ALA – (ziewając) Czego chciałeś? ARTUR – Ciiiszej…

ALA – Dlaczego?

ARTUR – Chcę z tobą porozmawiać na osobności.

ALA – Ojej, myślisz, że oni się nami przejmują? Nawet gdybyśmy robili nie wiem co. (siada, wykrzywiając się przy tym boleśnie)

ARTUR – Co ci się stało?

ALA – Stomil mnie dzisiaj uszczypnął dwa razy.

ARTUR – Łajdak.

ALA – To twój ojciec!

ARTUR – (szarmancko całuje ją w rękę) Cieszę się, że mi zwróciłaś uwagę.

ALA – No, bo wyrażasz się o twoim ojcu tak jakoś staroświecko. Dzisiaj już nikt tak nie mówi o swoim ojcu.

ARTUR – A jak?

ALA – Nie zwraca się w ogóle na nich uwagi.

ARTUR – A, więc pomyliłem się.

ALA – To, że jesteście krewnymi, to wasza sprawa. Stomil jest całkiem sympatyczny.

ARTUR – (pogardliwie) Artysta.

ALA – Co w tym złego?

ARTUR – Artyści to zaraza. Oni pierwsi nadgryźli epokę.

ALA – (znudzona) Ojej! No to co? (ziewa) Więc czego chciałeś? Zimno mi. Jestem prawie naga. Czy zauważyłeś?

ARTUR – Czy pomyślałaś już o tym, o czym ci mówiłem dziś rano? Zgadzasz się?

ALA – Żeby wyjść za ciebie za mąż? Przecież już mówiłam, że nie widzę potrzeby.

ARTUR – A więc nie zgadzasz się?

ALA – Naprawdę, nie rozumiem, o co tyle hałasu. Proszę cię bardzo, jeżeli ci na tym zależy, możemy się pobrać jutro. I tak jesteśmy kuzynami.

ARTUR – Ale ja wcale nie chcę, żeby ci było wszystko jedno, wyjść czy nie wyjść za mnie. Chcę, żebyś zrozumiała, jaka to poważna sprawa.

ALA – Dlaczego znowu taka poważna? Dla mnie może być albo nie być. I tak, jeżeli będę miała dziecko, to z tobą, a nie z księdzem. Więc o co chodzi?

ARTUR – Dobrze. Więc jeżeli ta sprawa sama w sobie nie jest poważna, to można ją zrobić poważną.

ALA – Po co?

ARTUR – Nic nie jest poważne samo w sobie, nie jest w ogóle żadne. Wszystko jest nijakie. Jeżeli sami nie nadamy rzeczom jakiegoś charakteru, utoniemy w tej nijakości. Musimy stworzyć jakieś znaczenia, jeżeli ich nie ma w naturze.

ALA – Ale po co, po co?

ARTUR – Jeżeli już chcesz koniecznie wiedzieć… No, powiedzmy, dla naszej własnej przyjemności i korzyści.

ALA – Jakiej przyjemności?

ARTUR – Przyjemność mamy z korzyści, a korzyść czerpiemy z osiągania czegoś, co jest więcej warte od innych rzeczy, czyli trudniejsze, wyjątkowe, cenniejsze. Musimy więc stworzyć system wartości.

ALA – Filozofia mnie nudzi. Wolę już chyba Stomila. (wystawia nogę spod koszuli, dosyć znacznie)

ARTUR – Wydaje ci się tylko. Proszę cię, schowaj tę nogę.

ALA – Nie podoba ci się?

ARTUR – To nie należy do zagadnienia.

ALA – (uporczywie) Nie podoba ci się?

ARTUR – (odwracając wzrok od nogi z pewnym trudem) Zresztą, proszę cię, wystawiaj sobie nogę, ile chcesz, proszę cię bardzo. Sama w tej chwili przyznajesz mi rację tą swoją nogą.

ALA – Moją nogą? (ogląda sobie nogę z zainteresowaniem)

ARTUR – Tak. Właśnie nogą. Wystawiasz nogę, bo nie rzucam się na ciebie, jak mój ojciec artysta i ci wszyscy inni. To cię niepokoi. Byłaś już trochę zdziwiona dzisiaj rano, kiedy zostaliśmy sami. Myślałaś, że wiesz, czego chcę od ciebie.

ALA – To nieprawda.

ARTUR – Aha, nieprawda. Myślałaś, że nie zauważyłem, jak poczułaś się nieswojo, kiedy zamiast ciągnąć cię od razu na łóżko, zaproponowałem ci małżeństwo.

ALA – Bo mnie bolała głowa.

ARTUR – Głowa, głowa, a swoją drogą nie wiedziałaś, co o tym sądzić. Więc oczywiście pomyślałaś, że nie działasz na mnie, jak należy. To cię niepokoi. Niepokoisz się o swoje uroki. Byłabyś szczęśliwa, gdybym teraz próbował zachować się tak jak mój ojciec. Uspokoiłabyś się od razu, choć oczywiście, żeby mnie ukarać, uciekłabyś natychmiast.

ALA – (z godnością wstając) Już uciekam.

ARTUR – (chwyta ją za rękę i umieszcza z powrotem w fotelu) Zostań! Ja jeszcze nie skończyłem. Myślałaś tylko o swojej atrakcyjności. Co za prymityw! Na nic innego cię nie stać. A tymczasem nie wiesz o niczym.

ALA – Uważasz, że jestem niedorozwinięta? (próbuje znowu wstać)

ARTUR – (nie pozwalając jej) Zostań! Potwierdzasz moją teorię. Zachowałem się w sposób nietypowy i to cię zastanowiło. Wyjątkowość to już jakaś wartość.

Widzisz? To ja nadałem znaczenie naszemu spotkaniu bez znaczenia. Ja!

ALA – No to nadawaj sobie sam, jeżeli jesteś taki wyjątkowy, taki mądry, taki lepszy ode mnie! Sam, beze mnie!

ARTUR – Ależ nie obrażaj się!

ALA – Zobaczymy, czy ci się uda. Albo z wujkiem Eugeniuszem, (stanowczo obciąga na sobie koszulę, zapina się pod szyja. Dodatkowo okrywa się pledem i wbija sobie na głowę czarny melonik, głęboko na oczy)

ARTUR – (nieśmiało) Nie gniewaj się.

ALA – A bo co? (pauza)

ARTUR – Nie jest ci za gorąco?… W tym pledzie…

ALA – Nie. (pauza)

ARTUR – To melonik wuja Eugeniusza. Wcale ci w nim nie do twarzy.

ALA – Niech sobie będzie.

ARTUR – Jak chcesz. O czym to mówiliśmy? Aha, system wartości… (przysuwa się z krzesłem do Ali)

…Więc z ogólnego punktu widzenia stworzenie systemu wartości jest niezbędne dla należytego funkcjonowania tak jednostki, jak i społeczeństwa… (bierze ją za rękę) Bez odpowiednich norm nigdy nie uda się nam stworzyć harmonijnej jedności ani też należytej równowagi elementów zazwyczaj określanych jako dobro i zło, w szerokim sensie oczywiście, nie tylko moralnie. W związku z tym… primo: należy przywrócić znaczenie praktyczne tym pojęciom, secundo: stworzyć reguły postępowania, które… (rzuca się na Alę i usiłuje ją pocałować. Ala wyrywa się co sił, następuje bezładne szamotanie. Wchodzi Edek w ręczniku narzuconym na szyję i w siatce na głowie)

EDEK – (z pretensjonalną dykcją, właściwą półinteligentom) O, przepraszam!

ARTUR – (uwalniając Alę udaje, ze nic się nie działo. Ala poprawia melonik i przesadnie rozciera sobie ramię) Co Edek tu robi?

EDEK – Właśnie szedłem do kuchni napić się wody. Przepraszam, nie wiedziałem, że państwo tu sobie rozmawiają.

ARTUR – Wody? Jakiej wody, po co wody?

EDEK – (dostojnie) Mam pragnienie, proszę pana.

ARTUR – Teraz? W nocy?

EDEK – (urażony) Mogę nie pić, jeżeli panu to nie odpowiada.

ARTUR – (wściekły) Pić i wynosić się!

EDEK – Jak pan sobie życzy, (majestatycznie idzie ku drzwiom w ścianie środkowej, na lewo)

ARTUR – Chwileczkę!

EDEK – Słucham pana?

ARTUR – Kuchnia jest na prawo.

EDEK – Niemożliwe!

ARTUR – Chyba wiem, gdzie jest kuchnia w moim własnym domu!

EDEK – W dzisiejszych czasach nic nie wiadomo. (zmienia kierunek i wychodzi drzwiami w ścianie na wprost, po prawej)

ARTUR – Dureń. Powinienem z nim skończyć.

ALA – (lodowato) Czy już skończyłeś ze mną?

ARTUR – To wszystko przez niego.

ALA – Czy przez niego chciałeś mi wykręcić rękę?

ARTUR – Bardzo cię boli?

ALA – Co cię to obchodzi? (wydaje sztuczny okrzyk bólu. Artur, zaniepokojony, chce obejrzeć jej ramię)

ARTUR – Gdzie? W którym miejscu? (dotyka jej ramienia, już bez dotychczasowych intencji)

ALA – (odsłania ramię) Tu…

ARTUR -Bardzo mi przykro.

ALA – (odsłania dekolt na plecach)…I tu…

ARTUR – (szczerze zmartwiony) Doprawdy, nie chciałem…

ALA – (podnosi nogę)…I tu…

ARTUR – Nie wiem, jak cię przeprosić.

ALA – (przykładając palec wskazujący do jakiegoś zebra)…I tu…

ARTUR – Wybacz mi, ja nie chciałem…

ALA – Zdemaskowałeś się: zwyczajny brutal. Najpierw przemowy, a potem wiadomo co. (opada tragicznie na fotel) Ach, my, kobiety… Co my jesteśmy winne, że mamy to ciało? Gdyby je można gdzieś zostawić na przechowanie, jak w szatni. Byłybyśmy bezpieczne od napaści byle kuzyna. Przyznam się, że nie spodziewałam się tego po tobie. Ty, z twoją umysłowością…

ARTUR – (zupełnie zmieszany) Kiedy ja naprawdę…

ALA – Nie wykręcaj się! Czy myślisz, że ja nie odczuwam potrzeby porozmawiania na tematy poważne? Ale spokojnie, bez obawy, że jakiś filozof mnie będzie szarpał za nogę. No, ale mniejsza z tym. O czym to więc mówiliśmy? Przerwałeś w najciekawszym miejscu, (za drzwiami, gdzie zniknął Edek, słychać szum wody płynącej z odkręconego kurka i gulgoty)