Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ 38

Connie wyglądał nieszczęśliwie, gdy Paul Fisher pochylił się nad nim i mówił konspiracyjnym tonem:

– Mamy wszelkie powody, by wierzyć, że ona jest w to zamieszana, Connie. Pomimo tego, co nam powiedziałeś.

Connie patrzył na Fishera. Nienawidził w nim wszystkiego, od doskonałych włosów i kwadratowego podbródka do wyprostowanej sylwetki i nienagannych koszul. Siedział już tutaj pół godziny. Opowiedział Fisherowi i Masseyowi swoją wersję całej historii, a oni swoją. Nie wyglądało na to, by mieli znaleźć wspólny grunt.

– Paul, to są pierdoły przez duże P.

– Poznałeś fakty. – Fisher spojrzał na Masseya. – Jak możesz jej bronić?

– Dlatego, że jest niewinna, co ty na to?

– Znasz jakieś fakty, które by to potwierdziły? – chciał wiedzieć Massey.

– Fred, cały czas mówiłem wam o faktach. Tej nocy mieliśmy gorący ślad w rolnictwie, w innej sprawie. Brooke nie planowała, żeby Ken pojechał wtedy z Lockhart. Sama chciała z nią jechać.

– Albo tak ci mówiła – odparował Massey.

– Słuchaj, dwadzieścia pięć lat mojego doświadczenia mówi, że Reynolds jest czysta jak łza.

– Badała finanse Kena Newmana, nie mówiąc o tym nikomu.

– Przestańcie, to nie pierwszy raz, gdy agent działa niezgodnie z regulaminem. Znalazła gorący ślad i chciała go zbadać. Jednocześnie nie chciała zniszczyć reputacji Kena, dopóki nie miała całkowitej pewności.

– A te sto tysięcy dolarów na kontach jej dzieci?

– Ktoś ją wrabia.

– Kto?

– Tego właśnie musimy się dowiedzieć.

– Będziemy ją śledzić. – Fisher potrząsnął głową zawiedziony. – Cały czas, aż to rozwiążemy.

Connie pochylił się i użył całej siły woli, by powstrzymać swe wielkie dłonie od zaciśnięcia na szyi Fishera.

– Paul, powinniście raczej iść za śladami z morderstwa Kena. No i spróbować znaleźć Faith Lockhart.

– Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to my będziemy prowadzili to śledztwo.

– Potrzebujecie kogoś do śledzenia Reynolds… – Connie spojrzał na Masseya. – To mogę być ja.

– Ty? Nigdy! – zaprotestował Fisher.

– Wysłuchaj mnie, Fred. – Connie uporczywie patrzył na Masseya. – Przyznaję, że sprawy Brooke wyglądają kiepsko. Ale wiem także, że nie ma lepszego agenta w Biurze. Nie chcę widzieć, jak kariera dobrego agenta kończy się w kanale, ponieważ ktoś zrobił coś źle. Sam przez to przechodziłem. Dobrze, Fred?

Massey sprawiał wrażenie zakłopotanego. Wyglądał, jakby skurczył się w krześle pod spojrzeniem Conniego.

– Fred – zaczął Fisher – potrzebujemy niezależnego źródła…

– Ja mogę być niezależny – przerwał mu Connie. – Jeśli nie mam racji, to Brooke padnie, a ja pierwszy jej o tym powiem. Ale mogę się założyć, że wróci i odbierze swój znaczek i broń. W gruncie rzeczy myślę, że za dziesięć lat będzie szefować całemu temu bałaganowi.

– Nie wiem, Connie… – zaczął Massey.

– Myślę, że ktoś jest mi winien taką możliwość, Fred – powiedział bardzo spokojnie Connie. – A ty co o tym myślisz?

Zapadła cisza. Fisher patrzył to na jednego, to na drugiego.

– Dobrze, Connie, śledź ją – zgodził się w końcu Massey. – Składaj mi regularnie raporty. Dokładnie to, co widzisz. Liczę na ciebie, w imię dawnych czasów.

Connie wstał i rzucił Fisherowi zwycięskie spojrzenie.

– Dziękuję za zaufanie, panowie. Nie zawiodę was.

Fisher wyszedł za Conniem na korytarz.

– Nie wiem, co ty tu wyrabiasz, ale pamiętaj: już masz czarną plamę na swojej reputacji, ona drugiego nie wytrzyma. Chcę wiedzieć wszystko, co będziesz raportował Masseyowi.

Connie przyparł dużo wyższego Fishera do ściany.

– Posłuchaj, Paul – przerwałby ostentacyjnie zdjąć jakiś pyłek z koszuli Fishera – rozumiem, że formalnie jesteś moim przełożonym. Staraj się jednak zanadto w to nie wierzyć.

– Connie, stąpasz po chybotliwej linie.

– Lubię niebezpieczeństwo, dlatego zgłosiłem się do Biura. Dlatego noszę broń. Ja już kogoś zabiłem. A ty?

– To nie ma sensu. Marnujesz szanse na karierę. – Fisher czuł za sobą ścianę, purpurowiał na twarzy, w miarę jak Connie coraz bardziej na niego napierał.

– Coś takiego? Dobrze, pomogę ci odnaleźć w tym sens. Ktoś wrabia Brooke. Kto to może być? Gdzieś w Biurze jest przeciek. Ktoś chce ją zdyskredytować, załamać. Gdybyś mnie o to zapytał, to ty okropnie starasz się to właśnie zrobić.

– Ja? Oskarżasz mnie, że jestem przeciekiem?

– Nikogo o nic nie oskarżam. Przypominam jedynie, że dopóki nie odkryjemy źródła przecieku, to dla mnie nikt, ale to nikt, od dyrektora do ludzi czyszczących tu kible, nie jest wolny od podejrzeń. – Connie odsunął się od Fishera. – Miłego dnia, Paul. Lecę złapać paru złych gości.

Fisher patrzył za nim, wolno kręcił głową, a w jego oczach widać było strach.