Изменить стиль страницы

Roześmiał się ponownie. Otworzył kolejną puszkę piwa.

Zajmował się właśnie tym, pomyślał Paweł. Prowokacją i rozbijaniem demonstracji.

Robert był już nieco wstawiony.

– Stosowaliście tortury? – zapytał.

– Czy ja stosowałem tortury? – zdziwił się Omelajn. – Oczywiście. Większość pękała na sam widok narzędzi. Ale czasami trzeba było trochę pomóc. Mieliśmy bardzo nowoczesny sprzęt. Tyle tylko, że rzadko mogliśmy go używać.

– To nieludzkie – zaprotestował Paweł.

– Też tak wtedy myślałem. Ale wystarczyło mi popatrzeć, co robią bolszewicy i przeszły mi wszystkie wyrzuty sumienia. Poza jednym. Zsyłaliśmy tych zafajdanych rewolucjonistów na Sybir. A trzeba ich było likwidować tam na miejscu, w piwnicy. Likwidować, jak plugawe robactwo. Kiedy pomyślę, że mieliśmy w celi Feliksa Dzierżyńskiego i pozwoliliśmy mu żyć…

Twarz starca zbladła, a na policzki wystąpiły czerwone plamy. Łyknął pospiesznie trzy tabletki. Paweł wzdrygnął się, choć nie mógł odmówić racji staremu agentowi. Już prawie przysypiał na krześle za stołem, gdy pomarszczona ręka rozgarnęła dzielącą ich pryzmę pustych puszek. Powykręcanymi od artretyzmu palcami Mitrofanow złapał chłopaka za klapy i, przyciągnąwszy go, wysyczał mu prosto w twarz pytanie:

– Uważacie swój kraj za wolny i niepodległy?

– Tak. Tak właśnie uważamy.

– Wasz kraj nie będzie wolny, dopóki jego terytorium nie opuści ostatni socjalista.

***

– A coś takiego niepotrzebne? – zapytał antykwariusz, zdejmując z półki niedużą, rzeźbioną skrzyneczkę.

Omelajn aż się poderwał z wózka inwalidzkiego, na którym siedział.

– Od spodu jest wypalona litera?

Antykwariusz uniósł brwi ze zdziwienia.

– Skąd pan wiedział?

– Wewnątrz jest obrazek, wykonany ołówkiem na tekturce, przedstawiający młodą dziewczynę.

– Tak…

– Ciekawe. Miałem ją w ręce w 1910, dowiedziałem się, jak powstała…

– Do mnie też wróciła. Sprzedałem ją takiemu młodemu chłopakowi, a w jakieś pięć miesięcy później przyniosła mi ją jakaś babina. Zaklinała się, że jest w jej rodzinie od czasów wojny…

– Ile?

– A ile jest dla pana warta?

Starzec popatrzył w zadumie na Pawła i Roberta.

– Dacie radę pobić go i odebrać mu ją siłą?

– Jestem wrogiem przemocy – powiedział Paweł. – Myślę, że nie będzie chciał za nią dużo. Nie ma jej na zdjęciach.

– To było wcześniej. Pierwszy ślad… Nie jest nam potrzebna, ale miło byłoby ją mieć. Sto złotych – rzucił znienacka, wbijając wzrok w sprzedawcę.

– Sto złotych – powtórzył w zadumie antykwariusz. – Pan jest dobrym klientem. Niech ją pan weźmie na pamiątkę.

Pokrzywione palce zacisnęły się na rzeźbionym drewnie jak szpony.

– Błagadariu!

Otworzył wieczko i wpatrzył się w podobiznę dziewczyny.

– Tatiana Breszko-Breszkowska – powiedział nieoczekiwanie. – Wnuczka znanej rewolucjonistki i mistyczki. To go przyciągnęło. – Pokazał umieszczony pod obrazkiem adres. – Ona tam nie mieszkała, tylko artysta, który ją sportretował. Chłopak, który kupił skrzyneczkę, miał krótko obcięte włosy, brązowe oczy i kolczyk w lewym nozdrzu?

– Skąd pan wie? – zdumiał się antykwariusz.

– Spotkaliśmy się. Niech się pan nie zdziwi, gdy za kilka dni pudełeczko wróci do pana w rękach jakiegoś starego człowieka, który powie, że jest ono w posiadaniu jego rodziny jeszcze od pierwszej wojny światowej.

– Wyjaśni mi to pan? Jakaś gra?

– Gra. To dobre określenie. Gra się ludźmi. Zna się pan na polityce? Albo na szachach?

– Słabo.

– Politykę tworzy jeden człowiek. Narzuca swoją wolę całej reszcie ludzkości. Wystarczy zbić jednego pionka na szachownicy i wszystko się zmienia. Król musi uciekać. Albo następuje mat. Biały król wykona roszadę. Hetman zasłoni go od tyłu i weźmie na siebie całą odpowiedzialność i całe ryzyko. Pionek z tej samej drużyny zabił hetmana. Ale zbuntowany pionek może zostać wyeliminowany. Wyeliminowany bez litości. Wcześniej. Jeśli czarne się ruszą, białe będą stać nieruchomo i w rezultacie wezmą całą pulę, gdy nadejdzie odpowiedni czas.

Rozmarzony wzrok zmętniał. Wstrząsnęły nim drgawki, ale po chwili przeszły. Z kieszeni wyjął figurkę gońca. Gońca, pociągniętego czerwonym lakierem do paznokci. Niespodziewanie jakby się obudził.

– Dziękuję panu – powiedział sprzedawcy. – Chłopaki, do samochodu.

Pchnęli fotel inwalidzki przez wąskie drzwi antykwariatu. Zanim wepchnęli go z wózkiem do auta, zdążył sprawdzić, że w pudełeczku zmieści się bez problemu czterdzieści płytek CD-ROM.

***

Jeszcze jeden hak, kilka uderzeń młotkiem… Po kilku minutach pielęgniarz mógł wwieźć triumfalnie starca na wózku do pokoju, którego ścianę ozdabiał obraz. Omelajn uśmiechnął się.

– Wystarczy – powiedział. – Nie kupujcie już nic więcej. Tylko jeszcze jedno. – Zwrócił wzrok na Pawła. – Na Stadionie Dziesięciolecia, na koronie siedzi Polak, który handluje carskimi rublami w papierkach. Kup wszystkie. Dziś wieczorem chyba będzie burza.

– Zapowiadali w telewizji – powiedział Robert.

– Dobrze. Wejdziesz na dach i umieścisz tam stalowy pręt tak, jak poleciłem. Do dzieła. Do południa chcę, żeby wszystko było skończone.

Z kieszeni szlafroka wydobył rewolwer i zakręcił go na palcu, jak kowboj z westernu. Uśmiechnął się przy tym szeroko.

– Goniec bije piona – powiedział radośnie. – Szachy to gra, która wymaga porządku. Nie ma w niej miejsca na figury, które się buntują.

***

Paweł wrócił po dwu godzinach. Przywiózł piętnaście tysięcy rubli w banknotach o nominałach sto i pięćset. Mitrofanow uśmiechnął się, znowu asymetrycznie, jedną połówką ust. Z parapetu zdjął czarny neseser. Walizeczka była stara jak świat, rogi wzmocnione miała srebrzonymi okuciami z brązu, rączkę wykonano z hartowanej stali. Palisandrowy szkielet obciągnięto wołową skórą. Piękny, niezniszczalny wyrób. Starzec otworzył ją za pomocą kluczyka, który wisiał na dewizce jego zegarka. Wewnątrz była istna fortuna. Grube pliki banknotów stu – i pięćsetrublowych. Zwitki mniejszych nominałów wypełniały ciasno resztę wnętrza. Mężczyzna przeliczył je szybko.

– Łącznie z tym, co przyniosłeś, dwa miliony osiemset pięćdziesiąt tysięcy rubli, i mały ogonek – powiedział z pewną dumą.

– Sądzi pan, że po reprywatyzacji w Rosji te pieniądze odzyskają swoją wartość? – zagadnął Robert.

Omelajn parsknął śmiechem. Strużka śliny pociekła mu aż na szyję.

– Nie będzie reprywatyzacji – powiedział. – Nie będzie nacjonalizacji. Będzie święta własność prywatna. Na zawsze. To jest wasze honorarium. – Wyjął z kieszeni gruby plik dolarów i podzielił na dwie, mniej więcej równe części.

– To znacznie więcej, niż się umawialiśmy – bąknął Paweł.

– Mnie nie będą już potrzebne – odparł. – Ale zostańcie ze mną jeszcze do szóstej wieczorem.

– Coś się wydarzy?

– Tak. Laufer wykonuje skok i bije pionka.

Twarz starego człowieka wykrzywiła się w dość paskudnym uśmiechu. Z kieszeni wyciągnął paręnaście kartek odbitych na ksero. Spomiędzy nich wyciągnął, także odbite na ksero, zdjęcie.

– Bogrow – powiedział z nienawiścią, pokazując im fotografię. – Ten człowiek ma na sumieniu dwieście pięćdziesiąt milionów ofiar komunizmu. Zabiję go. Wcześniej. Miał tu zabić jednego rewolucjonistę, dwa domy stąd. I zabił. Przyszedł do niego jak przyjaciel. Przyniósł butelkę francuskiego wina…

Zakaszlał.

– Pionek. Jeden zafajdany mierzawiec. Ale do czasu. Do czasu. Chcecie, to wam coś opowiem. Przesadźcie mnie. – Wzrokiem wskazał krzesło przy stole.

Pomogli mu. Z torby wyjął pudełko. Przesunął palcami po jego rzeźbionym wieczku.

– W 1909 urządziliśmy nalot na jeden lokal. Przypuszczaliśmy, że mieszkają tam anarchiści. Mieliśmy rację, mieszkali. Zastrzelili czterech policjantów i przedarli się. Jeden został w budynku i zdetonował bombę. Spod gruzów wyciągnęliśmy rannego chłopaka. Widywałem wielu dziwnych typków, ale nigdy takiego z kolczykiem w nosie. Miał przy sobie tę skrzyneczkę. Przy wybuchu zwaliła się na niego ściana, miał zgniecioną miednicę. Podaliśmy mu opium, ale to mogło tylko złagodzić ból. Powiedział, że pokochał dziewczynę z rysunku. Kupił ten drobiazg w antykwariacie, starał się ustalić, kim była, i poszedł pod napisany adres. Gdy wchodził do bramy, w dom uderzył piorun. Cofnął się w czasie. Odnalazł Tatianę, ale ona go nie przyjęła. Pozwoliła mu zanocować w tym mieszkaniu, a nad ranem wpadliśmy tam my. Zachowałem tę skrzynkę na pamiątkę i straciłem ją w czasie powstania pod ruinami zburzonego domu. Ale jest zapętlona, więc wróciła. Zabiorę ją ze sobą z powrotem do carskiej Rosji. A potem wypuszczę z rąk, żeby mogła trafić do antykwariatu i, razem z chłopakiem, wrócić jeszcze raz.