Anna w ogóle nie spała tej nocy. Bała się, że przyfrunie Czarny Ptak i jakimś cudem uda mu się wykraść Ewie anielskie pióro. Przeczytała po wielekroć wszystko, co Jan wydrukował o Aniołach, lecz niewiele to dało. Jedyne skojarzenie ze Swedenborgiem dotyczyło innej wizji literackiej, z wiersza poety Rainera Marii Rilkego.

Któż, gdybym krzyknął, usłyszałby
mnie z zastępów
anielskich? a gdyby nawet któryś
z aniołów
przycisnął mnie nagle do serca:
musiałbym umrzeć
od jego silniejszej istoty.

Anna, zniechęcona, a zarazem niespokojna, nie mogła spać, całą noc, czuwając, rzeźbiła, swoją nieudaną Pietę. Porzuciła ją wiele lat temu, rezygnując z ukończenia. Teraz pomyślała, że tylko w trakcie pracy może przyjść jej do głowy jakaś mądra myśl. Wyjęła zatem tę ledwie zarysowaną w kształcie bryłę gliny, schowaną w głębi starej szafy, i pracowała jak natchniona. Po raz pierwszy nie obliczała żadnych proporcji, nie brała do ręki centymetra, nie robiła szkiców – tworzyła jak w natchnieniu. Ku jej zdumieniu Pieta zaczęła nabierać wyrazu. Jej twarz, pochylenie szyi, przygarbienie ramion należały rzeczywiście do zrozpaczonej, cierpiącej kobiety.

Gdy okrywała ją wilgotnymi szmatkami, za oknem wstawał kolejny dzień. Tarczę słońca zapowiadał długi, wąski promień, który wystrzelił zza horyzontu i wpadł do pracowni Anny, kładąc się jasnym blaskiem na drewnianej podłodze. Anna przykucnęła i dotknęła go ręką. Poczuła ciepło, które rozlało się łagodnie po całym jej ciele.

“Znajdziemy GO”, pomyślała nagle z niewzruszoną pewnością.

Następnego dnia wczesnym rankiem spotkali się w jadalni, zmęczeni i niespokojni.

– Kiedy przyjdzie babcia? – spytała Ewa, a rodzice spojrzeli z lękiem na sińce pod jej oczami. Zwykłe niewyspanie czy kolejny objaw postępującej choroby?

– Spałam tak mocno, tak strasznie mocno… – ciągnęła tymczasem ich córka, jakby odpowiadając na nie zadane głośno pytanie. – Śniło mi się coś niezwykłego. I bardzo ważnego. Lecz nie mogę sobie przypomnieć, co to było.

– A gdzie jest pióro? – spytała zaniepokojona Anna.

– Pod poduszką. Tam mu chyba nic nie grozi. Przyzwyczaiło się do poduszek przez te lata – powiedziała w zamyśleniu Ewa. – Kiedy przyjdzie babcia? – powtórzyła niecierpliwie, jakby dając im do zrozumienia, że z nich trojga właśnie babcia może najszybciej trafić na ślad Anioła.

– Już powinna być – odparła Anna.

Oboje z Janem bali się pierwsi zadać to najważniejsze pytanie: mają już anielskie pióro, lecz co dalej? Czy z komputerowych plików Jana wynika cokolwiek poza ogólnikami? Czy jest w nich jakaś ukryta wskazówka? Czy którekolwiek z nich ją odkryło? Oni też, jak Ewa, woleli poczekać na babcię.

– Jestem! – zawołała starsza pani od progu. Miała zmęczoną, zafrasowaną twarz.

– Nie wyspałaś się – szepnęła Anna. Przyglądała się matce z troską, gdyż od dnia, w którym dowiedzieli się o nieuleczalnej chorobie Ewy, postarzała się co najmniej o dziesięć lat.

– Całą noc, wiele razy, czytałam dokumenty Jana – oznajmiła babcia niepewnym głosem, a oni spojrzeli na nią w napięciu. W końcu wszyscy je czytali. I nie znaleźli w nich żadnej wskazówki. Zamilkli teraz i czekali, nie odrywając wzroku od starszej pani.

– No i? – nie wytrzymał Jan.

– I… i coś przyszło mi do głowy…

– Co?! – krzyknęli prawie chórem.

– To była jakaś ważna, naprawdę bardzo ważna myśl. Jakieś niezwykle istotne skojarzenie – ciągnęła wolno babcia, tak wolno, jakby liczyła na to, że w ostatniej chwili coś sobie przypomni.

– No… no i?! – poganiał ją niecierpliwie Jan.

– …i nic nie pamiętam. Usnęłam w fotelu – rzekła bezradnie starsza pani. – Rano wstałam zdrętwiała, do tej pory mam sztywny kark i cały czas mam gonitwę myśli. Nie mogę sobie tego przypomnieć.

– Czy to było coś, co Jan znalazł w Internecie, czy może coś u Swedenborga? – pytała nerwowo Anna.

– U Swedenborga. Jedna z tych jego dziwacznych myśli. To ona zaczęła mnie naprowadzać na trop, kim może być Anioł. Ale zanim ułożyłam to sobie w głowie, już spałam – wyznała babcia, pełna poczucia winy.

– Zaraz, zaraz… Dziwnie to powiedziałaś, mamo – stwierdził przenikliwie Jan. – Nie mówisz o wskazówce gdzie go szukać, tylko KIM mógłby być. Anioł jest chyba Aniołem! Co znaczy to “kim”?

– Nie wiem. Doprawdy nie wiem. Może tak mi się powiedziało? – westchnęła bezradnie babcia.

Ewa, z wypiekami na twarzy, wtrąciła się do rozmowy:

– A mnie śniło się coś bardzo ważnego i też nie pamiętam! Ten sen zawierał jakąś informację! Bo to nie był normalny sen, tylko sen we śnie!

– Sen we śnie? – zainteresowała się babcia.

– Co się dziwicie? – obruszyła się nagle Anna. – Sen we śnie to coś normalnego. Po prostu śni ci się, że ci się śni.

– Tak było. Ale pamiętam tylko tyle, że śniła mi się ja…

– Że jak? – spytała zdumiona babcia.

– No, śniła mi się mała Ewa, gdy miała pięć lat i wpadła do dołu. Więc śniłam się sobie – powtórzyła niecierpliwie dziewczynka.

W pokoju zapadło milczenie, które przerwał Jan:

– Wiecie co? Przynieśmy tu anielskie pióro. Może na jego widok wszystko nam się przypomni?

Na wszelki wypadek najpierw zamknęli okna i drzwi, zasunęli zasłony. Potem ruszyli we czwórkę do pokoju Ewy. Z zapartym tchem spoglądali, jak dziewczynka wyjmuje pióro spod poduszki. I znów, jak zaczarowani, wpatrzyli się w delikatną poświatę, która biła od niego, dającą jasność i ciepło.

– Latarnia morska na oceanie – szepnęła odruchowo Anna, wypowiadając głośno porównanie, które jej się narzuciło.

Dopiero w gabinecie Jana Ewa delikatnie rozwarła dłoń – i pióro popłynęło. Pofrunęło? Zatańczyło?

Krążyło w pokoju, samoczynnie, to wznosząc się, to wolno opadając, nie dotykając mebli ani nie spadając na podłogę. Śledzili jego lot z zapartym tchem i ujrzeli, że złocistośnieżny wędrowiec dotyka lekko głowy babci, by zaraz potem sfrunąć na ramię Ewy i tam pozostać. Dziewczynka nakryła pióro dłonią i uśmiechnęła się.

– Gdy jest przy mnie, czuję się bezpieczna – szepnęła.

– Przypomniałam sobie – oznajmiła nagle babcia, choć powiedziała to szeptem, jej słowa zabrzmiały jak uderzenie gongu: “Rozmowa Anioła z człowiekiem daje się słyszeć tak głośno jak rozmowa człowieka z człowiekiem, nie jest jednak słyszalna dla innych, co stoją obok, lecz tylko dla tego jednego, z którym jest prowadzona…” – wyrecytowała babcia i dodała z błyskiem w oczach: – To Swedenborg. A czytając to, przypomniałam sobie, że pewnego dnia, stojąc o jakieś dwa, trzy metry dalej, obserwowałam Ewę i Bezdomnego. Oni ze sobą rozmawiali!

– Co z tego? – spytała teraz wnuczka.

Jan leciutko zbladł, czego nikt nie zauważył, gdyż wszyscy wpatrywali się w babcię.

– Bezdomny jest niemową – zauważyła szybko Anna.

– Też tak myślałam – powiedziała babcia, a Ewa równocześnie zaprotestowała:

– Nie, on mówi. Mówi, jeśli chce.

– Jest niemy. I głuchy. Mieszka tu już wiele lat i gdyby umiał mówić, chyba wiedzielibyśmy o tym – powtórzyła z naciskiem Anna.

– Sami widzicie! – zawołała triumfalnie babcia. – Bezdomny mówi, lecz słyszy go tylko Ewa! Tylko ona! Pojmujecie? Stałam o krok od nich i nie słyszałam słowa!

– Czy na pewno była to rozmowa? Może mówiła tylko Ewa? – pytała nerwowo Anna.

– To była rozmowa! – zaprzeczyła dziewczynka. – Prowadzimy ze sobą bardzo długie rozmowy. Bo to jest mój jedyny przyjaciel. I oczywiście, że mówi! Mówi i słyszy!

Jan nerwowo zaciskał dłoń na oparciu fotela. Przed oczami miał swoje ostatnie spotkanie z Bezdomnym. Twarz oblała mu się rumieńcem wstydu. Potem ogarnął go niepokój. A jeśli Bezdomny to… Nieee, niemożliwe! Bezdomny?!