Изменить стиль страницы

– Każą ci się zamknąć.

– Powinnam mieć oświadczenie na piśmie, żeby im rozdać. A potem na salę wejdziesz ty z Harveyem. Bliźniaki są takie fotogeniczne. Od razu skierują się na was wszystkie kamery.

Steve zmarszczył czoło.

– Co chcesz udowodnić, pokazując razem mnie i Harveya? To, że jesteście identyczni, wywoła dramatyczny efekt i dziennikarze zaczną zadawać pytania. Nie zajmie im wiele czasu odkrycie, że macie różne matki. Podobnie jak ja, domyśla się wtedy, że coś tu nie gra. A wiesz, jak dokładnie sprawdzają kandydatów na prezydenta.

– Trzech wywarłoby jeszcze większy efekt niż dwóch zauważył Steve. – Jak myślisz, może uda nam się ściągnąć jeszcze jednego?

– Spróbujmy zaprosić wszystkich. Może zjawi się choć jeden.

Leżący na podłodze Harvey otworzył oczy i jęknął.

Jeannie prawie o nim zapomniała. Spoglądając na niego teraz, miała nadzieję, że boli go głowa. A potem zawstydziła się, że jest taka mściwa.

– Po tym, jak go walnęłam, potrzebny mu będzie chyba lekarz.

Harvey szybko oprzytomniał.

– Rozwiąż mnie, ty pierdolona dziwko – warknął.

– Możemy zapomnieć o lekarzu – stwierdziła.

– Rozwiąż mnie albo przysięgam, że potnę ci cycki żyletką, kiedy się tylko uwolnię.

Jeannie wsadziła mu do ust ścierkę.

– Stul dziób, Harvey – rzuciła.

– Próba przemycenia go związanego do hotelu może okazać się całkiem interesująca – oświadczył Steve.

Na dole usłyszeli głos Lisy witającej się z panem Oliverem. Chwilę później weszła do środka w dżinsowej kurtce, spodniach i martensach na nogach.

– Mój Boże, to prawda – szepnęła, spoglądając na Steve'a i Harveya.

Steve wstał z fotela.

– Wskazałaś mnie podczas konfrontacji – powiedział – ale to on cię zaatakował.

– Harvey próbował zrobić mi to samo co tobie – wyjaśniła Jeannie. – Steve zjawił się w samą porę i wyłamał drzwi na dole.

Lisa podeszła do Harveya. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę z zamyślonym wyrazem twarzy, a potem cofnęła obutą w martensa stopę i kopnęła go z całej siły. Harvey jęknął i skulił się z bólu.

Kopnęła go jeszcze raz.

– Jezu, jakie to przyjemne uczucie – oznajmiła, potrząsając głową.

Jeannie zapoznała ją szybko z sytuacją.

– Kiedy spałam, wydarzyło się mnóstwo rzeczy – stwierdziła ze zdumieniem Lisa.

– Dziwne, że pracujesz od roku na uniwersytecie i nigdy nie spotkałaś syna Berringtona – zauważył Steve.

– Berrington nie koleguje się z plebsem – odparła. – Uważa się za kogoś lepszego. Nie zdziwiłabym się, gdyby nikt na JFU nie widział nigdy Harveya.

Jeannie przedstawiła jej plan wtargnięcia na konferencję.

– Mówiliśmy właśnie, że lepiej byłoby, gdybyśmy mieli na sali kilku pozostałych sobowtórów.

– Per Ericson nie żyje, a Dennis Pinker i Murray Claud odsiadują wyroki, ale mamy jeszcze Henry'ego Kinga w Bostonie, Wayne'a Stattnera w Nowym Jorku oraz George'a Dassaulta, który może mieszkać w Buffalo, Sacramento lub Houston. Nie wiemy tego, lecz nic nie stoi na przeszkodzie, żeby spróbować go zlokalizować. Zachowałam wszystkie numery.

– Ja też – powiedziała Jeannie.

– Czy zdążymy ich sprowadzić? – zapytał Steve.

– Możemy sprawdzić rozkład lotów na CompuServe – zaproponowała Lisa. – Gdzie jest twój komputer, Jeannie?

– Skradziony.

– Mam w bagażniku mój powerbook. Zaraz go przyniosę.

– Będziemy musieli się poważnie zastanowić, jak skłonić tych facetów, żeby przylecieli jutro do Baltimore – powiedziała Jeannie po jej wyjściu. – I będziemy musieli fundnąć im bilety. Nie jestem pewna, czy uda mi się zapłacić za nie moją kartą.

– Mam kartę American Express. Mama dała mi ją na wypadek, gdybym znalazł się w krytycznej sytuacji. Wiem, że uzna to za krytyczną sytuację.

– Masz wspaniałą mamę – stwierdziła z zazdrością Jeannie. To prawda.

Lisa wróciła i podłączyła swój komputer do modemu Jeannie.

– Poczekaj chwilę – powstrzymała ją Jeannie. – Musimy ustalić, co kto ma robić.

58

Jeannie zajęła się pisaniem oświadczenia dla prasy, Lisa włączyła komputer, weszła do WorldSpan Travelshopper i sprawdzała rozkład lotów, a Steve otworzył książkę telefoniczną i zaczął dzwonić do wszystkich większych hoteli, pytając, czy nie odbywa się tam przypadkiem jutro konferencja prasowa Genetico albo Landsmanna.

Po sześciu telefonach uświadomił sobie, że konferencja prasowa nie musi się wcale odbyć w hotelu. Mogli ją zorganizować w restauracji albo w bardziej egzotycznym miejscu, na przykład na pokładzie statku; mogli nawet dysponować odpowiednio dużą salą w siedzibie Genetico, na północy miasta. A jednak za siódmym razem uczynny recepcjonista udzielił mu wyczerpującej odpowiedzi:

– Tak, konferencja odbędzie się jutro w południe w Sali Regencyjnej, proszę pana.

– Świetnie – odparł Steve. Jeannie rzuciła mu pytające spojrzenie, a on uśmiechnął się i podniósł w górę kciuk. – Czy może pan zarezerwować pokój na dzisiejszą noc?

– Połączę pana z rezerwacją, proszę chwilę zaczekać.

Steve zarezerwował pokój, płacąc kartą American Express swojej matki.

– Henry King ma do wyboru trzy loty z Bostonu, wszystkie USAir – stwierdziła Lisa, kiedy odłożył słuchawkę. – O szóstej trzydzieści, o siódmej czterdzieści i o dziewiątej czterdzieści pięć. Na wszystkie są wolne miejsca.

– Zarezerwuj bilet na dziewiątą czterdzieści pięć – zadecydowała Jeannie.

Steve podał kartę kredytową Lisie, która wpisała szczegóły.

– Wciąż nie wiem, jak mam go przekonać – mruknęła Jeannie.

– Powiedziałaś, że jest studentem i pracuje w barze? – upewnił się Steve.

– Zgadza się.

– W takim razie na pewno potrzebuje pieniędzy. Spróbuję z nim pogadać. Jaki jest jego numer?

Jeannie podała mu.

– Mówią na niego Hank – dodała.

Steve wystukał numer, ale nikt nie podnosił słuchawki.

– Nikogo nie ma – stwierdził, potrząsając z rozczarowaniem głową.

Jeannie zmartwiła się, ale po chwili strzeliła palcami.

– Na pewno pracuje teraz w barze – przypomniała sobie i dała numer Steve'owi.

Telefon odebrał mężczyzna z latynoskim akcentem.

– Blue Note Cafe.

– Czy mogę mówić z Hankiem?

– On ma pracować, a nie gadać przez telefon – stwierdził poirytowanym tonem mężczyzna.

Steve uśmiechnął się do Jeannie. „Jest tam”, szepnął bezgłośnie.

– To bardzo ważna sprawa, nie zabiorę mu dużo czasu – powiedział do telefonu.

Chwilę później usłyszał głos do złudzenia przypominający jego własny.

– Tak, kto mówi?

– Cześć, Hank, nazywam się Steve Logan i coś nas łączy.

– Chcesz mi coś sprzedać?

– Nasze matki leczyły się przed naszym urodzeniem w klinice, która nazywa się Aventine. Możesz ją o to zapytać.

– I co z tego?

– Żeby nie zabierać ci dużo czasu, chodzi o to, że wnoszę przeciwko klinice pozew o odszkodowanie w wysokości dziesięciu milionów dolarów i chcę, żebyś się do mnie przyłączył.

W słuchawce zapadła długa cisza.

– Nie wiem, czy mówisz serio, czy żartujesz, chłopie, ale ja nie mam forsy na jakieś procesy.

– Zapłacę wszystkie koszty. Nie potrzebuję twoich pieniędzy.

– Więc po co dzwonisz?

– Ponieważ razem z tobą będę miał większe widoki na wygraną.

– Lepiej przedstaw mi w liście wszystkie szczegóły.

– W tym problem. Jutro w południe musisz być w Baltimore, w hotelu Stouffer. Zwołuję konferencję prasową i chcę, żebyś się na niej pojawił.

– Komu by się chciało jeździć do Baltimore? To nie Honolulu.

Nie rób sobie żartów, dupku.

– Masz załatwioną rezerwację na samolot o dziewiątej czterdzieści pięć. Bilet jest opłacony, możesz to sprawdzić w USAir. Musisz go tylko odebrać na lotnisku.

– Chcesz podzielić się ze mną dziesięcioma milionami dolarów?

– Nie. Możesz od nich wyciągnąć swoje dziesięć baniek.

– O co dokładnie ich oskarżasz?

– O umyślne naruszenie umowy.