropili, skąd dzwoni Anita?

Win przetrawił ten dylemat.

– Może wytropili – odparł.

Myron nie odpowiedział. Włączył radio. Trwała druga połowa meczu. New York Dolphins dostawały baty. Sprawozdawcy spekulowali, co się stało z Brendą Slaughter. Myron ściszył odbiornik.

– Coś pominęliśmy – powiedział.

– Tak, ale jesteśmy blisko.

– Pozostaje sprawdzić Bradfordów.

Win skinął głową.

– Otwórz schowek – powiedział. – Uzbrój się jak dyktator paranoik. Może być gorąco.

Myron nie protestował. Zadzwonił na prywatny numer Arthura Bradforda. Bradford odebrał telefon, nim wybrzmiał pierwszy sygnał.

– Znalazłeś Brendę? – spytał.

– Jadę do was.

– A więc znalazłeś ją?

– Będę za kwadrans. Uprzedź strażników.

Myron rozłączył się.

– Ciekawe – powiedział do Wina.

I nagle go olśniło. Nie stopniowo. Od razu. Jakby znienacka zwaliła się na niego lawina. Trzęsącą się ręką wystukał jeszcze jeden numer.

– Proszę z Normem Zuckermanem – powiedział. – Tak, wiem, że ogląda mecz. Proszę mu przekazać, że dzwoni Myron Bolitar. W pilnej sprawie. I że chcę mówić z detektywami McLaughlin i Glazurem.

34

Strażnik Farmy Bradfordów oświetlił samochód latarką.

– Jest pan sam, panie Bolitar? – spytał.

Brama uniosła się w górę.

– Pan podjedzie do głównego domu.

Myron ruszył wolno. Zgodnie z planem za następnym zakrętem zwolnił jeszcze bardziej.

– Wysiadłem – dobiegł chwilę później z telefonu głos Wina.

Win wydostał się z bagażnika tak gładko, że Myron nic nie słyszał.

– Milknę – powiedział Win. – Cały czas przekazuj, gdzie jesteś.

Plan był prosty: Win poszuka Brendy, a Myron postara się przeżyć.

Ściskając oburącz kierownicę, kontynuował jazdę. Choć korciło go, żeby odwlec decydującą rozmowę, to najchętniej rozmówiłby się z Arthurem Bradfordem natychmiast. Już znał prawdę. W każdym razie częściowo. Na tyle, by ocalić Brendę.

Być może ocalić.

Ziemia tonęła w aksamitnych ciemnościach, zwierzęta milczały. Dom wyłonił się nad nim, jakby płynął w mroku, ledwo ledwo związany ze światem w dole. Myron zaparkował samochód i wysiadł. Zanim dotarł do drzwi, w progu wyrósł służący Mattius. Choć minęła dziesiąta, wciąż był w pełnym rynsztunku kamerdynera. Prężąc się jak struna, czekał w milczeniu, z nieludzką wprost cierpliwością.

– Pan Bradford przyjmie pana w bibliotece – oznajmił.

Myron skinął głową i w tym momencie w nią oberwał. Po głuchym „bum” pociemniało mu w oczach, zamrowiło w czaszce i cały zdrętwiał. Gdy się chwiał, dostał cios pałką w uda, nogi ugięły się pod nim i padł na kolana.

– Win – wydusił z siebie.

Mocny kopniak butem między łopatki powalił go twarzą na ziemię i uszło z niego powietrze. Czyjeś ręce przeszukały go i zabrały broń.

– Win – powtórzył.

– W Agencji Ucho ciemno i głucho – oznajmił Sam. W ręku trzymał jego komórkę. – Wyłączyłem ją.

Dwóch mężczyzn chwyciło Myrona pod pachy i powlokło przez hol wejściowy i korytarz. Zamrugał oczami, żeby pozbyć się mroczków. Cały czuł się jak kciuk, w który walnięto młotkiem. Idący przodem Sam otworzył jakieś drzwi, a dwaj jego kompani cisnęli Myrona niczym worek torfu. Potoczył się po schodach, ale udało mu się zatrzymać, nim dotarł do podnóża.

Sam wszedł do środka. Drzwi zamknięto.

– Dobra – powiedział. – Załatwmy to.

Myron usiadł. Znajdował się w piwnicy. Na piwnicznych schodach.

Sam wyciągnął do niego rękę. Myron chwycił ją i podźwignął się na nogi. Dwaj kompani Richardsa zeszli na dół.

– Ta część piwnicy nie ma okien i jest z betonu – rzekł Sam takim tonem, jakby oprowadzał go po domu. – Można tu wejść i stąd wyjść tylko przez te drzwi, rozumiesz?

Myron skinął głową.

– Na górze mam dwóch ludzi. Zaraz się rozstawią. W przeciwieństwie do tego ciołka Maria to zawodowcy. Nikt nie przejdzie przez te drzwi. Rozumiesz?

Myron ponownie skinął głową.

Sam wyjął papierosa i włożył go do ust.

– Ostatnia uwaga. Widzieliśmy, jak twój koleżka wyskakuje z bagażnika. Na zewnątrz mam dwóch snajperów z piechoty morskiej. Walczyli w wojnie w Zatoce. Jeżeli twój znajomy zbliży się do domu, marnie skończy. Okna uruchamiają alarm. Wykrywacze ruchu są włączone. Z całą czwórką jestem w kontakcie radiowym na czterech osobnych pasmach.