– Kawał? Ty to nazywasz kawałem? Kiedy wstrętna stara czaszka wykrzywia się i mówi “buuu”? Wszystko mi jedno, czy to gadająca czaszka, czy koń, który mówi. Ma zniknąć z mojego domu. I to natychmiast! To ostateczna decyzja!
– Oczywiście, ciociu – zgodził się Jupiter. – Pozbędę się jej. I tak miałem to zrobić.
– I lepiej niech tak się stanie.
Jupiter zamyślony zaniósł czaszkę do kolegów. Opowiedział Pete'owi i Bobowi o historii z ciotką.
– To bardzo dziwne – zakończył. – Muszę przyznać, że zupełnie nie wiem, co o tym sądzić. Dlaczego Sokrates miałby powiedzieć “buuu!” do ciotki Matyldy?
– Może ma poczucie humoru – odparł Pete. – No, pakujmy go.
– W świetle tego wydarzenia – stwierdził Jupiter – może lepiej zrobimy, zatrzymując na trochę Sokratesa i kufer. Być może jeszcze coś powie.
– O, nie! – wykrzyknął Pete, chwytając Sokratesa. Owinął go w materiał i zapakował do kufra. – Ciotka kazała ci się go pozbyć i wszyscy uchwaliliśmy to samo. Obiecaliśmy go też Maksymilianowi i musimy dotrzymać słowa. Nie mam nastroju na wsłuchiwanie się, czy nie przemówi jakaś czaszka. Nie chcę rozwiązywać tej zagadki.
Zamknął wieko i przekręcił kluczyk. Właśnie kiedy Jupiter szukał w myślach jakiegoś argumentu, rozległo się wołanie Hansa:
– Jupe! Hej, Jupe! Ktoś do ciebie.
– Założę się, że to Maksymilian – powiedział Bob, kiedy wszyscy ruszyli w stronę bramy wejściowej.
Rzeczywiście czekał na nich wysoki, chudy mag. Nie zwracał żadnej uwagi na innych klientów i na stosy złomu.
– No i cóż, chłopcze – krzyknął na widok Jupitera – a jednak kufer Guliwera odnalazł się!
– Tak, proszę pana – odparł Jupiter. – I jeśli tak panu na nim zależy, to może pan go mieć.
– Oczywiście, że mi zależy! Czyż nie mówiłem tego wcześniej? Oto pieniądze, sto dolarów.
– Nie wezmę od pana stu dolarów. Zapłaciłem za niego dolara i pan też dostanie go za dolara.
– Ho, ho! A cóż ty jesteś taki hojny, chłopcze, jeśli mogę zapytać? Czyżbyś zabrał z kufra coś cennego?
– Nie, proszę pana. Kufer jest w takim stanie, w jakim go dostałem. Jednak wiąże się z nim jakaś tajemnica i ktoś bardzo chce go zdobyć. Posiadanie go może być niebezpieczne. Nie jestem pewien, czy nie powinniśmy pójść z tym na policję.
– Nonsens, chłopcze! Nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo. Na pewno sobie poradzę. Zgłosiłem się do was pierwszy i teraz żądam sprzedania mi kufra. Masz tu tego dolara.
Wyciągnął swoją długą rękę, strzelił palcami i wyjął dolara zza ucha Jupitera.
– Teraz kufer należy do mnie. Moje modlitwy odniosły efekt.
– Bob, czy możecie z Pete'em przynieść kufer? – zapytał Jupiter.
– Pewnie, że możemy! – powiedział Pete.
Przed upływem minuty przynieśli kufer. Mag kazał chłopcom położyć go na tylnym siedzeniu swojego błękitnego sedana, którego zaparkował przy bramie wjazdowej. Wszyscy byli tak zaprzątnięci tym, co robili, że nie zauważyli dwóch mężczyzn przyglądających się ukradkiem ich poczynaniom. Maksymilian siadł za kierownicą.
– Przyślę wam bilety na moje następne przedstawienie – powiedział. – A więc, do zobaczenia.
Kiedy samochód zniknął im z oczu, Pete westchnął z ulgą:
– No i po sprawie Sokratesa, Mogę się założyć, że Maksymilian będzie próbował odkryć, jak zmusić Sokratesa do mówienia, i wykorzysta go w swoich przedstawieniach. I życzę mu jak najlepiej. Cieszę się, że po raz ostatni widzieliśmy czaszkę i ten kufer.
Nie byłby taki zadowolony, gdyby wiedział, jak bardzo się mylił.
Rozdział 8. Urwany trop
Tego dnia nie wydarzyło się już nic szczególnego. Bob wyszedł wcześniej, żeby porozmawiać z ojcem. Pan Andrews pracował dla wielkiej gazety z Los Angeles. Wieczorami często nie było go w domu. Tym razem jednak nigdzie się nie wybierał.
– Wiesz, Bob – odezwał się ojciec podczas kolacji – widziałem twoje zdjęcie w jakimś hollywoodzkim piśmie. Podawali, że twój przyjaciel Jupiter kupił na aukcji stary kufer. Czy znaleźliście w nim coś ciekawego?
– Znaleźliśmy czaszkę, która podobno umie mówić – odparł Bob.
– Nazywa się Sokrates.
– Gadająca czaszka o imieniu Sokrates! – krzyknęła matka Boba.
– Dobry Boże, cóż za pomysł! Mam nadzieję, że nie rozmawiała z tobą?
– Nie, mamo, nie rozmawiała ze mną – powiedział Bob. Przez chwilę chciał dodać, że czaszka przemówiła do Jupitera, ale powstrzymał się. Zwłaszcza że ojciec rzekł z uśmiechem:
– To zapewne jedna z magicznych sztuczek właściciela czaszki. Jak on się nazywał? Aleksander?
– Guliwer – poprawił go Bob. – Guliwer Wielki.
– Był pewnie dobrym brzuchomówcą – powiedział pan Andrews. – A co Jupiter zrobił z czaszką? Mam nadzieję, że jej nie zatrzymał.
– Nie, sprzedał ją – powiedział Bob – innemu magikowi, który twierdzi, że znał Guliwera. Nazywa się Maksymilian Mistyczny.
– Maksymilian Mistyczny? – ojciec Boba zmarszczył brwi. – Tuż przed moim wyjściem mieliśmy jeszcze krótki przegląd depesz. Człowiek o tym nazwisku został dziś po południu ranny w wypadku samochodowym.
Maksymilian ranny w wypadku? Bob zastanawiał się, czy to nie czaszka ściągnęła na niego nieszczęście. Ojciec przerwał mu te rozmyślania.
– Co byś powiedział, gdybyśmy sobie pożeglowali w przyszłą niedzielę? – zapytał. – Mój przyjaciel zaprosił nas na swoją żaglówkę. Możemy sobie pływać cały dzień dookoła Cataliny.
– To wspaniale! – krzyknął Bob z entuzjazmem, zapominając całkiem o wypadku Maksymiliana. Nie pamiętał o nim także, kiedy następnego ranka spotkał się z Pete'em i Jupiterem w składzie złomu.
Wszyscy trzej zabrali się do rozkładania na części zepsutej pralki kupionej ostatnio przez Tytusa Jonesa. Składali je potem wraz z dobrymi częściami z innej zepsutej pralki i montowali nowy, dobry egzemplarz. Właśnie kończyli tę pracę, gdy na dziedziniec wjechał policyjny radiowóz z Rocky Beach. Zdumieni przyglądali się, jak wysiada z niego potężnie zbudowany szef policji – inspektor Reynolds i zmierza w ich stronę.
– Cześć, chłopcy – przywitał ich z poważną twarzą. – Chciałbym zadać wam kilka pytań.
– Pytań, proszę pana? – spytał Jupiter, mrugając oczami.
– Tak. Na temat kuferka, który sprzedaliście wczoraj człowiekowi, twierdzącemu, że nazywa się Maksymilian Mistyczny. W drodze do domu miał wypadek. Jego samochód został niemal całkiem zniszczony, a on sam ciężko ranny. Jest teraz w szpitalu. Początkowo wzięliśmy to za zwykły wypadek drogowy. Kierowca był nieprzytomny i niczego nie mogliśmy z niego wydobyć.
Dziś rano jednak, kiedy się obudził, powiedział nam, że dwaj mężczyźni w samochodzie zepchnęli go z drogi. Powiedział nam też o kufrze. Wygląda na to, że został on ukradziony przez owych dwóch mężczyzn, ponieważ nie znaleźliśmy go we wraku samochodu przyholowanym do warsztatu.
– To oznacza, że ci dwaj specjalnie spowodowali wypadek, żeby zdobyć kufer! – wykrzyknął Jupiter.
– Też doszliśmy do tego wniosku – zgodził się inspektor Reynolds. – Maksymilian nie mógł długo rozmawiać. Lekarz mu zabronił. Zdążył tylko powiedzieć, że kupił kufer od ciebie, Jupiterze, i lekarz kazał nam wyjść. Jestem tu więc, żeby się dowiedzieć, co takiego było w tym kufrze.
– No, cóż – zaczął Jupiter, a Pete i Bob przysłuchiwali się w napięciu – były tam stare ubrania, jakieś magiczne przyrządy. Przede wszystkim jednak była w nim stara czaszka, która podobno potrafiła kiedyś mówić.
– Gadająca czaszka! – wykrzyknął inspektor Reynolds. – Co za bzdury! Czaszki nie mówią!
– To prawda, proszę pana – zgodził się z nim Jupiter. – Lecz ta należała kiedyś do innego magika, Guliwera Wielkiego i… – Dalej nastąpiła opowieść o tym, jak chłopcy kupili na aukcji kuferek, jak dowiedzieli się o istnieniu Guliwera, który trafił do więzienia, a po wyjściu z niego zaginął.
Inspektor Reynolds słuchał, marszcząc brwi i przygryzając wargę.
– To zaiste bardzo dziwna historia – powiedział, kiedy Jupiter skończył. – A co do tej rozmowy z czaszką w twoim pokoju, to chyba cię trochę poniosła wyobraźnia. Pewnie ci się to przyśniło.