Изменить стиль страницы

Przemykali się pod murami domów po drugiej stronie ulicy. Alvarez z kobietą skręcili w pierwszą przecznicę. Nowicki obejrzał się, Slim już biegł za nimi.

– Nie ma Indiańca. Slim nadchodzi! Do stu zdechłych wielorybów, diabli nasłali tę babę. Co z nią zrobimy? – szepnął Nowicki.

– Prędko na drugą stronę! – cicho zawołał Tomek.

Przystanęli pod murem. Tomek ostrożnie wychylił głowę i spojrzał w przecznicę. Zaraz się jednak cofnął i rzekłŕ- Kobieta weszła do domu. Alvarez czeka na nią na ulicy.

– Idziemy, prowadź mnie, jakbym był pijany – szepnął Nowicki. Wysunęli się zza muru. Tomek ujął przyjaciela pod ramię. Szli chwiejnym krokiem. Przed następnym domem za rogiem stał Alvarez.

Dwaj "pijani" mężczyźni nie wydali mu się podejrzani. Przy mdłym świetle rzadko rozstawionych latarni nie mógł od razu ich poznać. Zamyślony tylko zerknął w kierunku nadchodzących i odsunął się na skraj wąskiego chodnika.

Nowicki i Tomek tymczasem już znajdowali się zaledwie kilka kroków od Alvareza. Poza nimi na uliczce nie było nikogo. Tylko w bocznym oknie domu paliło się światło. Gdy zrównali się z Alvarezem, Nowicki zatoczył się na niego. Nim Alvarez zorientował się w sytuacji, otrzymał potężny cios pięścią w podbródek. Tomek sprawnie podtrzymał upadającego. Nowicki zarzucił sobie na ramię zemdlonego; pobiegli w dół ulicy. Niebawem Slim dołączył do nich.

Przystanęli w ciemnym zaułku. Tomek i Slim ujęli pod ramiona odzyskującego przytomność Alvareza.

– Co z dziewczyną? – krótko zapytał Slim.

– Alvarez czekał na nią przed domem – pospiesznie wyjaśnił Tomek.

– Biegnąc za wami nikogo nie zauważyłem. No, jak do tej pory, poszło nam gładko.

Chrapliwy oddech Alvareza przerwał szeptem prowadzoną rozmowę. Po chwili spojrzał nabiegłymi krwią oczami. Na jego twarzy odmalował się wyraz zdumienia.

– Carramba! – zaklął po hiszpańsku. – A czego wy jeszcze chcecie ode mnie?!

– Dowiesz się wkrótce, ale teraz milcz, jeśli ci życie miłe – ostrzegł Nowicki.

– Puśćcie mnie lub oddam was wszystkich w ręce policji!

– Nie zdążysz! – odparł Nowicki. Rewolwer błysnął w jego ręku.

– No, wołaj o pomoc!

– To napad! – krzyknął Alvarez. Spróbował oswobodzić swe ramiona.

Nowicki przyłożył lwylot lufy colta [77] do jego piersi i kciukiem odwiódł kurek.

– Jeszcze jedno słowo, a kula zakończy całą sprawę – zagroził.

– Pójdziesz z nami! Gdyby ktoś nadszedł, udawaj, że jesteś zawiany. Prowadź, Slim, my się nim zaopiekujemy!

Do gmachu opery nie było zbyt daleko. Tomek i Nowicki prowadzili Alvareza między sobą. Alvarez szedł posłusznie czując, że lufa colta dotyka jego boku. Pora była bardzo późna, toteż zaledwie dwukrotnie spotkali przechodniów, którzy widząc grupkę mężczyzn idących chwiejnym krokiem, skwapliwie przechodzili na drugą stronę ulicy.

Na placu przed operą już nie natknęli się na nikogo. Niebawem stanęli przed bocznym wejściem dla aktorów. Slim sprawnie otworzył zamek drzwi. Weszli do korytarza. Slim zaryglował drzwi od wewnątrz, po czym wydobył z kieszeni świecę i zapalił.

– Prowadź! – odezwał się Nowicki.

Slim ruszył w głąb korytarza. Nowicki lufą rewolweru popchnął Alvareza. Po kilku chwilach Slim zatrzymał się i otworzył drzwi.

– Tutaj będziecie mogli porozmawiać – oznajmił i pierwszy wszedł na scenę teatru.

Nowicki popchnął Alvareza.

– Carramba! Co to ma znaczyć? – zawołał Alvarez rozglądając się zdumionym wzrokiem.

Nowicki stanął przed nim, po czym schował rewolwer do pochwy.

– Teraz możemy pogadać. Tutaj nikt nam nie przeszkodzi – rzekł. Alvarez cofnął się o krok, pochylił do przodu…

– Nie sięgaj do kieszeni! Wiem, że masz tam rewolwer – ostrzegł Nowicki. – Ja i mój przyjaciel strzelamy równie dobrze jak… Smuga.

Alvarez znieruchomiał. Błysk zrozumienia, a potem niepokoju odzwierciedlił się w jego oczach.

– Kim jesteście? Czego chcecie? – zapytał po chwili.

– Myślałeś, że chodzi nam o tę zaczepkę na statku? Nie, dostałeś za swoje i z tamtym kwita – wyjaśnił Nowicki. – Dzisiaj zdasz nam rachunek z tego, co uczyniłeś Smudze. Jesteśmy jego przyjaciółmi.

Wyraz ulgi odmalował się na twarzy Alvareza.

– A więc o niego chodzi? – powiedział. – To jakieś nieporozumienie. Nie wyrządziłem nic złego senhorowi Smudze. Nie wiem nawet, gdzie on jest obecnie. Kilka miesięcy temu oznajmił mi, że wyjeżdża nad Rio Putumayo. Od tej pory więcej go nie widziałem.

– Słuchaj, nie mamy czasu na zabawę w ciuciubabkę. Wiemy, co Smuga powiedział tobie przed wyjazdem nad Putumayo i wiemy również, po co tam pojechał. Smuga znalazł dowody twej winy. Dozorca Mateo wyznał wszystko. Potem Smuga udał się nad Ukajali, aby ująć Cabrala i Josego, czyli nasłanych przez ciebie morderców Johna Nixona. Z wyprawy tej nie powrócił i ty na pewno wiesz, co się z nim stało!

– Dlaczego mam wiedzieć?! – zapytał Alvarez.

– Smuga powiedział ci, że porachuje się z tobą, gdy tylko zdobędzie dowody twej winy. Doniesiono ci, że odkrył prawdę. Tyś ostrzegł Cabrala i Josego, a oni przygotowali zasadzkę.

– To nieprawda! – gwałtownie zaprzeczył Alvarez.

– Więc nie wiesz, gdzie on jest?

– Nie wiem!

– Dobrze, twoja sprawa. Smuga upewnił się, że to ty nasłałeś morderców na Johna Nixona. Gdyby wrócił, już gryzłbyś ziemię. Przez ciebie Smuga przepadł, a może nawet zginął. Skoro nie mógł wykonać tego, co zapowiedział, teraz nam zdasz rachunek ze swych uczynków.

– Jest was trzech przeciwko mnie!

– Masz rację, to byłoby morderstwo, chociaż sam nie przebierałeś w środkach i nie dałeś szans obrony nieszczęsnemu Johnowi Nixonowi. My jednak jesteśmy ludźmi innego pokroju niż ty. Tylko ja tutaj zastąpię Smugę. Jeśli pokonasz mnie, będziesz mógł spokojnie odejść.

– Nie wierzę!

– Slim i Tomek! Słyszeliście, co powiedziałem? – zapytał Nowicki.

– Za wiele ceregieli robisz z tym draniem. Powinniśmy powiesić go i kwita! – odparł Slim.

– To już nie twoja sprawa!

– Dobrze, niech będzie, jak chcesz – odparł kapitan Slim.

– Sąd powinien go osądzić, ale wiem, że nie uwierzono by nam na słowo – powiedział Tomek. – Poza tym pan Alvarez uznaje prawo silniejszego. Jeśli teraz zwycięży, odejdzie stąd wolny, ale nie obiecuję, że potem się z nim nie spotkam.

– No, wybieraj! Rewolwer czy nóż?! – zawołał Nowicki. Alvarez przenikliwym wzrokiem zmierzył przeciwnika. Sam nie był ułomkiem i posiadał zaprawę w bijatykach. Bardziej był pewny noża niż rewolweru. Po chwili namysłu odparłŕ- Skoro zmuszacie mnie do walki, niech będą noże.

Dramatyczna walka

Kapitan Nowicki zdjął z bioder pas z rewolwerami i odrzucił go na bok. Następnie pozbył się kurtki i zaczął zawijać rękawy koszuli. Zza paska od spodni wystawała mu rękojeść myśliwskiego noża, z którym nigdy się nie rozstawał podczas wypraw łowieckich.

Tomek nachmurzony spoglądał na przyjaciela. Był pewny, że jego ojciec nie dopuściłby do takiej walki. Wiedział również, że nie zdoła powstrzymać Nowickiego, który jeszcze podczas podróży do Manaos postanowił rozprawić się z Alvarezem. Mimo to podszedł do przyjaciela i cicho zapytał:

– Co o tym powie ojciec, gdy się dowie?

– Do stu zdechłych wielorybów, nie czas teraz na morały! Już ci zapowiedziałem, że nie ustąpię!

Tomek ciężko westchnął, a potem odezwał sięŕ- Niech pan uważa, Alvarez nie stracił pewności siebie!

– Miną nadrabia, nie martw się, brachu! Wiesz, że na mnie możesz liczyć!

– Rozwaga i rozsądek ważniejsze! Czeka nas ciężka wyprawa. Sam z kobietami niewiele zdziałam! Czy warto obciążać własne sumienie zabójstwem nawet tak podłego człowieka jak Alvarez?

– Słuchaj, brachu, Smuga nie darowałby nikomu, gdyby nam stała się krzywda!

Alvarez tymczasem również zdjął marynarkę i położył ją na boku sceny. Podwinął za łokcie rękawy koszuli, po czym wydobył nóż z kieszeni spodni, otworzył ostrze i zawołałŕ- Jestem gotów, zaczynajmy! Pamiętajcie jednak o naszym układzie!

вернуться

[77] Colt – sześciostrzałowy rewolwer bębenkowy, opatentowany w 1835 r. przez amerykańskiego inżyniera i konstruktora – Samuela Colta.