Ale twarz Helen, w przeciwieństwie do łagodnego oblicza jej matki, zacięta była w wyrazie uporu i arogancji.

«Dlaczego więc mnie ich nie przekazała?!» – wykrzyknęła gwałtownie do mnie Helen i to samo pytanie zadała również po węgiersku matce.

Starsza kobieta przez długą chwilę milczała. Kiedy zaczęła mówić, wyraz twarzy jej córki jeszcze bardziej stwardniał.

«Mówi – zaczęła tłumaczyć Helen – iż zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo nienawidziłam swego ojca. A ona chciała je przekazać komuś, kto go kocha».

Tak jak ona jego – dodałem w duchu. Moje serce, również przepełniało to uczucie i nagle popatrzyłem na ten mały, skromny domek, tak bardzo wypełniony od lat nieszczęśliwą, nieodwzajemnioną miłością, z całkiem innej perspektywy.

Ale darzyłem miłością nie tylko Rossiego. Siedząc tam przy stole, ująłem jedną ręką dłoń Helen, a drugą spracowaną dłoń jej matki, i mocno je uścisnąłem. W jednej chwili świat, w którym wzrosłem i w który wierzyłem bez zastrzeżeń, jego obyczaje i obowiązujące w nim reguły, świat, który tak dobrze znałem i w gruncie rzeczy kochałem, wydał mi się równie odległy jak galaktyka Mlecznej Drogi. Gdybym nawet chciał, ściśnięte gardło nie pozwoliłoby mi tego wysłowić przed dwoma kobietami. Każda z nich, choć w inny sposób, darzyła Rossiego tak silnym uczuciem, że prawie fizycznie czułem jego obecność wśród nas.

Po chwili Helen gwałtownie wyszarpnęła rękę z mojego uścisku, a jej matka, nie cofając dłoni, po cichu o coś zapytała.

«Chce wiedzieć, w jaki sposób może ci pomóc odnaleźć Rossiego» przetłumaczyła.

«Powiedz, że już bardzo mi pomogła. Zaraz po powrocie do domu przeczytam te listy. Może one naprowadzą nas na jakiś nowy trop. Powiedz też mamie, że kiedy już odnajdziemy Rossiego, będzie pierwszą osobą, która się o tym dowie».

Jej matka skromnie skinęła głową, wstała od stołu i zajęła się duszonym mięsem z jarzynami. Od kuchenki dobiegały cudowne zapachy. Helen łagodnie się uśmiechnęła, jakby powrót do domu matki rekompensował jej wszystko. Czar chwili bardzo mnie ośmielił.

«Zapytaj matkę, czy wie o wampirach coś, co ułatwiłoby nam poszukiwania^

Kiedy Helen przetłumaczyła moje słowa, pojąłem, że swoim pytaniem zburzyłem kruchy spokój panujący w izbie. Jej matka odwróciła twarz, przeżegnała się i przez chwilę zbierała się na odwagę. Helen z uwagą wysłuchała jej odpowiedzi i skinęła głową.

«Mówi, żebyś ani na chwilę nie zapominał o tym, iż wampir potrafi zmieniać kształt. Może pojawić się przed tobą w każdej formie».

Chciałem wiedzieć, co to dokładnie znaczy, ale matka Helen zdjęła właśnie z ognia garnek i drżącymi rękami nakładała na talerze jedzenie. Niewielką izbę wypełniło ciepło płynące od pieca oraz rozkoszna woń mięsa i świeżego chleba. Matka Helen nieustannie się dookoła mnie krzątała. Podawała chleb, klepała po ramieniu, dolewała herbatę. Jedzenie było niewyszukane, lecz bardzo smaczne i syte. Izbę złociło słoneczne światło, wpadające przez frontowe okno.

Po posiłku Helen wyszła na zewnątrz, by zapalić papierosa, a jej matka oprowadziła mnie po całym obejściu. Na tyłach domu znajdował się drewniany kurnik z gdaczącymi kurami i klatką z dwoma królikami o długich uszach. Matka Helen wzięła jednego na ręce i stojąc obok siebie, gładziliśmy stworzenie po miękkim futerku. Zwierzak mrużył ślepka i wszelkimi sposobami próbował wyrwać się na wolność. Z okna w domu zaczął dobiegać brzęk zmywanych przez Helen naczyń. Słońce prażyło mocno, a z otaczających dom pól dochodziły odgłosy grasujących w gęstej trawie owadów. Kojąca atmosfera napawała ogromnym optymizmem.

Nadeszła pora rozstania. Nie mogliśmy się spóźnić na jedyny tego dnia autobus. Schowałem do teczki listy Rossiego. Kiedy ponownie wyszliśmy przed dom, matka Helen zatrzymała się w progu drzwi. Najwyraźniej nie miała zamiaru odprowadzać nas przez całą wieś na przystanek autobusowy. Uścisnęła serdecznie obie moje dłonie i bacznie popatrzyła mi w twarz.

«Życzy ci bezpiecznej podróży i abyś znalazł to, za czym tęsknisz» przetłumaczyła Helen.

Popatrzyłem głęboko w ciemne oczy starej niewiasty i podziękowałem z całego serca. Na pożegnanie przytuliła do siebie córkę, pełnym żałości gestem ujęła w dłonie jej twarz, po czym wypuściła z objęć.

Na skraju ulicy odwróciłem się jeszcze raz w stronę matki Helen. Stała w drzwiach, opierając się o framugę, jakby nagle zabrakło jej sił. Postawiłem na ziemi teczkę i szybko wróciłem do domu. Objąłem ją, i mając wciąż przed oczyma obraz Rossiego, pocałowałem w pokryty zmarszczkami policzek. Przytuliła się do mnie, kładąc mi głowę na ramieniu. Nieoczekiwanie wyrwała się z mych ramion i zniknęła wewnątrz domu. Pomyślałem, że poniosły ją emocje i chce być sama, ale w chwilę później pojawiła się ponownie. Ku memu zdumieniu wsunęła mi w dłoń malutki, twardy przedmiot, zaciskając na nim moje palce.

Kiedy otworzyłem dłoń, ujrzałem srebrny pierścionek z niewielkim herbem. W jednej chwili zrozumiałem, że jest to pierścionek Rossiego, który chce zwrócić mu za moim pośrednictwem. Na jej twarzy pałał gorący rumieniec, czarne oczy lśniły osobliwym blaskiem. Pochyliłem się i ponownie ją pocałowałem, tym razem w usta. Wargi miała ciepłe i słodkie. Gdy wypuściłem ją z ramion i powoli odwracałem się w stronę pozostawionej teczki i czekającej na skraju ulicy Helen, ujrzałem spływającą po jej policzku łzę. Poeci twierdzą, że nie istnieje tylko jedna łza. I zapewne mają rację, jej łzie towarzyszyła moja".

«Gdy tylko wsiedliśmy do autobusu, natychmiast wyjąłem z teczki listy Rossiego i ostrożnie otworzyłem pierwszy. Byłem pod wrażeniem, w jaki sposób Rossi strzegł prywatności swego adresata, używając jedynie nom-de-płume… nom-de-guerre, jak to określał. Ponowny widok pisma Rossiego wywarł na mnie piorunujące wrażenie: takie samo, jakie zapamiętałem z pożółkłych kartek jego innych listów.

«Zamierzasz je teraz czytać?» – spytała ze zdziwieniem Helen, pochylając się nad moim ramieniem.

«Chcesz czekać?»

«Nie» – odparła".

45

20 czerwca 1930 r.

Drogi Przyjacielu!

Brakuje mi wprost słów, by wszystko Ci powiedzieć, więc siedząc z piórem w dłoni, tęsknię tylko za Twoim towarzystwem. Zdziwiłbyś się, widząc to, co ja teraz oglądam. Sam byłem dziś zdumiony -podobnie jak Ty byłbyś zaskoczony widokami przewijającymi się przed moimi oczami, choć nie mam zielonego pojęcia, jak się tu znalazłem. Pociąg zmierza do Bukaresztu. Wielki Boże, człowieku, słyszę Twój głos w gwiździe lokomotywy. Ale to prawda. Wcale nie miałem zamiaru tu jechać, ale w jakiś zadziwiający sposób znalazłem się w tym miejscu. Jeszcze kilka dni temu przebywałem w Stambule, prowadząc pewne badania, i wtedy okryłem coś, co sprawiło, że musiałem udać się w te strony. Wcale tego nie chciałem. Prawdę mówiąc, jestem przerażony, ale coś zmusiło mnie do tego wyjazdu. Jesteś starym racjonalistą, więc trudno będzie Ci mnie zrozumieć, ale modlę się, by podczas tej podróży zachowywać się tak samo rozsądnie, jak Ty byś się zachował. Aby odnaleźć to, czego szukam, muszę postępować tak, by zachować każdy skrawek mnie, i jeszcze więcej.

Pociąg zwalnia, dojeżdżając do kolejnego miasta. A więc śniadanie. Przestaję pisać. Do listu wrócę później.

Bukareszt – po południu

Jestem załamany, gdyż to, co miało być odpoczynkiem dla mego umys łu, wprowadziło w nim jeszcze większy zamęt. Panuje straszliwy skwar. Sądziłem, że trafię w górską, chłodną krainę, ale zapewne nie dotarłem jeszcze do tych rejonów. Miły hotel, Bukareszt przypomina mały Paryż Wschodu, wielki i nieduży zarazem, troszeczkę spłowiały. Obecną ele gancką formę nadano mu zapewne w osiemnastym lub dziewiętnastym wieku. Długo czekałem na taksówkę, jeszcze więcej czasu zajęło mi znale zienie hotełu, ale mój pokój jest wygodny, mogę w nim odpocząć, zażyć kąpieli i zastanowić się, co robić dalej. Nie zamierzam tu zostawać dłu żej, ale zapewne powód mego przybycia do tego kraju potraktujesz jako majaczenie chorego psychicznie człowieka. Krótko i zwięźle: przywiodła mnie tu, jako historyka, postać Draculi – nie hrabiego Draculi z hollywoodzkich plenerów filmowych - lecz Mada IV, piętnastowiecznego tyrana władającego Transylwanią i Wołoszczyzną, który ze wszystkich sił stawiał zaciekły opór osmańskim najeźdźcom. Ostatni tydzień spędziłem w Stambule, przeglądając w pewnym tureckim archiwum dotyczące go dokumenty. Natknąłem się tam na unikalne mapy mogące być wskazówką do zlokalizowania grobu księcia. Dokładny powód mych studiów wyjaśnię Ci po powrocie do domu, więc teraz proszę o cierpliwość i wyrozumiałość. A moją wyprawę, stary mędrcze, możesz przypisać mej młodzieńczej niecierpliwości i brawurze.

Tak czy owak, choć wiem, że zabrzmi to głupio, mój pobyt w Stambule zakończył się bardzo przykro i jestem śmiertelnie wystraszony. Ale jak sam najlepiej wiesz, kiedy coś zacznę, niełatwo rezygnuję ze swoich zamierzeń. Wróciłem tu ze sporządzonymi własnoręcznie kopiami tamtych map, by poszukać bliższych informacji na temat grobowca Draculi. Muszę ci wyjaśnić, iż najprawdopodobniej pochowany został w monasterze na wyspie na jeziorze Snagov w zachodniej Rumunii. Kraina ta nosi nazwę Wołoszczyzny. A jednak na odkrytych przeze mnie w Stambule mapach, choć wyraźnie zaznaczono na nich grobowiec, nie widnieje żadna wyspa, żadne jezioro ani kraina przypominająca topografią zachodnią Rumunię. Zawsze uważałem, że najpierw trzeba sprawdzić rzeczy oczywiste, gdyż one zazwyczaj podsuwają właściwe rozwiązanie. Postanowiłem zatem udać się z mapami nad jezioro Snagov i osobiście stwierdzić, iż nie ma tam żadnego grobowca. Widzę już, jak kiwasz głową, dziwiąc się memu uporowi. Nie wiem jeszcze, w jaki sposób się tam dostanę, ale nie zamierzam rozpoczynać poszukiwań w innych miejscach, zanim nie zweryfikuję tego tropu. Istnieje bowiem możliwość, że mapy te stanowią jakąś starodawną mistyfikację. W każdym razie zdobędę niezbity dowód na to, iż tyran spoczywa snem wiecznym tam i że zawsze tak było.

Piątego muszę być z powrotem w Grecji, więc mam niewiele czasu na tę wyprawę. Chcę tylko sprawdzić, czy mapy właściwie opisują miejsce usytuowania grobowca. Powodu, dla którego chcę to sprawdzić, nie jestem w stanie wytłumaczyć nawet Tobie, stary Przyjacielu. Chciałbym sam go znać. Moją rumuńską eskapadę zamierzam zakończyć, na tyle, na ile pozwoli mi czas, zwiedzeniem Wołoszczyzny i Transylwanii. Z czym kojarzy Ci się nazwa «Transylwania "… tak, tak, wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałeś. Mnie kojarzy się z dzikimi, przepięknej urody górami, starodawnymi zamkami, wilkołakami i wiedźmami – z krainą czarów, guseł i zabobonów. Jak więc, wkraczając do takiego królestwa, mam wierzyć, że wciąż jeszcze jestem w Europie? Ale nie bój się, kiedy już tam do trę, niezwłocznie powiadomię Cię, czy to naprawdę jest jeszcze Europa, czy jakaś inna, baśniowa kraina. Teraz Snagov – wyruszam tam jutro.