Изменить стиль страницы

wającego się po skórze i wiążącego kończyny, ameba o mięśniach z napięcia powierzchniowego… Miast tego spadł.

Ciało (które pamięta) zareagowało szybciej niż umysł. Upadł bowiem już w przyklęku, z podparciem. Mimo wszystko stłukł boleśnie kość przedramienia o wysoki pod-

łokietnik fotela.

Sycząc przekleństwa, uniósł głowę. Salon Angeliki pogrążony był w półmroku. Za oknami wychodzącymi na dziedziniec stała noc – bezgwiezdna, oczywiście. Natomiast przez uchylone drzwi z korytarza wciskała się chmura żółtego blasku, szybko rozpraszanego ponad dywanem. Prawie widział, jak to ciężkie światło rozbija się w powietrzu na coraz mniejsze cząstki, które potem wsiąkają bezgłośnie w miękką materię orientalnego kobierca. Miał w nim zanurzoną dłoń, więc czuł tę miękkość; i czuł, jak masywne światło wstępuje z podłogi, ze starożytnej tkaniny, po liniach mocy i wypełnia mu organizm, coraz ściślej, coraz gęściej, haa-aach! – a wszystko w ułamkach sekund.

Wstał, wyprostował się.

– Gheorg.

Patrick Gheorg McPherson już przestępowału próg. Drzwi zaskrzypiały przepięknie, uchylane coraz szerzej, gdy wychodziłu z tunelu światła – woskowożółtego, jakby filtrowanego przez stary pergamin.

– Stahs McPherson spotka się z tobą za kilka chwil – rzekłu ściszonym głosem.

– Gdzie Angelika?

– Śpi. – Manifestacja phoebe'u krótkim ruchem oczu wskazała ku sypialni.

Zamoyski odruchowo spojrzał na zamknięte drzwi.

Już bez słowa więcej wyszli obaj na zamkowy korytarz. Teraz ujawniło się źródło światła: rzędy rozstawionych wzdłuż ścian lichtarzy. Dziesiątki świec oddychały w nie-zgranym rytmie, blask i cień migoczące na powierzchniach

ścian i mebli; a ta srebrzysta zbroja – wydawało się, że już unosi ramię, juz obraca się jej hełm… W świetle świec wszystko drży w gorączkowym oczekiwaniu.

– Moetle? – spytał Zamoyski.

– Też dopiero co został powiadomiony. Widzisz, stahs, nie spodziewaliśmy się odnowienia połączenia, nikt nie jest w stanie przewidzieć posunięć Wojen, i -

– Co?

– Wojny -

– Coś ty powiedziału?

– Ze się nie spodziewaliśmy -

– Jestem stahsem? Otrzymałem obywatelstwo?

– Stahs McPherson ci je wykupił.

– Który?

– Stahs Judas.

– Ach, tak… – Zamoyski pokiwał głową, jakby od początku się tego spodziewał. – Można wiedzieć, co go nagle do tego skłoniło?

– O tym, jak sądzę, on sam najpełniej cię poinformuje, stahs.

– Za kilka chwil, co? – mruknął z przekąsem Zamoyski. – Ale wiecie przecież, jaka jest nasza sytuacja? Skoro Wojny załatwiły wam zewnętrzne Kły, tak czy owak musieliście się otworzyć, choćby na moment. Posłaliście po nas trójzębowiec?

– Poszły dwa Porty Uniwersalne. -Hę?

– Porty zawieszone na oktagonach kubicznych. Okta-gon do sześcianu, stahs: pięćset dwanaście Zębów. To jest minimum, jeśli mamy choć przez k-moment utrzymać Port w Czasie Słowińskiego.

– Chcecie nas podsłowińczyć…?

– Was? Skądże. Porty Uniwersalne, stahs, zawierają jedynie złapany po drodze martwy glob jako surowiec, oraz

odrobinę cesarskiego nanoware'u. Po przybyciu na miejsce i rozpoznaniu sytuacji Port przyspiesza do Słowińskiego, po czym zapuszcza inf. W ścieżce technologii militarnych jest to rozwiązanie stojące tuż pod Wojnami: ultymatywny okręt wojenny. Zanim wróg zdąży w ogóle zauważyć przybycie oktagonu kubicznego, ten wyrzyga na niego całą Cywilizację Śmierci: przez tysiąclecia Port-czasu specjalnie na te okoliczności doskonalone technologie mordu, inteligencje zniszczenia. Loża zadecydowała o wysłaniu za wami dwóch Portów Uniwersalnych.

– Na miłość boską, dlaczego…?

– Ależ proszę się nie bać, to dla waszego bezpieczeństwa i odstraszenia, mhm, konkurencji…

Zamoyski spoglądał na manifestację Patricku Gheorgu rozdarty między wściekłością, rozpaczą i totalną konfuzją. Co onu próbuje mi powiedzieć? Co właściwie się tutaj tymczasem wydarzyło?

Bo jeśli phoebe okazuje gestem, miną i słowem zmieszanie i konsternację, to nie dlatego, że naprawdę nie wie, co powiedzieć i dopiero szuka stosownych sformułowań – ale że właśnie chciału okazać zmieszanie i ja miałem je dostrzec!

– Jakiej konkurencji?

– Mogę się tylko domyślać, jakie aktualnie jest wasze położenie, stahs, niemniej -

– Jak to, nie zapisywaliście mnie, nie archiwizowaliście? Myślałem, że gdy tylko -

– Nie mamy już prawa. Jesteś obywatelem Cywilizacji.

– Ach, tak. Gheorg uniósłu rękę.

– Czy chcesz zaktulizować archiwalną kopię swego fre-nu, stahs?

Zamoyski obrzucił manifestację wrogim spojrzeniem.

– Nie – warknął.

Tamtu opuściłu rękę.

– Zatem zapis nie zostanie dokonany. To oczywiste, że wymagana jest zgoda.

Teraz już tak, i teraz już oczywiste. Zamoyski oparł się o ścianę, założył ręce na piersi. Ale te oktagony3…! Mój Boże. Im więcej się dowiadywał, tym trudniej mu było wierzyć. Z początku widział był niewiele: czysto uprzątniętą scenę, na której odgrywano przed nim bezpieczne rytuały. Ale teraz z każdym krokiem schodził coraz głębiej we wnętrzności teatru, i machiny, jakie się tam ukazywały, ogromne i skomplikowane, porażały zmysł logiki i estetyki. Skollapsowana cała materia galaktyki! Wieloparsekowe ugięcia przestrzeni! Przestrzeni i czasu – aż do prędkości ponadludzkich. Jaki właściwie jest ten Czas Słowińskiego…? No i inkluzje – inkluzje odmiennych fizyk. I prawa zmiany praw: meta-fizyka. I Deformanci, i Ul. I Wojny – czym, u diabła, są te Wojny?!

Rudobrodu sekretarz stahsa McPhersona – ciemny garnitur, jedwabny krawat, obrączka na palcu (czy byłu żona-tu/mężatu?) – stału nieruchomo, światło świec wydobywało z oczu jenu manifestacji demoniczne błyski. Przez te parę sekund, gdy Zamoyski obracał w głowie niemożliwość za niemożliwością, Gheorg na Plateau przeprocesowału zapewne kilka tysięcy żywotów. Jest phoebe'um – czy właśnie ta prędkość myśli nu skusiła? A może phoebe'um się urodziłu…?

– Słowińczyk? – zagadnął nu Adam. Gheorg skinęłu głową.

– Więc tak naprawdę żyjesz na Plateau, phoebe, a te cielesne manifestacje – to tylko ubogi interfejs, prawda? Jesteś obywatelem Cywilizacji?

– Oczywiście.

Oczywiście. Przecież jest McPhersonem. Muszę się wyzbyć podświadomej pogardy dla nie-białkowców.

– Jak to właściwie jest z płcią phoebe'ów? – zagadnął, by przerwać ciszę. – To znaczy, orientuję się, że ani żeńska, ani męska, muszę sobie zresztą bez przerwy o tym przypominać, żeby się nie pogubić w tych postplciowych deklinacjach… Dlaczego po prostu nie „to"? Przepraszam, jeśli cię uraziłem, ale nie rozumiem, po co te lingwistyczne wygiba-sy. Przecież -

– Ja nie jestem bezpłciowu, nie jestem aseksualnu – rzekłu sucho phoebe, spoglądając na Zamoyskiego bez mrugnięcia. – Po prostu moja seksualność całkowicie transcenduje kategorie męskości i kobiecości. Jeśli możesz dowolnie zmieniać kolor włosów, pozbyć się włosów w ogóle lub zastąpić je czymś zupełnie innym, i przyszedłeś na świat ze wszystkimi tymi potencjami – to jaki sens ma pytanie, czy jesteś blondynem, czy brunetem? Tak samo nie pytasz o płeć postseksualisty.

Dopiero teraz zapadła naprawdę krępująca cisza. Adam zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej wrócić na te kilkanaście minut do Franciszku, zamiast -

– Stahs Judas McPherson przeprasza, że musisz czekać, stahs – odezwału się Gheorg. Ton sugerował, że Gheorg kontynuuje jakąś wcześniejszą wypowiedź. Być może było tak w istocie: przecież 99% informacji docierało do nienu przez zmysły plateau'owe i tam, na Plateau, żyłu onu naprawdę. – Skoro wszakże masz chwilę czasu – nieustannie napływają na Pola Gnosis liczne zaproszenia dla stahsa Adama Zamoyskiego.

– Nikogo nie znam przecież. Może tylko ci z wesela -

– Och, ale wszyscy znają ciebie, stahs!

Zamoyski wymienił z phoebe'um znaczące spojrzenia.

– Więc to tak. Mówią o mnie – macie tu telewizję?

– Twoje nazwisko padło wielokroć podczas obrad Lóż, stahs.