Изменить стиль страницы

– Wszystko w porządku.

– Nieprawda – zaprzeczył, wziął od niej puszkę i otworzył ją. – Nie jestem… – Urwał, jakby szukał właściwego określenia. – Zwykle nie jestem aż taki samolubny.

– Nie ma o czym mówić – odparła, chociaż jego pokrętne tłumaczenie podniosło ją trochę na duchu. Zanurzyła koniec pędzla w topniku i zaczęła go rozsmarowywać na końcu oszlifowanego już kolanka leżącego na stole. – Chciałam z tobą porozmawiać o tym szkielecie.

Mina mu zrzedła. W oczach pojawiły się błyski rezerwy.

– A konkretnie?

– To szczątki kobiety. W dodatku bardzo młodej.

Popatrzył na nią badawczo.

– Jesteś pewna?

– Kształt czaszki nie zostawia żadnych wątpliwości. Mężczyźni mają zwykle większe głowy. – Sięgnęła po taśmę i zmierzyła odległość między mocowaniami kranu w zlewie a wylotem kurka przy podłodze. – A ich czaszki są cięższe i zazwyczaj mają wałki kostne nad otworami oczodołów. – Odmierzyła tę samą długość na odcinku rury i zaznaczyła miejsce cięcia. – Ponadto mężczyźni mają dłuższe kły i szersze kręgi w kręgosłupie. – Wsunęła rurę pod gilotynę i szybko odcięła potrzebny fragment. – I przede wszystkim mają inną budowę miednicy. U kobiet są one szersze, przystosowane do rodzenia dzieci. – Zaczęła lekko czyścić płótnem ściernym koniec odciętego kawałka rury. – I mają wysuniętą kość łonową. Jeśli jej rozstaw jest mniejszy od dziewięćdziesięciu stopni, mamy do czynienia z kośćmi mężczyzny, a jeśli większy, to na pewno szkielet kobiety.

Jeffrey zaczął pospiesznie smarować koniec rury topnikiem, podczas gdy ona włożyła okulary ochronne. Z obojętną miną nasunął kolanko na rurę, czekając, aż Sara zapali palnik.

– A skąd wiesz, że zginęła w młodym wieku?

Sara wyregulowała płomień i skierowała go na łączenie, czekając, aż topnik zacznie wrzeć.

– Też po miednicy, której przednie części schodzą się przy kości łonowej. Jeśli ich krawędzie są pomarszczone i nierówne, oznacza to, że mamy do czynienia ze szkieletem młodej osoby. U ludzi starszych krawędzie są wygładzone.

Zgasiła palnik i przytknęła do rozgrzanej rury lut, obserwując, jak się topi i wypełnia łączenie.

– Poza tym, w przedniej części miednicy jest zagłębienie. U kobiety, która urodziła dziecko, pozostaje wyraźna szczelina w miejscu, gdzie kości się rozsunęły, by główka dziecka mogła się między nimi przecisnąć.

Odniosła wrażenie, że Jeffrey na chwilę wstrzymał oddech. Nie doczekawszy się na dalsze wyjaśnienia, zapytał:

– A ona miała dziecko?

– Tak. Na pewno rodziła.

Wyciągnął trzymany kawałek rury przed siebie.

– Kim jest Julia? – zapytała. Westchnął ciężko.

– Neli ci nie powiedziała?

– Kazała zapytać ciebie. Przesunął się, oparł plecami o szafkę, ułożył łokcie na kolanach i zapatrzył się w podłogę.

– To stara historia.

– Jak stara?

– Sprzed dziesięciu lat. Może nawet starsza.

– I co?

– Julia była… Sam nie wiem. Może zabrzmi to głupio, ale była tutejszą ladacznicą. – Otarł dłonią usta. – Robiła różne rzeczy. No, wiesz… dotykała chłopców. – Zerknął na nią i szybko odwrócił wzrok. – Wszyscy gadali, że bierze w usta, jeśli kupi się jej coś fajnego. Jakiś ciuch, lunch czy coś innego. Była bardzo biedna, więc…

– Ile miała lat?

– Była w naszym wieku. Chodziła ze mną i Robertem do jednej klasy.

Sara zaczęła się domyślać, co będzie dalej.

– Kupiłeś jej kiedyś coś ładnego? Spojrzał na nią z obrażoną miną.

– Nie. Nigdy nie musiałem płacić za takie rzeczy.

– No tak, jasne.

– Chcesz usłyszeć coś więcej, czy nie?

– Chcę usłyszeć, co się z nią stało.

– Po prostu pewnego dnia zniknęła – odparł, wzruszając ramionami. – Kręciła się po ulicach i nagle przepadła.

– Ale na tym nie koniec, prawda?

– Nie mogę… – urwał, a po chwili dodał: – Znalazłem to wczoraj w jaskini. – Sięgnął do kieszeni i wyciągnął złoty łańcuszek z wisiorkiem.

– Dlaczego od razu mi nie powiedziałeś? Otworzył wisiorek w kształcie serduszka i spojrzał na jego zawartość.

– Nie wiem. Po prostu… – zawahał się. – Nie chciałem, żebyś dowiedziała się o mnie jeszcze jednej złej rzeczy.

– Jakiej?

– To tylko plotki – bąknął, patrząc jej w oczy. – Zwykłe plotki, Saro. Takie same bzdury, jakich mnóstwo wygadywano o mnie w tym mieście. Wystarczy, że raz się coś przeskrobie, a wszyscy obarczają cię winą za wszystko inne.

– Za co obarczają cię tu winą? Zacisnął łańcuszek w garści.

– Pokazałem go Hossowi, ale nawet nie chciał o tym słyszeć.

Sara popatrzyła na tandetne pozłacane serduszko i wklejone w środku dwie fotografie. Przedstawiały małe dzieci, jeszcze niemowlęta mające najwyżej po kilka tygodni.

– Zawsze nosiła ten łańcuszek – ciągnął Jeffrey. – Wszyscy go widzieli na jej szyi, nie tylko ja. – Zaśmiał się chrapliwie. – Tyle że nikt nie miał pojęcia, co zrobiła, żeby go zdobyć. Na pewno go nie ukradła, bo i skąd. Gdy któregoś dnia przyszła do szkoły w nowej sukience, zaczęliśmy wymyślać najgorsze rzeczy: kto jej kupił i za co. A tym… – Uniósł nieco wyżej wisiorek -…przed wszystkimi się chwaliła. To był jej największy skarb. Myślała, że jest sporo wart. A to przecież nawet nie jest złoto, tylko pozłacana blaszka. – Przygarbił się i znowu wbił spojrzenie w ziemię. – Aż nie chce mi się myśleć, co zrobiła, żeby to zdobyć.

– Wygląda dość staro. Może to jeszcze nie antyk, ale ma dużo lat.

Wzruszył ramionami.

– Na zdjęciach to jej dzieci?

Obrócił wisiorek do siebie i popatrzył na fotografie.

– Nie wiem.

– Zatem już wczoraj w jaskini wiedziałeś, że to jej szkielet? – zapytała, nadal zachodząc w głowę, czemu od razu jej nie powiedział.

– Aż bałem się tak myśleć – odparł. – Przez całe życie dręczyło mnie poczucie winy za coś, czego nie powinienem się wstydzić i na co nie miałem żadnego wpływu. – Jeszcze raz westchnął ciężko. – Za swoich rodziców, dom, w którym się wychowywałem, moje ubrania. Przez ten wstyd za wszelką cenę chciałem wszystkim udowodnić, że jestem lepszy, niż na to wyglądam. – Odwrócił głowę w bok. – Właśnie dlatego wyjechałem, chciałem uciec stąd jak najdalej i nigdy nie wracać. Miałem dość bycia synem Jimmy’ego Tollivera. Miałem dość świdrujących spojrzeń ludzi, którzy obserwowali mnie na każdym kroku, czekając tylko, aż mi się noga powinie.

Sara milczała.

– Ty postrzegasz mnie tylko z tej dobrej strony – dodał.

Przytaknęła ruchem głowy, bo nie mogła zaprzeczyć, choć zdrowy rozsądek podpowiadał jej co innego.

– Dlaczego? – zapytał z naciskiem, jakby nie potrafił tego zrozumieć.

– Bo nie chcę… – urwała i wzruszyła ramionami. – Właściwie to sama nie wiem. Logika podpowiada mi tyle różnych rzeczy, jednak… – Postanowiła wyrazić to jak najprościej. – Czuję to tutaj. – Postukała się palcem w piersi. – Uczucia, które we mnie wzbudzasz, kiedy się kochamy, kiedy starannie zawiązujesz mi buty na kokardkę, żeby się nie rozwiązały, kiedy mnie słuchasz… choćby tak, jak teraz, jak gdybyś cały zamieniał się w słuch, bo naprawdę chcesz wiedzieć, co myślę… – Przypomniała sobie o liście żołnierza, który jej przeczytał dwa dni temu, chociaż miała wrażenie, że od tamtej pory minęły lata. Uznała jednak, że to dobry odnośnik i dodała: – Przecież ty również postrzegasz we mnie tylko to, co dobre.

Chwycił ją za rękę.

– Ta historia ze szkieletem… Pewnie rozpęta tutaj istną burzę.

– Dlaczego?

– Z powodu… Julii – rzekł z ociąganiem, jakby imię dziewczyny nie chciało mu przejść przez gardło. – Jesteś mi potrzebna, Saro. Bardzo pragnę, żeby ktoś widział mnie takim, jakim jestem naprawdę.

– Wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim chodzi.

– Nie mogę – rzucił. Wydało jej się, że dostrzega łzy w jego oczach, ale szybko odwrócił głowę i mruknął: – To nazbyt skomplikowane. Myślałem, że może Robert…

– A co on ma z tym wspólnego? Z trudem przełknął ślinę.

– Przyznał się, że ją zamordował.

Sara mimowolnie przytknęła dłoń do piersi.

– Co takiego?

– Powiedział mi to wczoraj.

– Rano?

– Nie, już po tym, jak znaleźliśmy szkielet. – Otworzyła usta, chcąc wyjaśnić, że to nie ma żadnego sensu, lecz dodał szybko: – Pokazałem mu łańcuszek, a on powiedział, że ją zabił, uderzył kamieniem w głowę.

Odchyliła się na oparcie krzesła, zastanawiając się gorączkowo nad tym, co usłyszała.

– Powiedziałeś mu wcześniej, że czaszka jest pęknięta?

– Nie.

– To skąd miałby o tym wiedzieć?

– Może dowiedział się od Hossa. Czemu pytasz?

– Bo to pęknięcie wcale nie było przyczyną jej śmierci. Powstało co najmniej trzy tygodnie wcześniej.

– Jesteś tego pewna?

– Jak najbardziej. Kość to także żywa tkanka. Pęknięcie zaczynało się już zrastać, kiedy zginęła.

– Dla mnie wyglądało tak, jakby ktoś rozłupał jej głowę.

– To jeszcze coś innego. Dziura została wybita w czaszce dużo później. Może ciężki odłamek oderwał się od skały albo jakieś zwierzę… – zawahała się, nie chcąc tłumaczyć, jakich spustoszeń w ludzkich szczątkach potrafią dokonać zwierzęta. – Ze względu na brak skóry i tkanek miękkich nie umiem dokładnie powiedzieć, na ile przed śmiercią odniosła to obrażenie, które mogło być wynikiem uderzenia kamieniem w głowę. To jednak nie ma znaczenia, bo przyczyną śmierci było pęknięcie kości gnykowej.

– Jakiej?

– Gnykowej – powtórzyła, unosząc rękę do gardła. – To taka mała kostka tutaj, w kształcie litery U. Nie mogła pęknąć sama z siebie. Ktoś musiał ją bardzo silnie nacisnąć, chciał udusić dziewczynę, albo uderzył ją w krtań tępym narzędziem. – Popatrzyła na Jeffreya, próbując ocenić jego reakcję. – Ta kostka nie tylko pękła, ale rozłamała się na dwie części.

Wyprostował się.

– Jesteś tego pewna?

– Pokażę ci, jeśli chcesz.

– Nie – mruknął, chowając łańcuszek do kieszeni. – Dlaczego więc Robert twierdzi, że ją zabił, kiedy tego nie zrobił?