Изменить стиль страницы

– Nikt nie jest zwolniony, dopóki ja tego nie zarządzę. – Inspektor nienawidził siebie samego za te słowa. Spojrzenie, które posłała mu Diana, przeszyło go na wskroś. Chóry anielskie w jego uszach zabrzmiały jak dzwon żałobny.

Kris troskliwie wziął w ramiona Kathy i wraz z synem i Dianą zniknęli w głębi domu. Panna Pilar zarumieniła się ze złości i wyszła, trzasnąwszy drzwiami.

Inspektor siedział sam przy stole i sączył wino. Wiedział, jaki był stan zdrowia Johna Wathe’a. Wiedział, że szybki spadek pozwoliłby Dianie na powrót związać się z ukochanym.

Peterowi pozwoliłby zapłacić długi i być może spłacić tę dziewczynę, która spodziewała się jego dziecka. Od Krisa nie oczekiwał wyjaśnień – to konto jego żony było obciążone na sumę 320 tysięcy dolarów, o czym dowiedział się przed obiadem.

Sprawa nie była tak prosta, jak mu się zdawało. Choć podejrzewał, no, przeczuwał, kto zabił, na samą myśl o tym przechodził go zimny dreszcz. To niemożliwe, muszę być bardzo ostrożny – myślał. – Taki szatański plan mógł wymyślić tylko głęboko zraniony człowiek.

W chwilę potem Kris i Peter pojawili się w drzwiach. Kris usiadł przy inspektorze, Peter był spokojny, choć chłód przebijał z każdego jego gestu.

Kris sięgnął po butelkę i nalał sobie pełny kieliszek wina.

– Może mnie pan aresztować, inspektorze. Nie mam nic do stracenia. Rzeczywiście miałem romans z Pilar. Moja żona… – Kris zająknął się. – Ostatnio nie działo się między nami najlepiej. Ja…

Peter wpatrywał się w ojca z napięciem.

– Ja nie wiedziałem, co robię… Chciałem zacząć nowe życie z Pilar. Do tego były potrzebne pieniądze… Pieniądze Johna… Powiedziałem Pilar, gdzie żona…

– Gdzie pan schował fiolkę? – Inspektor dopijał powoli swoje wino.

– Wszystko mi się miesza… jestem zmęczony. Ta… ta… – Kris szukał odpowiedniego słowa – wykorzystała wiadomość o długu Kathy przeciwko niej. Pan Bóg mi chyba rozum odebrał. Trudno. Przynajmniej…

– Przynajmniej pańska żona pokryje dług, który wynosi 320 tysięcy dolarów, prawda?

Peter patrzył na ojca nie rozumiejącym spojrzeniem. Kris zbladł.

– Skąd pan wie? Przecież konta objęte są tajemnicą bankową!

– Nie w przypadku śledztwa o morderstwo.

– Kathy… Ona nie wiedziała, co robi… Na co się zgadza… Ja zainwestowałem na giełdzie w zeszłym roku, ale…

– Ona miała powód, żeby zabić własnego ojca. Lada moment bankierzy weszliby na hipoteką waszego domu.

– Nie, inspektorze, nie! Ja znam tę kobietę od dwudziestu pięciu lat. Kocham ją. To niemożliwe! – Kris opanował się. – Niemożliwe, ponieważ to ja zabiłem. I te pieniądze tak naprawdę sprzeniewierzyłem ja. Powiem prawdę.

Peter wpatrywał się z napięciem w twarz ojca.

– Owszem, zapomniałem się. Panna Pilar była blisko, a Kathy… Już mnie nie kochała. Miała pretensję, że zainwestowałem jej pieniądze… i przegrałem. Nienawidziła mnie. Myślałem, że mogę zacząć od nowa… Panna Pilar mówiła, że mnie kocha. Kochała spadek po Johnie. A ten stary skąpiec nie dawał nam ani grosza. Kathy nie mogła stracić domu, w którym się wychowywała.

– Kris – kobiecy głos zabrzmiał miękko i łagodnie. – Jak mogłeś myśleć, że cię nienawidzę… – Kathy stała w drzwiach, oparta na ramieniu Diany. – Zrobiłeś to dla mnie… żebym nie straciła tego, co kocham najbardziej… Ale stracę to, jeśli jesteś winny… Mogę żyć gdziekolwiek, lecz nie bez ciebie, nie rozumiałeś tego?

Kris w sekundzie znalazł się przy żonie. Inspektorowi zakręciły się w oczach łzy. No, stanowczo był zbyt zmęczony. To na pewno uczulenie na jakieś pyłki. Odwrócił wzrok od małżonków.

I wtedy usłyszał mocny głos Petera:

– Niczego nie stracisz, mamo, ponieważ to ja zabiłem dziadka…

V. PETER CHILDHOOD, WNUK MILIONERA JOHNA WATHE’A

Inspektorowi kręciło się w głowie. Jedno morderstwo i trzech morderców przyznających się kolejno do winy. To się zdarza tylko w powieściach. Zobaczył trupio bladą twarz Diany i rozszerzone ze zdumienia oczy Kathy. Kris trwał nieporuszony przy żonie. Inspektor David zrozumiał, że potrzebuje powietrza. W salonie było albo duszno, albo wypił za dużo wina. Słabym głosem powiedział równocześnie z Krisem:

– Słucham?

– To ja zabiłem dziadka. Fiolka po lekarstwach jest pod stopami amorka w ogrodzie.

Inspektor nie mógł przeoczyć faktu, że Diana spojrzała na brata karcąco.

– Położyłem ją tam dzisiaj przed południem. Bałem się, że będzie rewizja czy coś takiego. Byłem zadłużony. Dług karciany to dług honorowy. Harriet jest w ciąży. Myślałem, że… dziadek i tak był ciężko chory. Skróciłem mu męki. Przyniosę panu tę fiolkę. – Peter ruszył w stronę drzwi.

– Nie trzeba, młody człowieku. Dowód rzeczowy jest już u mnie. – Inspektor potarł dłonie. Jakoś dziwnie mu spotniały.

– To jedyny dowód w tej sprawie, inspektorze? – głos Diany był ciepły. Serce inspektora Davida znów fiknęło koziołka, a chóry w jego uszach poweselały.

– Ale wystarczający – powiedział, choć nie lubił siebie za to kłamstwo.

– Mamo, zadzwoń po herbatę. – Diana usiadła obok inspektora i uśmiechnęła się. – Napijmy się herbaty.

Kathy podniosła mosiężny dzwonek i zadzwoniła po służbę. Wszedł służący z imbrykiem z chińskiej porcelany i filiżankami. W takiej chwili myśleć o herbacie? I to zaraz po obiedzie? To również inspektorowi nie mieściło się w głowie. Ale z takich rąk jak ręce Diany… Nalała do pełna filiżankę, robiła to długo, pieczołowicie. Potem podała mu cukier. Jego własna żona nie podawała mu herbaty.

Wypił odrobinę, cała reszta towarzystwa trwała bez ruchu i przyglądała mu się z niepokojem. Zmarszczył czoło.

– Pamiętam pana wypowiedź, była puszczona w HBR, brał pan udział w wiecu przeciwko legalizacji eutanazji.

– Tylko krowa nie zmienia poglądów, inspektorze.

– Pamiętam również zeznanie służby… Pana Giowaniego zacytuję: „Wtedy pan Peter wybiegł wzburzony z pokoju pana Johna, krzycząc: «nie zmusisz mnie do tego»„. Czy nie chodziło o prośbę chorego, żeby skrócić mu cierpienia?

Inspektor David patrzył badawczo w twarz Petera.

– Nie. Dziadek chciał, żebym ożenił się z Harriet. Uważał, że mężczyzna musi odpowiadać za swoje czyny. A ja nie lubię, kiedy mi się dyktuje, co mam robić. To wszystko, co mam do powiedzenia…

– Ale Peter – głos Diany był cichy jak szmer – przecież ty…

– Zamknij się! – Peter ściął słowa siostry jak siekierą. – Nic nie mów!

– Czy pani chce uzupełnić zeznania brata? – Inspektor zwrócił się wprost do Diany i ku swojemu zdumieniu zobaczył, jak jej wątłe ramiona prostują się.

– Nie? – Omiótł wzrokiem zebranych.

Ładna rodzinka, nie ma co. Nic się nie zgadzało. Musiał weryfikować cały misternie ułożony przez siebie plan. Osoba najbardziej niewinna jest winna – myślał.

– Proszę mnie aresztować! – krzyknął Peter. – I skończmy tę szopkę!

Dlaczego on się tak denerwuje? David był zmęczony. Sączył herbatę, miała dziwny wschodni smak. Dzień okazał się za długi. A może to świeże powietrze tak na niego wpłynęło? Inspektor był bardzo, ale to bardzo zmęczony.

– Przepraszam państwa, lecz muszę odpocząć. Dokończymy jutro.

Inspektor wstał od stołu i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Schody wydłużały się w nieskończoność, z trudem dotarł do łóżka i nie pamiętał, kiedy zasnął.

Nie mógł słyszeć, że ktoś wsunął się za nim do pokoju.