Изменить стиль страницы

Wierny poleceniom rodzicielskim nie puścił pary przed ciurami, tylko żądał posłuchania na dworze. Przy okazji wydało się, że ojcowski list ostawił w sakwie przy truchle konia, a gdy doprowadzono go na miejsce, spostrzegł, że tymczasem trupa ukradli.

Na dobry początek Antek dostał więc tylko dziesięć bizunów za tratowanie dóbr stołowych i raz w gębę za pyskowanie straży. Potem zamknięto go w służbówce na strychu jednej z oficyn i obiecano, że gdy pan Pierwszy Zastępca Wicełowczego wróci z polowania, chłopak dostąpi ewentualnie zaszczytu rozmowy.

Godziny płynęły. Przez małe, zakurzone okienko więzienia mógł obserwować ruch na dziedzińcu służbowym, zmiany wart, amory gwardzistów i kuchennych dziewek, korowód dostawców i dzierżawców oraz punktualne przyjazdy dyliżansów pocztowych. Jakoż nadjechał kolejny, pachołkowie rzucili się wyprzęgać konie, gdy Antek dostrzegł, jak jeden z ciasno ułożonych na dachu tobołków poruszył się, wyprostował, potem spuścił na ziemię.

Musiał to być karzeł, bo wzrost miał nikczemny. Rozejrzał się czujnie po dziedzińcu, potem wypatrzył lukę między jednym posterunkiem a drugim i puścił się pędem między wozownią a stajnią w stronę pałacu. Sposób, jakim wzbijał bosymi piętami kurz, coś Antkowi przypominał…

A potem pomyślał, że przywiązanie kogokolwiek do nogi stołu, który zawsze można podnieść, jest pomysłem naprawdę słabym.

– No i pięknych czasów doczekaliśmy! Uważaj, jak czeszesz, capie! – Pięść Regenta Ruprechta III wylądowała na bladym licu fryzjera.

– Uprzejmie dziękuję za pouczenie – rzekł z przyklękiem balwierz. Popołudniowa toaleta władcy miała się ku końcowi. W altanie śród oleandrów i rododendronów obok służby znajdował się nadto: Wielki Marszałek, Podskarbi, Minister Policji oraz Trefnisia, faworyta królewska, nazywana również „pierwszym języczkiem Białego Przysiółka". Trefnisia poza innymi przymiotami miała i ten, że była wyjątkowym przypadkiem błazna-kobiety. Zmaskulinizowanie tego zawodu jest o tyle dziwne, że cóż przyjemniejszego jak pośmiać się i poigrać pospołu. A jednak Chico, Stańczyk, Yorick mogą zaświadczać, że stanowisko to okupowali głównie mężczyźni. Inna sprawa, że nawet obdarzony

nadzwyczajnym poczuciem humoru władca nie ścierpiałby kpinek z ust

kobiety. Toteż Trefnisia swą karierę zawdzięczała taktyce, kpiła bowiem

z wszystkich z wyjątkiem Regenta.

– Jestem wściekły! Jestem wściekły! – zawołał jeszcze raz Regent i zatupał gniewnie bucikami w podłogę altany. – „Postęp pod bramami", co za skandal! Gdzie był mój wywiad i kontrwywiad, za co płacę astrologom i chiromantom? Nikt nas nie uprzedzał, nikt nie ostrzegł…

Minister Policji miał na końcu języka, że tych, co przestrzegali, w samej baszcie północnej znajduje się ze trzy setki, a jego służby wyłapują właśnie ostatnich sygnatariuszy manuskryptu 29, ale że nie należał do ludzi gadatliwych, poprzestał na krótkim westchnieniu.

– Z przedziałkiem czy do góry, Najjaśniejszy? – zapytał, odczekawszy wybuch furii, golibroda.

– Rób jak chcesz! No i co wy na to, panowie?

– Póki co, nie powinniśmy się denerwować, zdrowie przede wszystkim – oświadczył Wielki Marszałek, zwany przez niektórych Małym Kunktatorem.

– Ale on stoi i puka – warknął władca – jeśli mu nie otworzymy, sam wlezie.

– Ja bym nie demonizował – powiedział rozlewnie Podskarbi. – I co, jeśli nawet wsadzi nogę w drzwi? Postęp u nas się nie przyjmie. Komu to potrzebne? Społeczeństwo polubiło stagnację, nam też z nią dobrze. A przyszłość to wielka niewiadoma, zmiany… być może, nawet personalne…

– W technice wojskowej – rzekł Marszałek – proszę bardzo. Osobiście uważam, że kusza zawsze wygra z armatą, ale jeśli ktoś chce dział, niech działa! Ale już co do architektury… mam wątpliwości. Gotyk odpowiada duszy naszego społeczeństwa, a renesans to takie fiu-bździu.

– Może by powitać postęp transparentami: „Gotyk tak, renesans nie"? – zachichotała Trefnisia i wypięła tyłeczek do najjaśniejszego klapsa.

– Tak, a przy okazji przyznać się, że coś takiego jak renesans istnieje, mimo że od lat dementujemy wszelkie przecieki na jego te mat – wybuchnął Minister. – A przecież renesans to nie tylko architektura, to – proszę mi wybaczyć użycie tego słowa w dobrym

towarzystwie – reformacja…

– Przepraszam, żartowałam – pisnęła Trefnisia.

– Istnieje niebezpieczeństwo, że jeśli nie zaakceptujemy postępu oficjalnie, inicjatywa może nam się wymknąć z rąk – głośno za stanawiał się Podskarbi. – Ludzie mogą zacząć uprawiać go skrycie, więcej powiem, ja ich znam, będą sobie nielegalnie pędzić postęp.

– Niech spróbują! – warknął Minister.

– W Erbanii spróbowali i jest efekt: republika. Poza tym nie możemy ośmieszać się przed światem.

– No, to może by się ośmielić, przeżegnać i wpuścić? – wtrąciła się błazenka.

Amirandcy prominenci połapali się za głowy.

– Ty wiesz, co by się porobiło?! – zakrzyknął policjant. – Po pierwsze, nikt z nas nie utrzymałby się dłużej niż rok na stanowisku…

– A po drugie?

– Po pierwsze jest już wystarczającym argumentem, aby widma nie wpuszczać! Nasze średniowiecze trwa ponad sześćset lat. Sześć wieków, może nie najlepszych, ale trwałych! Nasze instytucje są, zdaniem niektórych, anachroniczne, jednak sprawdzone, a postęp od razu zapytałby o celowość choćby stanowiska Regenta, które – co tu kryć – trochę się przeżyło… Znaczy, tak twierdzą nasi cynicznie sprzedajni przeciwnicy! Postęp to jakby remont, a wiecie, są budowle, w których wyciągnięcie jednej cegiełki zmusza do wymiany następnej, potem następnej…

Uczyniła się cisza, w której słychać było jeno łomot serc i trzask nielicznych, mocno aktualnie przepracowanych szarych komórek Regenta…

– A gdyby przegonić go orężnie? – zapytał Marszałek. – Już samo zjawienie się tego widma w pobliżu, jego nieprzyjemna bliskość może mieć karygodne następstwa. Niewolnicy w koloniach tylko czekają na okazję buntu, wśród niesfornych żaków zawsze tli się

zarzewie niepokoju. Koszty naszego pobłażania mogą okazać się straszne. Ster nawy państwowej mógłby przejść w nie przygotowane ręce demagogów! Nasza monarchia jest, jaka jest. Zmiany mogą doprowadzić do tyranii i despotyzmu lub chaosu i anarchii. Skończyłem! – To rzekłszy sapnął, gdyż taka porcja intelektualizmu stanowiła miesięczną dawkę możliwą dla wojskowego.

– Ale z postępem jeszcze nikt nie wygrał – oponował Podskarbi – trzeba się z nim pogodzić i tylko neutralizować jego następstwa. Poza tym troszkę nowości by nie zaszkodziło. Nasza gospodarka, cóż… W alchemii jeszcze wiek temu przodowaliśmy, a dziś zamiast kamienia filozoficznego potrafimy zrobić najwyżej węgielny, i to jeno z pięcioletnią gwarancją.

– Takie mówienie to tylko woda na wiadomy młyn! – krzyknął Minister. – Moim zdaniem, trzeba powiedzieć postępowi twardo nasze stanowcze nie! A poufnie dać do zrozumienia, żeby trochę zaczekał.

– Wszystko to kiepsko wygląda – rzekł oglądając w lustrze gotową fryzurę Regent. – Dajcie go do czesania ogonów moim koniom! – dorzucił pod adresem balwierza.

– A może nie będzie tak źle? – powiedziała nagle Trefnisia. – Jeśli będziemy wpuszczać widmo postępu pomalutku, powolutku, na zmianę zapraszać i wypraszać, zachęcać i zniechęcać, unikniemy ryzyka. W końcu postęp nie musi być aż tak bardzo postępowy. Adaptując go do naszych rodzimych warunków i tradycji narodowych, wyhodujemy

sobie nasz postęp konserwatywny…

Minister Policji chciał zarechotać, ale zauważył naraz zmianę w licu Ruprechta, które stało się uduchowione, rozpromienione.

– Ty masz łeb, mała! Sapristi! – wykrzyknął hegemon. – Oczywiście, zmieni się parę nazw, da nowe opakowania i pozostaniemy zdrowi, chociaż postępowi… Na początek przyznamy temu widmu wizę tranzytową. Wpuścimy je na miesiąc i potem podziękujemy. Przeanalizujemy

sytuację i znów je zaprosimy… Dwa kroki naprzód, dwa kroki w tył…

– Przepraszam, żarto… – zaczęła Trefnisia, ale zagłuszyły ją oklaski dygnitarzy.