– Zabierzemy do składu złomu i otworzymy – odparł Jupiter, chwytając za uchwyt z drugiej strony.
– Chwileczkę, panowie – odezwał się drugi robotnik. – Najpierw trzeba zapłacić. Nie można zapominać o takim drobnym szczególe.
– Ach, tak, oczywiście – powiedział Jupiter. Opuścił kufer i sięgnął do kieszeni po skórzany portfel. Wyjął z niego dolarowy banknot i podał go mężczyźnie. Ten nabazgrał coś na skrawku papieru i wręczył Jupiterowi ze słowami;
– Oto pokwitowanie. Teraz kuferek należy do pana. Jeśli w środku są klejnoty, też są pańskie. Cha, cha!
Śmiejąc się, pozwolił chłopcom zabrać ich własność. Bob szedł przodem, torując drogę w tłumie, a Jupiter i Pete nieśli kuferek na drugi koniec sali. Właśnie udało im się pokonać ostatni rząd ludzi, kiedy dopadła ich siwa staruszka, która spóźniła się na licytację.
– Chłopcy – powiedziała. – Odkupię od was ten kuferek za dwadzieścia pięć dolarów. Zbieram stare kufry i chciałabym go mieć w swojej kolekcji.
– O rany! Dwadzieścia pięć dolarów! – wykrzyknął Pete.
– Bierz je, Jupe! – powiedział Bob.
– To dla was prawdziwa okazja. Ten kuferek nie jest wart ani centa więcej, nawet dla kolekcjonera – namawiała staruszka. – Proszę, oto dwadzieścia pięć dolarów.
Wyjęła pieniądze z wielkiego portfela i wcisnęła je Jupiterowi. Ku zdziwieniu Boba i Pete'a, Jupiter pokręcił odmownie głową.
– Bardzo mi przykro, proszę pani – powiedział. – Wcale nie zamierzamy sprzedawać kuferka. Chcemy sprawdzić, co jest w środku.
– Na pewno nic wartościowego – stwierdziła staruszka coraz bardziej zdenerwowana. – Proszę, masz tu trzydzieści dolarów.
– Nie, dziękuję – powiedział Jupiter, kręcąc głową. – Naprawdę nie zamierzam go sprzedawać.
Kobieta westchnęła. Nagle, kiedy właśnie miała się odezwać, coś ją spłoszyło. Odwróciła się i szybko zniknęła w tłumie. Najwyraźniej przeraziło ją pojawienie się młodego człowieka z aparatem fotograficznym.
– Cześć, chłopcy – odezwał się młody człowiek. – Nazywam się Fred Brown. Jestem reporterem z “Wiadomości Hollywoodu” i szukam materiału na reportaż. Chciałbym zrobić wam zdjęcie z tym kuferkiem. To jedyna niezwykła rzecz na tej aukcji. Unieście go, dobrze? O, tak. A ty – zwrócił się do Boba – stań za nim, tak żeby cię było widać na zdjęciu.
Bob i Pete byli niezdecydowani, ale Jupiter szybko ustawił się zgodnie z życzeniem reportera. Stojąc za kuferkiem, Bob dostrzegł na wieku wyblakły, biały napis “Guliwer Wielki”. Młody mężczyzna ustawił aparat. Błysnął flesz i zdjęcie zostało zrobione.
– Dzięki – powiedział reporter. – Czy moglibyście podać mi swoje nazwiska i powiedzieć, dlaczego nie przyjęliście trzydziestu dolarów za tę skrzynkę? Jak na mój gust, to całkiem niezły interes.
– Jesteśmy po prostu ciekawi – odparł Jupiter – co zawiera ten stary teatralny kuferek. Kupiliśmy go dla zabawy, a nie po to, by zbijać na nim fortunę.
– A więc nie wierzycie, że w środku są klejnoty rosyjskich carów? – zachichotał Fred Brown.
– Eee tam – burknął Pete. – Pewnie są tam stare kostiumy teatralne.
– Być może – zgodził się młody człowiek. – Ten napis “Guliwer Wielki” brzmi bardzo teatralnie. A skoro już jesteśmy przy nazwiskach, to nie dosłyszałem waszych.
– Bo ich nie podaliśmy – odparł Jupiter. – Ale proszę, oto nasza wizytówka. My-y… hmm… no więc, my-y prowadzimy dochodzenia.
Wręczył reporterowi jedną z wizytówek Trzech Detektywów, które zawsze nosili przy sobie.
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Pierwszy Detektyw…. Jupiter Jones
Drugi Detektyw… Pete Crenshaw
Dokumentacja i analizy…. Bob Andrews
– Ach, tak? – reporter uniósł brwi. – Jesteście detektywami? A co mają oznaczać te znaki zapytania?
– To nasz symbol – wyjaśnił Jupiter. – Oznaczają nierozwiązane sprawy, zagadki bez odpowiedzi, wszelkiego rodzaju tajemnice. Dlatego stanowią nasz znak firmowy. Badamy wszystko.
– A teraz badacie stary kufer teatralny – powiedział z uśmiechem młody człowiek i schował wizytówkę do kieszeni. Bardzo wam dziękuję. Może zobaczycie swoje zdjęcie w wieczornym wydaniu. Jeśli, oczywiście, ta historia spodoba się redaktorowi.
Uniósł rękę w pożegnalnym geście i odwrócił się. Jupiter ponownie dźwignął kufer.
– No dalej, Pete, musimy wynieść go na zewnątrz. Nie możemy kazać Hansowi tyle na nas czekać.
Bob torował drogę, a Jupiter z Pete'em taszczyli kufer w stronę wyjścia. Pete nadal był niezadowolony.
– Po co podałeś temu facetowi nasze nazwiska? – zapytał.
– Reklama – odparł Jupiter. – Każdy interes wymaga reklamy. ostatnio niewiele mieliśmy ciekawych zgłoszeń o tajemnicach z prawdziwego zdarzenia. Trzeba się trochę rozejrzeć za robotą, bo inaczej zaśniedziejemy.
Wyszli na zewnątrz przez wielkie drzwi i skręcili w boczną uliczkę, gdzie stał zaparkowany pikap. Załadowali kufer do tyłu, a sami usiedli w szoferce obok Hansa.
– Wracamy do domu, Hans – powiedział Jupiter. – Dokonaliśmy zakupu i teraz musimy go dokładnie obejrzeć.
– Tak jest, Jupe – przytaknął Hans, włączając motor. – Mówisz że kupiliście coś?
– Stary kufer – odparł Pete. – Ciekawe tylko, jak go otworzymy, Pierwszy Detektywie?
– W składzie pełno jest kluczy – odrzekł Jupiter. – Przy odrobinie szczęścia może dopasujemy któryś z nich.
– A może będziemy musieli wyłamać zamek – stwierdził Bob.
– Nie – Jupiter potrząsnął głową. – Moglibyśmy uszkodzić kuferek.
Reszta drogi upłynęła w milczeniu. Kiedy dotarli do składu złomu Jonesów w Rocky Beach. Pete i Jupiter podali kufer Hansowi, a ten postawił go na boku, koło przyczepy, z której wyszła pani Jones.
– Na litość boską, co wyście kupili? – zapytała. – Ależ ten kufer jest tak stary, jakby przybył tu na “Mayfiower”.
– Niezupełnie, ciociu Matyldo – odrzekł Jupiter. – Ale rzeczywiście jest stary. Daliśmy za niego dolara.
– No, przynajmniej nie zmarnowaliście dużo pieniędzy – stwierdziła ciotka. – Przypuszczam, że teraz potrzebne są wam klucze, żeby go otworzyć. Cały pęk wisi na gwoździu nad biurkiem.
Bob pobiegł po klucze. Jupe zaczął dopasowywać te, które zdawały się mieć odpowiedni rozmiar. Po półgodzinie dał za wygraną. Żaden z kluczy nie pasował.
– I co teraz? – spytał Pete.
– Wyważamy? – zaproponował Bob.
– Jeszcze nie – odparł Jupiter. – Zdaje się, że wuj Tytus ma jeszcze schowane jakieś klucze. Musimy poczekać, aż wróci, i wtedy go o nie poprosimy.
Ciotka Jupitera znów pojawiła się w drzwiach przyczepy, która służyła jej za biuro.
– No, chłopcy – zawołała wesoło – nie można tak marnować czasu. Pora wziąć się do pracy. Zjecie coś i do roboty. Stary kufer może poczekać.
Chłopcy, ociągając się, poszli na obiad do ładnego piętrowego domu obok składnicy złomu. Mieszkał w nim Jupiter wraz z ciotką Matyldą i wujem Tytusem. Po jedzeniu zajęli się naprawianiem zepsutych urządzeń zwożonych do składnicy. Tytus Jones sprzedawał je później i część zysku przeznaczał na kieszonkowe dla chłopców. Pracowali pilnie aż do późnego popołudnia, kiedy Tytus Jones, Konrad i jeszcze jeden pomocnik przywieźli ciężarówką kolejny transport złomu.
Tytus Jones, niski mężczyzna o potężnym nosie i wielkich, czarnych wąsach, zeskoczył na ziemię lekko jak młodzieniaszek i objął żonę na przywitanie. Następnie pomachał gazetą.
– Chłopcy, chodźcie tutaj! – zawołał. – Jesteście w gazecie.
Wszyscy trzej podeszli zaciekawieni do wuja Tytusa i ciotki Matyldy. Tytus Jones otworzył pismo na pierwszej stronie dodatku. Rzeczywiście było tam ich zdjęcie. Jupiter i Pete trzymali kufer, a Bob stał za nim. Było to zupełnie dobre zdjęcie. Nawet napis “Guliwer Wielki” wyszedł wyraźnie. Artykuł zatytułowany był “MŁODZI DETEKTYWI ROZWIĄZUJĄ TAJEMNICĘ KUFRA”. Autor w żartobliwym tonie opowiadał, jak Jupiter kupił kufer i odmówił sprzedania go z zyskiem. Sugerował, że chłopcy spodziewali się znaleźć w nim coś tajemniczego i drogocennego. To ostatnie dodał już od siebie, aby ubarwić opowieść.