Poczym pyta, czy mam już jakąś dziewczynę. Na co ja odpowiadam, że jeszcze nie, gdyż nie mogę się otrząsnąć po dziewczynie, od której musiałem odejść, gdyż codziennie kilkakrotnie niszczyła mnie duchowo. Ona na to: jasne, dobrze żeś zerwał z nią. Ja na przykład nie jestem taka. To znaczy płytka, głupia. Na przykład pomyśl, że ja nie jem mięsa. Mięso produkt zbrodni. Cukier robiony z kości zwierzęcych, więc cukru nie jem również.

Patrzę na nią jak w zaklętą. Przychodzi mi taka myśl, że może ona jest jakąś wariatką, co zwiała ze szpitala i mnie sobie upatrzyła na kolejną ofiarę. I powinnem teraz uciekać precz stąd, zapłacić za siebie, Barmanowi powiedzieć, że fajna ostra dupa chce go poznać i spiżdżać stąd co sił. Lecz tego nie robię. Nie mam instynktu zwierzęcego, który ratuje przez wyniszczeniem gatunku. Siedzę i patrzę na nią, jej kieckę, jej nogi. Co będzie to będzie.

Ona to widzi, dopija swojego drinka. Czy wiesz, że nie jem również jajek?

Tego już nie wytrzymuję, gdyż pojmować takich niedorzecznych poglądów nie pojmuję. Mówię do niej: co ty, jesteś walnięta? Coś ci jajka złego zrobiły?

Ona patrzy na mnie dość z oburzeniem, jak gdybym nie wiedział o elementarnych podstawach moralnych. Mówi do mnie tak: A jak ty byś się czuł, gdyby cię zabijano bez twej zgody? Gdybyś nawet był tego nieświadomy, wobec tego bezbronny? Zresztą przekonasz się o tym. Ponieważ świat jest już na krawędzi. Gdy patrzę rankiem przez balkon, wiem jedno, świat ginie, umiera. Środowisko naturalne. Człowieczeństwo do reszty zdegradowane. Powszechna nadwaga, otyłość. Smutek. Amerykanizacja gospodarki. Rozumiesz te wszystkie fakty? Zanieczyszczenie CV. Azbest. VTC. My jako ludzie jesteśmy skończeni. To koniec.

Tu nawiązuje się na tym tle dyskusja. Mówię tak, gdyż wytrąciło mnie to z ustalonej równowagi: a czy ty wiesz, że czasem bywa tak i tak się zdarza, że kury, koguty zadziobują swe własne jajka i je jedzą?

Na to ona jeszcze bardziej rozsierdzona: gdyż one się buntują! Mówią nie przeciwko złym ludziom, którzy bezprawnie odbierają im jedyne potomstwo. Wolą je zniszczyć niż żywić ponury naród ludzki.

Choć sam postuluję za niezanieczyszczaniem przyrody przez amerykańskie przedsiębiorstwo, jej mowa nieco mnie zaszokowała. Są to jakby moje myśli o charakterze antyglobalistycznym, lecz niezupełnie do końca. Bardziej histeryczne, bez trzeźwości, bez równowagi.

Uważam, iż twe poglądy są zbyt radykalnie pesymistyczne, mówię, kładąc jej rękę na udzie. Ona mówi, że po prostu jest realistyczna. W zeszłym miesiącu rzucił ją jej chłopak. Amen, taka to historia. Od tej pory nie ma żadnych złudzeń, nie jest już tak naiwna by się wiązać. Świat ją przeraża, przytłacza. Lecz gdyby tylko spotkał ją ktoś, kto lubiłby jeździć na rowerze, uprawiać sport, badminton, piłka plażowa. Podzielał jej hobby. Kto by jej pomógł odkryć piękno świata. Przyjaźń, miłość, romantyczne spacery. Potrafiłaby się poświęcić, oddać. Odpisałaby na list.

Nie myśl, bo nie będzie tak, iż twe problemy raptem wtedy znikną – mówię do niej, dziwiąc się swej wewnętrznej głębokości, swej duchowości, która bierze nade mną górę. Mówię tak: nie będą te, będą inne problemy, kłopoty. Życie nie jest tak proste.

Ona na to mówi taki wyznanie: nie wiem, czy wiesz, ale nie wierzę w Boga. Boga nie ma, bo skazał swe dzieci na cierpienie i śmierć. Boga nie ma ot i już. Ani w kościele, ani nigdzie. Kategorycznie w to nie wierzę, choćbyś nie wiem, jak mnie przekonywał. Jest wyłącznie szatan. Żaden argument nie zadziała przeciwko mym poglądom, bym mogła z nich zrezygnować. To jedyne co ci powiem w tym temacie. Czarna Biblia, musisz tą lekturę przeczytać, przeanalizować, gdyż to najlepsza moja lektura przez całe liceum ekonomiczne, najlepsza moja szkoła poglądów. Szczególny rozdział, w którym mówi się o tak zwanych energetycznych wampirach, które zabierają z ciebie energię, nie zostawiając ci nic, tacy ludzie. Taki właśnie był mój chłopak Robert Sztorm, który pozbawił mnie wszystkiego.

Ja od razu się przyczepiam do tego Roberta, bo na te jej sądy o religii, sferze sacrum i profanum, nie mam żadnej, totalnie żadnej riposty. Lecz nawet jeśli mam, to nie chcę ich głośno wypowiadać. Taka umowa, każdy myśli swoje i drugi wcale nie musi o tym wiedzieć.

Robert Sztorm, skądś kolesia znam – tak mówię do niej. Ona na to, że być może, ze szkoły, z dyskoteki lub też z klubu, z giełdy. Ja mówię, zaraz, zaraz, czy on nie ma ojca Zdzisława. Ona na to, że owszem i czy go znam. Ja mówię, że tak, że jasne, że są oni niechybnie właścicielami wytwórni piasku, z którymi robię interesy, porachunki. Ona na to już dużo weselej, że to się nieźle składa. Ja mówię, że też. ona, że nigdy by się nie spodziewała. Ja na to, że ja także. Że mam firmę przewozową, turystyczną. Że przede wszystkim jednak mani również fabrykę wesołych miasteczek, która pożera mnóstwo właśnie piasku. Chodzi o to, iż takie wesołe miasteczko musi na czymś stać, a jest fachowo udowodnione, by najlepiej stało na podłożu piaskowym.

Dodaję jeszcze: żelazistym i jakąś mniej zrozumiałą nazwę zachodnią, by wiedziała, że w naszym przedsiębiorstwie znamy się na rzeczy.

Ona przy tej fabryce wesołych miasteczek mówi, że nie wyglądam. Ja mówię, że mimo to jednak tak jest. Wtedy ona, że jeśli tak jest, to bym jej dał swój bilet, swą wizytówkę z tego biznesu. Ja mówię, iż są w przygotowaniu przez mą sekretarkę panią Magdę. Za to mogę jej pokazać firmowy przyrząd piśmienniczy firmy „Wytwórnia Piasku”, co niby że dostałem od Sztorma osobiście. Pokazuję, jest zachwycona. Mówię, iż jeśli chce, to możemy sobie zapodać nieco bielinki, ponieważ po całym dniu spędzonym na obliczeniach, na bizneslanczach, które są zazwyczaj obfite, zawierające niezdrowy, najczęściej amerykański tłuszcz, spaleniznę. Holenderską sałatę na nawozie z psiego łajna. Że po tych wszystkich codziennych bankietach, bufetach, po codziennej lekturze gazet, magazynów jestem zmęczony, cierpię na chroniczne zmęczenie. Ona na to, iż Robert by jej nigdy nie pozwolił. Ja wtedy już dość jestem podrażniony i mówię jej prosto w twarz: ze mną tu przyszłaś czy z tym jakimś twoim cnotliwym świętym Robertem synem Zdzisława? Idziemy zasunąć proszku albo nie idziemy. Raz dwa trzy i wybierasz ty. Ona na to ostatecznie się ociąga, furczy do samej siebie, narzuca swą skórę. Barman robi do mnie oko. Niechby jednak Lewy zrobił do mnie oko, to bym zabił jego samego i jego całą rodzinę włącznie z kuzynami.

Jest okej, idziemy naprzeciw baru. Chcąc być opiekuńczym, proponuję jej, że jeśli są jakieś dymy z Robertem Sztormem, to proszę bardzo. Robert Sztorm ma załatwione wjazd na chatę. Chłopcy wezmą mu wszystko za darmo i jeszcze będą się z tego cieszyć. A będzie to mógł potem spokojnie wykupić w komisie na gotówkę lub systemem ratalnym, więc krzywda mu nie zajdzie. Szczególnie iż jest pewnie bogatym prawicowym wyzyskiwaczem robotników we swojej firmie. ZChN-owcem. Szurniętym konfidentem, ruskim LM-em. Ona, że niby jak to by miało być. Ja jej tłumaczę obrazowo. Wpada dziesięciu do niego na mieszkanie, lodówka, zestaw radiofoniczny, audia video, wszystkie hi-fi idą do nieba i czekają na niego w niebie. Jeśli on tam oczywiście trafi. Choć najczęściej go nie zabijają. Tylko różne pieszczoty mu zrobią kluczem francuskim po piszczelach. Lokówka jak jakaś lepsza, toner do drukarki, suszarka, łyżworolki, aparat, komputer włącznie z klawiaturą, z myszką, z żoną, z kryształami, jeśli ma, tosterem. Całe, żeby nie powiedzieć, AGD i TYP.

Ona na to milczy, nie bardzo wie, co powiedzieć i jestem zadowolony, że takie robię na niej piorunujące wrażenia. Robię dla nas po kresce i mówię, czy ona ma przy sobie fifkę lub też jakiś długopisik. Ona mówi, że ma. Ja na to, by wtedy dała. Wtedy ona mi daje. Zdzisław Sztorm „Wytwórnia Piasku”. Mówię wtedy: kuuurwa twa mać. Ona na to: co, ruski jakiś, sfałszowany? Ja na to: nie, to nie to. Wręcz dobry. Po prostu zwykły długopis jak długopis. Ale wy jako kobiety jesteście wszystkie jeden chłam, jedno ciemiężnicze ścierwo. I powiem ci coś jeszcze. Już kobiety nie chcę więcej mieć, choćby mi się cisnęła na mnie jak lep. Bo każda jest zwykłą kurwą. Raz na miesiąc się psuje i nie chce działać. Każda ma przynajmniej jeden egzemplarz długopisu „Zdzisław Sztorm”. Teraz koniec. Choćby kobieta prosiła, klęczała, abym ją miał. Wtedy powiem do takiej: o nie. Spierdalaj mi. Z serca i z oczu. To znaczy nie bynajmniej do ciebie. Do innej jakiejś suki, co mi się będzie napraszać. Palcem nie kiwnę w bucie ani u ręki. Na to ona patrzy na mnie, jak gdyby chciała być na miejscu przeleciana, tu naprzeciw baru, pod tą ścianą. I tak mi odpowiada: Silny, masz prawdę. Nie chcę być również ani z kobietą, ani z żadnym mężczyzną. Bo nie ma właściwie żadnej różnicy, i z tym, i z tym jeden chuj, jeden wielki problem. Nie ma płci, nie ma podziału na kobiety i mężczyzn. Nie ma płci ani przeciwnej, ani innej. Są tylko skurwysyny, tylko krwiopijcy. Wszyscy ludzie bez względu na otrzymaną przy narodzinach płeć są tą samą rangą. Wiesz jaką? Rangą jak i rasą skurwieli, zwykłych potencjalnych skurwysynów. Tyle usłyszysz ode mnie. jedna rasa, ludzka rasa.