– Odkryłeś w sobie talent hakera? – zapytał Bob z uśmieszkiem.
– Dla mnie NOD to Noc Ognistych Demonów – odparł Pete.
Bob puknął się palcem w czoło. Błyskawicznie wystukał na klawiaturze propozycję Pete'a i w odpowiedzi uzyskał natychmiast: ZAAKCEPTOWANE.
Dlaczego wysoka specjalizacja odciąga od prostoty myślenia?
Monitor wyświetlił skład gangu. Mike Sullivan – herszt, pseudonim “Bonza”. Kilkanaście innych nazwisk i pseudonimów. Chuligaństwo, rasistowskie ekscesy – jako przykrywka. Podejrzani o handel narkotykami, przemyt papierosów i alkoholu. Agenci R-12 prowadzą obserwację i działania operacyjne. Dowodów jeszcze nie skompletowano.
– Na liście nie ma Victora Morgana – poinformował Bob. – Nie występuje ani razu w wykazie kontaktów.
– Tak przypuszczałem – powiedział Jupe. – Swojego człowieka Bonza nie nazwałby pajacem. Chyba że…
– Co masz na myśli? – zapytał Pete.
Jupe przestał skubać dolną wargę.
– Głęboką konspirację – odparł. – Victor Morgan byłby dla nich cenny, zwłaszcza jako syn senatora. Są przebiegli. Mogą stosować podwójne maskowanie: puszczają słuch, że jest z nimi, a potem ma się okazać, że nie jest.
– Co ze stu tysiącami dolarów, o których mówiła pani Morgan? -zapytał Bob.
– Jedno nie przeczy drugiemu – powiedział po pauzie Jupe. – Swojego się nie szantażuje. Chociaż, z drugiej strony… – Jupiter znów poskubał wargę, zmarszczył czoło. Swój swoim, a tatuś niech płaci. Tak też mogłoby być. Musimy zbadać, czy Victor należy do Demonów i czy faktycznie go szukaja.
– Przecież sprawdzałeś – powiedział Pete.
– Ale nie uzyskałem pewności i jestem u nich spalony – odparł Jupe. – Teraz kolej na was. Mam plan…
Nie zdążył jednak wyłożyć swego pomysłu, bo w przyczepie zadzwonił telefon, Jupe odebrał. Słuchał w milczeniu.
– Dobrze, proszę pana – powiedział na zakończenie. – Będę o drugiej. – Odłożył słuchawkę i popatrzył w zadumie na kolegów. – Mamy problem. Martin Morgan poprosił mnie o spotkanie, nie mogłem mu odmówić. Skąd on wie, że mamy jakiś związek ze zniknięciem Victora? Żona nie powiedziała mu na pewno.
– Będziesz miał niezłą gimnastykę – zauważył Bob.
Dżip zatrzymał się nieopodal jeziora. Zachodzące słońce kładło na niebieskawość sosen trochę czerwieni, a lustro wody u stóp urwiska podświetlało gasnącą pozłotą. W głębokim cieniu drzew myśliwski domek wyglądał tajemniczo i mrocznie.
Angela rozejrzała się: w pobliżu nie parkował żaden samochód, nic się nie poruszało, ciszę naruszał tylko świergot ptaków. Skradając się, podeszła do okna, zajrzała przez szybę. Zobaczyła brata leżącego na łóżku z książką w rękach. Poskrobała paznokciem szkło. Victor podniósł głowę i spojrzał w jej kierunku. Nie wyglądał na przestraszonego. Po chwili rozpoznał Angelę i dopiero wtedy się zdziwił.
Wyszedł przed dom.
– Jak tu trafiłaś? – zapytał niechętnie.
– Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
– Mam dość tej dziury – mruknął. – Czytam “Solaris” Lema już po raz trzeci. Nie powinnaś była tutaj przyjeżdżać.
Angela objęła brata, pocałowała go w policzek.
– Ojciec jest u kresu sił – powiedziała cicho. – Rozpętała się afera.
– Zrezygnował z kandydowania?
– Nic nie rozumiem z tego wszystkiego. – Angela potrząsnęła jasną czupryną, blond grzywka spadła jej na oczy.
– Nie musisz – rzucił Victor.
– Należysz do Ognistych Demonów? Brałeś udział w ich zadymie? Tylko to mi powiedz, Vic. Do licha, jestem twoją siostrą!
Victor uśmiechnął się leciutko. Zapewne tutejsze powietrze sprawiło, że miał na policzkach dużo mniej pryszczy.
– Chyba nie wypaplałaś ojcu, gdzie się ukrywam? – zapytał. – Za parę dni wrócę do domu.
– Jutro ukaże się w gazetach nowe zdjęcie z Nocy Ognistych Demonów. Można będzie cię na nim rozpoznać – Angela patrzyła prosto w oczy Victorowi. – Wuj John już widział tę fotografię i twierdzi, że to ty, na sto procent.
Twarz Victora wykrzywił grymas – gniewny i jakby gorzki.
– Nasz kochany wujaszek… – mruknął, odwracając głowę. – Tak bardzo się martwi o naszą rodzinę.
– A ty ją hańbisz. Narozrabiałeś i kryjesz się jak szczur. Masz gdzieś udrękę ojca i to, że przez ciebie przegra wybory.
Victor nie od razu odpowiedział. Ważył słowa.
– Każdy żyje na własny rachunek – odezwał się w końcu. – Nie jestem dzieciakiem, odpowiadam za siebie. Ojciec może się mnie wyprzeć, proszę bardzo. Zmienię nazwisko, jeśli trzeba. Spadaj stąd, siostrzyczko. I nikomu pary z ust, że mnie widziałaś. Bo będzie tragedia.
– Demony cię szukają? – strzeliła. – Naraziłeś im się? Czegoś chcą?
– Spadaj, proszę,
– Jeśli jutro w “Los Angeles Sun” zamieszczą to zdjęcie…
– Nasz ojciec nie musi być senatorem – przerwał jej brat z krzywym uśmieszkiem. – Niech dalej prowadzi swoją kancelarię adwokacką. Dobrze na tym wyjdzie.
– Jak śmiesz tak mówić o ojcu?! – wykrzyknęła Angela.
Victor już otworzył usta, aby zareplikować, ale powstrzymał się, zacisnął wargi. Widać było, że nie przyszło mu to łatwo. Z twarzy znikł arogancki wyraz, ustępując miejsca goryczy i bezradności.
– Kiedyś zrozumiesz – powiedział cicho. – Musi być, jak jest. I, błagam, ani słowa tacie, że się ze mną widziałaś. Jedź już.
Angela z nisko pochyloną głową ruszyła w stronę samochodu. Wsiadając do dżipa, obejrzała się i zobaczyła nieruchomego Victora, który odprowadzał ją smutnym wzrokiem. Poczuła bolesny ucisk w sercu.
ROZDZIAŁ 4. AUTENTYK CZY FAŁSZYWKA?
Uśmiech na sympatycznej twarzy Martina Morgana tym razem nie wyglądał naturalnie – był raczej uprzejmością wobec gościa, pokrywającą niepokój i wyczerpanie. Kandydat na senatora miał podkrążone oczy i zapadnięte policzki, obciągnięte szarawą skórą. Wyszedł Jupiterowi na spotkanie, uścisnął mu dłoń, wskazał na skórzaną kanapę w rogu gabinetu.
– Będę mówił wprost – odezwał się zmęczonym głosem. – Na moim synu ciążą podejrzenia, że jest związany z gangiem Ognistych Demonów. Jeśli to prawda, wycofam się z wyborów. Ale mój syn zniknął i nie mogę tego wyjaśnić.
Zamilkł, czekając na reakcję Jupe'a.
Jupe, aby wygrać na czasie, chciał zapytać, dlaczego pan Morgan zwraca się z tym do niego, ale uznał, że z tym udręczonym człowiekiem nie należy bawić się w ciuciubabkę. Morgan musiał wiedzieć albo domyślać się, że Trzej Detektywi badają tę sprawę.
– Obawiam się, że wyjaśnienie nie jest proste – powiedział. – Pana syn chyba znał Demonów, bo bywał często w “Hadesie”. Jedna z wersji zakłada szantaż. Demony żądają od Victora pieniędzy, pod groźbą, że skompromitują pana. Ponieważ zapłacić ma Victor, nie zrobią żadnego ruchu, póki się z nim nie skontaktują. To może być powód, dla którego pański syn się ukrywa.
– Nie sądzę – Morgan pokręcił głową. – Kampania kompromitacji już się zaczęła. Jutro w “Los Angeles Snu” ma się ukazać zdjęcie Victora jako jednego z Ognistych Demonów, zrobiono je owej słynnej Nocy, podczas pogromu.
– Wątpię, aby na tej fotografii był Victor- powiedział Jupe.
– Ktoś już ją widział i nie ma wątpliwości. Dlatego chciałbym się zobaczyć z Victorem – Martin Morgan wpił się wzrokiem w twarz Jupe'a. – Muszę się z nim zobaczyć, Proszę…
Jupe zmusił się, by zapanować nad odruchem współczucia.
– Najważniejsze w tej chwili to sprawdzić, czy Victor należy do gangu – powiedział łagodnie, jakby tłumaczył coś dziecku. – Jeżeli nie, zdemaskuje pan prowokację. A nam się wydaje, że pański syn nie jest Ognistym Demonem. Sprawdzamy to – Jupe zrobił pauzę. – Od kogo pan się dowiedział, że jutro w “Los Angeles Sun” ukaże się zdjęcie z Victorem?
Teraz zawahał się Martin Morgan. Prawda nie przechodziła mu przez gardło, jednak uznał w końcu, że musi być szczery z tym chłopcem, jeśli ma liczyć na jego pomoc.
– Zadzwonił do mnie… – urwał, bo do gabinetu zajrzał jego sekretarz, Peter York, z plikiem papierów pod pachą. – Proszę mi teraz nie przeszkadzać – osadził go w progu. – Wezwę cię, gdy będę wolny.