Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ 47

Kiedy Buchanan zadzwonił, Thornhill siedział w swoim domowym gabinecie. Jego linia telefoniczna była nie do namierzenia, nawet gdyby Buchanan siedział w Kwaterze Głównej FBI. Dodatkowo w telefonie zamontowano skrambler, który uniemożliwiał rozpoznanie tożsamości na podstawie analizy głosu. Z drugiej strony, ludzie Thornhilla, jak do tej pory bez skutku, pracowali nad odnalezieniem miejsca, skąd dzwonił Buchanan. Nawet CIA miała ograniczenia spowodowane eksplozją technologiczną w telekomunikacji. W powietrzu krzyżowało się tak wiele sygnałów, że precyzyjne zlokalizowanie rozmowy bezprzewodowej było cholernie bliskie niemożliwości.

Narodowa Agencja Bezpieczeństwa mogłaby zlokalizować rozmowę, wykorzystując swą antenę kolistą, która wciąż była w stadium badań. Supertajna Agencja posiadała moc technologiczną, przy której bladło wszystko, czym dysponowała CIA. Thornhill zdawał sobie z tego sprawę. Mówiono, że dane wywiadowcze, które NSA stale wychwytywała z powietrza, mogłyby co trzy godziny zapełnić Bibliotekę Kongresu. Thornhill sam wykorzystywał wcześniej ich usługi, jednak NSA (dowcip głosił, że skrót ten oznacza no such agency, „nie ma takiej agencji”) była trudna do kontrolowania, dlatego nie chciał jej włączać w tak delikatną sprawę. Musi sobie sam z tym poradzić.

– Wiesz, dlaczego dzwonię? – zapytał na powitanie Buchanan.

– Taśma, bardzo osobista.

– Dobrze się robi interesy z kimś, kto się uważa za wszechwiedzącego.

– Byłbym wdzięczny za cień dowodu, jeśli nie sprawi ci to kłopotu – powiedział spokojnie Thornhill.

Buchanan odtworzył fragment ich wcześniejszej rozmowy.

– Dziękuję, Danny. Twoje warunki?

– Po pierwsze, nie zbliżaj się do córki Lee Adamsa. To ma zostać odwołane. Na zawsze.

– Czyżbyś przypadkiem był teraz razem z panem Adamsem i panią Lockhart?

– Po drugie, także cała nasza trójka ma być nietykalna. Jeśli wydarzy się coś w najmniejszym stopniu podejrzanego, taśma natychmiast znajdzie się w FBI.

– W czasie naszej ostatniej rozmowy powiedziałeś, że już wtedy miałeś środki, by mnie zniszczyć.

– Kłamałem.

– Czy Adams i Lockhart wiedzą o mojej roli?

– Nie.

– Dlaczego miałbym ci wierzyć?

– Gdybym im powiedział, znaleźliby się w jeszcze większym niebezpieczeństwie, a ich interesuje tylko przetrwanie tego wszystkiego. Wydaje się zresztą, że obecnie wszystkim nam na tym zależy. Obawiam się, że musisz mi uwierzyć na słowo.

– Mimo że dopiero co przyznałeś, że mnie okłamałeś?

– Otóż to. Powiedz, jak się czujesz?

– A mój plan?

– To mnie w ogóle nie obchodzi.

– Dlaczego uciekłeś?

– Postaw się na moim miejscu, co byś wtedy zrobił?

– Nigdy bym się nie znalazł na twoim miejscu.

– Dzięki Bogu, nie wszyscy jesteśmy tacy jak ty. To co, ustaliliśmy te punkty?

– Nie mam specjalnie wyboru, co?

– Witam w klubie – skwitował Buchanan. – Możesz być absolutnie pewny, że jeśli cokolwiek przydarzy się jednemu z nas, to jesteś skończony. Jeśli jednak będziesz grał uczciwie, osiągniesz swój cel. Wszyscy będą zadowoleni.

– Dobrze się z tobą robi interesy, Danny.

Thornhill rozłączył się i przez chwilę opanowywał wzburzenie. Po chwili zadzwonił dokądś, ale nie był zadowolony. Nie udało się zlokalizować rozmowy. No dobrze, w porządku. Nie oczekiwałby to było tak łatwe. Wciąż jednak miał asa w rękawie. Jeszcze raz zadzwonił: tym razem rozmowa spowodowała, że jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Thornhill wiedział wszystko, co można wiedzieć, i dziękował Bogu za tę wszechwiedzę. Trudno pokonać kogoś, kto jest przygotowany na każdą możliwość. Niemal na pewno Buchanan jest razem z Lockhart. Oba złote ptaszki w jednym gniazdku! Dzięki temu jego zadanie nieskończenie się upraszcza, Buchanan sam siebie przechytrzył.

Miał właśnie nalać sobie kolejnego scotcha, kiedy w drzwiach pojawiła się żona. Czy pójdzie z nią do klubu? Właśnie odbywał się turniej brydżowy, zadzwoniono do niej. Jakaś para zrezygnowała i poproszono Thornhillów, by zajęli jej miejsce.

– Właściwie – powiedział – jestem teraz bardzo zajęty partią szachów.

Ze zdziwieniem rozejrzała się po pustym pokoju.

– Kochanie, taką na odległość – wyjaśnił Thornhill, wskazując na komputer. – Można to robić dzięki dzisiejszej technologii. Można przeprowadzić bitwę i nawet nie widzieć przeciwnika.

– Dobrze, ale nie siedź za długo – poprosiła. – Pracujesz bardzo ciężko, a nie jesteś już młodzieniaszkiem.

– Widzę światełko w tunelu – odparł Thornhill.

I tym razem mówił absolutną prawdę.