Potem są wiersze, super, jeszcze, jeszcze czytaj, Masłoska, co ci poeci napisali za listy protestacyjne do Boga, że na zdjęciach w prospekcie wszystko było pięknie, rany się goją i nie ma wypadków, a w rzeczywistości co, warunki sanitarne fatalne, brzydki hotel, na ścianach same kiczowate obrazy, zero gustu i niekompetentni przewodnicy. Jak urodziłem się z raną na froncie twarzy, to do tej pory się nie zarosła i powiem tyle, że jest tylko głębsza, mówię już tylko metaforą. I jak tu się wbije sanepid, to zamkną Panu cały ten szemrany interes, ubrudziłem sobie mankiety, ma żona zgubiła spinkę, żądam zwrotu kosztów i spotkamy się na sądzie.

Czesław Miłosz nadaje depeszę z Berkeley, Edward Stachura z nieodłączną gitarą, fotostory. Nic się nie dzieje, ale to bardzo ważne, weź podkreśl sobie na czerwono wszystkie ilustracje, to na pewno zdasz. Albo daj mi tę książkę, jak przeżyję, to sobie wytnę te obrazki, będę nosił w portfelu, jak mi się kiedyś zachce cię zarwać, to je tylko wyjmę: cześć Dorota, ten, co kroczy w pelerynie, to mój jeden kuzyn – powiem. Wybiera się właśnie na bankiet do artystów, flirt i alkohole, jakbyś chciała się tam wbić, mogę cię mu przedstawić. O czym porozmawiamy, o ruchomych marginesach czy wzniosłych tęsknotach? Wiesz, mnie od urodzenia coś bolało w piersiach, czułem niepokój. Wreszcie jednego dnia zajrzałem sobie do gardła, a tam podwójne dno.

Serialnie, ci się wydaje, że ja jestem taki ot, wiesz, dwie ręce, dwie nogi, dżordż zmienia biegi, ci się zdaje, że mogłabyś mnie przerobić na grę komputerową. Trzy ciosy na krzyż, z kopa, z płata i podpalanie dżinsów, szukasz po mieście fety, bo kończy ci się poziom energii, a do następnego levelu musisz przelecieć jeszcze dwie panny i zabić cztery bezpańskie psy. Ci się zdaje, że załatwiłabyś to trzema żetonami i congratulations, we've got a winner, gwałtowne opady monet, możesz sobie kupić wszystko, co zobaczysz włącznie z wieszakiem, ladą i ekspedientką. Mówię wam, jakby Silny otworzył okno, to ja bym otworzyła drugie, jakby on ruszył uchem, to ja bym ruszyła lepiej, wklepywałam jego akta do maszyny i wiem wszystko, jego głębokość równa się długość jego przełyku, on zna dosłownie dwa słowa: nie i tak we wszystkich przypadkach, co i kurwa w różnych konfiguracjach.

Co, Masłoska, nie jest tak? Teraz jesteś taka mądra, siedzisz sobie i patrzysz, może ci tu jeszcze słońce przynieść i podwiesić pod sufit, i drink z wisienką w rękę? Patrzysz sobie niby, a jak tylko coś, to we wrzask. Mamo, mamo, przynieś łapkę, to się rusza.

A może właśnie jest inaczej? Może to, co tu leży w łóżku, to jest tylko mój przedstawiciel na Polskę, może to tylko taka moja demówka? Może ja też coś czuję, a jak ty sobie nawet nie umiesz tego pojąć, skocz do kiosku po trójwymiarowe okulary i wtedy przyjdź, bo pod plecami ciągnie mi się kilometrami w głąb ziemi zaplecze, kłęby kabli i tranzystorów, nie patrz, bo się utopisz, nie dotykaj, bo zgubisz rękę. Serialnie, gdzie ty żyjesz, dziewczyno, nic nie kumasz, jak chcesz zdać ten cały interes, to weź lepiej kup sobie opracowanie do rzeczywistości plus ściąga do wycinania gratis i wtedy możemy gadać. Wpadniesz tu do mnie, mogę cię nawet odpytać, pytania kontrolne z kserokopią dowodu osobistego. Uważaj, bo pytania są podchwytliwe: tło społeczno-polityczne? Czy wojna polsko-ruska to tylko udokumentowany fakt historyczny czy też zestaw okolicznościowych uprzedzeń? Jak ewoluuje zbiorowa halucynacja względem walk z wyimaginowanym wrogiem – naszkicuj odpowiedni wykres funkcji. Czy to, co trzymasz, to jedynie zwykły długopis? (wytłumacz głośno pojęcie: symbol falliczny). Jaka jest wymowa umieszczonego na nim napisu „Zdzisław Sztorm”? (ustnie wyjaśnij termin: kapitalizm, reklama, spółka akcyjna). Postawy bohaterów na tle ich drogi życiowej, wymień ich cechy charakteru i wyglądu, na czym polega animalizacja postaci? W jakim celu nakreślona wizja śmierci głównego bohatera ziszcza się? (wymień założenia filozofii New Agę, zdefiniuj zwrot: kompozycja klamrowo-cylindryczna). Zadanie na ocenę celującą: przedstaw w postaci wykresu teorię podwójnego dna. A czy i ty masz podwójne dno? Swój sąd uzasadnij. W lokalnej dyskotece spotykasz szatana – co mówisz? Zareaguj spontanicznie na zadaną sytuację.

A teraz cię zatkało, Masłoska. Teraz już jest kurs dla zaawansowanych, a ty zamiast odpowiadać, gapisz się w radar, może język ci wyrwali, nareszcie. Włóż go w pudełko po zapałkach i zakop tu zaraz obok mego łóżka w podłodze, bardzo to przykre, lecz dla mnie jak najbardziej, teraz najwyżej możesz Ruskim pokazać me dane osobowe na migi. Tak bardzo ci współczuję, załóż stowarzyszenie, niech inne takie wariatki też bez języków walczą przeciwko mnie alfabetem Morse'a, jak chcesz to dam ci numer do Andżeli, ona na to pójdzie, ona wskoczy we wrotki i tu będzie w pięć minut.

Masłoska, co ty tak? Co ty taki masz wyraz, co? No nie musisz być chyba od razu na mnie taka ostatecznie zła, no. Nie musisz robić te swoje miny, jak gdyby to była śmiertelna powaga oraz życie i śmierć oddzielone po dwóch stronach talerzyka i wyżęta torebka od herbaty. Ej. Chyba możemy to wszystko pokojowo, nie? Ja będę się nudzić, ty będziesz ziewać, ja założę koszulę, a ty zapniesz spinki, wzajemne ONZ, a nie że od razu wojna i podcinanie sobie żył jedno przez drugie, co? A jak będę umierał, to ci dam cynk, czy pani też umiera? – tak pomyślę żartobliwie, a ty odczytasz to sobie z radaru, co stoi na półce lub po gestach mych dłoni, zobaczysz, jak to będzie fajnie. Jak ci zrobiłem przykrość, to to był tylko żart, a nie, że ty od razu.

Lecz tyle co potem widzę, iż ona patrząc mi się bezczelnie w oczy sięga ręką ku wtyczce. O nie, Masłoska, zostaw to, poparzysz się, to nie są żarty, prąd nie służy do zabawy, prąd plus dziecko równa się nie ma dziecka i dziura po dziecku, no przestań, ja wiem, że to tylko takie foto z wakacji, taki slajd, ja z tobą w muzeum kabli, jesteśmy tak uśmiechnięci, tak razem szczęśliwi, ty ciągniesz za jakąś rurkę, to są fantastyczne wakacje, zaraz nie wytrzymam, zaraz pójdę się z tobą ożenić, bez kitu. Lecz tego już na zdjęciu nie widać, gdyż pada flesz i raptem robi się ciemno.

Właśnie mówimy o śmierci, machając nogą, jedząc orzeszki, chociaż nie mówi się o nieobecnych. To są zaledwie siniaki i zadrapania, które zrobiłyśmy sobie, jeżdżąc na rowerze, ale na naszych nogach wyglądają jak rozlewiska, jak fioletowe morza i zaciekle mówimy o śmierci. I wyobrażamy sobie swój pogrzeb, na którym jesteśmy obecne, stoimy z kwiatami, podsłuchujemy rozmowy i bardziej niż wszyscy płaczemy, nasze mamy trzymamy pod rękę, na pustą trumnę rzucamy ziemię, bo tak naprawdę śmierć nas nie dotyczy, my jesteśmy inne, my kiedy indziej umrzemy albo wcale nie umrzemy. Jesteśmy śmiertelnie poważne, palimy papierosy, zaciągając się tak, że echo odpowiada w całym domu i strzepujemy popiół do pustego pudełka po akwarelkach.

Tymczasem knujemy, na ścianie wydrapujemy wielki plan ucieczki do wnętrza ziemi. I zaczynamy robić przygotowania, ścieramy odciski palców, czyścimy z włosów grzebienie, pakujemy ubrania. Wszystko tak, żeby światu wyrósł na dłoni szósty, martwy palec, żeby mu się pomyliło, pogubił się w rachunkach, żeby zdawało mu się, że nigdy nas nie było. Żeby się powiesić do szafy na wieszaku, wyciągnąć z kieszeni wszystkie monety, zapałki i papierki, i wyjąć się z powrotem dopiero, kiedy będzie już po wszystkim. W międzyczasie nosić inne rzeczy, ciała starych dziewczynek zasuszonych między kartkami książki, twarze anemicznych dzieci.

Wieczko zostało podważone, zawartość napoczęta i wystawiona na to powszechne, mordercze słońce. I staramy się zaciskać powieki, ale skóra zrobiła się przezroczysta i wszystko wyraźnie widzimy, porzucone, pozbawione zawartości ubrania, kilkudniowy zarost pokrywający pokój, wydęte przez wiatr spodnie, puste opakowanie po nas, po nas, która zostałyśmy z niego wyjedzona.