Изменить стиль страницы

– Wiemy, ale bardzo prosimy, aby pan jeszcze raz osobiście wszystko nam opowiedział – odparł Tomek. – Musimy dokładnie poznać nawet szczegóły, aby ułożyć plan działania.

Nixon przede wszystkim opowiedział o nieuczciwej walce konkurencyjnej niektórych kompanii kauczukowych, o ich gwałtach dokonywanych na Indianach. Chciał stworzyć bezpieczne warunki pracy swoim ludziom i dlatego uprosił Smugę, aby przybył do Brazylii i zorganizował zbrojną ochronę.

– Skąd pan znał pana Smugę? – zapytał Tomek.

– Polecił mi go listownie mój znajomy, pan Wickham, który długie lata przebywał w Brazylii – wyjaśnił Nixon.

– Czyżby miał pan na myśli Anglika Henryka Wickhama? – zdumiał się Tomek.

– Tak, o niego chodzi. Kiedyś przyjaźniliśmy się, a po jego wyjeździe do Anglii korespondowaliśmy ze sobą.

Tomek badawczo spoglądał na Nixona i dopiero po chwili powiedziałŕ- Znam pana Wickhama, rozmawiałem z nim nie tak dawno.

– Czy może wspomniał coś o mnie? – zagadnął Nixon.

– Nie, nie wspominał…

– Cóż to za facet, ten Wickham? – wtrącił Nowicki, widząc pewien niepokój w oczach przyjaciela.

– Później pomówimy na ten temat, najpierw pozwólmy wypowiedzieć się panu Nixoowi.

Nixon szeroko mówił o zasługach Smugi dla przedsiębiorstwa, o wciągnięciu go do spółki. Stwierdził, że dzięki Smudze w obozach kauczukowych jego kompanii stworzono lepsze warunki pracy, zapewniono bezpieczeństwo. Przyznał też ze skruchą, że sam ściągnął Smugę z dżungli do Manaos, aby omówić plany rozbudowy przedsiębiorstwa.

1 wtedy właśnie napadnięto na obóz. Wyjaśnił, że Smuga podejrzewał konkurenta, Pedra Alvareza, o zorganizowanie tego napadu. Potem mówił o rozmowie Smugi z Alvarezem w "Tesouro", o wyjeździe nad Putumayo i o wynikach śledztwa.

– Nie wierzyłem w wykrycie morderców – ciągnął Nixon. – Od napadu upłynęło sporo czasu, ale Smuga, jakimś psim węchem, wykrył zdrajcę w naszym obozie i od niego dowiedział się prawdy. Postanowił wykupić od Indian Yahua głowę mego bratanka, a potem schwytać morderców i zdemaskować Alvareza.

Dwaj biali mordercy pozostawali na usługach Vargasa, osławionego handlarza niewolników indiańskich w Peru. Odwodziłem Smugę od tegp zamiaru, ale przytoczył argument, który zamknął mi usta. Pragnął wykupić z niewoli naszych Indian porwanych znad Putumayo. Wobec tego postanowiłem mu towarzyszyć. Nie zgodził się na to. Zabrał ze sobą naszego pracownika, Wilsona, oraz kilku Indian z plemienia Cubeo.

Smuga dotarł do Vargasa i przycisnął go do muru. Wykupił naszych Indian, lecz dwaj mordercy, Cabral i Jose, w porę umknęli przed nim.

Smuga postanowił ścigać ich dalej. Nie pomogły perswazje Wilsona. Smuga kazał mu wracać z naszymi Indianami nad Putumayo. Widząc upór Smugi, Wilson i nasz zaufany Indianin Haboku chcieli iść razem z nim. Nie zgodził się, a oni usłuchali rozkazu, bo Smudze nawet ja nie potrafiłem się przeciwstawić.

Smuga wybrał kilku Indian z ludzi Vargasa i tylko z Metysem Mateem, znanym już panom zdrajcą, ruszył w pościg. Od tej pory słuch o nim zaginął.

– Czy potem wysyłał pan kogoś do Vargasa, aby zasięgnąć informacji? – zapytał Tomek.

– Zastanawiałem się, czy nie powinienem pojechać osobiście lub wysłać Wilsona. Cóż jednak mógłby tam zdziałać pojedynczy człowiek? Uważałem to za bezsensowne ryzyko, skoro taki Smuga nie dał sobie rady. Poza tym pan Zbyszek był przekonany, że tylko pan Wilmowski mógłby pokusić się o odszukanie Smugi. Dlatego czekałem na wasze przybycie i zorganizowanie większej wyprawy.

– Zbyszek miał rację – odezwał się kapitan Nowicki – szukanie śladów po upływie miesięcy jest błądzeniem po omacku. Tu trzeba mieć nosa, tak jak Smuga i nasz Tomek.

– Gdzie jest obecnie pan Wilson i ten Indianin Haboku? – zapytał Tomek.

– W obozie nad Rio Putumayo – wyjaśnił Nixon.

– Wstąpimy do nich jadąc nad Ukajali – powiedział Tomek. – Jak pan sądzi, czy Haboku zgodziłby się towarzyszyć nam, tak jak przedtem panu Smudze?

– Kto wie? To bardzo odważny człowiek i lubi Smugę.

– A co, nie mówiłem?! – zawołał Nowicki. – Tomek od razu wyniuchał przyjaciela Smugi.

– Tommy jest wspaniały! – zawtórowała Sally, a zwracając się do Nixona dodała: – Gdy miałam jedenaście lat, pewnego dnia zabłądziłam w buszu w Australii. Ojciec zorganizował wielką obławę i wszyscy mnie szukali. Powrócili z kwitkiem, a Tommy jednak znalazł mnie i uratował. Miałam zwichniętą nogę i nie mogłam chodzić. Tommy przyniósł mnie do domu.

– Przepraszam, ile miał pan wtedy lat? – zapytał Nixon.

– Czternaście.

– To pan liczy teraz sobie…?

– W Boże Narodzenie skończę dwudziesty pierwszy rok.

– Przed wyjazdem do Brazylii Tomek został przyjęty na honorowego członka Królewskiego Towarzystwa Geograficzego w Londynie – powiedział kapitan Nowicki, widząc oszołomienie Nixona. – Napisał pracę o Papuasach. To niezwykły chłopak, szanowny panie. Kiedy wyruszamy, Tomku?

– Cóż, kapitanie, czy zgadza się pan poczynić przygotowania do wyprawy? Ja tymczasem obmyśliłbym marszrutę. Zgoda?

– Z góry mianowałem cię dowódcą, więc rozkazuj i kwita.

– Dziękuję. Czy wystarczą panu trzy dni na przygotowania?

– Wystarczą. Teraz pójdę ze Zbyszkiem na "Santa Marię" po bagaże. Przy okazji pogadam z kapitanem Slimem. Jestem ciekaw, dokąd teraz zamierza płynąć!

– Rozumiem, niezła myśl.

Nixon oszołomiony przysłuchiwał się rozmowie. Teraz niedowierzająco zapytałŕ- Więc panowie naprawdę zamierzają wyruszyć już za trzy dni?

– A na co mamy czekać? – odpowiedział Nowicki. – I tak zbyt dużo cennego czasu upłynęło od zaginięcia Smugi.

– Pan Nixon i Zbyszek jeszcze nie wiedzą, że Tomek już sprawił lanie Pedrowi Alvarezowi, a pan kapitan Nowicki temu Indianinowi, który krąży za nim jak cień – powiedziała Natasza.

– Gdzie, kiedy? – zawołał Zbyszek.

– Czy to możliwe? – dziwił się Nixon.

– Stało się to na "Santa Marii" – wyjaśniła Sally. – Alvarez mnie zaczepiał i dostał tęgie lanie.

– Nie wiedzieliśmy, że to właśnie on, bo oberwałby jeszcze lepiej – dodał Nowicki.

– Widzę, że naprawdę nie lubicie tracić czasu, ale teraz miejcie się na baczności. Alvarez jest mściwy i posiada całą sforę łotrów spod ciemnej gwiazdy – ostrzegł Nixon.

– Czy pan nie sądzi, że Alvarez mógł porozumieć się z Vargasem jeszcze zanim pan Smuga przybył nad Ukajali? – zapytał Tomek.

•V Nie wiem, naprawdę nie wiem…

– A co pan myśli, kapitanie? – indagował Tomek.

– Po jakie licho domyślać się? Pogadamy wieczorem. Teraz idę na "Santa Marię". Chodź, Zbyszku!

Nocna wyprawa

Kapitan Nowicki i Zbyszek Karski powrócili z portu jeszcze przed zapadnięciem wieczoru. Zamiast wszystkich bagaży pozostawionych na "Santa Marii" Nowicki przyniósł tylko jedną walizkę.

– A gdzie są nasze rzeczy? – zdziwiła się Sally.

– Na statku, sikorko – odparł marynarz. – Przynosimy pomyślne nowiny. Siadajcie i słuchajcie!

Weszli do saloniku. Grupka przyjaciół rozsiadła się wokół Nowickiego, któremu Sally podsunęła szklaneczkę jamajki. Nowicki wypił mały łyk, po czym zapalił fajkę i rzekłŕ- Ślini popłynie dalej aż do Iquitos. Pojutrze rozpoczyna ładowanie towaru do przewozu, a pasażerów nigdy tu nie brak. Może opóźni to nasz wyjazd o dzień lub dwa, ale za to kobiety i Zbyszek razem z ekwipunkiem wyprawy popłyną wprost do Iquitos.

– Jak to? A pan i Tommy? – zaniepokoiła się Sally.

– Znów jesteś w gorącej wodzie kąpana, ale nic dziwnego, upał tutaj niezgorszy. A więc, jak powiedziałem, kobiety, Zbyszek oraz bagaże popłyną wprost do Iquitos, natomiast Tomek i ja wysiądziemy przy ujściu Putumayo do Amazonki. Stamtąd popłyniemy łodzią do obozu zbieraczy kauczuku. Po porozumieniu się z Wilsonem i Haboku, pospieszymy za wami.

Sally chciała oponować, ale Tomek dotknął jej dłoni i rzekłŕ- Nie upieraj się, moja droga, kapitan proponuje bardzo rozsądny plan. Właściwe trudy, kłopoty i niebezpieczeństwa rozpoczną się dopiero nad Ukajali. Dlatego też nie ma sensu wlec wszystkich nad Putumayo tylko po to, by pomówić z panem Wilsonem. We dwóch uczynimy to o wiele szybciej, a przecież na pośpiechu najbardziej nam teraz zależy.