Изменить стиль страницы

Kamery skierowały się w ich stronę, zamigotało morze fleszy i taki właśnie obrazek ukazał się nazajutrz na pierwszych stronach wszystkich gazet.

CZERWIEC NASTĘPNEGO ROKU

63

Dom opieki Green Lawns przypominał elegancki staroświecki hotel. Miał ściany wyłożone kwiatowymi tapetami, gabloty z porcelanowymi bibelotami i stoły na giętkich nogach. W powietrzu unosił się zapach potpourri, nie środków dezynfekcyjnych, a personel zwracał się do matki Jeannie „pani Ferrami”, a nie „Mario” lub „moja droga”. Mama miała niewielki apartament z salonikiem, gdzie goście mogli usiąść i napić się herbaty.

– To mój mąż, mamo – powiedziała Jeannie. Steve uścisnął jej dłoń i posłał swój najbardziej czarujący uśmiech.

– Jaki przystojny chłopak – stwierdziła mama. – Gdzie pracujesz, Steve?

– Studiuję prawo.

– Prawo. Po prawie możesz zrobić karierę.

Mama miała przebłyski świadomości, po których następowały długie okresy zaćmienia.

– Tato był na naszym weselu – ciągnęła Jeannie.

– Jak się miewa twój ojciec?

– Dobrze. Jest już za stary, żeby okradać ludzi, i zamiast tego ich teraz strzeże. Założył własną firmę ochroniarską. Wiedzie mu się całkiem nieźle.

– Nie widziałam go od dwudziestu lat.

– Owszem, widziałaś go, mamo. Odwiedza cię, ale o tym zapominasz. – Jeannie postanowiła zmienić temat. – Dobrze wyglądasz. – Mama ubrana była w ładną bawełnianą bluzkę w kolorowe paski. Miała trwałą andulację i zrobiony manikiur. – Jak ci się tutaj podoba? Chyba bardziej niż w Bella Vista, prawda?

Na twarzy mamy ukazało się zatroskanie.

– Ale skąd weźmiemy na to pieniądze, Jeannie? Ja nie mam żadnych oszczędności.

– Mam nową pracę, mamo. Stać mnie na to.

– Co to za praca?

Jeannie wiedziała, że mama i tak nie zrozumie, ale powiedziała jej.

– Jestem dyrektorem badań genetycznych w wielkiej firmie, która nazywa się Landsmann.

Stanowisko zaoferował jej Michael Madigan, kiedy ktoś opowiedział mu o jej programie komputerowym. Wynagrodzenie było trzy razy wyższe od tego, które dostawała na uniwersytecie. Jeszcze bardziej ekscytująca była sama praca, w której dotrzymywała kroku najnowszym osiągnięciom genetyki.

– To dobrze – stwierdziła mama. – Aha, zanim zapomnę… w gazecie było twoje zdjęcie. Wycięłam je. – Sięgnęła do torebki, wyjęła stamtąd złożoną fotografię, wyprostowała ją i podała córce.

Jeannie oglądała już wcześniej to zdjęcie, ale pochyliła się z uwagą, jakby widziała je po raz pierwszy. Zrobiono je w trakcie przesłuchań przed komisją senacką. Dochodzenie dotyczyło eksperymentów prowadzonych w klinice Aventine. Komisja nie przedstawiła jeszcze swojego raportu, lecz nikt nie miał wątpliwości, jaka będzie jego treść. Transmitowane na cały kraj przesłuchanie Jima Prousta stało się publicznym upokorzeniem, jakiego chyba nigdy jeszcze nie oglądano. Proust pieklił się, krzyczał i kłamał w żywe oczy, z każdym słowem coraz bardziej się pogrążając. Po zakończeniu dochodzenia złożył mandat senatora.

Berringtonowi Jonesowi nie pozwolono złożyć dymisji. Został wydalony z uniwersytetu przez komisję dyscyplinarną. Jeannie słyszała, że przeniósł się do Kalifornii i utrzymywał z niewielkiej pensji wypłacanej przez jego byłą żonę.

Preston Barek zrezygnował z funkcji prezesa Genetico, które zostało zlikwidowane, aby wypłacić uzgodnione odszkodowania matkom ośmiu klonów. Niewielką sumę pozostawiono, aby pomóc klonom uporać się z ich pogmatwaną historią.

A Harvey Jones odsiadywał pięć lat za gwałt i podpalenie.

– W gazecie pisali, że musiałaś zeznawać – odezwała się mama. – Nie miałaś chyba żadnych kłopotów?

Jeannie wymieniła uśmiech ze Steve'em.

– We wrześniu, przez jakiś tydzień, byłam w prawdziwych kłopotach, mamo. Ale wszystko się dobrze skończyło.

– To świetnie.

– Pora na nas – oznajmiła Jeannie wstając. – To nasz miodowy miesiąc. Musimy zdążyć na samolot.

– Dokąd lecicie?

– Do małego kurortu na Karaibach. Ludzie mówią, że to najpiękniejsze miejsce na ziemi.

Steve uścisnął rękę mamie, a Jeannie ucałowała ją na pożegnanie.

– Odpocznij dobrze, kochanie – powiedziała mama, kiedy wyszli. – Zasłużyłaś sobie na to.