ARTUR – A to dobre! Czy myślisz, że ja naprawdę chciałem cię zgwałcić?

ALA – (zaniepokojona) A co, nie?

ARTUR – Nic podobnego. To była tylko lekcja.

ALA – Dziękuję, ja to już umiem.

ARTUR – Znowu tylko jedno ci w głowie. Powiedz, dlaczego się broniłaś?

ALA – Jesteś nieprzyzwoity!

ARTUR – Nauka nie zna wstydu. Dlaczego?

ALA – A dlaczego się na mnie rzuciłeś?

ARTUR – Poświęciłem się.

ALA – Co takiego?

ARTUR – Tak, poświęciłem się. Chciałem ci w ten sposób jaśniej przedstawić pewne sprawy. Rodzaj praktycznych ćwiczeń z pragmatyki płci.

ALA – Świnia. I w dodatku naukowa. Z pragmatyki? Nigdy o tym nie słyszałam. To jakieś nowe zboczenie?

ARTUR – Nic w tym nowego. Jestem pewien, że zostaniemy przyjaciółmi. Kobiety pójdą za mną.

ALA – Jakie kobiety?

ARTUR – Wszystkie. Kobiety całego świata będą moimi sojusznikami. Kobiety trzeba zaagitować przede wszystkim, a kiedy one zrozumieją, mężczyźni nie będą już mieli innego wyboru.

ALA – Co za kobiety? Czy ja je znam? A zresztą rób sobie z nimi, co ci się podoba. Wcale mi nie zależy.

ARTUR – Posłuchaj, historia świata jest historią brutalnego ucisku kobiet, dzieci i artystów przez mężczyzn.

ALA – Przecież nie lubisz artystów.

ARTUR – To nie ma nic do rzeczy. Mężczyźni nie lubią artystów, bo artyści nie są mężczyznami. To właśnie zawsze zbliżało ich do kobiet, niestety. Przeważnie obce są im pojęcia honoru, logiki i postępu, wszystko, co wymyślili mężczyźni. Dopiero bardzo późno i z wielkim trudem ludzkość męska zaczęła podejrzewać, że istnieje wieloznaczność, względność, zapominanie. Migotliwość świata. Akurat odwrotnie niż to, co swoją twardą czaszką zapaśnika zdołał na początku wymyślić mężczyzna i co wypisał na swoich sztandarach, i co przez wieki usiłował narzucić kobietom, dzieciom i artystom: jedność, bezwzględność, konsekwencję. Wymyślił świat na obraz i podobieństwo swoje. W jaskini, w zagrodzie, w przedsiębiorstwie wynalazł logikę. Ale uważając się za pana-żywiciela, z pychy swojej nie chciał nawet dopuścić myśli, że jego światopogląd miałby nie zapanować. Ulegając swojej agresywnej naturze obwieścił swoje pojęcie jako jedyne, powszechne i obowiązkowe i, jako najsilniejszy, zawsze próbował je narzucić słabszym. A kiedy okazało się, że kobiety myślą inaczej, obraził się i nazwał je głupimi albo nielogicznymi, co w nomenklaturze męskiej oznacza to samo.

ALA – A ty? Czy nie jesteś mężczyzną?

ARTUR – Ja wznoszę się ponad siebie. Jestem obiektywny. Inaczej nie mogę wykonać swojego planu.

ALA – Czy mogę ci zaufać?

ARTUR -…Żeby jakoś dorobić ideologię do swojego braku wyobraźni, mężczyźni wymyślili pojęcie honoru. Wymyślili także negatywne pojęcie "zniewie-ściałości". Oba te pojęcia służą im do zabezpieczenia ich męskiej wspólnoty przed dezercją, do utrzymania w ryzach solidarności męskiej pod grozą napiętnowania każdego mężczyzny, któremu by przyszły do głowy jakieś wątpliwości. Nic dziwnego, że po przeciwnej stronie utworzyła się, naturalnym odruchem samoobrony, wspólnota kobiet, dzieci i artystów. Na ogół mężczyźni nie wychowują dzieci. W najlepszym wypadku oddają raz na miesiąc pewną ilość pieniędzy na ten cel. Nic dziwnego, że potem masakra wydaje im się zajęciem nie tylko chwalebnym i lubym, ale także pożytecznym. Przepraszam, (wciąż, słychać gulgoty w kuchni, Artur przerywa orację i zbliża się do drzwi kuchennych) Co on tam robi tak długo?

ALA – Może się myje.

ARTUR – On? Wykluczone, (wraca) Wróćmy do tematu.

ALA – Ja ci nie wierzę. Wiem dobrze, o co ci chodzi. Mnie nie oszukasz.

ARTUR – Chodzi mi tylko o to, żebyś zrozumiała, na czym polega twoja racja stanu jako kobiety. Chcę ci otworzyć oczy.

ALA – Aha, to pewnie znaczy, że mam się zaraz rozebrać.

ARTUR – Nie bądź nudna. Kiedy się przekonasz, że nasze interesy są zgodne, zostaniesz moją wspólniczką. O czym marzą mężczyźni? O braku konwencji w sprawach erotycznych. Żeby nie trzeba było zabiegać, przebywać jakiejś drogi pośredniej między pragnieniem a osiągnięciem. Wszystko, co jest pośrodku, tylko ich irytuje.

ALA – To prawda. Rzucają się od razu jak zwierzęta. Przed chwilą miałam najlepszy dowód.

ARTUR – Nie zaprzeczam, że jako jednostka ulegam naturalnym impulsom. Ale ja mam wyższy cel. Mówię ogólnie. Korzystając z ogólnego kryzysu norm, mężczyźni zrobili wszystko w dziedzinie erotyzmu, żeby usunąć ostatnie reguły. Ale ja nie wierzę, żeby to kobietom odpowiadało bez zastrzeżeń. I na tym opieram mój plan.

ALA – A mnie to odpowiada.

ARTUR – Kłamiesz. To niemożliwe.

ALA – A właśnie, że tak. To mi się podoba. Mogę zrobić, co zechcę, wszystko mi wolno. O, na przykład rozbiorę się i co mi zrobisz? (zrzuca z siebie pled i zdejmuje melonik)

ARTUR – Przestań, rozmawiamy poważnie!

ALA – (rozwiązuje tasiemki przy koszuli) Dlaczego? Kto mi zabroni? Może ty? Albo moja mama? Albo Pan Bóg? No kto, powiedz? (ściąga koszulę z ramion)

ARTUR – Ubierz się w tej chwili, włóż koszulę! (odwraca rozpaczliwie wzrok)

ALA – Ani mi się śni. To moja koszula, (w drzwiach kuchennych ukazuje się głowa Edka, zwabionego podniesionymi głosami) A, pan Edek! Proszę, niech pan wejdzie.

ARTUR – (wypychając Edka z powrotem) Won, bo zabiję! Rozbierać się przed takim… takim durniem! Wstydu nie masz!

ALA – Może on nie ma wykształcenia, ale ma ładne oczy.

ARTUR – Te parszywe, świńskie oczka?

ALA – Mnie się podobają.

ARTUR – Ja go zabiję!

ALA – (ze słodyczą) Jesteś zazdrosny?

ARTUR – Nie jestem wcale zazdrosny!

ALA – Najpierw brutal, a potem zazdrosny. Ładnie, ładnie.

ARTUR – (ogromnie zły staje przed Alą) No i co? Dlaczego się nie rozbierasz? Ja ci już nie przeszkadzam.

ALA – Bo mi się odechciało.

ARTUR – Proszę, nie krępuj się.

ALA – (cofając się) Rozmyśliłam się.

ARTUR – (idąc za nią) Nie chcesz? No to powiedz teraz, dlaczego nie chcesz? Powiedz, dlaczego przedtem nie chciałaś?

ALA – O Boże, to jakiś maniak.

ARTUR – (chwyta ją za ręce) Dlaczego?

ALA – Nie wiem.

ARTUR – No, powiedz!

ALA – Co mam powiedzieć? Nie wiem i już! Puść mnie!

ARTUR – (uwalniając ją) Wiesz dobrze. Bo udajesz tylko, że ci się to podoba, ta rozwiązłość, ten brak reguł, to rozpasanie!

ALA – Ja udaję?

ARTUR – Oczywiście. Nie podoba ci się, bo nie jest ci to na rękę. Ten dzisiejszy brak stylu pozbawia cię wyboru, ogranicza twoje możliwości. Możesz tylko rozbierać się i ubierać, nic innego nie pozostaje.

ALA – Nieprawda!

ARTUR – Więc skąd ten opór?

Pauza.

ALA – Mówisz logicznie, a sam powiedziałeś, że logika to bzdura. Aha?

ARTUR – Tak powiedziałem?

ALA – Pewnie, że powiedziałeś, przed chwilą. Dobrze słyszałam.

ARTUR – (niezadowolony) Musiałaś się przesłyszeć.

ALA – Nic podobnego. Słyszałam wyraźnie.

ARTUR – Mniejsza z tym. W każdym razie nie wierzę ci. W gruncie rzeczy wcale ci się nie podoba ta konwencja braku konwencji. Nie ty ją wybrałaś.

ALA – A kto?

ARTUR – My. Ty udajesz tylko. Nic więcej ci nie pozostaje. Nikt nie chce się przyznać, że ulega komuś.

ALA – A dlaczego miałabym się zgadzać, jeżeli mi się nie podoba?

ARTUR – Ze strachu, że inaczej nie będziesz się podobać. Tak zawsze jest z modą. Lepiej się przyznaj.

ALA – Nie.

ARTUR – Nie? A więc już przyznałaś, że miałabyś się do czego przyznać. Słuchaj, po co te oszustwa? Zaklinam cię, tu chodzi o większe sprawy. Przecież nie uwierzę, że chcesz ze wszystkimi mężczyznami na świecie. No, może wybrałabyś sobie stu najlepszych, dwustu, dziesięć tysięcy, milion, ale ze wszystkimi – na pewno nie. Podobać się wszystkim, tak, owszem, to inna sprawa, ale po to właśnie, żeby mieć możność wyboru. A jaką inną możliwość preselekcji może mieć kobieta, jak nie konwencję? No, jaką?

ALA – Jestem samodzielna. Wiem, czego chcę.

ARTUR – Ale z natury słaba. Jakie masz szansę, jeżeli znajdujesz się od razu sam na sam z nieznajomym, który jest od ciebie silniejszy i nie broni cię przed nim żadna konwencja? Mogłabyś mnie nie chcieć nie wiem jak, ale gdyby tutaj nie wszedł przypadkiem Edek, nic by ci to nie pomogło. Jestem silniejszy.