Изменить стиль страницы

Powyższą, złotą myśl Augustyna trzeba rozpatrywać w szerokim kontekście. Na pewno i po pierwsze „kochaj” – kieruj się w życiu miłością. Jednakże, tak jak prawa do wolności każdego z nas nie można utożsamiać z prawem do samowoli, tak też nasze „kochanie” nie może pozostawać w konflikcie z „kochaniem” innych ludzi. Mówiąc o kochaniu myślimy przecież nie o miłości własnej, bo tej chyba każdy z nas ma w sobie aż nadto, ale o obdarzaniu miłością wszystkich innych – naszych bliźnich. Jeśli zaś bliźnich, to nie tylko członków najbliższej rodziny – żonę, męża, rodziców, dzieci.

Wielu ludzi tłumaczy sobie (a nawet księżom na spowiedziach) swoje świństwa wyrządzane „obcym” – miłością i troską o swoich najbliższych. Jest to – ich zdaniem – doskonałe usprawiedliwienie, szczególnie kradzieży i wszelkich oszustw. Jezus pyta się takich ludzi: „Jeśli bowiem kochacie tylko tych, którzy was kochają – cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?” [42]. Nasza miłość nie może naruszać praw innych ludzi, lecz odwrotnie – musi im te prawa zapewniać. Szczytem, ideałem takiej postawy jest miłość nieprzyjaciół. Augustyna – „…i czyń co chcesz” – jest samo w sobie wynikiem, konkluzją kochania. Innymi słowy Święty, nie bez racji, zakłada, iż człowiek który naprawdę kocha nie może być zły. Nie wolno tego mylić z platońską filozofią poznania dobra i zła, które to poznanie determinuje ściśle określone zachowania. „Czyń co chcesz” – bo twoja szczera miłość cię usprawiedliwia i daje ci gwarancję zbawienia! W podtekście tej sentencji, która mówi o miłości człowieka, ukryta jest miłość i przebaczenie Boga. Jest tu również miejsce na ludzkie słabości, błędy, a także na sam… brak miłości. Nasz Stwórca wie przecież najlepiej, że każdy z nas jest w równym stopniu zdolny do nienawiści. Tu z kolei otwiera się pole do działania dla Jego Miłości. Wyraża się ona najpełniej w przebaczeniu bez granic, pełnym zrozumieniu oraz poszanowaniu wolności człowieka. Bóg nie potępia, nie nakazuje, nie ingeruje. Powiedział już co jest dobre, a co złe – dał nam swoje Przykazania. Zawsze ograniczał się tylko do napominania, dawania wskazówek. Czekał i ciągle czeka z nadzieją na nawrócenie każdego, kto źle wykorzystuje Jego wielkoduszny dar – wolną wolę. Jest Ustawodawcą, a nie wykonawcą wyroków; życzliwym, troskliwym Obserwatorem, a nie policjantem. Jest naszym Ojcem! Czy ktoś słyszał kiedyś o ojcu, który swoje własne dzieci skazuje na śmierć, potępienie i wieczne męki!? Czyż On mógłby choć biernie przyglądać się, jak po trudach i cierpieniach ziemskiego życia, Jego córki i synowie cierpią w otchłani piekielnego ognia!?

On nie, ale kościelni ustawodawcy nie wahają się „wrzucać” tam niemal wszystkich, nie wyłączając małych dzieci. Niemal wszystkich

– prócz siebie! Sami nazywają się „wybrańcami”, „pomazańcami Bożymi”. Mówią o sobie: „następcy apostołów”, „zgromadzenie święte”, „królewskie kapłaństwo”. Swoje faryzejskie, obłudne, instrumentalne i interesowne podejście do Słowa Bożego, Bożych Przykazań i powierzonej sobie Bożej Owczarni – określają mianem: „obrony depozytu wiary”. Wszelkie ewidentne błędy i wypaczenia – jeśli już (wyjątkowo!) się do nich przyznają – zwykli kwitować „Ecclesiae suplet” – „Kościół ponad wszystko”, „potęga Kościoła to przewyższa”. Takie samo podejście charakteryzuje tych „nieomylnych stróżów moralności” wobec wszelkiego rodzaju krytyki ich doktryny. Niewybaczalne jest poddawanie w najmniejszą wątpliwość choćby jednego ustalonego dogmatu; można go co najwyżej samemu trochę „nagiąć” dla własnych potrzeb i korzyści. „Święte gremium” nie zniży się przecież nawet do polemiki z jakimkolwiek odstępcą, który w „normalnych” warunkach tzn. w Średniowieczu – okresie świetności Kościoła, najbardziej odpowiadającym jego ideologii – powinien podtrzymać płomień jakiegoś stosiku. Ludzie, na litość Boską! Czy w XXI wieku można tolerować jeszcze takie anachronizmy i zacofanie pod demagogicznymi szyldami „Bożego wybraństwa” oraz „niezmienności natchnionej nauki”. Bez wątpienia o wiele łatwiej jest w ten sposób trzymać w ciemnocie całe narody, a swoje własne struktury w ryzach i pozorach jednomyślnej, niepodzielnej całości. To nie ma nic wspólnego ani z konserwatyzmem, ani też z kultywowaniem „czcigodnej” tradycji. Jeśli natomiast komuś wydaje się, że dyktatury, monarchie, imperializmy, szowinizmy oraz ideologie oparte na propagandzie sukcesu i strachu mamy już dawno za sobą – grubo się pomylił: Kościół Katolicki jest wieczny!

ROZDZIAŁ VIII NIEBO DLA DUCHOWNYCH

Podczas mojej pracy duszpasterskiej, różni ludzie pytali mnie dość często o Niebo – jak ono wygląda? gdzie się znajduje? itp. Większość wierzących trapi niepewność – czy Niebo jest dla nich osiągalne, realne? W podtekstach tych pytań kryło się jedno pytanie zasadnicze: Czy w ogóle warto starać się tam dostać?

Takie wątpliwości rodzą się na gruncie demagogii sianej przez Kościół Katolicki Któż może lepiej wiedzieć jak wygląda Niebo, jeśli nie prałaci i kardynałowie „świętych”, „nieomylnych” kongregacji? Zamieszkują super komfortowe rezydencje w najpiękniejszych i najbogatszych dzielnicach Rzymu. Większość z nich ma prywatne pałace i apartamenty rozsiane po całym świecie. Na co dzień korzystają z elitarnych klubów z basenami, saunami, kortami, salonami masażu i wszelkim innym dobrodziejstwem, wymyślonym przez kolejne cywilizacje. Wielu (na jednego mam świadka), będących jeszcze w sile wieku, odwiedza pokątne przybytki rozpusty, których nigdy nie brakowało w Świętym Mieście. Żyją po prostu jak pączki w maśle i nic dziwnego, bo stać ich na to, jak mało kogo. Spływają do nich rzeki, wodospady pieniędzy z całego Chrześcijańskiego Świata. Tajemnicą poliszynela są kolejne afery finansowe w instytucjach i bankach watykańskich, tuszowane skrzętnie wewnątrz „własnego gniazda”. Tysiące wysokich rangą duchownych, zatrudnionych w kilkunastu kongregacjach tj. urzędach Kurii Rzymskiej, ma niebywałe możliwości do robienia machlojek i przekrętów. Wiadomo, że Jak obrodzi – ma gospodarz i złodziej”, a w Watykanie jest zawsze urodzaj na wartościowe papierki Jakby tego wszystkiego było mało – kurialiści w Rzymie mają często własne parafie, zakony lub całe diecezje i kolegów „po fachu” na całym świecie. W kuriach biskupich Łodzi i Włocławka, z którymi byłem związany, nie było tygodnia bez paru kilkudniowych odwiedzin przewielebnych, czcigodnych gości ze wszystkich stron Kuli Ziemskiej. Nasi biskupi również spędzają co najmniej kilka miesięcy w roku „na wojażach”. Gdzie w końcu mają się rozerwać – na dancingu, 500 metrów od własnego pałacu? Co w końcu mają do roboty – przerzucić i podpisać parę papierków? Jednym z ich najcięższych obowiązków jest dość częsta obecność na wszelkiego rodzaju imprezach kościelnych – beatyfikacjach, poświęceniach, posiedzeniach, wizytacjach, odpustach, inauguracjach i pogrzebach kolegów. To wszystko jednak, nie wyłączając ostatniego, łączy się zawsze z wielką wyżerką i dobrą zabawą po części oficjalnej.

Współcześni apostołowie Chrystusa, Który nie miał nawet własnego osiołka, jeżdżą wozami za parę miliardów (st. zł), robionymi przeważnie na zamówienie. Znam tylko jednego biskupa w Polsce, objeżdżającego diecezję Polonezem. Na dalsze trasy – z przyczyn oczywistych – „dosiada” jednak Mercedesa. Naturalnie każdy z hierarchów ma jednego lub dwóch szoferów, służące, lokajów, a nawet (idąc z postępem) własnych ochroniarzy.

Powróćmy teraz do kościelnej wizji Nieba, wydumanej przez wyżej wymienionych. Oni mają niebo na ziemi; chcieliby więc jakoś przedłużyć tę sielankę. To chyba jedyna cała grupa społeczna (może z wyjątkiem szejków arabskich), która przeniosłaby chętnie swoją ziemską „wegetację” wprost do „krainy wiecznych łowów”. Niebiańską szczęśliwość „na łonie Abrachama” hierarchowie Kościoła widzą i określają jako: wieczną ucztę, niekończące się nabożeństwa z hymnami pochwalnymi na cześć Pana, odpoczynek na „zielonych” pastwiskach, zasiadanie po prawicy Boga w towarzystwie innych zbawionych tj. kolegów. Takie sformułowania widnieją w niepodważalnych dogmatach oraz oficjalnych dokumentach dotyczących tzw. eschatologicznej wizji człowieka (czyli jego ostatecznych losów). Współpracują oni ściśle z biblistami, którzy jak zwykle skwapliwie wykorzystali autentyczne fragmenty z Biblii do skonstruowania kolejnego kawałka doktryny Kościoła, pod którym chciałby podpisać się papież.

вернуться

[42] Mt 5, 46 – 47.