Изменить стиль страницы

Jeannie zapukała do drzwi i weszła do środka. Biały laboratoryjny fartuch włożony miała na bluzkę i spódniczkę. Berrington lubił, kiedy młode kobiety nosiły fartuch jak sukienkę, mając pod spodem tylko bieliznę. Uważał, że to seksowne.

– Dobrze, że wpadłaś – powiedział. Podstawił jej krzesło, a potem przesunął swoje zza biurka, żeby nic ich nie dzieliło. Przede wszystkim musiał wyjaśnić jej w jakiś wiarygodny sposób swoje zachowanie w trakcie spotkania ze Stevenem Loganem. Żałował, że nie poświęcił na to chwili czasu, zamiast liczyć swoje miłosne podboje.

Usiadł i posłał jej swój najbardziej rozbrajający uśmiech.

– Przepraszam cię za swoje dziwaczne zachowanie. Ściągałem po prostu pewne dane z uniwersytetu w Sydney w Australii – powiedział, pokazując stojący na biurku komputer – i w momencie, kiedy przedstawiłaś mi tego młodego człowieka, uświadomiłem sobie, że nie wyłączyłem komputera i zapomniałem zwolnić linię. Zrobiło mi się po prostu głupio i zachowałem się jak prostak.

Wyjaśnienie nie było zbyt przekonujące, ale Jeannie przyjęła je chyba do wiadomości.

– Spadł mi kamień z serca – oznajmiła szczerze. – Myślałam, że cię w jakiś sposób uraziłam.

Jak na razie nieźle.

– Chciałem porozmawiać na temat twojej pracy – podjął gładko. – Nie ukrywam, że wspaniale wystartowałaś. Jesteś tutaj dopiero cztery tygodnie, a badania są w pełnym toku. Moje gratulacje.

Jeannie pokiwała głową.

– Zanim przeszłam tu oficjalnie na etat, prowadziłam latem długie rozmowy z Herbem i Frankiem – stwierdziła. Herb Dickson był dziekanem wydziału, a Frank Demidenko kierownikiem katedry. – Dopracowaliśmy wcześniej wszystkie szczegóły.

– Powiedz coś więcej. Czy wyłoniły się jakieś problemy? Coś, w czym mógłbym pomóc?

– Największym moim problemem jest rekrutacja – przyznała. – Ponieważ nasi badani są ochotnikami, większość z nich, podobnie jak Steve Logan, to przedstawiciele klasy średniej, którzy wierzą, że porządny obywatel ma obowiązek wspierać badania naukowe. Alfonsi i handlarze narkotyków nie podzielają raczej tego zdania.

– O czym zapominają oczywiście wspomnieć nasi liberałowie.

– Z drugiej strony, nie sposób dowiedzieć się wiele na temat agresji i przestępczości, kiedy studiuje się praworządne amerykańskie rodziny. Rozwiązanie problemu rekrutacji było więc kluczową sprawą dla moich badań.

– I rozwiązałaś go?

– Tak mi się wydaje. Uświadomiłam sobie, że informacje medyczne na temat milionów Amerykanów opierają się dzisiaj na wielkich bankach danych, gromadzonych przez firmy ubezpieczeniowe i agencje rządowe. Są tam między innymi dane, które pozwalają rozstrzygnąć, czy bliźnięta są jedno – czy dwu-jajowe: fale mózgowe, elektrokardiogramy i tak dalej. Gdybyśmy zdołali na przykład odszukać parę identycznych elektrokardiogramów, byłby to świetny sposób identyfikacji bliźniaków. A gdyby bank danych był dość duży, mogłoby się okazać, że niektóre z nich były wychowywane oddzielnie. Mało tego: niektórzy mogliby nawet nie wiedzieć, że są bliźniakami.

To genialny pomysł – stwierdził Berrington. – Prosty, ale oryginalny. – Naprawdę tak uważał. Wychowywane oddzielnie bliźnięta jednojajowe były bardzo ważne dla badań genetycznych i naukowcy chwytali się różnych sposobów, żeby je odszukać. Do tej pory jedyną metodą była rekrutacja poprzez środki przekazu: bliźniaki czytały artykuły na temat prowadzonych badań i zgadzały się wziąć w nich udział. Uzyskany w ten sposób materiał obejmował jednak w przeważającej części, jak słusznie zauważyła Jeannie, cieszącą się poważaniem klasę średnią, co wypaczało wyniki i stanowiło zasadniczy problem w studiach nad przestępczością.

Dla niego osobiście była to jednak katastrofa. Patrząc Jeannie prosto w oczy, Berrington starał się ukryć zdenerwowanie. Sytuacja była gorsza, niż sądził. Nie dalej jak wczoraj Preston Barek powiedział: „Wszyscy wiemy, że ta firma ma pewne sekrety”. Jim Proust odparł, że nikt ich nie odkryje. Nie wziął pod uwagę Jeannie Ferrami.

– Odnalezienie identycznych elementów w banku danych nie jest takie łatwe, jak się wydaje – stwierdził Berrington, czepiając się nadziei.

– To prawda. Obrazy graficzne zajmują wiele megabajtów. Przeszukanie takich danych jest z pewnością trudniejsze niż sprawdzenie Spellcheckiem pracy doktorskiej.

– Przypuszczam, że to dość poważny problem dla programisty. I co zrobiłaś?

– Napisałam swój własny program.

Berrington nie krył zdumienia.

– Własny program?

– Jasne. Zrobiłam, jak wiesz, dyplom z informatyki na Princeton. Kiedy byłam w Minnesocie, pracowałam z moją profesor nad neurosieciowym systemem rozpoznawania obrazów.

„Czy ta kobieta jest aż tak sprytna?”

– Na czym to polega?

– Używa się fuzzy logic, żeby przyspieszyć porównywanie obrazów. Pary, których szukamy, są podobne, ale nie do końca identyczne. Zdjęcia identycznych zębów, zrobione przez różnych techników przy użyciu różnej aparatury nie są zupełnie takie same. Ale ludzkie oko widzi, że są takie same. I kiedy te zdjęcia się zeskanuje, zdygitalizuje i zmagazynuje w formie elektronicznej, wyposażony w fuzzy logic komputer może rozpoznać w nich parę.

– Wyobrażam sobie, że twój komputer jest wielkości Empire State Building.

– Opracowałam metodę skrócenia procesu porównywania przez sprawdzanie wyłącznie małego fragmentu przetworzonego cyfrowo obrazu. Pomyśl tylko: żeby poznać przyjaciela, nie potrzebujesz przyglądać się całej postaci… wystarczy ci jego twarz. Samochodowi entuzjaści potrafią zidentyfikować najbardziej znane marki na podstawie fotografii przedniej lampy. Moja siostra rozpoznaje wszystkie przeboje Madonny po wysłuchaniu dziesięciu sekund nagrania.

– Ale to stwarza możliwość błędu. Jeannie wzruszyła ramionami.

– To prawda, nie przeglądając całości obrazu, ryzykujemy pominięcie pewnych par. Z drugiej strony, cały proces udaje się jednak w radykalny sposób przyspieszyć, a margines błędu jest bardzo niewielki. To kwestia statystyki i rachunku prawdopodobieństwa.

Mógł się tego spodziewać: wszyscy psychologowie studiują statystykę.

– Ale jak ten sam software może skanować rentgeny, elektrokardiogramy i linie papilarne?

– Program rozpoznaje obraz w formie elektronicznej. Nie obchodzi go konkretny graficzny kształt.

– I wszystko to działa?

– Na to wygląda. Pozwolono mi wypróbować program na banku danych stomatologicznych, należącym do dużej firmy ubezpieczeń medycznych. Uzyskałam kilkaset par. Lecz interesują mnie oczywiście tylko bliźniaki wychowywane osobno.

– Jak ich wyłuskujesz?

– Wyeliminowałam wszystkie pary o tych samych nazwiskach i wszystkie zamężne kobiety, ponieważ większość z nich przybiera nazwisko męża. Zostały mi bliźniaki, które bez widocznego powodu noszą różne nazwiska.

Genialne, pomyślał Berrington. Nie wiedział, czy podziwiać Jeannie, czy bać się tego, co jeszcze uda jej się odkryć.

– Ile par ci zostało? – zapytał.

Trzy. Trochę mnie to rozczarowało. Spodziewałam się więcej. Jeden z bliźniaków zmienił nazwisko na arabskie, bo nawrócił się na islam. Druga para zniknęła bez śladu. Na szczęście trzecia para stanowi dokładny przykład tego, czego szukam: Steven Logan jest praworządnym obywatelem, a Dennis Pinker mordercą.

Berrington dobrze o tym wiedział. Przed kilkunastoma miesiącami Dennis Pinker wyłączył późnym wieczorem prąd w kinie w czasie seansu, a następnie korzystając z paniki dobrał się do kilku kobiet. Jedna z dziewcząt próbowała się najwyraźniej bronić i Dennis zabił ją.

A więc Jeannie odnalazła Dennisa. Chryste, ona jest naprawdę niebezpieczna. Może wszystko zniszczyć: przejęcie firmy, karierę polityczną Jima, Genetico, nawet reputację naukową Berringtona. Strach sprawił, że ogarnął go gniew; jak to możliwe, żeby wszystko, nad czym pracował, zostało narażone na szwank przez jego własną protegowaną? Nie potrafił jednak tego w żaden sposób przewidzieć.

To, że znalazła się na Uniwersytecie Jonesa Fallsa, stanowiło zresztą szczęście w nieszczęściu: dzięki temu dowiedział się w ogóle, co im grozi. Nie miał jednak pojęcia, jak pokrzyżować jej szyki. Gdyby tylko jej archiwum mogło spłonąć w pożarze, a ona sama zginąć w wypadku. Ale to były tylko fantazje.