Изменить стиль страницы

Dennis popatrzył na niego z bezbrzeżną pogardą.

– Robinson boi się szczurów, wiedziała pani o tym, pani psycholog? – zapytał, zwracając się do Jeannie.

Ogarnął ją nagły niepokój. Działo się coś, czego nie rozumiała. Zaczęła szybko zbierać swoje papiery.

Robinson zrobił zakłopotaną minę.

– Nienawidzę szczurów, to prawda, ale wcale się ich nie boję.

– Nawet takiego dużego, jak ten szary w kącie? – zapytał Dennis, wskazując ręką.

Robinson odwrócił się do tyłu. W kącie nie było szczura, kiedy jednak strażnik odwrócony był plecami, Dennis sięgnął do kieszeni i wyciągnął ciasno opakowane zawiniątko. Zrobił to tak szybko, że Jeannie domyśliła się, co jest w środku o wiele za późno. Dennis rozwinął niebieską poplamioną chustkę. Schowany był w niej tłusty szary szczur z długim różowym ogonem. Jeannie zadrżała. Nie brzydziła się gryzoni, ale było coś głęboko wstrętnego w widoku szczura trzymanego w tych samych dłoniach, które udusiły kobietę.

Zanim Robinson odwrócił się z powrotem, Dennis wypuścił szczura, który przebiegł przez pokój.

– Tam, Robinson, tam! – zawołał Dennis.

Strażnik obejrzał się, zobaczył szczura i pobladł.

– Cholera – mruknął, wyciągając pałkę.

Szczur biegł wzdłuż ściany, szukając miejsca, gdzie mógłby się ukryć. Robinson ruszył za nim w pogoń, waląc raz po raz pałką. Zostawił kilka czarnych śladów na ścianie, ale nie udało mu się trafić.

Jeannie obserwowała Robinsona z rosnącym niepokojem. Coś było tutaj nie w porządku, coś nie miało sensu. Wyglądało to na niewinny wygłup, ale Dennis nie był przecież żartownisiem. Był zboczeńcem i mordercą. To, co robił, zupełnie do niego nie pasowało. Chyba że chodziło mu wyłącznie o odwrócenie uwagi i miał jakiś inny zamiar…

Poczuła, jak coś dotyka jej włosów. Odwróciła się i zamarło jej serce.

Dennis wstał z krzesła i był teraz tuż obok. Przy jej twarzy trzymał coś, co wyglądało na własnoręcznie zrobiony nóż; była to blaszana łyżka ze spłaszczonym i zaostrzonym końcem.

Chciała krzyknąć, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jej gardła. Przed kilkoma sekundami uważała, że jest zupełnie bezpieczna; teraz zagrażał jej morderca z nożem. Jak mogło się to tak szybko zdarzyć? Krew odpłynęła jej z twarzy i miała trudności z zebraniem myśli.

Dennis złapał ją lewą ręką za włosy i przysunął ostrze tak blisko oka, że nie mogła go dobrze widzieć. Pochylił się do jej ucha i poczuła zapach jego potu i ciepły oddech na policzku.

– Rób, co każę, albo wydłubię ci oczy – mruknął tak cicho, że ledwie go usłyszała.

Sparaliżowało ją przerażenie.

– O Boże, nie oślepiaj mnie – jęknęła.

Usłyszała we własnym głosie zupełnie obcy poddańczy i błagalny ton i trochę to ją otrzeźwiło. Próbowała rozpaczliwie wziąć się w garść i coś wymyślić. Robinson wciąż ścigał szczura; nie miał pojęcia, co dzieje się za jego plecami. Nie była w stanie w to uwierzyć. Znajdowali się w środku stanowego więzienia, miała przy sobie uzbrojonego strażnika, a mimo to była zdana na łaskę Dennisa. Jak bardzo okazała się niemądra, wyobrażając sobie przed kilku godzinami, że nauczy go moresu, jeśli ją zaatakuje. Zaczęła trząść się ze strachu.

Dennis pociągnął ją boleśnie za włosy i poderwała się z krzesła.

– Proszę – wyszeptała. Gardziła sobą za to, że tak się płaszczy, ale nie mogła na to nic poradzić. – Zrobię wszystko!

Przysunął wargi do jej ucha.

– Zdejmuj majtki – mruknął.

Zamarła w bezruchu. Była gotowa zrobić wszystko, nawet najbardziej się upokorzyć, byle tylko ją puścił, lecz zdjęcie bielizny mogło okazać się równie niebezpieczne jak sprzeciw. Nie wiedziała, co robić. Próbowała zobaczyć, gdzie jest Robinson. Znajdował się poza polem jej widzenia i bała się obrócić głowę, żeby nóż nie wbił jej się w oko. Słyszała jednak, jak przeklina i wali w ścianę swoją pałką. Było oczywiste, że nie zdawał sobie sprawy, co jej grozi.

– Nie mam dużo czasu – mruknął Dennis głosem, który przypominał lodowaty wiatr. – Jeśli nie dostanę, czego chcę, nigdy już nie zobaczysz, jak świeci słońce.

Wierzyła w to, co mówił. Przed chwilą skończyła z nim trzygodzinny wywiad i zdawała sobie sprawę, do czego jest zdolny. Nie miał sumienia; nie wiedział, czym jest poczucie winy albo skrucha. Jeśli nie zaspokoi jego życzeń, bez wahania ją oślepi.

Ale co ją czeka, gdy zdejmie majtki? Czy będzie usatysfakcjonowany i odsunie ostrze od jej twarzy? Czy wydłubie jej oko, nie zważając na to, że go posłuchała? Czy może będzie chciał czegoś więcej?

Dlaczego Robinson nie potrafi zabić tego pieprzonego szczura?

– Szybciej! – syknął Dennis.

Czy może być coś gorszego od ślepoty?

– Dobrze – jęknęła.

Niezgrabnie się pochyliła. Dennis wciąż trzymał ją za włosy, przystawiając nóż do twarzy. Podkasała drżącymi rękoma sukienkę i ściągnęła kupione w K-Mart białe bawełniane figi. Kiedy opadły jej na stopy, Dennis wydał głęboki gardłowy dźwięk. Chociaż rozsądek podpowiadał jej, że nie ma w tym ani trochę jej winy, czuła głęboki wstyd. Wygładziła szybko sukienkę, okrywając nagość, a potem podniosła jedną i drugą nogę i cisnęła majtki jak najdalej od siebie.

Czuła się potwornie bezbronna.

Dennis puścił ją, złapał majtki, przycisnął je do twarzy i zaczął wdychać ich zapach, przymykając oczy w ekstazie.

Jeannie nie mogła oderwać od niego wzroku.

Chociaż jej nie dotykał, trzęsła się z obrzydzenia.

Co zrobi teraz?

Za plecami usłyszała głośne plaśnięcie. Odwróciła się i zobaczyła, że Robinson trafił w końcu szczura. Pałka zmiażdżyła mu grzbiet i na podłodze widniała czerwona plama. Szczur nie mógł już uciekać, ale wciąż żył. Miał otwarte oczy i jego ciało unosiło się w spazmatycznym oddechu. Robinson uderzył ponownie, tym razem prosto w głowę. Szczur przestał się poruszać i z rozbitej czaszki wypłynął szary mózg.

Jeannie spojrzała z powrotem na Dennisa. Ku jej zdziwieniu siedział spokojnie przy stole, udając niewiniątko. Nóż i jej majtki zniknęły.

Czy nic jej nie groziło? Czy było już po wszystkim?

Robinson dyszał ciężko ze zmęczenia.

– Czy to nie ty puściłeś tu tego szczura, Pinker? – zapytał, spoglądając spode łba na Dennisa.

– Nie, proszę pana – odparł bez namysłu więzień.

Tak, to jego sprawka, miała ochotę krzyknąć Jeannie. Ale z jakiegoś powodu milczała.

– Bo gdybyś kiedykolwiek zrobił coś takiego, wyrwałbym ci… – Robinson zerknął kątem oka na Jeannie i doszedł do wniosku, że nie powie, co takiego wyrwałby Dennisowi. – Wiesz chyba, że gorzko byś tego pożałował.

– Wiem, proszę pana.

Jeannie zdała sobie sprawę, że jest bezpieczna. Lecz zamiast ulgi poczuła gniew. Wpatrywała się oburzona w Dennisa. Czy miał zamiar udawać, że nic się nie stało?

– Dostaniesz wiadro z wodą i wymyjesz podłogę – oświadczył Robinson.

– Oczywiście, proszę pana.

– To znaczy, jeśli doktor Ferrami już z tobą skończyła.

Kiedy uganiałeś się za tym szczurem, gamoniu, Dennis ukradł mi majtki, chciała powiedzieć, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. To było takie żałosne. I wyobrażała sobie konsekwencje złożenia podobnej skargi. Będzie musiała sterczeć tu przez godzinę albo dłużej, do czasu zakończenia śledztwa. Dennis zostanie przeszukany, majtki odnalezione. Pokażą je dyrektorowi. Wyobrażała sobie, jak Temoigne bada dowód rzeczowy, macając majtki i przewracając je na drugą stronę z dziwnym wyrazem twarzy.

Nie. Nie powie niczego.

Poczuła ukłucie winy. Zawsze miała za złe kobietom, które zostały poszkodowane i nie wnosiły skargi pozwalając, żeby sprawcy uszło to na sucho. Teraz robiła to samo.

Zdała sobie sprawę, że Dennis dokładnie na to liczył. Przewidział, jak będzie się czuła, i zgadł, że nie poniesie żadnych konsekwencji. Ta myśl tak ją rozwścieczyła, że przez moment zastanawiała się, czy nie narazić się na wszystkie nieprzyjemności po to tylko, by pokrzyżować mu plany. A potem wyobraziła sobie Temoigne'a, Robinsona i wszystkich innych mężczyzn w tym więzieniu, spoglądających na nią i myślących: „Ta babka nie ma na sobie majtek” – i zrozumiała, że nie ma zamiaru zgodzić się na takie upokorzenie.