Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ 46

– Nie podnoś się, Faith – powiedział Lee, skradając się do okna wychodzącego na ulicę. W ręce miał pistolet, obserwował mężczyznę wysiadającego z samochodu przed domem. – Czy to Buchanan? – zapytał.

Faith nerwowo zerknęła ponad ramą okna i natychmiast odprężyła się.

– Tak.

– Dobrze, idź do drzwi, będę cię osłaniał.

– Mówię ci, że to jest Danny.

– Super, więc idź i wpuść swojego Danny’ego. Nie chcę podejmować zbędnego ryzyka.

Faith skrzywiła się, słysząc tę uwagę, podeszła do drzwi i otwarła je, Buchanan wśliznął się do środka, a Faith zamknęła za nim drzwi. Lee, z pistoletem wyraźnie widocznym w kaburze, ze schodów obserwował ich długi uścisk. Ich ciała drżały, na policzkach obojga pojawiły się łzy. Na ten widok Lee poczuł ukłucie zazdrości, ale szybko mu przeszło, gdy zrozumiał, że ta wymiana czułości wypływa z uczucia pomiędzy ojcem i córką, połączenia bliskich, których rozdzieliły okoliczności.

– Pan jest pewnie Lee Adamsem – Buchanan wyciągnął doń rękę – z pewnością żałuje pan dnia, w którym zgodził się przyjąć to zlecenie.

– Nie – odparł Lee, schodząc po schodach. – To było ciastko z kremem. – Uścisnął dłoń Buchanana. – Właściwie zastanawiam się nad specjalizacją w tym zakresie, zwłaszcza że nikt nie będzie na tyle głupi, żeby też to robić.

– Dziękuję Bogu, że był pan tam i ochronił Faith.

– W zasadzie wyspecjalizowałem się również w chronieniu Faith. – Lee i Faith wymienili uśmiechy, po czym Lee znowu spojrzał na Buchanana. – Mamy jednak kolejną komplikację. Bardzo istotną – dodał. – Chodźmy do kuchni. Opowiemy wszystko przy drinku.

Usiedli przy stole i Lee opowiedział Buchananowi o żądaniu wymiany Faith za jego córkę.

– Co za drań! – Buchanan sprawiał wrażenie wściekłego.

– Ten drań ma nazwisko? – Lee spojrzał na niego uważnie. – Chciałbym je poznać, dla przyszłych potrzeb.

– Uwierz mi – Buchanan potrząsnął głową – że nie będziesz chciał iść tą drogą.

– Kto się za tym kryje, Danny? – Faith dotknęła jego ramienia. – Myślę, że mam prawo wiedzieć.

Buchanan spojrzał na Lee.

– Przepraszam – Lee uniósł ręce – ale to pańska kolej.

– To bardzo potężni ludzie. – Buchanan ścisnął ramię Faith. – I przypadkiem pracują dla tego kraju. Tyle tylko mogę powiedzieć, nie wpędzając cię w jeszcze większe niebezpieczeństwo.

– Nasz własny rząd próbuje nas zabić? – Faith usiadła zadziwiona.

– Dżentelmen, z którym mamy do czynienia, lubi działać na własną rękę. Ale ma mnóstwo środków.

– To znaczy, że córka Lee jest w niebezpieczeństwie?

– Tak. Ten człowiek zazwyczaj mówi mniej, niż robi.

– Dlaczego pan tu przyszedł? – chciał wiedzieć Lee. – Uciekł pan temu facetowi. Przynajmniej dla naszego bezpieczeństwa, mam taką nadzieję. Mógł pan zniknąć w milionie różnych miejsc. Dlaczego przyszedł pan tutaj?

– To ja was w to wciągnąłem, chcę was z tego wydobyć.

– Niezależnie od tego, jak pan to chce zrobić, niech pan umieści w swym planie ratowanie mojej córki albo mnie w nim nie umieszcza. Jeśli będzie trzeba, to przez następne dwadzieścia lat nie opuszczę jej na krok.

– Myślałam, żeby zadzwonić do agentki FBI, która ze mną pracowała, Brooke Reynolds – wtrąciła Faith. – Możemy jej powiedzieć, co się dzieje. Może otoczyć opieką córkę Lee, umieścić ją w bezpiecznym miejscu.

– Na resztę życia? – Buchanan potrząsnął głową. – Nie, to się nie uda. Musimy odciąć hydrze wszystkie głowy i spalić to, co zostanie. Inaczej marnujemy czas.

– Jak mielibyśmy to zrobić? – zapytał Lee.

Buchanan otworzył aktówkę i z ukrytego schowka wyjął maleńką kasetę magnetofonową.

– Użyjemy tego. Udało mi się nagrać dżentelmena z CIA, o którym mówiłem. Na tej taśmie przyznaje się do tego, że kazał zabić agenta FBI, a także do innych przestępstw.

– Mówi pan poważnie? – W głosie Lee pojawiła się nadzieja.

– Możecie mi wierzyć, nigdy nie pozwoliłbym sobie na dowcipy w stosunku do tego człowieka.

– Czyli wykorzystamy tę taśmę, aby trzymać bestię na dystans. Jeśli zrobi nam krzywdę, my go zniszczymy, a on o tym wie, więc wyrwaliśmy mu kły.

– Właśnie – wycedził Buchanan.

– A wie pan, jak się z nim skontaktować? – zapytał Lee.

– Tak. Jestem pewien, że już się zorientował, co zrobiłem, i w tej chwili stara się wydedukować, jakie są moje intencje.

– Dobrze, a moje intencje są takie, żeby zadzwonił pan w tej chwili do tego dupka i powiedział mu, żeby trzymał się z daleka od mojej córki. Chcę to wiedzieć na pewno. A i tak skurwysynowi nie wierzę, więc myślę o czymś w rodzaju grupy SEAL pod jej oknem, przynajmniej na jakiś czas. Sam też tam się udam, na wszelki wypadek. Chcą Renee? To będą musieli po mnie najpierw przejść.

– Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł – stwierdził Buchanan.

– Nie pamiętam, żebym pytał o pozwolenie – odparował Lee.

– Lee, proszę – szepnęła Faith. – Danny chce nam pomóc.

– Nigdy bym się nie znalazł w tym całym koszmarze, gdyby ten facet był ze mną szczery od samego początku. Więc, do cholery, nie miej do mnie pretensji, jeżeli nie uważam go za najlepszego kumpla.

– Nie mam o to do pana pretensji – wyjaśnił Buchanan. -Ale wezwał mnie pan po pomoc i zrobię, co będę mógł, żeby pomóc panu i pańskiej córce. Przyrzekam.

Nieufność Lee zmalała trochę w obliczu tej najwyraźniej szczerej deklaracji.

– No dobrze – powiedział niechętnie. – Przyznaję, że zapunktował pan, przyjeżdżając tutaj. Zarobi pan kolejne punkty, jeśli uda się panu odwołać tych morderców. A potem powinniśmy uciekać stąd w diabły Raz już dzwoniłem do tego psychola z mojej komórki. Zakładam, że w końcu zdoła określić, gdzie jesteśmy. Kiedy zadzwoni pan do niego, będzie miał jeszcze więcej danych.

– Zrozumiano. Niedaleko stąd na prywatnym pasie startowym mam samolot do dyspozycji.

– Pańscy wysoko postawieni przyjaciele?

– Przyjaciel. Starszy senator tego stanu, Russell Ward.

– Stary Rusty. – Faith uśmiechnęła się.

– Jest pan pewien, że nie był pan śledzony? – Lee spojrzał na drzwi wejściowe.

– Nikt nie mógł mnie śledzić. To jedna z niewielu rzeczy, których jestem pewien.

– Jeśli ten facet jest tak dobry, jak najwyraźniej pan myśli, to nie byłbym pewien niczego. – Lee podał słuchawkę. – Proszę teraz zadzwonić.