Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ 21

Po terminalu portu lotniczego snuli się przedstawiciele zarówno FBI, jak i CIA, przy czym pierwsi zupełnie nie mieli pojęcia o obecności drugich. Ludzie Thornhilla mieli dodatkową przewagę, bo wiedzieli, że Faith Lockhart prawdopodobnie podróżuje z Lee Adamsem. Agenci FBI szukali tylko kobiety.

Lee nieświadomie minął parę agentów FBI ubranych jak biznesmeni, z aktówkami i „Wall Street Journal” w rękach. Zupełnie dla niego nie istnieli, Faith zaś przeszła obok nich chwilę wcześniej. Zwolnił, kiedy podchodził do głównej kasy biletowej. Faith rozmawiała z kasjerem, czyli wszystko wyglądało mniej więcej w porządku. Nagle poczuł się winny, że jej nie ufał, poszedł do rogu i tam czekał.

Przy kasie Faith pokazała swój nowy dowód tożsamości i kupiła trzy bilety. Dwa były na nazwiska Suzanne Blake i Charlesa Wrighta. Kobieta w kasie ledwo spojrzała na zdjęcie. Dzięki Bogu, pomyślała Faith, chociaż chyba i tak ludzie rzadko wyglądają tak jak na zdjęciach w dowodach. Lot do Norfolk miał być za czterdzieści pięć minut. Trzeci bilet kupiła na nazwisko Faith Lockhart, na lot do San Francisco z międzylądowaniem w Chicago. Ten lot miał być za czterdzieści minut. Zachodnie Wybrzeże, wielkie miasto. Mogła się tam zgubić, pojechać na wybrzeże albo nawet prześliznąć się do Meksyku. Nie była pewna, jak mogłaby to zrobić, ale musiała robić jedną rzecz na raz.

Wyjaśniła, że kupuje bilet do San Francisco dla swojej szefowej, która zaraz ma przyjechać.

– Będzie się musiała spieszyć – powiedziała kasjerka. – Musi jeszcze przejść przez bramkę. A za jakieś dziesięć minut zaczną wpuszczać do samolotu.

– To nie problem – zapewniła Faith. – Ona nie ma bagażu, więc może od razu wejść.

Kasjerka podała bilety. Faith pomyślała, że bezpiecznie może używać prawdziwego nazwiska, bo za wszystko płaciła kartą kredytową Suzanne Blake. Będzie tylko musiała okazać swój prawdziwy dowód przy wejściu. Wszystko będzie w porządku.

Nie mogła się bardziej mylić.

Lee patrzył na Faith, gdy nagle błysnęła mu myśl. Pistolet! Musi go oddać, zanim przejdzie przez kontrolę, bo inaczej rozpęta się tu piekło. Podszedł do kasy i stanął obok zdziwionej Faith. Objął ją ramieniem i lekko pocałował w policzek.

– Cześć, kochanie. Przepraszam, rozmawiałem dłużej, niż myślałem. – Spojrzał na kasjerkę i spokojnie powiedział. – Mam pistolet i muszę go oddać.

– Pan Wright? – Kasjerka lekko uniosła brwi.

Lee przytaknął i pokazał swój fałszywy dowód, a kobieta zaczęła przygotowywać niezbędne dokumenty, podstemplowała odpowiednim znakiem jego bilet i wprowadziła informację do komputera. Lee wyjął pistolet i amunicję, po czym wypełnił deklarację. Kasjerka zabrała pojemnik, a para odeszła od kasy.

– Przepraszani, zapomniałem o pistolecie. – Lee spojrzał w kierunku bramki bezpieczeństwa. – Dobra, na pewno ustawią ludzi przy bramkach. Przejdźmy osobno i bądź spokojna. Nie jesteś ani trochę podobna do Faith Lockhart.

Faith cały czas czuła serce w gardle, ale przeszli bez przeszkód. Kiedy minęli monitory z informacjami o lotach, Lee wypatrzył ich bramkę.

– My tędy – powiedział.

Faith skinęła głową, starając się zapamiętać, jak są rozmieszczone bramki. Odlot do San Francisco był wystarczająco blisko, żeby z łatwością się tam dostać, a jednocześnie wystarczająco daleko od bramki odlotu do Norfolk. Ukryła uśmiech: doskonale.

Spojrzała na Lee. Wiele dla niej zrobił, więc czuła się nieco zakłopotana tym, co miała zamiar zrobić, ale powtarzała sobie, że tak będzie najlepiej. Dla obojga. Podeszli do bramki odlotu do Norfolk. Za dziesięć minut mieli zacząć wpuszczać do samolotu i sporo ludzi czekało już przy bramce. Lee spojrzał na Faith.

– Może zadzwoń teraz do Pine Island i zamów samolot. Podeszli do telefonu, Faith zadzwoniła i po chwili powiedziała:

– Wszystko gotowe, teraz możemy odetchnąć.

– Tak – sucho powiedział Lee.

Faith rozejrzała się.

– Muszę wejść do łazienki.

– Tylko się pospiesz.

Szybko odeszła, a Lee patrzył za nią w zamyśleniu.